„Młoda wdówka czaiła się na mojego naiwnego męża. Podrywała go perfidnie, a ten leciał jak ćma do światła”
„Mój małżonek do adonisów się raczej nie zalicza. To stateczny projektant drogowy, co ma łysinkę i brzuszek, a zaczyna biegać lub jeździć na rowerze, dopiero gdy badania mu się pogarszają. Mimo to wdowa Renatka od tamtego czasu zaczęła „pożyczać” mojego Artura minimum raz na tydzień”.

- Redakcja
Pewnego późnego leniwego wieczoru mój mąż Artur udawał, jak zwykle, że ogląda telewizję. Wyglądało to oczywiście tak, że co chwila zamykały mu się oczy, a głowa opadała. Standard, tylko po co się upiera jak osioł, że telewizor ma być cały czas włączony? Ja w tym czasie kończyłam nas pakować na cudowny wjazd tylko we dwoje. Wybieraliśmy się następnego dnia na Mazury, tam, gdzie kiedyś byliśmy podczas miesiąca miodowego. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Podbiegłam natychmiast i zamknęłam pokój, żeby głośny dźwięk nie wyrwał Artura z tego jego „oglądania”. Uchyliłam wejściowe i moim oczom ukazała się dobrze znana postać kobieca.
– Nie obudziłam was przypadkiem? – zaszczebiotała tym swoim głosikiem sąsiadka spod szóstki Renata.
– Przygotowujemy się do wyjazdu, a coś się znowu stało? – odpowiedziałam pytaniem, w którym z pewnością dało się doszukać nutki irytacji. Nie nutki, całej partytury.
– Bardzo przepraszam, że o takiej porze, ale właśnie coś się stało złego znowu z pralką, a jestem w trakcie prania. Wyłączyła się jakby i nie wiem zupełnie co robić. Boję się, żeby to nie wylało… Czy jest szansa, że Artur rzuciłby na to szybko swoim wprawnym okiem? – od razu prosto z mostu z tą swoją przymilną minką.
– Nie ma żadnych szans! Nawet nie myśl o tym! – odpowiedziałam bez zastanowienia. I bez certolenia się.
Renata roześmiała mi się w nos, jakbyśmy opowiadały sobie świetne kawały i nie zamierzała wcale a wcale od razu odpuścić:
– Proszę cię, zapytaj go. To będzie tylko minutka. To szybka sprawa, nie będę go długo przecież trzymała.
– Nie, nie zapytam Artura. Zapomnij!
– Marysiu, proszę cię, to nie czas na żartowanie…
– Ja jestem daleka od żartów! – powiedziałam dość głośno – Poszukaj punktu, gdzie naprawiają pralki i zadzwoń, sama to napraw, albo nie wiem co! Ale od nas trzymaj się z daleka. Chcemy świętego spokoju. Do widzenia! – i wypchnęłam ją zdziwioną za drzwi, trzaskając z hukiem.
Zagięła na niego swój ohydny parol
Może wyszłam na nienormalną jędzę, trudno. Nie zwariowałam jeszcze, co to, to nie. Nie jestem chorobliwie zazdrosna, jestem uczynna i pomagam sąsiadom, którzy są w biedzie. Ale to już przesada! Ja i Artur jesteśmy w mocno średnim wieku, po pięćdziesiątce, mamy dorosłe dzieci, które jednocześnie się uczą i pracują. Mamy za sobą wiele kryzysów, przeszliśmy sporo, ale dziś mogę z dumą powiedzieć, że jesteśmy razem na dobre i na złe. Że się rozumiemy i jest nam ze sobą po prostu dobrze.
Jakieś sześć miesięcy temu, gdy wprowadzała się do naszej klatki owdowiała trzydziestokilkuletnia Renata, od razu posłałam pod jej drzwi Artura, żeby zaoferował jej swoje wsparcie. Nasze wsparcie. Żałowałam młodej kobiety, której nie ułożyło się w życiu, która była sama jak palec i nie miała do kogo zwrócić się o pomoc. Renatka wtedy skromnie powiedziała, że na razie nie skorzysta, ale że będzie na pewno o tym pamiętać. Już kolejnego dnia stała u nas na wycieraczce naciskając dzwonek.
Nie przyszła z pustymi rękami, to trzeba jej oddać. Przyniosła własnoręcznie upieczone ciasto ze śliwkami, takie kręcone, na szybko. Smaczne całkiem. Zrobiłam kawkę i całą trójką raczyliśmy się jej wypiekami. Miło przegadaliśmy cały wieczór. Po kilku dniach Renata pojawiła się u nas znowu, tym razem chciała „porwać tylko na momencik” Artura do montowania jakichś mebli. Sama wtedy powiedziałam z przymrużeniem oka, że pożyczam męża, ale że proszę go oddać całego i zdrowego na czas.
Nie przypuszczałam nawet wtedy, że sąsiadka już miała w głowie swoje niecne zamiary wobec mojego Artura. Mój małżonek do adonisów się raczej nie zalicza. To stateczny projektant drogowy, co ma łysinkę i brzuszek, a zaczyna biegać lub jeździć na rowerze, dopiero wtedy, gdy badania mu się pogarszają. Mimo to wdowa Renatka od tamtego czasu zaczęła „pożyczać” mojego Artura minimum raz na tydzień. Biedaczka bez przerwy przeżywała jakieś katastrofy i wszystko jej się psuło – radio zaczynało trzeszczeć, ekran telewizora miał jakieś dziwne błyski, wanna nie była szczelna, a kran zaczynał cieknąć…
Mój mąż naiwniak, zawsze życzliwy ludziom i skory do pomocy, kompletnie nie wyczuł, że daje się wykorzystywać za darmo. Złota rączka na zawołanie. Usługi non profit można powiedzieć. Może tam raz czy dwa coś zastękał, że mu się nie chce iść, ale Renatka miała swoje sposoby, żeby mu to wynagrodzić. Artur był łasy na słodkości, lubił dobrze zjeść, a ona umiała gotować i miała talent do pieczenia ciast i ciasteczek.
Co za dużo, to niezdrowo
Pewnego dnia, gdy Artur dopiero co wszedł do klatki po pracy, zawołała go od razu do siebie. Nie zdążył wejść do domu! Zabrał się od razu do naprawy lodówki, która przestała oczywiście działać, a przecież jedzenie nie mogło się zmarnować. Do domu zawitał po dwudziestej pierwszej. Upaprany od stóp do głów. Kajał się za tak późny powrót, zaklął soczyście jeśli chodzi o tę „cholerną lodówkę Renaty”, ale gdy chciałam mu odgrzać obiad, oznajmił jak gdyby nigdy nic:
– Kochanie, nie trzeba, jestem już najedzony. Renatka zaserwowała mi schabowe z ziemniaczkami i surówką z kiszonej. Były palce lizać! Wiesz, że to moje ulubione danie. – i udał się spokojnie wziąć prysznic.
Pojęłam błyskawicznie, że tak tego nie mogę zostawić, bo za chwilę dojdzie do tragedii. To już nie było śmieszne i czułam się jak bohaterka z taniego melodramatu. Co ona sobie myślała! Zadzwoniłam w parę miejsc i jak tylko Artur wyszedł z łazienki, zagaiłam:
– Mówiłeś ostatnio, że od przyszłego tygodnia chętnie byś wziął wolne, prawda?
– Tak, harowałem ostatnio jak wół, więc szef powiedział, że należy mi się jakiś odpoczynek, jakbym chciał. A, co? Wymyśliłaś coś?
– Może byśmy wyruszyli w taką podróż śladami naszego miodowego miesiąca? Pamiętasz, gdzie byliśmy? Już dzwoniłam do tego mazurskiego hotelu, gdzie było nam tak cudownie i zarezerwowałam podobny apartament z widokiem na jezioro.
– Rewelacja, Marysiu, świetny pomysł! Kochanie, nie będzie ci przeszkadzało, jak wezmę swój wędkarski ekwipunek?
Mężczyźni są rzeczywiście łatwowierni jak dzieciaki. Dlatego trzeba ich otaczać odpowiednią opieką i kontrolą! Nie wszystko jednak poszło później zgodnie z moim planem...
Artur był jakiś nieswój i nie mój
W hotelu wszystko było w najlepszym porządku. Dostaliśmy przepiękny przestronny pokój ze wszystkimi udogodnieniami, klimatyzacją i wspaniałym ogromnym łożem. Już jednak przy kolacji w restauracji, na którą zeszliśmy odświętnie ubrani, zauważyłam, że Artur jest jakiś nieswój. Był trochę jakby zamyślony, trochę nieobecny. Na moje pytania, co się dzieje, odpowiadał wymijająco, a na moje zagajenia o jego plany związane z wędkowaniem, zawsze go ten temat ożywiał, właściwie nie zareagował. Zaczynałam się martwić.
Może te spotkania z Renatą jednak pomieszały mu w głowie, może coś się w nim zmieniło i może zaczynał mieć wątpliwości na temat naszego związku? Przez wiele lat byliśmy razem, bywało różnie, czasem trudno, ale ostatecznie przecież się kochaliśmy. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć, ale to poważnie zaciążyło na atmosferze naszej wyprawy. Zwłaszcza że chciałam, żeby było wyjątkowo romantycznie, oczywiście poza tym jego wędkowaniem.
Nie zamierzałam jednak tego tak zostawić, postanowiłam znowu działać. Samo się przecież nic nie zrobi. Kupiłam gustowną bieliznę, zamówiłam do pokoju drinki i kolejnego wieczora chciałam mu zrobić niespodziankę. Miał wrócić z ryb i wiedział, że będę na niego czekać ze wspólnym posiłkiem. Długo coś się jednak nie zjawiał, więc znudzona zaczęłam rozglądać się po pokoju. Na stole zobaczyłam, że zostawił swoją komórkę. No tak, zero kontaktu i szukaj wiatru w polu. Nagle telefon zawibrował i zobaczyłam, że przyszła wiadomość. Na ekranie wyświetliła się nadawczyni. To była sąsiadka Renata!
Zdębiałam. Zaczęłam czuć zimno i gorąco na zmianę. Nie wiedziałam, co robić. Korciło mnie, żeby przeczytać, co tam wypisuje do mojego męża. Z drugiej strony nie chciałam zniszczyć zaufania, które mieliśmy do siebie. Budowaliśmy je od lat. Sytuacja jednak była wyjątkowa i wymagała mojej natychmiastowej reakcji. Wzięłam komórkę, odblokowałam i przeczytałam: „Artur, bardzo cię przepraszam, że tak wyszło. Nie miałam zamiaru cię urazić, chciałam tylko cię dobrze ugościć. Może źle zrozumiałam sygnały, które wysyłałeś, a może po prostu chciałam, żebyś je wysyłał... Przepraszam, mam nadzieję, że nadal będziemy przyjaciółmi. Nie chciałabym cię za nic stracić. Renia”.
A więc jednak! Intuicja mnie nie myliła. Co za perfidny, bezwstydny, potworny babsztyl! Krew mnie zalała, ledwo mogłam się opanować, żeby nie walnąć z rozpaczy głową w ścianę. Już ja teraz mu powiem, co ja o tym wszystkim myślę! Już ja mu dam naprawy, obiadki i ciasteczka! Niedoczekanie jego! Piekliłam się, chodząc jak oszalała po pokoju. Prawie nie usłyszałam szelestu karty do drzwi i wejścia Artura. Stanął jak oniemiały i z przerażeniem patrzył na mnie. Musiałam wyglądać imponująco. Stałam w czerwonej bieliźnie, na łóżku były rozsypane płatki róż, a szampan się chłodził. Truskawki w czekoladzie też były. Ale teraz nic z tego nie było ważne. Na mojej twarzy musiały się malować wszystkie negatywne emocje świata, bo mój uroczy, przebrzydły, kłamliwy, oszukujący, mąż zapytał:
– Marysiu, czy ty dobrze się czujesz? Mieliśmy coś zjeść, a tu widzę jakieś nieprzewidziane wcześniej smakołyki. Poza tym zjadłbym konia z kopytami po tych rybach i chyba te przekąski mogą mi nie starczyć...
Wyszło szydło z worka, a właściwie Renata
Czułam, jak para bucha mi niemalże uszami.
– Przeczytałam wiadomość od Renaty – zaserwowałam mu prawdę, bez owijania w bawełnę. – Dalej będziesz zgrywał idiotę, czy powiesz mi, co się święci? Chyba zasługuję na szczerość? Jestem twoją żoną. Jeszcze.
Zamilkł zupełnie. Podszedł do stołu, przeczytał esemesa od Renaty. Pokiwał głową. Wreszcie odwrócił się do mnie i powiedział:
– Tak, Marysiu. W zasadzie już wszystko wiesz. Nie chciałem cię martwić, nie wiedziałem jak ci to wszystko powiedzieć. Widzisz Renatka chyba się troszeczkę pogubiła. Oczywiście schlebiało mi, jak komplementowała moje umiejętności i obiady szukuje naprawdę przepyszne, ale... ja nie byłem łasy na jej wdzięki. Musisz mi uwierzyć. Ona tu o tym pisze właśnie, że źle to wszystko odczytała. Jak byłem tylko grzeczny, chciałem pomóc kobiecie w potrzebie. I tyle.
Skończył i nic więcej nie dodawał. Usiadł na krześle i spuścił głowę. A ja wybuchłam potwornym szlochem. Takim, którego nie sposób powtrzymać i który był długo duszony w środku. Podszedł do mnie, przytulił mnie, pocałował w czoło i tak staliśmy dłuższą chwilę. Potem odezwał sie znowu spokojnym tonem.
– Musimy pomyśleć, co z tym wszystkim dalej zrobić, bo obawiam się, że Renata nie da tak łatwo za wygraną. Nie to, że się jej boję, ale może nam zatruć życie. Zastanawiałem się ostatnio, czy nie kupić tego małego domku pod miastem, pamiętasz, tego, co ci się tak podobał? Z małym ogrodem i ławeczką wśród róż? I tak myśleliśmy już długo o przeprowadzce, więc może to by było przy okazji rozwiązanie naszych teraźniejszych problemów. Jak myślisz?
Nic nie powiedziałam, nie miałam siły, ale spojrzałam na niego z wdzięcznością. I powoli w głowie zaczynałam planować, co najpierw będę chciała popakować. Przyszłość jawiła mi się w jasnych barwach. I pełna wzajemnej miłości.
Maria, 53 lata
Czytaj także:
- „Miłe spotkanie przy grillu zmieniło się w spowiedź mojej żony. To, co od niej usłyszałem, zwaliło mnie z nóg”
- „Mięsożerna teściowa opluła jadem moje wegańskie kiełbaski i było po majówce. A mój mąż tylko się z tego śmiał”
- „Synowa chciała zrobić z Komunii wnuczki pokazówkę. Zapomniała, że to spotkanie z Bogiem a nie impreza”