„Mogę wyjechać i sporo zarobić, ale boję się. Nasze łóżko ostygnie, a mąż pewnie znajdzie sobie kochankę”
„Częściowo jestem skłonna przyjąć ofertę Marioli. Pieniądze, które mogłabym zarobić, pracując w Anglii, pozwoliłyby nam pozbyć się wielu problemów. Bez przeszkód moglibyśmy spłacić kredyt, a co więcej, w końcu żyć godnie. Tylko że osobno”.

- Barbara, 39 lat
Pracuję jako pielęgniarka, a mój mąż jest nauczycielem historii. Ledwo dajemy radę finansowo, żyjemy od pierwszego do pierwszego. To nie dlatego, że jesteśmy rozrzutni, czy że żyjemy ponad stan. Wprost przeciwnie, każdy grosz jest dla nas cenny i zawsze dokładnie oglądamy każdą złotówkę, zanim zdecydujemy się wydać nawet niewielką sumę. Dobijają nas raty kredytu.
Kiedy dekadę temu przyszedł na świat nasz syn Tomek, zdecydowaliśmy, że pora skończyć z wynajmowaniem kolejnych mieszkań na chwilę i w końcu kupić mieszanie. Pragnęliśmy, aby nasze dziecko miało poczucie stabilności, wychowywało się w swoim domu rodzinnym, a nie przemieszczało się razem z nami z jednego miejsca w drugie.
Kredyt bardzo nas obciążył
Zdecydowaliśmy się na kredyt – ogromny. Niestety wzięliśmy go we frankach. Teraz zdaję sobie sprawę, że to była fatalna decyzja, ale pracownik banku z całą mocą zapewniał nas, że to najlepsze dla nas, niedrogie i niezwykle opłacalne rozwiązanie. Pomyśleliśmy, że gość wie, o czym mówi, bo w końcu jest specjalistą, więc podpisaliśmy dokumenty. Po dwóch miesiącach zamieszkaliśmy w naszym M–3. Byliśmy tacy szczęśliwi.
Wszyscy znamy dalszy tej historii. Wartość franka nagle poszybowała w górę, a wraz z nią rósł kredyt. Pomimo tego nie ustawaliśmy w wysiłkach, aby go spłacić. Dorabiałam, opiekując się prywatnie pacjentami, mój mąż wziął nadgodziny w dodatkowych szkołach. Na szczęście nasz syn był pod opieką mojej mamy, bo inaczej nie wiem, jak byśmy sobie poradzili. W każdym razie obydwoje ciężko pracowaliśmy, aby bank co miesiąc otrzymywał swoją należność. Ale od około dwóch lat coraz ciężej nam spłacać raty. Możliwości podjęcia dodatkowych dyżurów jest coraz mniej, a nawet jeśli by takie były, nie mam już sił pracować 24 godziny na dobę. Przecież muszę znaleźć czas na odpoczynek, sen i zajęcie się domem.
Co do Piotra? Hmm. Faktycznie, po ostatnich zmianach w systemie edukacji praktycznie stracił swoją posadę. Nauczanie w wyludniających się gimnazjach to nadal jego obowiązek, ale pracuje tam tylko na niepełny etat. Łącznie jest zatrudniony na trzy czwarte etatu. Gdy opłacimy kredyty i stale rachunki, na nasze utrzymanie prawie nic nie zostaje. Byliśmy tak zrozpaczeni, że nawet zastanawialiśmy się nad sprzedażą mieszkania i pozbyciem się długu, ale co potem? Czy znowu będziemy musieli tułać się po wynajmowanych mieszkaniach? Przecież to również generuje koszty. I to spore. Dodatkowo na odnowienie i wyposażenie naszego domu wydaliśmy sporo gotówki. Byłoby szkoda stracić to wszystko.
Ciągle liczyliśmy kasę
Każdego miesiąca zasiadamy z ołówkiem w dłoni, sumujemy nasz rodzinny budżet i zastanawiamy się, gdzie jeszcze można by obniżyć wydatki. Od tego wszystkiego głowy nam pękają. Mimo że w telewizji nieustannie słyszymy, jak wspaniale żyje się w Polsce, to ja mam oczy i widzę, że wszystko dookoła drożeje w przerażającym tempie. Wynagrodzenia zaś pozostają nieruchome lub rosną nieadekwatnie do wzrostu cen. Czuję frustrację, kiedy zastanawiam się, jak bardzo musimy się wysilić i zapracować, by nasze dziecko nie cierpiało głodu. Gdyby tylko można było mieć nadzieję, że za rok czy dwa uda nam się wyrwać z tej trudnej sytuacji!
