Reklama

Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. Ale ja, jako analityczka finansowa, wiem jedno – brak pieniędzy może zrujnować wszystko, łącznie z największą miłością. Moje życie do niedawna było zbalansowane, uporządkowane, przejrzyste. Mieszkanie kupione na kredyt, który spłacałam punktualnie co miesiąc. Oszczędności podzielone na lokaty i fundusz awaryjny. Plan emerytalny, prywatne ubezpieczenie, jasne cele. Wszystko miało swój logiczny sens. Do czasu aż w moim życiu pojawił się Michał.

Reklama

Poznaliśmy się trzy lata temu na imprezie u znajomych. On – fotograf, dusza artysty, z błyskiem w oku i uśmiechem, który rozbrajał moje cyniczne podejście do życia. Moje serce, tak długo zamknięte, zaczęło powoli mięknąć przy jego czułości, jego wizjach przyszłości i planach, które zazwyczaj nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Kochałam go. Nadal kocham. Ale od początku wiedziałam, że różnimy się w jednym – ja planuję, on improwizuje.

Poczułam lęk

To był zwyczajny wieczór. Michała nie było w domu, coś robił w studiu. Szukałam koperty z umową z banku w szufladzie biurka. I wtedy zobaczyłam to. Małe, eleganckie pudełko i obok – paragon. Serce zabiło mi szybciej. Nie dlatego, że domyśliłam się, co jest w środku. Tylko dlatego, że zobaczyłam sumę. Kwota, która odpowiadała wszystkim jego oszczędnościom. Zamarłam. Palce mi zadrżały. Wzięłam pierścionek do ręki, ale nie poczułam tej euforii, którą pokazują w filmach. Poczułam lęk. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy mogę budować życie z kimś, kto tak lekkomyślnie podejmuje decyzje? Patrzyłam na rachunek już któryś raz z rzędu, jakby za którymś razem miało się okazać, że źle przeczytałam. Ale kwota się nie zmieniła. 17 800 złotych. Michał wyczyścił całe swoje konto. Wszystko, co odkładał przez ostatnie miesiące, poszło na ten pierścionek. Zamiast ekscytacji poczułam zimny ucisk w żołądku. Z każdą sekundą zamiast wdzięczności rosło we mnie coś, czego nie potrafiłam od razu nazwać. Rozczarowanie? Strach? A może złość?

Przypomniałam sobie, jak nie raz mówił z uśmiechem, że „pieniądze są po to, żeby je wydawać”, a „miłość nie zna ceny”. Wtedy brzmiało to uroczo. Teraz – naiwnie. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Bo jeśli ktoś dla symbolicznego gestu potrafi zaryzykować finansową stabilność, to co zrobi, kiedy trzeba będzie podjąć trudniejsze decyzje? Zadzwoniłam do Kingi. Potrzebowałam kogoś, kto spojrzy z boku.

– O matko, serio aż tyle? – zapytała po chwili ciszy.

– Tak. I nie chodzi o to, że nie chcę pierścionka. Chodzi o to, że… że to mnie przeraża.

– A jeśli on zawsze będzie robił takie rzeczy?

Nie odpowiedziałam. Bo nie znałam odpowiedzi.

Serce waliło mi jak oszalałe

Michał wrócił późno. Siedziałam na kanapie w piżamie, udając, że czytam. Serce waliło mi jak oszalałe. Miałam zapytać o rachunek, porozmawiać spokojnie. Ale on wszedł do salonu, uśmiechnięty, z tym błyskiem w oczach, który znałam aż za dobrze.

– Mam coś dla ciebie.

Zamarłam. I wtedy uklęknął.

– Wiem, że jesteś poukładana, że wszystko planujesz. Ale są rzeczy, których nie da się zaplanować. Kocham cię. Chcę budować z tobą życie. Nawet jeśli ty je liczysz w tabelkach, a ja w momentach. Wyjdziesz za mnie?

Widziałam w jego oczach nadzieję. Tę dziecięcą wiarę, że wszystko będzie dobrze. A ja… chciałam uciec. Moje „tak” ugrzęzło mi w gardle. W końcu skinęłam głową. Nie z miłości, ale z paniki. Uśmiechnął się, objął mnie, włożył pierścionek na palec. A ja… nie czułam nic. Tylko ciężar.

– Ile on kosztował? – szepnęłam, gdy euforia opadła.

Zawahał się.

– Nieistotne. Najważniejsze, że jesteśmy razem.

– Dla mnie to istotne. Wydałeś wszystko?

Cisza. Patrzył na mnie z wyrzutem.

– Zrobiłem to dla nas! Dla ciebie!

– A kto cię prosił, żebyś wydawał wszystko? Czy tak będzie wyglądać całe nasze życie?!

Wstał. Głos mu zadrżał.

– Naprawdę? W tej chwili myślisz tylko o pieniądzach?

– Bo ktoś musi! – krzyknęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

Staliśmy naprzeciw siebie. Wiedziałam, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama.

