„Brat to pasożyt i regularnie doi mnie z kasy. Mama każe mi go sponsorować, bo to obowiązek starszej siostry z Warszawy”
„Tomek od zawsze był tym, któremu trzeba pomóc. Najpierw korepetycje, bo nie radził sobie w szkole. Potem pieniądze na studia, których i tak nie skończył. Potem pomoc przy spłacie kredytu, bo stracił pracę. Od lat moje konto to jego fundusz awaryjny”.

- Redakcja
Pracuję jako managerka w agencji reklamowej. Mam własne mieszkanie, dobry samochód i konto oszczędnościowe. Ale za tą pozorną stabilnością kryje się coś, czego przez lata nie chciałam widzieć: zmęczenie. Chroniczne zmęczenie pomaganiem, ratowaniem i byciem silną dla innych.
Między mną a bratem jest sześć lat różnicy, ale ja mam czasem wrażenie, jakbyśmy byli z różnych planet. Kiedy zmarł nasz tata, mama była pogrążona w żałobie, Tomek miał dziewięć lat i potrzebował opieki, a ja… ja po prostu się nie rozpadłam. Chyba tylko dlatego, że wiedziałam, że nie mogę. Tomek od zawsze był tym, któremu trzeba pomóc. Najpierw korepetycje, bo nie radził sobie w szkole. Potem pieniądze na studia, których i tak nie skończył. Potem „chwilowa” pomoc przy spłacie kredytu, bo stracił pracę.
Od lat moje konto to jego fundusz awaryjny. Tyle że ten „awaryjny” tryb już dawno stał się trybem domyślnym. Przez lata mu pomagałam. Płaciłam, wspierałam, ratowałam. Bo byłam tą odpowiedzialną, tą starszą, tą, która wszystko zniesie. Ale od jakiegoś czasu czułam, że już nie mogę, że to, co robię, nie jest pomocą, tylko czymś zupełnie innym. Ostatnio zdarzyło się coś, co wywróciło mój sposób patrzenia na naszą relację. Coś, po czym zaczęłam zadawać sobie pytanie: czy ja w ogóle jestem jego siostrą, czy tylko bankomatem?
Zaniemówiłam
– Nie mogę ci pożyczyć tych pieniędzy – powiedziałam spokojnie, ale wewnątrz już wszystko się we mnie gotowało.
Siedzieliśmy w mojej kuchni. On jak zwykle rozwalony na krześle, z telefonem w ręce, z twarzą obrażoną na cały świat.
– Serio? – rzucił, nawet na mnie nie patrząc. – Przecież wiesz, że wszystko posypało. W pracy cisza, rachunki lecą, komornik już puka. I ty mi mówisz: „nie mogę”?
– Pomagałam ci setki razy. Płaciłam raty, przelewałam na czynsz, spłacałam twoje długi. A ty co zrobiłeś przez ten czas? Znów siedzisz bez pracy i oczekujesz, że to ja cię uratuję.
– Bo ty zawsze miałaś łatwiej! Tata cię kochał, byłaś jego oczkiem w głowie… A ja? Mnie zawsze zbywał! – wyrzucił nagle, a w jego głosie zabrzmiała pretensja, która zbierała się latami. – Od dziecka miałem pod górkę! Ty się dorobiłaś, a ja muszę żebrać u własnej siostry!
Zaniemówiłam. Zabolało. I nie dlatego, że to było prawdą. Bo nie było. Ale dlatego, że on naprawdę tak myślał.
– Ty mnie w ogóle nie szanujesz, wiesz? – dodał. – Bo jestem nikim, tak? Przegrywem, którego trzeba co jakiś czas poratować, ale nigdy nie traktować poważnie.
Wstał gwałtownie i przewrócił krzesło.
– Zawsze miałaś wszystko, a ja nic!
