„Mogła być moją córką, a została dziewczyną. Gdyby mnie nie oszukała, żyłaby jak pączek w maśle”
„Nadszedł poranek, którego nigdy nie zapomnę. Wstałem wcześnie, jak zawsze, i poszedłem na swoją codzienną przechadzkę. Kiedy wróciłem do domu, zaskoczyło mnie, że Małgosia nie wyleguje się już w łóżku. Zamiast tego siedziała przy stole w kuchni, wpatrując się we mnie z niecodzienną intensywnością”.

- Listy do redakcji
Miała nierówno pod sufitem, ale to właśnie za to ją uwielbiałem. Stuprocentowa artystyczna dusza. Wparowała do mojego życia z rozmachem, a ja ani myślałem stawiać opór. Zawładnęła moimi myślami, co skończyło się dla mnie fatalnie. Sądziłem, że coś dla niej znaczę, a ona przyprawiła mi rogi.
Od razu przyciągnęła mój wzrok
Mój dobry kolega z czasów studiów, Robert, organizował imprezę weselną swojej córki, która była najmłodsza z rodzeństwa. Nie wyobrażał sobie, abym nie pojawił się na tej uroczystości. Starałem się jakoś wykręcić, bo odkąd wziąłem rozwód, nie miałem najmniejszej ochoty na żadne spotkania towarzyskie, ale Robek był nieugięty. Postanowiłem jechać do sali weselnej w Jachrance autem, bo nie chciałem nic pić. Wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Nawigacja zaprowadziła mnie na miejsce niemal bez żadnych problemów. Robek i jego małżonka byli zadowoleni, że mnie widzą, panna młoda prezentowała się fantastycznie, zespół grał tragicznie, a potrawy były jakieś takie mdłe.
– Słuchaj, a kim jest tamta dziewczyna w kącie? – zwróciłem się do Robka.
– Ona? Mówisz o Małgosi, koleżance Zośki. No i co, podoba ci się, ty stary bawidamku? Jeszcze ci się takie głupoty kołaczą w głowie?
– Daj spokój! Jakie znowu głupoty? Po prostu rzuciła mi się w oczy, bo jest naprawdę przepiękna. Serio. W jej wypadku to chyba zdanie każdego. Czysto wizualna fascynacja. Ale dlaczego ona tam tak siedzi?
– Daj mi święty spokój, Edi! Mam na głowie 250 gości, a ty zawracasz gitarę mnie i Małgosi!
Później podeszła do mnie młoda.
– I co, wujaszku? Fajnie się bawisz?
Matko jedyna, jak ja nie cierpię, kiedy dzieciaki moich kumpli zwracają się do mnie per „wujku”.
– Ej Zośka, do licha, mówiłem już, mów mi po imieniu, okej?
– Wiem, wiem, ale jakoś ciężko mi przejść na ty...
– W porządku, nie ma sprawy. A powiedz, czemu tamta dziewczyna w kącie wygląda na taką przybitą?
– Mówisz o Gośce? Tej blondynce? Ona ostatnio tak ma, wie wu... to znaczy wiesz, taki etap w życiu...
– Rozumiem.
– W porządku… To taki etap, wiesz, ona jest artystyczną duszą i przeżywa rzeczy bardzo głęboko. W sobie. Ale jej przejdzie, kiedy tylko pozna jakiegoś nowego chłopaka.
– A co z poprzednim?
– Ukradł jej koncepcję na artystyczną instalację. Zgarnął ważną nagrodę i ruszył w świat, żeby się wybić.
– Nie kumam.
– Bo nie ma czego kumać. Takie sprawy. O matko, leci „She's Dancing for Me”, muszę dorwać Jurka i potańczyć!
Wykorzystałem tę sytuację
Ruszyła biegiem. Potem zaczęły się szaleństwa na parkiecie, przez co zacząłem odczuwać narastającą nudę. Gdy goście kręcili się w tańcu jak oszalali, chyba już po raz któryś z kolei, zerknąłem w róg sali i z przykrością zauważyłem, że Małgosia gdzieś zniknęła.
– Edi, mam do ciebie sprawę… dość istotną, no wiesz…
– Robek, cholera, daj spokój. Zero zagadek, padam na twarz i marzę tylko o łóżku.
– No ale widzisz… chodzi o to, że…
– No mów wreszcie, o co chodzi?
– Słuchaj, mógłbyś zabrać tą małą autem? Przeholowała z piciem i teraz zdycha gdzieś z tyłu. Rozumiesz? Podjadą busy dla zaproszonych, ale to tak za godzinę może... Zabierzesz młodą?
– Spoko. A gdzie ta smarkula?
– Nooo... czaisz... he he he, Gośka, no, spiła się. Bo wiesz, ma jakieś swoje... kłopoty. Kapujesz? Zochaa! Dawaj tę kumpelę...
– A może ja chcę tu zostać?
– Daj spokój z tymi dąsami, mała. Po prostu wskakuj do auta.
Gosia utkwiła we mnie swoje spojrzenie na dłuższą chwilę, skrzywiła się lekko, po czym wgramoliła się do środka.
– No to zdradź mi, dokąd mnie zabierasz?
– A dokąd mam zabrać?
– Eee... Nie mam pojęcia... Może do stolicy? Tak. Ruszajmy do Warszawy. Ta impreza to porażka, a ludzie okropni. Nie sądzisz?
– Masz rację. Jakby ci się miało zrobić niedobrze, to daj mi znać, okej?
– Daj spokój! Zwymiotowałam już chyba wszystko, serio – zapewniła, a potem zasnęła.
Do mojego domu wdarła się przebojem
Nienawidzę jeździć samochodem po nocy. Dawniej to była sama przyjemność. Teraz mnie to zwyczajnie wykańcza. Nie mam problemów ze wzrokiem, po prostu dostrzegam zbyt wiele rzeczy. Przy każdym drzewie czai się jakaś mroczna sylwetka, która w ostatniej chwili wpada mi wprost pod samochód. Czy to sarna, dzik czy pijany człowiek.
– Gosiu, Gosiu! Słuchaj, zaraz będziemy w Warszawie. Gdzie cię podrzucić?
– Słucham...? A, to ty. Sama nie wiem. Wszystko mi jedno. A tak w ogóle, to skąd jesteś?
– Skąd jestem? Kawał drogi stąd. Okolice Otwocka – odparłem.
– Dobra, to jedźmy do ciebie. Po co mamy się szwendać po nocy w centrum?
Muszę przyznać, że zaniemówiłem. Choć tylko na moment. W końcu to nie ja uprowadzam Gosię, a ona mnie. W takiej sytuacji uznałem, że można to zaakceptować.
– Ale odjazd! Spójrz na niebo, jak pięknie widać gwiazdy. Na serio tu mieszkasz?
– Na serio. Od ponad dekady.
– Ale chata! Mieszkasz tu sam?
– Od paru lat sam.
– Niesamowite! Nie boisz się?
– Nie.
– A będę miała gdzie się odświeżyć? No wiesz, masz tu jakąś łazienkę z prysznicem?
Strumienie wody uderzały o szklane drzwi prysznica, podczas gdy ja przygotowywałem wrzątek na herbatę. Następnie rozsiedliśmy się razem tuż przy palenisku.
– Wybacz mi, że tak się wpakowałam bez zapowiedzi. Sorry, ale jestem w totalnej rozsypce. Czuję się fatalnie. Będziesz tu przy mnie? Ale wiesz, nic z tych rzeczy.
Ubawiło mnie nieco, że podejrzewa mnie o jakieś podstępne zamiary.
– A czemu użyłeś słowa „podstępne"?
– Ja to powiedziałem?
– Owszem. Mówiłeś coś o „podejrzewaniu o podstępne zamiary".
– Aha, tak... A w ogóle to ile masz lat, Małgosiu, jeśli to nie tajemnica?
– Dwadzieścia siedem.
– Jesteś młodsza od mojego dziecka.
– I co z tego?
– Jak to co? Z mojego punktu widzenia jesteś po prostu małolatą. Rozumiesz?
– Nie bardzo. I zastanawiam się, czy nie powinnam poczuć się urażona. Ja przynajmniej nie nazwałabym cię starym dziadem!
– Śmiało, nazywaj. Bo nim jestem.
– Nawet jeśli, to strasznie tępym. A co, jeśli bym się w tobie zadurzyła? Tak po prostu? Zimno tu trochę.
Leżeliśmy blisko siebie, a ja otuliłem nas kołdrą.
– W całym moim życiu nie napotkałam jeszcze kogoś, kto wprowadzałby we mnie taki spokój i ukojenie. Przy tobie czuję się spełniona. W końcu.
Wyglądaliśmy jak ojciec z córką
Takiego prezentu zupełnie się nie spodziewałem. Los najwyraźniej coś knuł, szykując dla mnie niespodziankę! Małgosia co jakiś czas wybierała się do miasta, by pozałatwiać różne artystyczne sprawy. Parę razy wpadliśmy też do moich kumpli, co oczywiście wywoływało u nich znaczące uśmieszki. Ale nam to nie przeszkadzało. Dałem jej poczucie, że jest bezpieczna i spokojna, a ona sprawiła, że uwierzyłem, iż samotność wcale nie musi być moim nieuchronnym losem.
No i tak mijał czas, dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Aż nadszedł taki poranek, którego nigdy nie zapomnę. Wstałem wcześnie, jak zawsze, i poszedłem na swoją codzienną przechadzkę po okolicznych leśnych ścieżkach. Kiedy wróciłem do domu, zaskoczyło mnie, że Małgosia nie wyleguje się już w łóżku. Zamiast tego siedziała przy stole w kuchni, wpatrując się we mnie z niecodzienną intensywnością.
– O co chodzi? – zapytałem nieco zbity z tropu.
– Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć, ale trochę się tego obawiam – odpowiedziała, krzywiąc się nieznacznie.
– Poznałaś już młodszego? – parsknąłem śmiechem.
– Można tak powiedzieć. Właściwie dopiero zaczynam go poznawać… Rozwija się w moim brzuchu. Spodziewam się dziecka. Powiedz, że to wspaniała wiadomość!
Czy byłem zadowolony? Oczywiście, że tak. Ale jednocześnie myśl o tym napawała mnie lękiem. Tymczasem Małgosia promieniała i wymyślała imiona dla maleństwa. Aż któregoś dnia wyszło na jaw, że to wcale nie chłopiec, a dziewczynka.
– Róża! Nazwiemy ją Róża.
W co ona grała?
Kiedy była w ciąży już kilka miesięcy, oznajmiła mi:
– Słuchaj Edi, strasznie mi przykro, ale muszę to zrobić. Chyba wolałabym zostać tu z tobą, ale niestety nie da rady. Muszę iść. Sam rozumiesz, jak to wszystko wygląda. Jesteś dla mnie najważniejszym mężczyzną na świecie. Serio. Na zawsze będę o tobie pamiętać. W moim sercu zawsze będziesz miał specjalne miejsce.
– Ej, Gosiu, coś brałaś? I czemu gadasz jakieś dziwne rzeczy? Przecież tamto o miejscu w sercu to cytat z książki, którą ci ostatnio pożyczyłem. Było gdzieś tak w jednej trzeciej...
– No dobra, przyznaję się... Ale co w tym złego? Najwyraźniej dokładnie opisywało moje uczucia. Czasami tak bywa.
– Czekaj, czekaj. O czym ty mówisz? Jakie odejście? Gdzie idziesz? A ja? Co ze mną? Gdzie w tym wszystkim jest nasza córka? Róża? No i co z nami, z naszym związkiem?
– Kochanie, nie panikuj, przecież jesteś facetem… Wiem, że sytuacja się trochę skomplikowała, ale taka już moja natura. Komplikuję sprawy.
– To je odkomplikuj!!!
Gosia zerknęła na mnie wzrokiem sarenki.
– Niestety, to niemożliwe – odparła. – Zamieszkam u Artura.
– Kim jest Artur?
– Ach, on jest niesamowity. To mój nowy chłopak. Totalnie straciłam dla niego głowę. Ale wiesz, on jest strasznym zazdrośnikiem i ma już serdecznie dosyć tego, że u ciebie pomieszkuję.
– Zaraz, zaraz… Ty u mnie pomieszkujesz? Po prostu sobie u mnie mieszkasz?
– W sumie to już niedługo. Lada moment przyjedzie po mnie taksówka i…
– Tego Artura to skąd wytrzasnęłaś?
– Kojarzysz imprezę u Stachów? Taki ponury blondasek, siedział w kącie.
– Ni cholery!
– Na bank go pamiętasz. Miał grzywkę i zarost...
– A, chyba wiem, kogo masz na myśli. Tańczyłaś z nim wtedy. No i? – głos mi zadrżał.
– No to on jest tatą Róży i teraz mu się odwidziało, żebym tu mieszkała, więc muszę się do niego przenieść.
– Co takiego? On jest tatą Róży?!
– Tak. Nie wiesz, jak to się robi? – uniosła ramiona, żartobliwie. – Mówiłam ci, żebyś nie utrudniał sprawy. Popatrz, nadjeżdża taryfa. I zapamiętaj, żebyś się ze mną nie kontaktował telefonicznie, ponieważ Artur jest strasznie przewrażliwiony. Nie mam zamiaru go zranić.
Edward, 48 lat