Pierścionek ciążył mi na palcu

Nie spałam tej nocy. Leżałam nieruchomo z zamkniętymi oczami. Michał też nie spał. Czułam, jak się wierci, a potem cicho wymyka się z sypialni. Wstałam po chwili. Przylgnęłam do drzwi salonu i usłyszałam jego głos.

– Nie wiem, stary… Zrobiłem wszystko, co mogłem. Kupiłem pierścionek, wydałem całe oszczędności, bo chciałem, żeby to było coś wyjątkowego… A ona… Ona patrzy tylko na faktury.

Cisza. Słuchał kogoś po drugiej stronie. Głos miał drżący.

– Czuję się jak idiota. Jakbym się odkrył, a ona… spojrzała na mój gest jak na błąd w tabelce. Może ona nigdy mnie tak naprawdę nie rozumiała?

Zacisnęłam powieki. To bolało. Nie chciałam, żeby cierpiał. Ale nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co będzie dalej. O kredycie, o dzieciach, o codzienności. Czy ja naprawdę muszę być tą, która zawsze patrzy w przód, podczas gdy on żyje chwilą? Gdy wrócił do sypialni, udawałam, że śpię. Wślizgnął się obok mnie, ale leżeliśmy odwróceni do siebie plecami. Pierścionek ciążył mi na palcu jak wyrzut sumienia.

Zamarłam

W pracy nie mogłam się skupić. Cyferki na ekranie zamieniały się w znaki zapytania. Czy powinnam czuć się winna? Czy miłość naprawdę powinna kosztować tyle… wysiłku? Po południu poszłam na kawę z Kingą. Wiedziała wszystko, nie musiałam nic tłumaczyć.

– No i co teraz? – zapytała.

– Nie wiem. On myśli, że nie cieszę się z zaręczyn. A ja... ja się boję, że go kiedyś znienawidzę za to, że znowu będę musiała wszystko liczyć za dwoje.

Kinga zamieszała herbatę, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– A pamiętasz, jak opowiadałaś o swoim ojcu?

Zamarłam.

– O tym, jak mama ciągle ratowała go z długów, jak przez niego musieliście sprzedać dom?

Skinęłam głową.

– Miłość to za mało, jeśli codziennie boisz się, że on podejmie kolejną głupią decyzję – powiedziała cicho.

Poczułam, jak ściska mnie w żołądku. To była prawda. Michał nie był moim ojcem, ale ta impulsywność… była znajoma. Zbyt znajoma. Wróciłam do domu. Michał siedział przy komputerze, coś montował. Spojrzał na mnie, ale nie powiedział nic. Uśmiechnęłam się blado i zamknęłam się w łazience. Stałam przed lustrem, wpatrując się w pierścionek. Chciałam go. Chciałam jego. Ale nie za wszelką cenę.

Patrzył na mnie długo

Następnego dnia, gdy wróciłam z pracy, Michał już na mnie czekał. Siedział przy stole, trzymając małe pudełko w dłoni. Wyglądał, jakby nie spał całą noc.

– Jeśli chcesz, mogę go oddać – powiedział bez emocji, patrząc na pierścionek. – Zwrot jest możliwy przez siedem dni.

Usiadłam naprzeciwko, powoli.

– Nie chodzi o pierścionek.

– To o co? Bo serio… Nie ogarniam. Myślałem, że zrobię coś wyjątkowego. A ty patrzysz na mnie jak na dziecko, które znowu coś zepsuło.

Zacisnęłam dłonie na kolanach.

– Bo ja się boję, że całe nasze życie będzie na mojej głowie. Że ty się zakochasz w pomysłach, a ja będę się martwić, czy starczy na rachunki.

Patrzył na mnie długo.

– Czyli co? Mamy się rozstać, bo nie mam planu oszczędzania?

– Bo nie wiem, czy się naprawdę znamy. I czy potrafimy ze sobą rozmawiać o rzeczach trudnych.

Milczenie. W końcu Michał skinął głową.

– To może... spróbujmy się poznać od nowa. Albo przynajmniej zrozumieć.

Westchnęłam.

– Spróbować możemy. Ale to musi być wspólna odpowiedzialność. Nie tylko moje kalkulacje i twoje marzenia.

Pierścionek został na stole. Żadne z nas nie miało siły go podnieść.

Miesiąc później Michał się wyprowadził. Bez dramatu, bez trzaśnięcia drzwiami. Zostawił pierścionek. Nie rozstaliśmy się z nienawiści. Rozstaliśmy się z bezsilności. Czasem się zastanawiam, czy go jeszcze kocham. Pewnie tak. Ale wiem już, że miłość to nie zawsze wystarczający powód, by z kimś być. Że niektórych różnic się nie pokona, nie zagada, nie przytuli. Są jak rysa na szybie – czasem ledwo widoczna, ale przy odpowiednim świetle – przeszywająca wzrok. Pierścionek schowałam do szuflady. Nie po to, żeby kiedyś nosić. Raczej po to, żeby pamiętać. Że uczucia, choć piękne, nie zawsze powinny przysłaniać zdrowy rozsądek. Że nie wszystko, co błyszczy, jest tego warte.

Anna, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama