„Miesiącami okłamywałem rodziców, że dostałem się na studia. Syn bez dyplomu to dla nich jak grzybowa bez borowików”
„Milczałem, patrząc w talerz. Czułem, jak w środku narasta we mnie gniew i strach. Każde kolejne słowo ojca wbijało się we mnie jak szpilka. W głowie miałem jedną myśl: kłamstwo staje się coraz trudniejsze do utrzymania”.

- Redakcja
Odkąd zdałem maturę – a właściwie jej nie zdałem tak, jak trzeba – żyję w cieniu kłamstwa. Codziennie budzę się z tą samą myślą: co odpowiem dzisiaj, gdy rodzice znów zapytają o studia? Czasem wymyślam bzdury – że system uczelni się przeciąga, że znajomy też jeszcze czeka na odpowiedź. Ale wiem, że to się sypie.
Mieli ambicje
W naszym domu są tylko rozmowy o tym, kto co osiągnął. Ojciec ma swojego ulubionego bohatera – syna kolegi, o którym mówi przy każdej okazji: „Chłopak z głową na karku, dostał się bez problemu”. I wtedy patrzy na mnie, a ja topię się w poczuciu winy, jakby jego oczy wbijały mi w skórę to jedno słowo: porażka.
Matka z kolei ma swoją broń – ciszę. Uśmiecha się przy innych, pyta, czy nie chcę herbaty, ale gdy rozmowa schodzi na studia, milknie i czeka, aż sam się przyznam. A ja milczę jeszcze bardziej. Jedyną osobą, przy której czuję, że mogę oddychać, jest babcia. Ale nawet jej nie powiedziałem prawdy. Jak mógłbym? Ona jedyna pyta mnie nie o to, czy się dostałem, tylko czy coś jadłem.
– Kuba, poczta coś dzisiaj przyniosła? – zapytała matka wczoraj, a ja już miałem przygotowaną odpowiedź.
– Pewnie się spóźniają, mamo. Wszyscy tak mówią.
I wtedy ojciec zarechotał z kpiną:
– Syn Marka dostał się tydzień temu. Poczta do niego jakoś zdążyła.
Czułem, że policzki płoną mi ze wstydu, a w gardle rośnie gula. Uśmiechnąłem się krzywo, jakbym miał wszystko pod kontrolą, ale w środku drżałem. To kłamstwo zaczyna mnie zjadać.
Okłamywałem ich
Kolacja w naszym domu zawsze wyglądała podobnie. Ojciec wracał z pracy, mył się, a potem siadał naprzeciwko mnie i patrzył tak, jakby od mojego zachowania zależał cały jego dzień. Tego wieczoru miał wyjątkowo ciężkie spojrzenie.
– Każdy już dostał potwierdzenie przyjęcia na studia – powiedział, odkładając widelec. – A ty co?
Chciałem odpowiedzieć spokojnie, ale zamiast tego wyrwało mi się ostre zdanie:
– Nie wszystko w życiu jest takie proste.
Ojciec skrzywił się, jakbym właśnie go obraził.
– Proste? Ty zawsze masz wymówkę. Syn mojego kolegi pokazał, że umie coś osiągnąć.
Matka siedziała z boku, próbowała przerwać napięcie.
– Może porozmawiacie później – mruknęła, ale jej głos był pełen rozczarowania. Wcale nie stawała po mojej stronie.
Milczałem, patrząc w talerz. Czułem, jak w środku narasta we mnie gniew i strach. Każde kolejne słowo ojca wbijało się we mnie jak szpilka. W głowie miałem jedną myśl: kłamstwo staje się coraz trudniejsze do utrzymania.
Utrzymywałem pozory
Każdego dnia musiałem wymyślać nowe odpowiedzi. Rano matka pytała, czy sprawdzałem skrzynkę, wieczorem ojciec rzucał ironiczne uwagi. Kiedyś powiedziałem, że list pewnie zaginął. Brzmiało to coraz bardziej sztucznie, ale mówiłem to z uporem, jakby powtarzanie mogło sprawić, że w końcu sami w to uwierzą.
– Kuba, nie rób z nas idiotów. My też kiedyś zdawaliśmy. Wiemy, jak to wygląda – rzucił któregoś dnia ojciec.
Serce zabiło mi szybciej, ale udałem, że nie robi to na mnie wrażenia.
– Jeszcze jest czas – odpowiedziałem, odwracając się do okna.
– Nie wierzę ci.
Jego słowa były jak zimna woda wylana na kark. Czułem, że już nikt nie daje się nabrać. Ojciec stawał się coraz bardziej milczący, a to było gorsze od jego krzyków. Cisza była jak mur, od którego odbijały się moje kłamstwa. Zdarzało mi się rozważać ucieczkę. Myślałem, że spakuję torbę i po prostu zniknę. Może gdzieś daleko nikt nie pytałby o studia, nikt nie porównywałby mnie z cudzymi dziećmi? A jednak każdego dnia zostawałem.
