Reklama

Zaczęło się od drobnych pożyczek. A tu wziął „chwilówkę” na trzy tysiące, a tu się zapożyczył w jakimś pseudobanku na kolejne pięć. Niby spłacał, niby to wszystko było na poczet jego kolejnych interesów, które miały wkrótce wypalić. Ale wiedziałam, że za chwilę mój brat zacznie tonąć, a rodzice razem z nim.

Reklama

Rodzeństwo jak ogień i woda

– Może ty jesteś adoptowany? – zażartowałam kiedyś głupio, gdy Adam przyszedł do domu z kolejnym pomysłem zwiastującym kłopoty. – Bo nie mam pojęcia, dlaczego ja mogłam skończyć dobre szkoły, znaleźć porządną pracę i nie siedzieć rodzicom na karku do trzydziestki, jak ty – wygarnęłam mu.

Adam zawsze omijał klasyczne rozwiązania. Nie chciał się uczyć, wolał ściągać na klasówkach.

– Nawet jeśli zostanę przyłapany, to nie częściej niż raz na jakieś trzy kontrole – powiedział kiedyś. – Więc i tak ogólny rachunek jest na plus – wykalkulował.

Tak. To była właśnie jego filozofia życiowa. Lepiej kręcić, niż się przemęczać. Jakoś dobrnął do matury, ale o studiach nie chciał nawet słyszeć. Wymyślił, że będzie sprowadzał samochody z Niemiec. Na przywiezionych sześć udało mu się sprzedać z zyskiem jeden. Później wpadł na pomysł, że otworzy sklep z używaną odzieżą. Problem w tym, że w naszym małym mieście takich sklepów jest kilkanaście.

Zobacz także

– Mój będzie inny – Adam zawsze wiedział lepiej i nie dał sobie nic powiedzieć. – Zakasuję wszystkich cenami.

Skończyło się tak, jak przypuszczałam. Po roku zwinął interes, będąc kilkanaście tysięcy na minusie.

Porażki niczego go nie nauczyły.

– Nie będę szedł do kogoś harować jak niewolnik za psi grosz – odgrażał się, gdy próbowałyśmy mu wytłumaczyć z mamą, że nie każdy nadaje się do prowadzenia własnego biznesu i powinien poszukać gdzieś pracy.

Postanowiłam mu pomóc, pierwszy i ostatni raz!

Lata mijały, on dobiegał prawie trzydziestki i cały czas siedział na karku rodzicom.

– Jak tak dalej pójdzie, to pójdziemy z ojcem z torbami – skarżyła mi się mama. – Przecież on ciągle jakieś kredyty bierze, zaraz trzeba będzie ziemię po moich rodzicach sprzedać, żeby go ratować.

– No jeszcze tego by brakowało – oburzyłam się.

Spadek po dziadkach miał być równo podzielony – na mnie i na brata. Nie zamierzałam odstępować mu swojej części tylko dlatego, że jest niezaradnym leniem. Ja zaraz po maturze wyjechałam na studia do Warszawy. Rodziców nie było stać na utrzymywanie mnie w stolicy, więc poszłam na zaoczne i przez pięć lat ciężko pracowałam. Nikt mi niczego nie dał, do nikogo nie wyciągałam ręki po pieniądze. Teraz dobrze sobie radzę, i nie widzę powodu, dla którego miałabym się dokładać do utrzymywania zdrowego, dorosłego faceta.

A jednak serce mi chyba zmiękło, bo pewnego razu pomyślałam o Piotrku. Nie miałam z nim kontaktu od czterech lat. Ale rozstaliśmy się w zgodzie, żadne z nas nie miało żalu, po prostu nasze uczucie się wypaliło. Poza tym Piotrek był nie z mojej bajki. Za bardzo skupiony na pracy, interesach, robieniu pieniędzy. Wiecznie w delegacjach, można z nim było porozmawiać tylko o biznesie. Ale może właśnie dlatego pomyślałam, że to on będzie w stanie wybawić mnie i moją rodzinę z kłopotów. Znalazłam numer do niego w starym telefonie.

Nie myliłam się. Piotrek jak zawsze w formie, zabiegany, urobiony w nowych interesach po łokcie...

– Pewnie, jak pracowity i chętny, to dawaj go do mnie – powiedział szybko przez telefon.

Dobrze, że nie widział mojej miny na słowo „pracowity”. O Adamie wiele można było powiedzieć, ale nie to, że garnie się do pracy. „Trudno” – pomyślałam. „Jak i tę szansę zmarnuje to koniec. Nie zamierzam mu więcej pomagać, poproszę rodziców o podzielenie działki i sprzedam swoją część. Odetnę się od tego darmozjada i tyle”.

Rodzice byli wniebowzięci, że załatwiłam Adamowi tę pracę.

– Dziecko, teraz nasz koszmar się skończy – cieszyła się mama. – Zarobi sobie chłopak uczciwą pracą, to zejdzie z nas w końcu i te długi pospłaca.

Adaś o dziwo też się nawet nie buntował. Po pierwszej rozmowie z Piotrkiem wrócił w znakomitym humorze.

– No, dla takiego faceta to ja mogę pracować – powiedział zadowolony.

Piotrek dał mu pracę w jednej ze swoich firm dostawczych. Adam zrobił prawo jazdy na TIR-a i zaczął jeździć w trasy. Głównie do Niemiec, Czech i Holandii. Baliśmy się, że ciężka praca za kółkiem znudzi mu się po dwóch takich kilkutygodniowych kursach.

– Długo miejsca w tej robocie nie zagrzeje – mówił sceptycznie tata. – Zaraz powie, że tu go boli, tam go strzyka i znów zacznie się pożyczanie pieniędzy i ślęczenie przed telewizorem.

Nic podobnego. Adamowi spodobało się siedzenie za kółkiem.

– Żałuję, że wcześniej o czymś takim nie pomyślałem – powiedział. – Gdybym zaczął zaraz po liceum, dziś byłbym właścicielem takiej firmy – marzył.

– Dzięki, siostra, za ten kontakt. Ten Piotrek to naprawdę równy gość.

Rodzina odetchnęła z ulgą. Adam po kilku miesiącach spłacił wszystkie swoje zobowiązania, przestał żerować na rodzicach, a czasem nawet przywiózł im jakiś prezent z trasy. A to nowy telewizor, a to piorący odkurzacz, o którym zawsze marzyła mama. Cieszyłam się, patrząc na metamorfozę brata, ale im dłużej tam pracował, tym bardziej zaczynało mi to wszystko wydawać się podejrzane.

„Interesy” mojego brata

Pierwszy raz ostrzegawcza lampka zapaliła mi się, gdy do mojego mieszkania w Warszawie przyszli jacyś podejrzani faceci i pytali o Adama. Myśleli, że tu mieszka. Adam, wracając z trasy, często zatrzymywał się u mnie na kilka dni, a potem jechał do rodziców. Ci faceci nie wyglądali jak koledzy z liceum. Gdy zapytałam Adama o nich, powiedział, że to nikt ważny. Jacyś goście, z którymi robi czasem interesy.

– A jakie ty masz znowu interesy? – zapytałam zaniepokojona. – Załatwiłam ci dobrą pracę, to ją szanuj, a nie znowu coś wymyślasz.

– Spoko, spoko – uśmiechnął się Adam. – Takiej pracy na pewno nie rzucę. To żyła złota.

„Ciekawe, że jeżdżenie na TIR-ach może być żyłą złota?” – pomyślałam.

Tamtą paczkę zobaczyłam zaraz po jego powrocie z Holandii. Była podejrzanie duża, jak coś, co zawiera w sobie drobny sprzęt komputerowy. Widziałam już wcześniej, jak przewożony jest taki sprzęt. Adam powiedział, że to dla Piotrka, że zamówił do firmy. Później podobne paczki pojawiały się już regularnie. Były w nich dziwne rzeczy. Adam się z tym nie krył. Miał mnie chyba za głupią.

Poszłam do Piotrka i powiedziałam, co widziałam. Nie był zdziwiony. Stwierdził, że Adam jest w dobrych rękach i poradził, żebym się nie martwiła i nie wtrącała. A niby jak miałam zachować spokój? Mój brat przemycał papierosy i alkohol, a nierzadko też narkotyki. Zrozumiałam, że Piotrkowi tak świetnie idą interesy, bo jest zwykłym gangsterem. A z Adamem w ogóle nie ma o czym rozmawiać. Jak wyłożyłam mu kawę na ławę i przyznałam, że wszystko wiem, powiedział, że Piotrek go chroni, a on sam jest dorosły i wie, co robi. A ja się powinnam zająć swoim życiem i cieszyć się, że brat stanął na nogi.

Reklama

Nonsens! Czuję się winna. Wyrzucam sobie, że nie sprawdziłam Piotrka wcześniej, że zaufałam mu, a on wykorzystuje naiwność i pazerność mojego brata. Nic nie mówię rodzicom, bo chyba dostaliby zawału. I każdego dnia drżę, że Adam w końcu wpadnie i skończy w więzieniu.

Reklama
Reklama
Reklama