„Mogłem pławić się w luksusie, a wybrałem uczciwe życie. Płaczę zagryzając czerstwy chleb, bo koło nosa przeszły mi 2 miliony”
„Zaczynałem wątpić, czy to faktycznie jego los. Może Adam miał rację? Może pan Zbyszek rzeczywiście nie pamięta o kuponie i te pieniądze mogłyby zmienić moje życie bardziej niż jego?”.

- Redakcja
Każdego ranka wstawałem z łóżka z jednym prostym celem: przetrwać kolejny dzień. Moje życie nie było usłane różami – mieszkałem z matką w niewielkim mieszkaniu, w którym czasami ledwo starczało na opłaty. Po szkole dorabiałem, gdzie się dało, marząc, że może kiedyś los się do mnie uśmiechnie. Nie spodziewałem się, że pewnego dnia Fortuna się za mną wstawi. Gdy szedłem do sklepu, zauważyłem starszego mężczyznę, nerwowo szukającego czegoś w kieszeniach. Wydawał się zdenerwowany, jakby coś ważnego mu umknęło. Chwilę po tym, jak odszedł, dostrzegłem leżący na ziemi kupon na loterię. Coś mnie tknęło, więc podniosłem go i sprawdziłem numery. Dwumilionowa wygrana! Zaniemówiłem z wrażenia, a serce biło mi jak szalone. Co powinienem zrobić? Czy mogłem zatrzymać pieniądze, czy też powinienem poszukać prawowitego właściciela?
Miałem dylemat
Nie mogłem przestać myśleć o tym, co właśnie się wydarzyło. Od razu poszedłem do Adama, mojego przyjaciela. Był osobą, do której zwracałem się zawsze, gdy coś mnie trapiło.
– Stary, musisz mi pomóc – powiedziałem, kiedy tylko zobaczyłem Adama.
– Co się stało? – zapytał, zauważając moją wzburzoną minę.
– Znalazłem kupon na loterię... Wygrana to dwa miliony!
Adam zamarł, jakby właśnie zobaczył ducha.
– To niesamowite! – wykrzyknął, ale ja tylko pokręciłem głową.
– To chyba należało do jednego faceta, którego widziałem przy sklepie. Wyglądał na zdenerwowanego. Co mam robić?
– Co? Znalazłeś los, to twój los. Przecież nie masz dowodu, że był jego.
– Ale widziałem, jak coś zgubił… Wydaje mi się, że to mógł być ten kupon.
Przyjaciel tylko wzruszył ramionami.
– A może nie? Gość był stary, pewnie sam nie pamięta, co miał w kieszeniach.
Zostałem z pytaniami bez odpowiedzi. Z jednej strony wyobrażałem sobie, jak mogłoby wyglądać moje życie z taką ilością pieniędzy. Z drugiej, coś mi mówiło, że to nie jest tak, jak być powinno.
Stałem na rozdrożu
Miałem mętlik w głowie, więc postanowiłem porozmawiać z matką. Ona zawsze wiedziała, co robić, i choć czasem się z nią nie zgadzałem, ceniłem jej opinie. Wieczorem, gdy siedzieliśmy przy stole w kuchni, odważyłem się podzielić z nią swoim odkryciem.
– Znalazłem kupon na loterię, wygrany – zacząłem niepewnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona, odkładając na bok kubek z herbatą.
– Co? – zapytała, ale ja poczułem, że muszę jej to wyjaśnić.
Opowiedziałem jej o starszym mężczyźnie i moich wątpliwościach. Matka westchnęła ciężko.
– Jeżeli to jego los, musisz mu go oddać – powiedziała stanowczo.
– Ale skąd mam wiedzieć, że to naprawdę jego? Może to znak, że mam odmienić swoje życie? – spróbowałem się bronić, choć wiedziałem, że moja argumentacja jest słaba.
– To nie ty decydujesz kto, na co zasługuje. Jeśli wiesz, kto go zgubił, to wiesz, co powinieneś zrobić – odparła, patrząc mi prosto w oczy.
Byłem rozdarty. Każda część mnie chciała zatrzymać te pieniądze, ale matka miała rację. Musiałem zdecydować, co jest ważniejsze: moje marzenia czy zasady, które mi wpojono.
Serce zabiło mi mocniej
Po rozmowie z mamą nie mogłem zasnąć. Obracałem się z boku na bok, myśląc o tym starszym mężczyźnie i jego zagubionym losie. W końcu postanowiłem go odnaleźć. Następnego dnia wróciłem w miejsce, gdzie widziałem go po raz ostatni, mając nadzieję, że go spotkam. Spacerowałem ulicą, przyglądając się każdej osobie, lecz nie widziałem nikogo, kto przypominałby mi tego człowieka. Zdecydowałem się wejść do pobliskiej kawiarni, gdzie zapytałem obsługę, czy ktoś taki tu bywa. Ku mojemu zaskoczeniu, usłyszałem, że rzeczywiście bywa tu często. Zamówiłem kawę i usiadłem przy oknie, czekając, aż się pojawi. W pewnym momencie, zza rogu sali, dobiegły mnie fragmenty rozmowy dwóch starszych mężczyzn:
– A ten Zbyszek to się dzisiaj nieźle zdenerwował, jak coś zgubił. Mówił, że to jakiś ważny papier…
– Ech, ale co on tam ma cennego? Ledwo wiąże koniec z końcem – odpowiedział drugi.
Serce zabiło mi mocniej. To był znak, na który czekałem. Wiedziałem już, że muszę znaleźć pana Zbyszka i przekonać się, czy to on jest właścicielem kuponu. Postanowiłem, że zaczekam, aż starszy mężczyzna pojawi się w kawiarni. Po kilkunastu minutach nerwowego czekania zobaczyłem go. Był nieco pochylony, z rękami w kieszeniach. Serce zabiło mi szybciej, gdy wstałem i podszedłem do niego.
– Przepraszam, ale... Czy nie zgubił pan czegoś dzisiaj rano? – zagadnąłem ostrożnie.
Pan Zbyszek uniósł wzrok i popatrzył na mnie zaskoczony.
– Tak… Chyba tak. Miałem…
Wydał się zagubiony, a ja poczułem, że mój dylemat się pogłębia.
– Był pan w sklepie… Szukał pan czegoś w kieszeniach – przypomniałem.
– Może… Ale co to ma za znaczenie? – westchnął.
Zaczynałem wątpić, czy to faktycznie jego los. Może Adam miał rację? Może pan Zbyszek rzeczywiście nie pamięta o kuponie i te pieniądze mogłyby zmienić moje życie bardziej niż jego? Jednak widząc jego zmęczoną twarz, wiedziałem, że muszę podjąć męską decyzję.
Walczyłem z własnymi myślami
Trzymałem los w dłoni. Pan Zbyszek stał przede mną, a jego oczy były pełne zmęczenia i niepewności. Walczyłem z własnymi myślami. Widziałem, jak niewiele ma, ale czy naprawdę był właścicielem tego kuponu?
– A co, znalazłeś coś? – zapytał nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Nie… pomyliłem się – odpowiedziałem, chowając los do kieszeni.
Odwróciłem się i odszedłem, czując ciężar każdej podjętej decyzji. Spacerowałem bez celu, wsłuchując się w szum miasta, gdy w mojej głowie odbijały się słowa matki.
„Jeśli wiesz, kto go zgubił, to wiesz, co powinieneś zrobić”.
Powoli docierało do mnie, co muszę zrobić. Zawróciłem. Serce biło mi jak młot, gdy ponownie wszedłem do kawiarni i zobaczyłem Zbyszka nadal siedzącego przy stole.
– Przepraszam – powiedziałem, podchodząc do niego – To pana kupon.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a kiedy wręczyłem mu los, jego oczy zaszły łzami.
– Naprawdę? Dziękuję… Nie wiem, jak ci się odwdzięczę – mówił, drżącym głosem.
Nie wiedziałem, czy zrobiłem dobrze, ale czułem, że to była słuszna decyzja.
Przyjaciel nazwał mnie frajerem
Gdy wróciłem do domu, czułem się, jakby wszystko było inne, choć nie zmieniło się nic poza tym, że oddałem los. Czułem żal, ale i ulgę, jakby dwa przeciwstawne uczucia walczyły o dominację. Adam, gdy się dowiedział, nazwał mnie frajerem, co tylko pogłębiło moją niepewność. Ale mama była dumna z mojej decyzji. Jej uśmiech i ciepłe spojrzenie były dla mnie jak nagroda, której nie spodziewałem się otrzymać.
W ciągu następnych dni życie toczyło się dalej, jakby nic się nie zmieniło. Chodziłem do szkoły, pracowałem, a jednak czułem się lżejszy. Pewnego ranka, przeglądając gazetę, natknąłem się na artykuł o starszym mężczyźnie, który wygrał na loterii i przekazał połowę wygranej na cele charytatywne. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo wiedziałem, że los trafił w odpowiednie ręce. Może to była nauka, której potrzebowałem – nie każdy zysk przynosi prawdziwe szczęście. Czasami to, co tracimy, daje więcej niż to, co możemy zyskać. Zrozumiałem, że pieniądze są ulotne, a uczciwość to jedyna waluta, która nigdy nie traci na wartości.
Maks, 19 lat