Podczas ostatniej rozmowy o domowych finansach mój mąż zmartwiony stwierdził, że jeśli nie zdarzy się jakiś cud, to nasza sytuacja materialna nie poprawi się do końca naszych dni. Wierzę w cuda, ale zawsze wydawało mi się, że to inni je przeżywają. A jednak...
Spotkałam koleżankę
To zdarzyło się siedem dni temu. Po całym dniu pełnym obowiązków w pracy wracałam do domu. Byłam tak wykończona, że ledwo mogłam utrzymać się na nogach. Zmierzając w kierunku przystanku autobusowego, wpadłam na pewną kobietę. Okazało się, że to Mariola, moja koleżanka ze studiów pielęgniarskich. W przeciwieństwie do mnie, prezentowała się wyjątkowo dobrze. Była zadbana, elegancka i wyglądała na wypoczętą. Naciskała, abym poszła z nią do kawiarni. Chociaż byłam strasznie zmęczona i nie miałam na to najmniejszej ochoty, ona uparcie nalegała, abyśmy porozmawiały. Przecież nie widziałyśmy się przez tak długi czas!
Zajęłyśmy miejsca, zamówiłyśmy kawę i zaczęłyśmy rozmawiać. Dowiedziałam się, że Mariola parę lat temu zdecydowała się porzucić pracę w szpitalu i wyemigrować do Anglii. Znalazła zatrudnienie w luksusowym domu opieki dla osób starszych i jest z tego powodu niezmiernie zadowolona. Aktualnie na chwilę wróciła, aby odwiedzić swoją rodzinę.
– Ale dość już na mój temat. Co nowego u ciebie? – zapytała w końcu.
– U mnie? Nic szczególnego. Mam męża, syna, pracuję w szpitalu. Życie toczy się swoim rytmem – próbowałam wymusić na swojej twarzy coś na kształt uśmiechu.
Wyżaliłam się
Nie udało mi się jednak, bo Mariola nagle zrobiła poważną minę.
– Ale coś cię niepokoi, prawda? – zapytała, wpatrując się intensywnie we mnie.
Nie cierpię się zwierzać z moich kłopotów innym, ale w tamtym momencie nie dałam rady.
– Mam jeden problem, ale na tyle duży, że nie potrafię zasnąć – spuściłam głowę.
– Powiedz od razu!
Przez następne trzydzieści minut opowiedziałam jej o tym, jak wygląda moje codzienne życie od kilku lat. Mówiłam o rosnącym obciążeniu kredytu, dziurze w domowym budżecie i desperackich próbach utrzymania głowy na powierzchni.
– Już naprawdę nie mam pomysłu, co dalej zrobić. Czuję, jakbym tonęła – jęknęłam na koniec.
– Czy umiesz dobrze mówić po angielsku? – zapytała Mariola, nie dając żadnego kontekstu.
– Tak, umiem. Dlaczego pytasz?
– Wydaje mi się, że jestem w stanie ci pomóc – odpowiedziała.
– Serio? W jaki sposób?
Miała dla mnie propozycję
– W domu seniora, gdzie pracuję, szukają wykwalifikowanej pielęgniarki. Miałabyś umowę przynajmniej na dwa lata. Obowiązki nie są najłatwiejsze, biorąc pod uwagę wiek pensjonariuszy, ale nie jest aż tak źle. A wynagrodzenie jest naprawdę atrakcyjne – przekazała mi tę informację szeptem, schylając się do mojego ucha.
Kiedy usłyszałam tę kwotę, prawie straciłam równowagę.
– Serio tyle płacą?
– Tak, dodatkowo dostajesz mieszkanie służbowe. To nie jest nic luksusowego, pokój z małym kącikiem kuchennym i łazienką, jednak czynsz jest prawie symboliczny. Co do jedzenia, to również nie ma problemu, bo zawsze coś zostaje w kuchni dla pensjonariuszy. Jeżeli się przyłożysz, to co miesiąc możesz zaoszczędzić niemal całą pensję.
– To brzmi naprawdę dobrze... – wyszeptałam.
– Prawda? Jeżeli zechcesz, mogę jeszcze dzisiaj do nich zadzwonić i powiedzieć, że znalazłam odpowiednią osobę na to stanowisko.
– Czyli mnie? – upewniłam się.
– Oczywiście, że tak! Będziesz musiała dostarczyć kilka dokumentów potwierdzających twoje umiejętności zawodowe, ale to tylko formalność. Tam wszyscy mnie znają i mi ufają. Wiedzą, że nie poleciłabym im pierwszej lepszej osoby. Więc co, dzwonimy? – sięgnęła po telefon.
Muszę przyznać, zszokowała mnie tą propozycją. Czy naprawdę miałam porzucić Piotra i Tomka i bez wahania wyruszyć do Anglii? Nie mogłam tego pojąć. Mariola dobrze wiedziała, co mi chodzi po głowie.
– Co za głupota z mojej strony! Zapewne chciałabyś się nad tym zastanowić – odłożyła telefon.
– Dokładnie... To nie jest prosta zmiana miejsca pracy. Wiesz dobrze, że mam rodzinę... – wyjaśniałam.
– Oczywiście, bez problemu zaczekam. Będę w Polsce jeszcze przez trzy tygodnie. Zanotuj mój numer i zadzwoń. Bez względu na to, jaką decyzję podejmiesz – odpowiedziała.
Biję się z myślami
I tak oto od tamtej pory się zastanawiam. W samotności, bo na ten moment nie rozmawiałam jeszcze z Piotrem na temat tej propozycji. Naturalnie nęciło mnie, aby mu wszystko opowiedzieć, jednak doszłam do wniosku, że powinnam najpierw sama uporządkować swoje myśli, przeanalizować, czy w ogóle chcę wyjechać. Rozmyślam i z każdą chwilą moje obawy rosną. Częściowo jestem skłonna przyjąć ofertę Marioli. Pieniądze, które mogłabym zarobić, pracując w Anglii, pozwoliłyby nam pozbyć się wielu problemów. Bez przeszkód moglibyśmy spłacić kredyt, a co więcej, w końcu żyć godnie. Tylko że osobno.
Piotr i Tomek teoretycznie mogliby dołączyć do mnie, ale musielibyśmy wtedy wynająć kosztowne miejsce do mieszkania. Przecież mieszkanie służbowe jest przeznaczone tylko dla pielęgniarek. Poza tym gdzie w Anglii miałby znaleźć zatrudnienie mój mąż? Posiada tytuł magistra historii, nie jest pracownikiem budowlanym. Dlatego wspólny wyjazd jest niemożliwy.
No cóż, to byłaby bolesna rozłąka. Ja tam, oni tutaj. Czy jestem w stanie to wytrzymać? Czy nie umrę z tęsknoty? I najważniejsze – czy mężczyźni mojego życia dadzą sobie radę beze mnie? Tomek, choć nie jest już małym dzieckiem i nie potrzebuje stałej opieki, stopniowo wkracza w skomplikowany wiek. Lepiej go obserwować. Moja mama jest chora, więc nie jest w stanie pomóc, a teściowa mieszka na drugim końcu kraju. Cała odpowiedzialność spadłaby więc na Piotra.
Mój mąż jest naprawdę porządnym gościem, choć w kwestiach domowych radzi sobie gorzej. Zamiast sprzątania, prania czy gotowania, woli zanurzyć się w lekturze swoich historycznych tomów lub spędzać czas na oglądaniu filmów dokumentalnych w telewizji. Na ile go znam, prawdopodobnie będzie wybierał gotowe posiłki i sprzątał tylko sporadycznie. Istnieje także inny potencjalny problem: że znajdzie sobie inną kobietę. I to nie tylko do pomocy w kuchni. Czy przesadzam? Absolutnie nie! Ileż to już razy słyszałam podobne historie? Ile małżeństw upadło z powodu takich wyjazdów? I chyba ten niepokój o to, że nasze małżeństwo się rozpadnie jest zbyt silny, by wszystko zaryzykować dla kasy.