„Mieliśmy pomóc w sprzątaniu domu po zmarłej babci. Uprzątnęłam nie tylko salon, ale i swoje życie”
„Czasami o tym, z kim się wiążemy, decyduje przypadek. Niektórzy nazywają to przeznaczeniem. Najtrudniej jednak rozpoznać znaki, jakie daje nam los. Miałam szczęście, że mój ukochany nie pozostał ślepy na takie wskazówki”.
- Krystyna, lat 35
Tadek był chyba moim najgorszym chłopakiem. Ale gdyby nie on, nigdy nie poznałabym Michała, mojej wielkiej miłości. Choć pomógł nam też… ktoś jeszcze. Pewnego jesiennego tygodnia – a było to wiele lat temu, gdy byliśmy studentami trzeciego roku – przyjaciel mojego ówczesnego chłopaka, Michał, zaprosił nas i jeszcze jedną parę na weekend do domu jego niedawno zmarłej babci nad malowniczym jeziorem. Trzeba było uporządkować chałupę, zobaczyć, co może zostać, a śmieci wyrzucić.
– Uporamy się z tym w czwartkowe popołudnie – obiecał – a następne trzy dni będziemy się obijać, robić grilla w ogródku.
– Pić piwo – mruknął mój chłopak, Tadek.
Spojrzałam na niego z niechęcią. Byliśmy razem od roku i, muszę przyznać, już od kilku miesięcy miałam ochotę z nim zerwać, bo zauważyłam w nim pewne niezbyt przyjemne cechy charakteru. Tylko że wtedy straciłabym kontakt z jego najlepszym przyjacielem, Michałem. Niestety, im mniej mi się podobał Tadek, tym bardziej zakochiwałam się w Michale, który jednak nie zwracał na mnie uwagi w sposób, o jakim bym marzyła. Co było do przewidzenia, w końcu byłam dziewczyną jego przyjaciela, a on nie był świnią. Czasem zadawałam sobie pytanie, czy byłoby tak, gdybym była wolna… Nie miałam jak sprawdzić.
Tak czy inaczej, bardzo się ucieszyłam z zaproszenia, bo to oznaczało, że przez cały weekend będę w towarzystwie Michała. W czwartek po zajęciach zapakowaliśmy się do starego, pojemnego mercedesa Michała i pojechaliśmy.
Zobacz także
Cicho, tylko nikomu o tym nie mów
Domek, który był wybudowany na niewielkim wzniesieniu, wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Coś we mnie szepnęło, że byłoby tu cudownie zamieszkać. Zdałam sobie także sprawę, że okolica przypomina mój niedawny cudowny sen. Jest południe, świeci słońce, a moje dzieci biegają po sadzie i brodzą nogami po kostki w opadłych liściach. Za mną stoi ktoś ukochany… Potem zabraliśmy się do ciężkiej pracy. Mnie przypadło w udziale dokładne wysprzątanie saloniku na parterze. Kiedy do niego weszłam, zobaczyłam na ścianach kilkanaście portretów tej samej kobiety, tylko że w różnym wieku.
– To moja babcia – powiedział Michał, który w pewnym momencie stanął za mną.
W jego głosie była miłość i smutek. Obejrzałam się na niego – patrzył na obraz wiszący nad kominkiem. Starsza kobieta w ciemnobłękitnej sukni siedziała w fotelu i patrzyła na nas z figlarnym uśmiechem w oczach. Jednocześnie przykładała palec do ust, jakby chciała powiedzieć: „Cicho, tylko nikomu o tym nie mów.” Oczy Michała podejrzanie błyszczały.
– To jej ostatni portret. Namalował go jej młodszy brat, malarz, na rok przed swoją śmiercią. To wszystko są jego dzieła.
– Był znany? – spytałam.
– Nie. Malował dla siebie i przyjaciół – Michał spojrzał na mnie, kiwnął głową i odszedł.
Słońce przygasło. Zawsze tak miałam – kiedy był przy mnie, świat jaśniał, potem wszystko ciemniało. Westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam na portret nad kominkiem. Odniosłam wrażenie, że oczy babci Eleonory patrzą na mnie z ciepłym uśmiechem. Jakby znała moją tajemnicę. „Ta miłość już ci się rzuca na mózg. Zaczynasz mieć omamy” – mruknęłam do siebie.
Przeznaczonego ci człowieka poznajesz po przypadku
Zabrałam się do pracy. Skończyliśmy koło drugiej w nocy, gdy wszyscy padaliśmy już na twarz. Mimo to sprzątanie, ku naszemu rozczarowaniu, przeciągnęło się do popołudnia dnia następnego. Wreszcie jednak mieliśmy czas już tylko dla siebie. Ja i Asia postanowiłyśmy skorzystać z ostatnich ciepłych dni i trochę się poopalać. Potem wszyscy pojechaliśmy na kolację do pobliskiego zajazdu. Kiedy zjedliśmy zupę i, popijając piwo, czekaliśmy na drugie danie, poprosiłam Michała, żeby opowiedział nam coś o swojej babci.
– Była piękną i mądrą kobietą – powiedział z wyraźną niechęcią do kontynuowania opowieści.
– Że piękną, to wiem – stwierdziłam. – Teraz czas, żebyś przekonał nas o jej mądrości.
– Wyszła za mąż za wspaniałego faceta, którym był mój dziadek.
– To za mało – orzekła Asia.
– Wiesz może, jak się poznali?
Michał kiwnął głową.
– Tak często mi to opowiadali, że pamiętam dokładnie. To był październik 1943 roku. Dziadek działał wówczas w partyzantce Armii Ludowej, a jego ojciec dołączył do oddziału akowskiego.
– Pewnie żarli się z tego powodu – powiedział Tadek.
– Wręcz przeciwnie, bardzo się kochali. Dziadek mówił, że w obliczu jednego wroga nie było ważne, jaka jest twoja opcja polityczna, w co wierzysz. Byle razem bić tego samego wroga. Tamtego dnia, kiedy dziadek poznał babcię, jego oddział szykował się do uderzenia na niemiecki posterunek. Chcieli zdobyć broń i amunicję. Skryli się niedaleko celu, czekając na odpowiedni moment. Ale gdy dowódca miał dać sygnał do ataku, na ulicy pojawiła się młoda dziewczyna. Szła w stronę posterunku. Dziadek spojrzał na nią, zachwycił się jej urodą i, niewiele myśląc, wyskoczył z ukrycia i spytał: „A dokąd to panienka tak maszeruje?”. Na to babcia, zła, że obcy pyta o nie swoje sprawy, odparła: „A co to kawalera obchodzi?”. Wtedy dziadek na to: „Bo niedługo tu będzie gorąco i panienka w tym ciepłym płaszczu się zgrzeje”. Potem odchylił połę swojego i pokazał ukryty pod nim automat. Babcia zrozumiała w mig. Podziękowała za ostrzeżenie i pocałowała dziadka w policzek. Tak mu się to spodobało, że po wojnie odnalazł tę dziewczynę i poprosił ją o rękę. Babcia bez zastanowienia powiedziała: „tak”. Potem zawsze mi powtarzała, że przeznaczonego ci człowieka poznajesz po przypadku, który stawia go na twojej drodze.
W głębi ulicy zobaczyłam szyld sklepu
– Całe życie składa się z przypadkowych spotkań – powiedziałam. – Jak rozpoznać to właściwe?
Po raz pierwszy Michał spojrzał na mnie z zainteresowaniem.
– Babcia Eleonora twierdziła, że to trudne, bo ludzie nie zwracają uwagi. I że czasem potrzebują pomocy, by dojrzeć szansę.
Tadek, który siedział obok mnie, poruszył się niespokojnie.
– Filozoficzne bzdety – sarknął. – Głodny jestem. Możesz pogonić kelnerkę?
Michał uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo, ja oddałam uśmiech. Było mi tak słodko na duszy, jakbyśmy tymi uśmiechami nawiązali sekretny kontakt. Jakby coś się między nami urodziło.
Spać poszliśmy już po północy. Przyśniła mi się starsza pani z portretu. Jak zwykle siedziała w fotelu w swojej błękitnej sukience. W jej ręku zobaczyłam śliczną żółtą apaszkę w pąsowe róże. Trzymała ją tak, że widziałam metkę. I, jak to we śnie, już wiedziałam, że wyprodukował ją zakład „Witkowski i s-ka”. Kiedy spojrzałam pytająco na babcię Eleonorę, ta przyłożyła palec do ust i szepnęła: „Cicho, tylko nikomu nic o tym nie mów”.
W niedzielę w południe wsiedliśmy do samochodu, by wrócić do miasta. W pobliskiej miejscowości mieliśmy tylko kupić napoje na drogę i ruszać dalej. Gdy wjechaliśmy na jedną z głównych ulic, Michał zamierzał zaparkować przy krawężniku po prawej stronie, naprzeciwko spożywczaka. Wtedy w głębi ulicy zobaczyłam szyld sklepu „Witkowski i s-ka”. Żółta apaszka w pąsowe róże!
– Michał, podjedź tam dalej – szarpnęłam go za ramię. – Pod ten sklep „Witkowski i spółka”.
– Dlaczego? – spojrzał na mnie zdziwiony, a Tadek pociągnął mnie za rękaw, żebym dała spokój.
– Widziałam na wystawie śliczną apaszkę. Taką żółtą w pąsowe róże. Muszę ją kupić. Proszę.
– Jezu, Kryśka, odwala ci? – jęczał Tadek.
Na jej szyi zobaczyłam żółtą apaszkę
Jednak Michał nagle spoważniał, coś mu w oczach błysnęło, wyjechał z miejsca, gdzie już zaparkował, i podjechał pod sklep z pasmanterią i materiałami krawieckimi „Witkowski i spółka”. Kiedy się zatrzymał, za naszymi plecami rozległ się huk. Obejrzeliśmy się wystraszeni. W miejsce, na którym Michał uprzednio parkował, uderzył olbrzymi TIR, który wjechał z rozpędem w szybę wystawową sklepu spożywczego. Gdybyśmy tam parkowali, byłoby po nas…
Wszystkim naraz zrobiło się słabo. Wkrótce podjechały dwie karetki i policyjny radiowóz. Okazało się, że kierowca TIR–a zasłabł. Na szczęście w sklepie nie było klientów i nikt nie ucierpiał.
– Nie wiem, czy wiecie – powiedział nieobecnym głosem Michał – ale w tym miejscu mieścił się sklep dziadka, który był krawcem. Tu szyto piękne ubrania i podobno najładniejsze w okolicy jedwabne apaszki. Babcia uwielbiała zwłaszcza jeden model, żółtą w pąsowe róże. Została w niej pochowana. – Michał spojrzał na mnie.
– Skąd wiedziałaś o apaszce?
– Miałam piękny sen – odparłam cichutko.
W oczach chłopaka zdecydowanie pojawiło się nowe światło. Jakby i on usłyszał w głowie cichy szept: to jest właśnie to spotkanie. Ten przypadek. Rok później byliśmy po ślubie.
Minęło kilka lat. Pewnego jesiennego dnia stałam z mężem w oknie domu nad pięknym jeziorem. Nasze dzieci właśnie wybiegły do ogrodu, gdzie ze śmiechem zaczęły podrzucać do góry jesienne liście. W pewnym momencie wydało mi się, że między nimi stoi starsza kobieta, która z uśmiechem patrzy w okna naszego domu. Na jej szyi zobaczyłam żółtą apaszkę w pąsowe róże. A może to były tylko jesienne liście, którymi wiatr kręcił w powietrzu, jakby i on przyłączył się do dziecięcej zabawy…