Reklama

Niektórym ludziom wydaje się, że jak coś robią poza domem, to nikt ich nie widzi. Że jeśli żona akurat w pracy, dziecko w szkole, a teściowa w kapciach i z krzyżówką, to już hulaj dusza. Wystarczy zaszyć się w kawiarni, przysunąć fotel bliżej młodej blondyneczki i już można się migdalić, jakby się świat skończył.

Reklama

Problem w tym, że świat się nie kończy, a teściowe – o dziwo – też chodzą po mieście. I czasem mają ochotę na malinową herbatkę z plasterkiem cytryny. A wtedy… wtedy bywa różnie. Ten konkretny gagatek, na widok znajomej twarzy, nie tylko zgłupiał, ale też odstawił taką szopkę, że ludzie przy sąsiednich stolikach zaczęli wyciągać telefony.

Przyłapałam go

Weszłam do kawiarni przypadkiem, bo akurat odjechał mi autobus. Uznałam, że skoro już muszę czekać, to przynajmniej sobie umilę to czekanie czymś ciepłym. Zamówiłam herbatę malinową z cytryną i kawałek sernika. Lubię mieć coś do podgryzania, zwłaszcza gdy pogoda zniechęca do myślenia o wszystkim. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu wolnego miejsca i wtedy... zamarłam. Przy oknie, w rogu kawiarni, mój zięć siedział z jakąś panną. I nie wyglądało to na spotkanie biznesowe. Zdecydowanie nie. Panna miała rozpiętą marynarkę, dość śmiało eksponując dekolt, a Kamil... no cóż, gapił się w ten dekolt. Nachylił się do niej, szepnął coś, na co parsknęła śmiechem i trąciła go dłonią w ramię. I wtedy mnie zauważył. Zbladł jak prześcieradło.

– Ooo... – wyjąkał.

– Nie sądziłam, że aż tak się stęskniłeś za rodzinnymi kontaktami – powiedziałam z lodowatym spokojem, stając nad jego stolikiem. – Nie przeszkadzam?

Dziewczyna spojrzała na mnie.

Kim pani jest? – zapytała z udawaną grzecznością.

– Ciekawe pytanie. Może lepiej: kim pani jest?

I wtedy Kamil zrobił coś, czego nie zapomnę nigdy. Zsunął się z krzesła i... wsunął pod stół.

Co ty robisz?! – pisnęła dziewczyna.

Popatrzyłam na nią ostro

Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę wlazł pod ten stół. Ludzie zaczęli się odwracać, jeden chłopak nawet wyjął telefon i chyba nagrywał. Dziewczyna siedziała zesztywniała, czerwieniąc się od szyi po czubek nosa.

– Kamil! – zawołałam przez zaciśnięte zęby. – Wyłaź stamtąd, bo zaraz poproszę kelnera, żeby cię wyciągnął za nogi!

Zamiast odpowiedzi – cisza. Tylko delikatne szuranie, jakby się próbował przesunąć w głąb, jak norka w lesie. Dziewczyna w końcu zerwała się z miejsca.

– Ja chyba... ja pójdę. Przepraszam bardzo, ja nie wiedziałam, że... że on ma...

– Żonę. I dziecko. Tak, wiem – powiedziałam i popatrzyłam na nią ostro. – Pani też miała oczy, prawda? Jakieś podejrzenia?

– On mówił, że jest po rozwodzie...

Zerknęłam pod stół.

– Wychodź, słyszysz? Czy mam zadzwonić do Zosi i zapytać, czy już podpisała papiery rozwodowe, o których opowiadasz pannie tutaj?

Wtedy coś pod stołem się poruszyło. Zaskrzypiały krzesła. Kamil wyłonił się powoli, trzymając się krawędzi stołu jak topielec tratwy.

– To nie tak...

– Może opowiesz mi przy herbatce, co to za niewinna randka, hm?

– My się tylko spotkaliśmy, porozmawiać...

– Na siedząco czy na klęczkach?

Dziewczyna zniknęła szybciej, niż zdążył sięgnąć po swój płaszcz. Patrzyłam, jak zostawia go samego przy stoliku z pustą filiżanką i zawstydzoną miną chłopca przyłapanego na podkradaniu ciastek.

– Porozmawiamy normalnie. Albo dzwonię do Zosi – powiedziałam sucho.

Ciągnąć dalej?

Byłam wściekła

Zięć nie odpowiedział od razu. Patrzył na mnie z miną, jakby mu ktoś wlał kubek zimnej wody za kołnierz.

– Proszę... Nie rób sceny. Przecież jesteśmy w miejscu publicznym.

– Ty, kochanieńki, scenę już zrobiłeś, kiedy właziłeś pod stół jak karaluch.

Usiadłam naprzeciwko niego. Na zewnątrz może i wyglądałam jak dama, ale w środku buzowała we mnie krew. Bo to już nie była tylko głupia sytuacja. To była zdrada. Zosia była moją córką. Ich syn – moim wnukiem. A ten tu... mizdrzył się z jakąś lalunią i myślał, że nikt się nie dowie?

– To nie jest tak, jak myślisz – mruknął w końcu, patrząc w okno.

– Daj spokój, Kamil. Jeśli usłyszę jeszcze raz, że „to nie tak”, to naprawdę rzucę tym sernikiem.

– My się tylko spotykaliśmy. Rozmawialiśmy. Lubię jej towarzystwo, jest... inna. Bez ciśnienia.

– Czyli nie robi ci wyrzutów, że nie przywiozłeś syna na basen, bo miałeś ważniejszą sprawę? – spytałam z ironią.

