Reklama

Zawsze myślałam, że najgorsze w życiu to brak pieniędzy. Ale jeszcze gorsze jest poczucie, że jesteś w tym wszystkim zupełnie sama, mimo że ktoś „śpi obok”. Wstaję codziennie o szóstej, zanim jeszcze słońce zdecyduje się wyjść zza horyzontu. W kuchni parzę kawę, smaruję kanapki i słucham, jak z pokoju dobiega chrapanie Patryka. Mój mąż śpi jak dziecko. Bez stresu, bez obowiązków, bez żadnego planu.

Reklama

Może dziś jednak wyślesz jakieś CV? – rzuciłam znad czajnika, jakbym mówiła do ściany.

– Przestań, Karolina, serio. Nie mam dziś siły na twoje docinki – mruknął spod kołdry.

Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Znowu. To jego „nie mam siły” to nasza codzienność. A ja? Ja mam siłę. Na dojazdy przez pół miasta, na zapchane tramwaje, na stres w pracy, na rachunki, na pranie, na gotowanie. Mam siłę, bo muszę.

Zanim wyszłam, zerknęłam jeszcze na stół. Pusta szklanka po wczorajszym piwie, talerz z resztką chipsów, pilot. Klasyka. Westchnęłam. Zasunęłam zamek kurtki i wyszłam, zostawiając za sobą mieszkanie, które bardziej przypominało magazyn niż dom.

W drodze do pracy próbowałam sobie przypomnieć, kiedy to się zaczęło. Kiedy Patryk przestał być ambitnym chłopakiem, który nie mógł się doczekać, aż wspólnie ruszymy z biznesem, a stał się facetem w dresie, który uważa, że szukanie pracy jest dla naiwniaków. Wciąż go kochałam? Chyba. A może bardziej tęskniłam za nim z przeszłości?

Nie wiem. Wiem tylko, że jadę teraz w tramwaju, z torebką wypchaną dokumentami i głową pełną pytań. A on w tym czasie przewraca się na drugi bok i pewnie jeszcze śni, jak zostaje milionerem. I wszystko jest super. Tylko że to ja płacę za jego sny.

Puszczały mi nerwy

Wróciłam do domu po osiemnastej, naprawdę zmęczona. Klucze ledwo trzymałam w dłoni, bo mi ręka zdrętwiała od noszenia laptopa. Przekroczyłam próg i poczułam... nic. Żadnego zapachu obiadu, żadnego dźwięku. Tylko migające światło z salonu.

– Patryk? – zawołałam, zdejmując buty.

– W salonie – odburknął.

Rzuciłam torbę na podłogę i weszłam do środka. Siedział przed komputerem, z piwem w dłoni. Na ekranie – gra. Znowu. Oczy czerwone od patrzenia, ręka jakby przyspawana do myszki. Obok na stole – puste opakowanie po pizzy.

Wiesz, że mamy resztkę pieniędzy na koncie? Że w tym miesiącu nie starczy na czynsz, jeśli znów zamówisz żarcie?

– Spokojnie, Karolina, ogarnę. Mówiłem ci, że mam plan.

– Plan? Ty od trzech lat masz „plan”! A ja od trzech lat tyra...

– Ty znowu zaczynasz? – przerwał mi.

I wtedy pękłam.

– Wiesz co, Patryk? Jestem zmęczona. Tyram, żebyśmy mieli na rachunki, a ty nawet nie wyrzucisz śmieci!

– Bo pracujesz, no i co? Przynajmniej coś robisz, czujesz się potrzebna.

– To jest twoje tłumaczenie? Że ja mam harować, a ty odpoczywać?!

Nie odpowiedział. Tylko wzruszył ramionami i wziął łyk piwa. Zamknęłam oczy, żeby nie krzyczeć. Ale to nie pomogło. Zamknęłam się w łazience. Woda szumiała, a ja siedziałam na krawędzi wanny i gapiłam się w kafle. W głowie jedna myśl: Kiedy przestałam być żoną, a zaczęłam być jego sponsorem?

Siostra miała rację

– Wyglądasz jakbyś spała trzy godziny i płakała przez dwie – stwierdziła Ewa, gdy wpadłam do jej kawalerki z siatką zakupów i miną do ziemi.

– Cztery i pół, jakbyś pytała. I tak, płakałam – rzuciłam, zrzucając kurtkę i siadając na jej szarym, zmechaconym fotelu.

– To przez niego znowu? – zapytała, chociaż doskonale wiedziała odpowiedź.

Milczałam. Bo co miałam powiedzieć? Że Patryk nawet nie zauważył, że nie spałam w nocy? Że zjadł moje ostatnie danie z lodówki, po czym stwierdził, że „w sumie nie najgorsze, ale następnym razem daj mniej czosnku”?

– Karolina, ja wiem, że nie chcesz słuchać, ale muszę to powiedzieć – Ewa wzięła głęboki wdech. – To pasożyt. Jesteś jego sponsorem, nie żoną.

– To nie jest takie proste. Nie wszystko da się rzucić – powiedziałam cicho, niemal szeptem.

– Ale ty zapomniałaś o sobie całkowicie.

Spojrzałam na nią.

– Boję się, Ewa. Boję się zostać sama. Boję się, że to ja coś robię nie tak, że może to moja wina, że on taki się zrobił…

– Nie. On po prostu przestał się starać. A ty zamiast uciekać – stoisz w miejscu i liczysz, że się obudzi. Ale on śpi i nie ma najmniejszego zamiaru się zbudzić.

Wzięłam łyk herbaty, którą mi zrobiła. I wtedy pierwszy raz przeszło mi przez myśl: A co, jeśli ona ma rację?

Brakowało mi czułości

– Karolina, znowu zostajesz po godzinach? – zapytał Tomek, wychylając głowę zza drzwi pokoju socjalnego. – Przecież ci się to w CV nie liczy.

Liczy się w przeżyciu do końca miesiąca – mruknęłam i uśmiechnęłam się słabo.

Tomek przysiadł na brzegu biurka. Znał już moje ponure żarty i wiedział, kiedy są śmiechem, a kiedy krzykiem.

– Kiedyś mi mówiłaś, że masz męża, który gotuje. Coś ostatnio mało o nim opowiadasz.

Westchnęłam. Odstawiłam kubek z zimną kawą i oparłam się na fotelu.

– Bo już nie gotuje. Teraz głównie... gra. I mówi, że „jeszcze nie teraz”, jak pytam, czy szuka pracy.

Tomek kiwnął głową, jakby układał sobie puzzle.

– Szkoda, że nie masz kogoś, kto cię naprawdę docenia – powiedział cicho. – Bo ty jesteś naprawdę wyjątkowa.

Zamarłam.

– Tomek… ja mam męża.

– Wiem. Ale on chyba nie wie, co ma.

Zrobiło mi się gorąco. Serce zabiło szybciej. To zdanie usłyszałam pierwszy raz od lat. Zdanie, które nie brzmiało jak wymuszone „kocham cię” na dobranoc, tylko jak prawdziwa obserwacja. I troska. Wieczorem wróciłam do domu. Patryk siedział w tym samym miejscu, w którym zostawiłam go rano. Konsola, dres, pizza na kolanach.

– Cześć – rzuciłam.

Ej, mogłabyś nie trzaskać drzwiami? Gram – burknął, nawet nie patrząc w moją stronę.

Wtedy coś we mnie pękło. Podeszłam do lustra w przedpokoju i spojrzałam sobie w oczy. Szara twarz, cienie pod oczami. I myśl: *Czemu ktoś obcy potrafi zobaczyć we mnie więcej niż ten, który ślubował, że mnie kocha?

Znów się pokłóciliśmy

– Patryk, możemy pogadać? – zaczęłam ostrożnie, odkładając torbę i siadając naprzeciwko niego. Wyłączyłam telewizor pilotem, zanim zdążył zaprotestować.

– Serio? Właśnie miałem ważny mecz… – westchnął teatralnie.

– Ważniejszy niż nasze życie? – zapytałam i nawet mnie samą zdziwiło, jak spokojnie to zabrzmiało. – Bo ja już nie daję rady. Noszę na sobie wszystko – rachunki, jedzenie, sprzątanie. A ty… ty nic.

– Nic? – parsknął. – Ktoś musi być w domu. Ktoś musi ogarniać.

– Ogarniasz? – podniosłam głos. – Ogarniasz chipsy i kolejne levele w grze. To nie jest ogarnianie! Patryk, nie dam rady tak żyć. Musisz coś zmienić.

Przez chwilę patrzył na mnie z tym swoim pustym spojrzeniem, które tak bardzo mnie bolało. Potem wzruszył ramionami.

– Zmienisz sobie chłopa, skoro tak źle?

I wtedy w mojej głowie pojawiło się coś nowego. Myśl, której się bałam, ale która była jak iskra w ciemnym tunelu.

– Może powinnam… – odpowiedziałam cicho, ale wyraźnie.

Na jego twarzy nawet nie drgnął mięsień. Jakby to była kolejna scena w serialu, a nie moje życie. Jakby miał gdzieś, czy odejdę, czy zostanę. Wstałam, chwyciłam kurtkę i wyszłam, trzaskając drzwiami. Bez telefonu, bez planu. Szłam przez miasto, patrząc na ludzi w kawiarniach, w sklepach, w tramwajach. Niby zwykły wieczór, a ja miałam wrażenie, że w moim świecie runęło coś, co już nigdy się nie podniesie.

Muszę coś zmienić

Zadzwoniłam do Tomka. Nie powinnam, wiem. Ale nogi same zaniosły mnie pod jego blok. Wpuścił mnie bez słowa, jakby czekał. W środku pachniało kawą i świeżym chlebem – domem, którego tak mi brakowało.

– Karolina, co się stało? – spytał, ale nie musiał. Wystarczyło spojrzeć na moje oczy.

Usiadłam na kanapie i nagle wszystko ze mnie zeszło. Opowiedziałam. O rachunkach, o zmęczeniu, o tym, że Patryk od lat nie ruszył nawet palcem, żeby coś zmienić. O tym, jak czuję się niewidzialna, jak bankomat, nie człowiek. Mówiłam chaotycznie, łzy płynęły same.

– Wiem, że to nie fair, że tu jestem – wyszeptałam, patrząc w podłogę. – Mam męża, a siedzę tutaj, u ciebie.

Tomek położył mi dłoń na ramieniu. Delikatnie, bez presji.

– Fair? Karolina, ty od lat grasz w niesprawiedliwą grę – powiedział spokojnie. – I przegrywasz tylko dlatego, że grasz sama.

Podniosłam na niego wzrok. Widziałam w nim coś, czego nie znałam od dawna – szacunek. Nie pożądanie, nie litość. Prawdziwy szacunek. Milczeliśmy chwilę. A potem zapytał:

– Czego ty chcesz? Nie Patryk, nie ja. Ty.

Zamilkłam, bo nie wiedziałam. W głowie miałam chaos. Ale w sercu... pierwszy raz od dawna poczułam, że mogę jeszcze wybierać. Kiedy wróciłam do domu, Patryk nawet nie zauważył, że mnie nie było. Konsola wciąż świeciła, a on śmiał się do mikrofonu, gadając z kimś przez słuchawki. Dla niego świat się nie zatrzymał. Ale dla mnie – już nic nie było takie samo.

Karolina, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama