„Mogłam ćwiczyć pelikany z hantlami, a nie wygibasy z trenerem. Nie ja jedna muszę się pożegnać z płaskim brzuchem”
„Dotarło do mnie, że ta ciąża to nie była ani pomyłka, ani wyjątkowy przypadek. Urokliwy trener. Specjalista od kobiecych słabości. Odchodził, kiedy robiło się zbyt poważnie. Byłam tylko kolejnym rozdziałem w jego historii. Ale ten rozdział miał mieć inne zakończenie”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam z siebie zadowolona. Może w liceum, zanim mój były zaczął mnie ignorować, zanim zaczęłam się bać, że zostanę sama. Od tamtego czasu wiecznie próbowałam zasłużyć – na uwagę, na ciepło, na miłość. Kiedy trzy miesiące temu Michał rzucił mnie przez SMS-a, nie byłam nawet zaskoczona. Czekałam tylko, aż to się stanie.
Mieszkałam wtedy u mamy, po powrocie z wynajmowanego mieszkania, które i tak utrzymywałam z trudem. Siedziałam na kanapie w szlafroku, z kubkiem zimnej herbaty, kiedy weszła.
– Ania... – zaczęła ostrożnie, siadając obok. – Ile można tak siedzieć? Całe dnie gapisz się w ścianę. Wiem, że cierpisz, ale musisz pomyśleć o sobie.
– Myślę. I nic mi nie wychodzi.
– Idź gdzieś. Zrób coś tylko dla siebie. Idź na siłownię. Przewietrz głowę, wyładuj się. Przypomnij sobie, że jesteś kimś więcej niż tylko dziewczyną, którą ktoś porzucił.
Zaczęłam się śmiać. Ale potem weszłam na stronę siłowni trzy przecznice dalej i... zarezerwowałam próbny trening.
Nie wiedziałam jeszcze, że właśnie wtedy zaczęła się historia, która zmieni całe moje życie.
Czułam się wyjątkowa
Na pierwszy trening spóźniłam się siedem minut. Zgrzana, z rozwianym kucykiem, stanęłam w drzwiach sali fitness, a wtedy go zobaczyłam. Stał oparty o drabinki, w czarnym T-shircie, z uśmiechem, który sprawił, że poczułam się jak idiotka. Albo jak bohaterka kiepskiego filmu.
– Anna? – zapytał. – Czekałem na ciebie.
Trzy słowa, a serce mi stanęło.
Łukasz był trenerem, ale bardziej przypominał kogoś, kto pozuje do sesji okładkowych. Mięśnie, które widać nawet przez koszulkę, i te oczy – trochę bezczelne, ale hipnotyzujące. Po treningu zaproponował kawę. Poszłam. Jeszcze tego samego wieczoru pisał do mnie, że dawno z nikim tak dobrze się nie bawił.
– Wiesz, że masz świetne poczucie humoru? – powiedział dwa tygodnie później, leżąc obok mnie w łóżku.
– Nigdy tak o sobie nie myślałam – odpowiedziałam cicho.
– Może nikt nie umiał tego wcześniej zauważyć. Ja widzę więcej niż tylko ładną buzię i zgrabne ciało – uśmiechnął się i przesunął dłonią po moim biodrze.
Poczułam się wyjątkowa. Naprawdę. Jakby po raz pierwszy ktoś widział mnie całą – nie tylko ciało, ale i wnętrze. Spotykaliśmy się codziennie. Na siłowni, potem u niego. Byłam uzależniona od tych wiadomości, spojrzeń, dotyku.
Myślałam, że może wreszcie los się do mnie uśmiechnął. Nie wiedziałam, co kryje się za tym uśmiechem.
Wściekłam się na niego
Test zrobiłam o piątej nad ranem, bo nie mogłam już spać. Drżące ręce, cichy szelest opakowania i dwie kreski. Dwie wyraźne, bez wątpliwości. Usiadłam na podłodze w łazience i patrzyłam na ten kawałek plastiku, jakby miał mi wyjaśnić, co dalej.
Łukasz był wtedy na porannym treningu z klientem. Napisałam tylko: „Musimy pogadać. Dzisiaj. To ważne”.
Spotkaliśmy się wieczorem u niego. Siedziałam na kanapie, a on przyniósł nam wino.
– Nie dla mnie – powiedziałam, odstawiając kieliszek.
Zmarszczył brwi.
– Coś się stało?
– Jestem w ciąży – rzuciłam prosto z mostu.
Zamarł. Jego twarz zesztywniała, jakby właśnie usłyszał, że wygrałam bilet w jedną stronę do piekła. Odstawił kieliszek i przeszedł się po pokoju.
– Anka… jesteś pewna?
– Tak. Trzy testy. I dwa dni spóźnienia. Objawy też są. Nie ma wątpliwości.
Wziął głęboki wdech i usiadł naprzeciwko mnie.
– To... to nie jest najlepszy moment. Ja… nie planowałem tego. W ogóle.
– Myślisz, że ja planowałam?
Milczał. Patrzył na swoje dłonie. Czułam, jak rośnie we mnie panika, rozczarowanie, złość.
– Łukasz, powiedz coś. Cokolwiek.
– Może... może to nie moje?
Wbiło mnie w fotel. Cofnęłam się o centymetr, jakby jego słowa miały fizyczną siłę rażenia.
– Słucham?
– Nie mówię, że ci nie wierzę. Po prostu... nie jesteśmy w stałym związku. A dziecko to poważna sprawa. Muszę mieć pewność.
Zerwałam się z kanapy. Nie płakałam. Jeszcze. Ale wewnątrz coś zaczęło się łamać.
– Masz rację, dziecko to poważna sprawa. Szkoda, że ty jesteś niepoważny.
I wyszłam. Bez kurtki. Bez słowa więcej.
Nie byłam jedyna
Marta siedziała przy stoliku najbliżej okna. Miała na sobie rozciągnięty sweter i okulary przeciwsłoneczne – w kawiarni. Nie od razu mnie poznała.
– Anka? Ty?
– Tak. Widziałam cię na siłowni. Chodziłaś do Łukasza, prawda?
Zrobiła dziwną minę. Jakby próbowała ukryć coś, co aż pchało się na wierzch.
– Siadaj – rzuciła krótko. – Pogadajmy.
Nie sądziłam, że to będzie aż tak proste. Przyszłam tam, bo coś nie dawało mi spokoju. Od dwóch tygodni unikał mnie. Nie odbierał. Zbywał wiadomości. A Marta, kiedyś wiecznie roześmiana, wyglądała jak cień samej siebie.
– Jesteś z nim?
– Nie. I ty też nie jesteś – odpowiedziała, mieszając łyżeczką w pustej filiżance.
– Co masz na myśli?
– Że nie jesteś pierwsza. Ani ostatnia. Też z nim byłam. Też zaszłam w ciążę.
Zamarłam. Myślałam, że się przesłyszałam.
– Co?
– Dokładnie to. Też zaszłam. Też słyszałam, że to „nie najlepszy moment”, „to skomplikowane”, a na końcu „czy na pewno moje”.
W moim gardle coś ścisnęło. Jakby nagle ktoś zakręcił dopływ tlenu.
– I co zrobiłaś?
– Zniknęłam – powiedziała chłodno. – Wyprowadziłam się na wieś, do rodziców. Ale widzę, że historia lubi się powtarzać.
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. Marta wpatrywała się w ludzi na zewnątrz, a ja próbowałam poskładać w głowie ten obraz. Łukasz. Urokliwy trener. Specjalista od kobiecych słabości. Odchodził, kiedy robiło się zbyt poważnie.
– A on? Wie, że wiesz o mnie?
– Nie. I niech tak zostanie.
Wstała, wrzuciła parę monet do spodeczka.
– Tylko nie licz na to, że się zmieni – rzuciła na koniec. – On nie ma w sobie miejsca na odpowiedzialność. Tylko na siebie.
Kolejny fragment układanki
Profil Natalii znalazłam przez wspólne zdjęcie, które kiedyś opublikował Łukasz. Miała wtedy ciemniejsze włosy i uśmiech, którego dziś bym w niej nie rozpoznała. Napisałam. Bez nadziei. Bez planu.
Odpisała po godzinie: „Spotkajmy się. Rozumiem, o co chodzi”.
W kawiarni była pierwsza. Drobna, ubrana na czarno, z twarzą, która nie zdążyła jeszcze zgasnąć – ale była blisko.
– Anka? – spytała cicho. – On znowu to zrobił?
Skinęłam głową, a ona wyjęła z torebki telefon i pokazała mi zdjęcie chłopca. Może czteroletniego. Te same oczy, co Łukasz. Ten sam układ ust.
– Alan. Nasz syn. Łukasz nie widział go od roku.
– Dlaczego?
– Bo nie umie być ojcem. Nawet nie próbował. Obiecywał, że się zmieni. Że będzie lepiej. A potem zniknął. Zawsze znika, gdy robi się trudniej. Dla niego dzieci to wypadek przy pracy. Tak samo jak my.
Poczułam, jakby ktoś we mnie wlał beton. Gęsty, ciężki, który unieruchamia każdą emocję.
– Dlaczego mi to pokazujesz?
– Bo też w to wpadłaś. I chcę, żebyś wyszła z tego z głową. Ja się ocknęłam dopiero, jak zaczęłam chodzić z małym po lekarzach. A on wrzucał relacje z wakacji na Bali.
Spojrzałam jeszcze raz na Alana. Miał uśmiech Łukasza i spojrzenie, którego nie znałam.
– I nie wrócił?
– Wrócił raz. Po pieniądze.
Wyszłam z kawiarni z głową pełną zimnych myśli. Było już jasne, że to nie była „pomyłka” ani wyjątkowy przypadek. Ja byłam tylko kolejnym rozdziałem w jego historii.
Ale ten rozdział miał mieć inne zakończenie.
Nie pozwolę tak się traktować
Czekałam na niego przed siłownią. Wyszedł, uśmiechnięty, z telefonem przy uchu. Na mój widok skrzywił się, jakby zobaczył rachunek, którego nie chciał płacić.
– Anka? Co ty tu robisz?
– Pogadajmy. Teraz.
– Mam zajęcia za chwilę, może innym razem?
– Nie będzie innego razu.
Zamarł. Widocznie ton mojego głosu zdradził więcej, niż planowałam.
Usiedliśmy na ławce przy wejściu. Zacisnęłam pięści, ale mówiłam spokojnie.
– Spotkałam Martę. I Natalię.
Zbladł. Od razu. Spojrzał gdzieś w bok, jakby szukał wyjścia awaryjnego.
– I co ci nagadały?
– Wystarczająco, żeby wiedzieć, kim jesteś. Żeby wiedzieć, że nie jestem jedyną. Ani pierwszą. Ani nawet drugą.
– Anka, posłuchaj...
– Nie. Ty posłuchaj. Wiem, że masz dzieci, których się wypierasz. Wiem, że unikasz odpowiedzialności jak ognia. Ale teraz już tak nie będzie. Bo ja ci nie pozwolę.
Wstał. Nerwowo, gwałtownie.
– Co ty sobie wyobrażasz? Że zrobisz mi scenę pod siłownią i zmusisz do czego? Do miłości? Do tatusiowania?
– Nie. Tylko do prawdy.
– Nic mnie to nie obchodzi, Anka. Chcesz mieć dziecko – twoja sprawa. Ale mnie w to nie wciągaj. Jasne?
– Jasne, możesz to powtórzyć w sądzie – powiedziałam, chłodno. – Już wiem, z kim mam do czynienia. Więc nie będę próbować. Ale dziecko cię kiedyś zapyta, gdzie byłeś. I wtedy zobaczymy, czy też powiesz „nic mnie to obchodzi”.
Łukasz rzucił mi ostatnie spojrzenie – i odszedł. Tak po prostu.
Ale ja zostałam. Silniejsza, niż kiedykolwiek.
Przecież mam siebie
Minęły trzy tygodnie od tamtej rozmowy. Mieszkam wciąż u mamy, choć już nie czuję się tu gościem ani wrakiem człowieka. Na komodzie leży zdjęcie z USG. Małe, niewyraźne, ale to mój punkt odniesienia, kiedy dopada mnie strach.
Mama kupiła mi miękki kocyk dla niemowlaka. Tak po prostu, bez słowa. Wieczorem przynosi herbatę z cytryną i siada obok na kanapie. Nie pyta, co z Łukaszem. Ona wie. I to wystarczy.
– Wiesz – powiedziała kilka dni temu – jesteś dużo silniejsza, niż ci się wydaje.
Uśmiechnęłam się. Bo coś we mnie naprawdę się zmieniło.
Nie chodzi tylko o dziecko. Chodzi o mnie. O to, że już nie chcę być tą, która czeka, aż ktoś ją pokocha. Nie będę błagać o uwagę. O miłość. O cokolwiek. Jeśli nie dostaję tego z szacunkiem – nie chcę wcale.
Czasem w nocy czuję, jak całe ciało drży od strachu. Co, jeśli nie dam rady? Co, jeśli będzie chory? Samotny? Co, jeśli zabraknie mi pieniędzy?
Ale zaraz potem przychodzi inna myśl: przecież mam siebie. I to już bardzo dużo.
Pamiętam, jak kiedyś patrzyłam na Łukasza jak na cud. Dziś widzę, że to była tylko zasłona dymna. Prawdziwy cud dopiero się zaczyna – pod moim sercem.
Anna, 31 lat
Czytaj także:
- „Umówiłam się z byłym na randkę, bo liczyłam na coś więcej. Było milusio, a potem 1 zdaniem sprowadził mnie do parteru”
- „Życie rzuciło mnie na kolana, a mąż okazał się łgarzem i krętaczem. Ale dla dzieci musiałam dać z siebie wszystko”
- „Mąż miał pretensje, że mało zarabiam. Gdy zaczęłam przynosić więcej kasy, zaczął węszyć i posądził mnie o zdradę”