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko, jak wychodzi, trzaskając drzwiami. W środku czułam coś nowego. Coś, co przypominało bunt. Może nawet gniew. Bo zaczęłam sobie uświadamiać, że on nie prosił mnie o pomoc. On jej żądał. Jakby mu się należała.
Wstyd zżerał mnie od środka
– On żeruje na tobie. I to nie jest pomoc. To jest uzależnienie – Agnieszka patrzyła na mnie znad kubka kawy, jakby właśnie powiedziała mi, że jestem ofiarą. – Sama mówisz, że nie śpisz po nocach, że masz dość, że już nie dajesz rady. I co? On ci rzuca w twarz, że zawsze miałaś lepiej? Serio, ty się jeszcze nad tym zastanawiasz?
– Ale to mój brat… – zaczęłam cicho. – Ja po prostu… czuję się za niego odpowiedzialna. Po śmierci taty…
– Tak, tak, wiem. Musiałaś być silna, musiałaś się wszystkim zająć. Ale teraz już nie musisz. On jest dorosły. Dorosły facet, który ciągnie cię na dno i jeszcze ma do ciebie pretensje, że nie chcesz z nim utonąć.
Zamilkłam. Miała rację. Wiedziałam o tym gdzieś głęboko. Ale równocześnie wstyd i poczucie winy zżerały mnie od środka. Czy naprawdę pozwoliłam, żeby mój brat mnie wykorzystywał?
– A może... – zaczęłam powoli – może jestem jak mama?
Agnieszka zmarszczyła brwi.
– Co masz na myśli?
– Ona też nigdy mu nie postawiła granic. Zawsze go tłumaczyła. Zawsze mówiła: „bo Tomek to wrażliwy chłopak”… A ja tylko kontynuowałam to, co ona zaczęła.
Wbiłam wzrok w stół. Czułam, jak wewnątrz coś się we mnie łamie. Jakby fundament, na którym budowałam relację z bratem, właśnie zaczął się kruszyć.
Byłam wściekła
– Ale on mi jeszcze nie oddał tej ostatniej „pożyczki”. Cztery tysiące. A dziś dzwoni i chce kolejne dwa, bo „mu brakuje do końca miesiąca”. – krzyczałam przez telefon, krążąc po mieszkaniu jak tygrysica w klatce.
Mama milczała przez chwilę. Usłyszałam tylko jej cichy westchnienie i potem to zdanie, które zawsze miała w zanadrzu:
– On naprawdę ma ciężko. Ty zawsze byłaś silna, a on… on jest po prostu inny.
– Nie, mamo! On nie jest inny! On jest dorosły! – wrzasnęłam. – Ma trzydzieści lat i nie potrafi utrzymać pracy dłużej niż trzy miesiące!
– Nigdy go nie rozumiałaś… – odpowiedziała spokojnie, ale z wyrzutem.
– A ty go zawsze usprawiedliwiałaś. Zawsze! Nawet jak miał dwadzieścia lat i rozwalił auto, które mu kupiłaś, bo „chciał tylko się przejechać”.
– Przesadzasz… On potrzebuje tylko trochę wsparcia. Wiesz, że tata by chciał, żebyście trzymali się razem.
– Nie mieszaj w to taty! – przerwałam jej ostro. – Tata też by się o to wkurzył. Bo to nie jest wsparcie. To jest powtarzanie tego samego błędu. On się nigdy nie zmieni, bo nikt mu nigdy nie powiedział, że musi.
Nastała cisza. Długa i ciężka.
– Nie dam mu tych pieniędzy – powiedziałam w końcu. – I proszę cię, nie dzwoń do mnie z jego problemami. To nie moja rola, żeby go z nich ratować.
– Czyli zostawisz brata w potrzebie…? – zapytała cicho, z drżącym głosem.
– Tak, jeśli „potrzeba” oznacza wieczne pasożytnictwo. To tak, zostawię go.
Połączenie się przerwało. Albo mama się rozłączyła. Albo nie mogła już nic powiedzieć.
Czułam, że go zatkało
Telefon zadzwonił późnym wieczorem. Spojrzałam na wyświetlacz i westchnęłam. Tomek. Odebrałam z wahaniem.
– No? – rzuciłam sucho.
– Dobra, posłuchaj – zaczął od razu. – Nie mam siły się z tobą kłócić. Potrzebuję kasy. Dwa tysiące. Do piątku mi się wyrówna wszystko i oddam. Przysięgam.
– Nie – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
– Jak to „nie”? – jego głos natychmiast się zaostrzył. – Ty chyba sobie jaja robisz! Co to dla ciebie? Dwa tysiące to jak dla mnie dwie dychy! Przecież ci się powodzi. Masz jak w banku, że oddam!
– Jak w banku? Ty nie oddałeś mi poprzednich pięciu przelewów. Pięciu! – zaczęłam trząść się ze złości. – I nie chodzi o te pieniądze. Chodzi o to, że ty się nawet nie starasz nic zmienić. Żyjesz jak pasożyt. I to się właśnie kończy.
– Czyli co? Odcinasz mnie? Po prostu tak?
– Tak. Odcinam się. Bo jeśli jedynym powodem, dla którego do mnie dzwonisz, są pieniądze, to może wcale nie chcesz mieć siostry. Może chcesz mieć sponsorkę.
Zapadła cisza. Czułam, że go zatkało.
– No to spoko – syknął w końcu. – Nie dzwoń już więcej. Nie musimy mieć żadnego kontaktu.
– Może rzeczywiście nie powinniśmy – odpowiedziałam spokojnie. – Bo nie chcę mieć z tobą relacji, która mnie niszczy.
Rozłączył się. Siedziałam potem długo w ciszy. W głowie dudniły mi jego słowa. Serce bolało. Bo przecież to wciąż mój brat. Ale czułam też coś innego. Coś, czego nie czułam od dawna. Ulgę. Pierwszy raz od lat to ja powiedziałam „nie”.
Nie żałowałam swojej decyzji
Minął tydzień od naszej ostatniej rozmowy. Tydzień, w którym ani brat, ani mama się nie odezwali. Na początku myślałam, że może ochłoną i zadzwonią. Może mama zrozumie, że nie mogę wiecznie być tą, która naprawia wszystko wokół. Ale nie zadzwoniła. Zamiast tego wysłała mi wiadomość:
„Zawsze miałaś serce z kamienia”.
Tomek zablokował mój numer telefonu. Dorosły facet, który zachowuje się jak obrażone dziecko, bo siostra odmówiła mu kolejnej „pożyczki”. Ale nie to bolało najbardziej. Ta cisza była karą. Milczeli, żeby mnie ukarać. Za to, że miałam czelność powiedzieć „dość”. Mama przestała odbierać moje telefony. Napisała do mnie tylko:
„Nie poznaję cię. Wstyd mi za ciebie”.
Tomek w międzyczasie zaczął opowiadać znajomym, że zerwałam z nim kontakt, bo nie miał dla mnie prezentu na święta. Dowiedziałam się o tym od wspólnej koleżanki. Kłamstwo. Ale przecież tak łatwiej niż przyznać, że nie może znieść odmowy. Miałam ochotę ich przeprosić. Serio. Ale nie dlatego, że żałowałam swojej decyzji – tylko dlatego, że nienawidzę tej roli. Tego bycia „tą złą”. Tą, która się zbuntowała. Ale nie przeprosiłam. I to była dla mnie największa rewolucja.
Natalia, 36 lat
Czytaj także:
- „Matka traktowała mnie jak darmową opiekunkę. Zamiast wdzięczności dostawałam od niej kolejne rachunki do zapłacenia”
- „Po porodzie żona zajmowała się dzieckiem, a teściowa mną. Myślała, że młody facet zastąpi jej drogi krem”
- „Ślub ze starszym facetem brałam tylko dla pieniędzy. Już planowałam, na co wydać kasę i wtedy pojawił się on”