Dowiedzieli się
Prawda dopadła mnie w najmniej spodziewanym momencie. To nie ja się przyznałem, to ojciec sam znalazł sposób, żeby sprawdzić.
– Siadaj – powiedział chłodno.
Usiadłem, czując, że serce wali mi jak młot. Ojciec trzymał w ręku wydruk z internetu. Zobaczyłem nagłówek strony uczelni, tabelę z wynikami. W mojej rubryce widniało jedno słowo: „nieprzyjęty”.
– Wstyd – powiedział tylko.
Nie podniósł głosu, nie tłukł pięścią w stół. To jedno słowo starczyło, żeby wszystko się we mnie rozsypało. Matka stała obok, ale nie odezwała się ani razu. Patrzyła na mnie tak, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Jej milczenie bolało bardziej niż słowo ojca.
– Chciałem wam powiedzieć, tylko… – zacząłem, ale nie dokończyłem.
Ojciec uniósł rękę, jakby ucinał dyskusję.
– Dość. Kłamałeś tyle tygodni.
Nie miałem czym się bronić. Siedziałem skulony na krześle, czując, jak grunt usuwa mi się spod nóg. To, czego się obawiałem od początku, właśnie się wydarzyło. Zawiodłem ich i wiedziałem, że w ich oczach już zawsze będę tym, który przegrał.
Bałem się ich
Następnego dnia spakowałem torbę. Nie było w tym wielkiego planu, raczej odruch, potrzeba ucieczki. Wrzuciłem kilka ubrań i wyszedłem z domu. Pojechałem do babci. Mieszkała w starym domu na obrzeżach miasta. Gdy otworzyła mi drzwi, spojrzała zdziwiona, ale nie pytała. Przytuliła mnie i powiedziała tylko:
– Wchodź, dziecko, zaraz zrobię herbatę.
Te słowa sprawiły, że miałem ochotę się rozpłakać. Ona nie chciała wiedzieć, jakie mam plany, nie oceniała mnie. Po prostu postawiła na stół kubek, podała talerzyk z ciastem i spytała:
– Jadłeś coś?
Zacząłem pracować jako kurier. Znajomy podsunął mi tę robotę. Jeździłem po mieście całe dnie, dźwigałem paczki, a wieczorami wracałem wykończony. Zmęczenie fizyczne było jedynym, co dawało mi spokój. Przynajmniej na chwilę przestawałem myśleć o tym, że zawiodłem rodziców.
Babcia czasami siadała ze mną przy herbacie. Patrzyła uważnie, jakbym chciała zajrzeć do środka.
– Kuba, czemu jesteś taki smutny? – spytała raz.
Nie potrafiłem powiedzieć prawdy.
– Praca ciężka, to wszystko – wymamrotałem.
Kiwnęła głową, nie naciskała. Może wiedziała więcej, niż mówiła.
Czułem się niepotrzebny
Wieczorami, kiedy siedziałem w jej kuchni, zauważałem, jak ogromna różnica jest między nią a moimi rodzicami. Ona pytała, czy nie jestem zmęczony, czy mi smakuje. Oni pytali tylko, co osiągnąłem. U babci czułem się lepiej, ale równocześnie jeszcze bardziej bolało mnie to, że w moim własnym domu nigdy nie było miejsca na zwyczajne: „Jak się czujesz?”.
Praca wciągnęła mnie całkowicie. Z czasem nauczyłem się poruszać po mieście jak po własnej kieszeni, znałem skróty, ulice, zakamarki. Zleceń było coraz więcej, ale nie narzekałem. Im bardziej byłem zmęczony fizycznie, tym mniej miejsca zostawało na myślenie.
Mimo to pustka we mnie rosła. Od rodziców nie miałem żadnego telefonu. Nie zapytali, czy żyję, czy czegoś potrzebuję. Miałem wrażenie, że po prostu wykreślili mnie z życia.
Czasem spotykałem znajomych ze szkoły. Mówili o studiach, o nowych miastach, o planach. Raz, gdy rozwoziłem przesyłki, wpadłem na kolegę z klasy.
– I co, gdzie się dostałeś? – zapytał z uśmiechem.
– Na razie pracuję, zobaczę potem – odpowiedziałem szybko.
Kiwnął głową, ale w jego oczach widziałem politowanie. Czułem się zbędny. Zaczynałem wierzyć, że gdybym nagle zniknął, świat nie zauważyłby różnicy. Miałem wrażenie, że jestem ciężarem, którego nikt nie chce dźwigać.
Jakub, 19 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zawsze myślałam, że rodzina to wszystko, czego potrzebuję. Ale dopiero po rozwodzie zaczęłam cieszyć się życiem”
- „Ufałam mężowi, a on mnie perfidnie zdradził. Zamiast go błagać na kolanach, chciałam zasmakować tego samego grzechu”
- „Byłam zazdrosna, że własne dzieci wolą babcię ode mnie. Zamiast o nie zadbać, walczyłam z własnymi demonami”