Zamilkł. Wiedziałam, że trafiłam. W ostatni weekend Filip siedział u mnie i czekał na ojca. Kamil miał go odebrać. Nie przyszedł.

– Duszę się. Zosia była cudowna, ale... Wszystko się posypało.

– A więc postanowiłeś się rozweselić pod stołem?

– To nie tak... – jęknął znowu.

– Dobra – przerwałam. – Zrobimy tak: albo bierzesz się w garść i porządkujesz swoje życie. Albo ja to uporządkuję za ciebie. Zacznę od Zosi.

Spojrzał na mnie ze złością

Kamil spuścił głowę i zaczął kręcić palcem po blacie stołu, jakby chciał wydrapać w nim dziurę i tam się zaszyć.

– Naprawdę nie wiem, co robić. Czuję się, jakby mnie to życie przetoczyło i zostawiło gdzieś na poboczu.

– Wiesz co? – pochyliłam się do niego. – Mnie naprawdę nie obchodzi, jak się czujesz. Tylko jak się zachowujesz. I nie chodzi tylko o Zosię. Masz syna. Filip to nie mebel. On widzi. Czuje.

Kamil się skrzywił, jakby go ugryzło sumienie.

– Wiem... Wiem, że go zaniedbałem. Ale ja... widzę Sandrę i czuję się, jakby ktoś na chwilę zdjął ze mnie ciężar.

– A może to nie ciężary, tylko obowiązki? Masz prawie czterdziestkę, a zachowujesz się jak nastolatek na wagarach. Jak ci ulży, to może się jeszcze popłacz, że życie cię nie głaszcze.

Zacisnął usta. Spojrzał na mnie ze złością.

– Wiesz, ty zawsze wszystko wiedziałaś najlepiej.

– A ty zawsze myślałeś, że wszystko się samo ułoży. Tyle że dzieci nie wychowują się same, a migdalenie się w kawiarni nie jest terapią. Chcesz sobie układać życie na nowo? Proszę bardzo. Nie po cichu i nie za plecami dziecka.

– Myślisz, że on się domyśla?

– Dzieci mają radar na takie rzeczy. I mają pamięć. Ty zapomnisz, ale jemu zostanie ten obraz: ojciec, który zniknął.

Ustawiłam go do pionu

– To, co mam zrobić? – zapytał cicho, nie patrząc mi w oczy. – Zerwać z nią? Udawać, że nic się nie dzieje? Że jestem w stanie wrócić do tego, co było?

– Nie. Masz przestać udawać cokolwiek – powiedziałam stanowczo. – Przede wszystkim masz być uczciwy. Najpierw wobec Filipa.

Kamil oparł się łokciami o stół, położył twarz na dłoniach. Jakby się nagle z niego wszystko zsunęło – poza tą jedną, przerażoną świadomością: że z chłopcem nie rozmawiał szczerze od miesięcy.

– Nie umiem z nim gadać... On mnie nie słucha – westchnął.

– Bo nie słucha się kogoś, kto nie mówi. On cię obserwuje. Każdy twój ruch. Nie interesują go twoje dziewczyny. Interesuje go, czy ojciec jeszcze w ogóle istnieje.

– Przecież go odwiedzam...

– No tak. Przychodzisz po pracy, siedzisz na telefonie, rzucisz coś o ocenach i wychodzisz. A on? Siedzi potem i udaje, że go to nie rusza. Wiesz, ile razy próbował zaczynać rozmowę? I ile razy cię wtedy rozpraszała „ważna wiadomość”?

Zamilkł.

– Jak chcesz sobie układać życie z inną kobietą, to najpierw zrób porządek z poprzednim związkiem. Zosia nie zasłużyła na takie pożegnanie, a Filip – na takiego ojca.

– Może nie jestem po prostu dość dobry...

Jesteś dokładnie taki, jakim zdecydujesz być. I jeszcze możesz to naprawić. To ostatni raz, kiedy cię upominam. Następnym razem, to będzie awantura.

Wciąż miałam nadzieję

Nie powiedziałam nic Zosi. Jeszcze nie. Bo wbrew temu, co niektórzy sądzą o teściowych, nie jestem od rozwalania rodzin. Jeśli coś ma się rozpaść – to niech rozpadnie się samo, bez mojego udziału. Kamil nie zadzwonił. Nie przyszedł. W sobotę przywiózł Filipa tak jak zawsze, nawet piętnaście minut wcześniej. Chłopak wbiegł do mieszkania, jakby wreszcie chciał złapać trochę powietrza.

– Dziś zostanę na noc, babciu? – zapytał szybko.

– Jeśli chcesz.

– Chcę – odpowiedział krótko.

Zostałam w korytarzu z Kamilem. Wyglądał, jakby od kilku dni nie spał.

– Wiem, że nie zasłużyłem na wybaczenie. Tylko ja się pogubiłem. Zosia nie wie, nic nie wie. Nie dlatego, że chcę ją oszukiwać. Tylko... ja nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić.

– Zacznij od tego, żeby w końcu z nią porozmawiać. Nie o tej kobiecie, ale o tym, co czujesz. Zasługuje na szczerą rozmowę, a nie kłamstwa pod stołem w kawiarni.

– Myślisz, że mnie zrozumie?

– Nie chodzi o to, czy zrozumie. Chodzi o to, czy po raz pierwszy usłyszy prawdę.

Zamknęłam drzwi za nim i wróciłam do kuchni. Wiedziałam jedno – jeśli to małżeństwo ma jeszcze istnieć, to nie przez milczenie i wygodne kłamstwa, ale przez rozmowę. Nawet jeśli bolesną. Bo najgorsze, co można zrobić, to udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy nawet teściowa widzi, że nie jest.

Olga, 67 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama