„Mieszkam w muzeum PRL-u i wstydzę się tego. Ciasna kawalerka z rodzicami to nie miejsce dla młodego studenta”
„Wstydzę się. Zawsze się wstydziłem. Tego mieszkania, tych warunków, tej ciasnoty. Nigdy nie zaprosiłem do siebie żadnego znajomego. Nawet najbliżsi przyjaciele nie wiedzą, jak mieszkam. Moi rodzice to zwykli, prości ludzie. Nigdy mnie nie zawiedli. Ale ja... ja ich zawiodłem, czując za nich wstyd”.

- Redakcja
Mówią, że każdy powinien mieć swój kawałek przestrzeni. Swój kąt. Ciszę, własny pokój, a najlepiej – mieszkanie. Ja miałem trzydzieści metrów. Trzy osoby. I ściany tak cienkie, że słyszałem, kiedy sąsiadka z góry zakaszlała, a sąsiad z dołu przeklinał na meczu.
Mam na imię Tomek. Mam 21 lat, studiuję chemię na politechnice, i mieszkam z rodzicami w bloku z wielkiej płyty. Nasze mieszkanie to dwa pokoje: jeden dla nich, drugi – niby mój, ale równie często przekształcany w salon, suszarnię i pokój gościnny, gdy przychodzą goście. W łazience wanna z zasłoną w rybki, w kuchni laminowany stół, który pamięta czasy PRL-u. Mam swój kąt przy biurku, które ojciec zrobił z dwóch kozłów i deski. Niby wystarczy, ale…
Wstydzę się. Zawsze się wstydziłem. Tego mieszkania, tych warunków, tej ciasnoty. Nigdy nie zaprosiłem do siebie żadnego znajomego. Nawet najbliżsi przyjaciele nie wiedzą, jak mieszkam. Na uczelni udaję, że wynajmuję pokój z kimś na mieście, czasem mówię, że w akademiku, zależnie od tego, co komu pasuje. Nie chcę, żeby widzieli, że po zajęciach wracam do swojego dziecięcego łóżka, a zamiast imprezowania z ekipą siedzę przy kuchennym stole z mamą i tatą, pijąc herbatę z malinami.
Moi rodzice to zwykli, prości ludzie – ojciec pracuje jako magazynier, mama sprząta w urzędzie. Są pogodni, mają specyficzne poczucie humoru i do wszystkiego potrafią podejść z dystansem. Kochają mnie. Nigdy mnie nie zawiedli. Ale ja... ja ich zawiodłem, czując za nich wstyd.
Czasem marzę, żeby ich nie znać. Albo żeby urodzić się w innym miejscu. Może wtedy nie czułbym tej ciasnoty nie tylko wokół siebie, ale i w sobie. Nie czułbym się gorszy, mniej „na poziomie”. Może wtedy nie musiałbym się bać, że ktoś zapyta: „A gdzie ty mieszkasz?”.
Nie wiedziałem, że wszystko to, czego się wstydziłem, może być dokładnie tym, czego ktoś inny potrzebuje.
Niespodziewana prośba
Siedzieliśmy z Michałem w naszej ulubionej kawiarni niedaleko uczelni. Był środek tygodnia, a lokal jak zwykle tętnił życiem – szum ekspresu, metaliczne stukanie łyżeczek o filiżanki, gwar rozmów. Michał sączył americano, jakby chciał wydłużyć ten moment w nieskończoność, patrzył gdzieś w bok, nie w moją stronę. Wiedziałem, że coś go gryzło.
– Stary, mam problem – odezwał się w końcu, zerkając na mnie kątem oka. – Wyrzucili mnie z akademika.
Prawie zakrztusiłem się swoją herbatą. Nie spodziewałem się tego, choć z Michałem bywało różnie. Był wygadany, pewny siebie, zawsze coś kombinował, ale nigdy nie sądziłem, że dojdzie do takiego punktu.
– Jak to? – zapytałem, starając się zachować spokój.
– Długa historia. Nie zapłaciłem za dwa miesiące, bo stary mi nie przelał. Mama nic nie wie. Dyrektor się wkurzył, dał mi czas do końca tygodnia, a dzisiaj mi powiedzieli, że mam się wynosić. Mam jeszcze graty tam, ale muszę zorganizować coś na już. No i tak sobie myślę...
Spojrzał na mnie uważnie, a ja już przeczuwałem, co zaraz powie. Mój żołądek się zacisnął.
– Masz może miejsce u siebie na jedną noc? Serio, tylko jedną. Jutro coś ogarnę.
Zamarłem. W głowie od razu pojawiły się wszystkie moje lęki: nasza łazienka z odrapaną wanną, kuchnia z krzywym taboretem, pokój, w którym musielibyśmy spać na zmianę albo razem na rozkładanym tapczanie. I moi rodzice. Pełni entuzjazmu, jak zawsze, ale… dla mnie to była pułapka. Z jednej strony nie chciałem odmówić, a z drugiej... byłem przerażony.
Miałem złe przeczucia
Próbowałem jakoś wymigać się z tej całej sytuacji, zacząłem wymyślać kolejne wymówki, ale nie byłem zbyt przekonujący.
– U mnie? – zapytałem, starając się, by mój głos nie zadrżał. – No... wiesz, u mnie nie ma warunków. Mało miejsca, ciasno i...
Michał uniósł brwi i parsknął śmiechem.
– Tomek, serio? Spokojnie, nie jestem wymagający. Nie potrzebuję hotelu z pięcioma gwiazdkami, tylko dachu nad głową.
Zacisnąłem dłonie na filiżance. Słowa utknęły mi w gardle. A potem, nie wiedzieć czemu, po prostu się zgodziłem.
– No dobra. Ale ostrzegam, jest naprawdę skromnie.
Michał poklepał mnie po ramieniu.
– Stary, wiesz, że mnie to nie rusza.
Ale mnie ruszało. Całą drogę do domu myślałem, co powiedzą rodzice. Jak zareagują. Czy Michał nie zauważy tego wszystkiego, czego ja się wstydzę? A może... zauważy za dużo i stanę się pośmiewiskiem? Naprawdę chciałem mu pomóc, ale poczucie wstydu mnie paraliżowało. Teraz jednak nie było już odwrotu.
Miałem mnóstwo obaw
Wróciliśmy późnym popołudniem. Kiedy otwierałem drzwi, serce waliło mi jak oszalałe. Michał wszedł za mną, rozejrzał się szybko po korytarzu, w którym stał stary wieszak i pęknięte lustro, a potem usiadł na krzesełku, jakby był u siebie.
– Mama, to Michał. Z uczelni – rzuciłem, zanim zdążyłem się rozmyślić.
– Ooo, to ty jesteś ten geniusz od chemii? – rozległ się głos z kuchni. Mama wyszła w fartuchu, z mąką na dłoniach, i uśmiechnęła się serdecznie.
– Skąd pani wie? – zapytał Michał, wyraźnie zaskoczony.
– Tomek mówił. Wypowiadał się o tobie w samych superlatywach.
Ojciec w tym czasie już przynosił drugie krzesło do kuchni.
– Siadajcie chłopaki, akurat kończę smażyć placki ziemniaczane. Głodni jesteście pewnie.
I nagle, mimo moich lęków, wszystko potoczyło się naturalnie. Michał żartował z tatą, mama dokładała nam kolejne porcje placków, a ja siedziałem w środku tego wszystkiego, jakbym widział to po raz pierwszy. Patrzyłem, jak Michał się uśmiecha, jak odpowiada z szacunkiem, jak śmieje się, gdy mama opowiada jakąś rodzinną anegdotę. Nie komentował braku przestrzeni, nie patrzył z góry na stare meble.
Patrzył na ludzi. I chyba podobało mu się to, co widział.
Byłem w błędzie
Obudziłem się wcześniej niż zwykle. Michał jeszcze spał na rozkładanym fotelu, który nocą skrzypiał przy każdym jego ruchu. Przeszedłem do kuchni, gdzie mama już szykowała śniadanie. Zaparzyła herbatę, ustawiła talerze. Ojciec czytał gazetę. Wszystko było jak zawsze, ale ja czułem w powietrzu coś innego.
Michał przyszedł chwilę później, przecierając oczy. Usiadł do stołu, podziękował za kanapki i długo milczał. Dopiero kiedy mama wyszła do łazienki, a ojciec zajął się majsterkowaniem, odezwał się cicho:
– Zazdroszczę ci.
Spojrzałem na niego, zaskoczony.
– Czego?
– Tego wszystkiego. Tego ciepła. U mnie w domu zawsze zimno i cicho. Jakby nikogo tam nie było. A tu... jakby się żyło naprawdę.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Patrzyłem na niego i czułem, że mówi szczerze. Po raz pierwszy tak szczerze, bez swojego zwyczajowego luzu.
– Zawsze chciałem mieć więcej miejsca... własny pokój, ciszę, spokój.
– Nie, stary. Masz coś, czego u mnie nigdy nie było – przerwał mi. – Masz dom. Nie mieszkanie. Dom.
Zamilkłem. Siedzieliśmy tak chwilę, aż z łazienki dobiegł głos mamy, pytającej, czy ktoś nie chce jajek na twardo. Michał uśmiechnął się lekko, jakby właśnie to było najważniejsze pytanie tego poranka.
A ja po raz pierwszy poczułem, że mój wstyd... może nie miał podstaw.
W końcu to doceniłem
Szliśmy razem na uczelnię, ale ja myślami byłem gdzieś indziej. Michał mówił coś o kolokwium, o tym, że chemia organiczna to jednak koszmar, ale ja ledwo go słuchałem. W głowie wciąż miałem jego słowa z kuchni. „Masz dom”. Brzmiały w mojej głowie, jakby dopiero teraz ktoś wcisnął jakiś przycisk i odsłonił mi coś, czego wcześniej nie zauważałem.
Gdy się pożegnaliśmy, nie od razu wszedłem do budynku. Odwróciłem się i spojrzałem w stronę swojego bloku. Siódme piętro, klatka po lewej. Okna, które znałem na pamięć. Wszystko wyglądało zwyczajnie. Jak zawsze. Ale nagle nie wydawało się już tak brzydkie, szare i ciasne.
Zacząłem przypominać sobie drobiazgi. Jak mama śmieje się, gdy ojciec niechcący wyleje zupę. Jak tata potrafi całe wieczory opowiadać historie z pracy, a ona słucha, choć zna je na pamięć. Jak co niedzielę smażą razem naleśniki, choć kuchnia jest tak mała, że ledwo się mijają. Jak czasem budzę się w nocy i słyszę ich cichy śmiech zza ściany.
Kiedyś mnie to drażniło. Teraz – poczułem, że za tym tęsknię, nawet będąc w domu.
Może to właśnie była ta różnica, której nie widziałem. My byliśmy głośni, nieporadni, czasem niezręczni, ale razem. I może to było więcej warte niż ładny balkon czy osobny pokój.
Tomasz, 21 lat
Czytaj także:
- „W nowej pracy mnie nie szanowali, bo byłam zbyt młoda i ładna. Już przy pierwszym projekcie musieli zmienić zdanie”
- „Sąsiad dał mi nawóz do róż, a ja jemu coś więcej. Zdrada pod gołym niebem w biały dzień nie mogła skończyć się dobrze”
- „Żona wyśmiewała moje marzenia i plany. Musiałem w końcu zdecydować, czy zostaję pod pantoflem, czy żyję naprawdę”