Reklama

Ciocia Renata, starsza siostra mamy, była w naszej rodzinie legendarną postacią. Przez wiele lat tańczyła w zespole folklorystycznym jakieś oberki. W połowie lat 80. wyjechała z zespołem w trasę do Kanady i, zupełnie zniechęcona do Polski Ludowej, już stamtąd nie wróciła.

Reklama

A dalej było jak w bajce. Renata poznała Ivana, Amerykanina czeskiego pochodzenia, właściciela potężnej firmy pogrzebowej. Może na warunki amerykańskie Ivan nie był bogaczem, ale z polskiej perspektywy Renata wyszła za mąż za milionera. Ivan nie był jednak typem filantropa, a ciocia była oszczędna. Na święta przychodziły ładne kartki pocztowe w kopertach, ale bez banknotów w środku…

Był jednak jeden wyjątek od reguły. Mój starszy brat Marek zdążył urodzić się przed wyjazdem cioci i został jej chrześniakiem. Renata, sama bezdzietna, traktowała tę sprawę bardzo poważnie. Na każde urodziny, każde Boże Narodzenie przyjeżdżał prezent, i to nie byle jaki. Mój brat miał najlepsze adidasy w szkole, najlepszy kalkulator, pierwszy prawdziwy komputer… Po latach dowiedziałam się także, że Renata opłacała mu aparaty do korekcji zgryzu, prywatne lekcje angielskiego i basen.

– Nie chcieliśmy, żeby ci było przykro, więc kiedy Renata przysyłała Markowi wrotki, lataliśmy po sklepach, żeby dostać podobne dla ciebie – zdradziła mama, kiedy oboje byliśmy już dorośli. – Ale trzeba przyznać, że nigdy o Marku nie zapomniała. Oczywiście, dopóki był dzieckiem…

Ta ostatnia uwaga mamy była bardzo istotna. Kiedy Marek zrobił maturę, Renata wpłaciła mu na konto sporą sumę „na przyszłe studia” i dała do zrozumienia, że swoją misję uważa za wypełnioną. Paczki przestały przychodzić. Ale mój brat i tak był zachwycony. Na studia nie poszedł, a pieniądze od cioci przeznaczył na kupno fajnego motocykla.

Zobacz także

Przez ponad dziesięć lat temat cioci powracał tylko w rodzinnych wspomnieniach oraz z okazji świąt. Mama długo nie mogła pogodzić się z tym, że Renata nie odwiedza Polski. Ciocia zapraszała do Kanady i tłumaczyła, że ona przylecieć nie może. Ivan cierpiał ponoć na dziwną chorobę uniemożliwiającą mu latanie na długich trasach, a samotne podróże Renaty nie wchodziły w rachubę. Podejrzewaliśmy, że to nieprawda, ale faktem jest, że nie przylecieli na żadne święta.

Mój brat Marek zawsze był „rozrywkowym” typem i dopiero po trzydziestce poczuł potrzebę stabilizacji z ukochaną kobietą. Niestety, nie bardzo wiedział, jak się do tego zabrać. Wziął idiotyczny kredyt we frankach na kupno i urządzenie mieszkania. Nie powiem – urządził się z gestem, gustem i bez zbędnych oszczędności, które, jak wiadomo, są dobre dla frajerów.

Nagle jest taki odpowiedzialny?

Po roku okazało się, że od dawna nie spłaca kredytu, zapożyczył się w pracy, wziął pożyczki w szemranych firmach, odsetki rosną codziennie, a wraz z nimi widmo egzekucji długu przez gangsterów. I że Marek potrzebuje dużej kwoty, żeby wydobyć się z matni.

Nasi rodzice wyjęli z konta wszystko, co mieli, ale brat wyznał mi, że to za mało.

– Nie mam odwagi im tego powiedzieć, ale to nawet nie jest jedna trzecia. Aśka, błagam cię, wymyśl coś

Pierwszy raz w życiu widziałam w oczach Marka strach i desperację. Pomyślałam o bogatej cioci Renacie i nawet coś takiego powiedziałam, ale zaraz uświadomiłam sobie, że to bez sensu. Żadnych szans.

A potem stał się cud. Trzy dni później szczęśliwy Marek oświadczył, że spłacił kredyty i jest uratowany. Okazało się, że po rozmowie ze mną zadzwonił jednak do Kanady i opowiedział cioci o swoich kłopotach. I że tego samego dnia Renata przysłała mu na konto potężną sumę… Mama chciała dziękować Renacie, ale Marek nalegał, żeby tego nie robiła.

– Jestem dorosły i to ja mam obowiązek podziękować cioci. Nie chciała, żebyście w ogóle wiedzieli. To naprawdę jest superbabka – nie po to pomaga, żeby się tym chwalić.

Już wtedy coś mi się nie zgadzało. Ta nagła odpowiedzialność i samodzielność mojego brata… Nigdy taki nie był, zawsze lubił być wyręczany w kłopotliwych sprawach. Pomyślałam jednak, że ta trudna sytuacja mogła go czegoś nauczyć i sprawiła, że w końcu wydoroślał. I pewnie do końca życia zostałabym z tym przekonaniem, gdyby nie to, co wydarzyło się dokładnie pół roku później…

– Ivan nie żyje – przekazała mi mama po rozmowie telefonicznej ze swoją siostrą.

– Umarł nagle na atak serca.

Zrzuciliśmy się na wieniec, który zawiozła na pogrzeb Ivana specjalistyczna firma. A dwa tygodnie później Renata zawiadomiła mamę, że ma już kupiony bilet na samolot i za kilka dni, po raz pierwszy od ponad trzydziestu lat, przylatuje do kraju.

– Zawsze podejrzewałam, że ona chciała przyjechać, ale Ivan się nie zgadzał – powiedziała mama. – Zdaje się, że był chorobliwie zazdrosny i myślał, że jak tu przyjadą, to Renata znajdzie sobie jakiegoś Polaka. Boże, to tyle lat… Musimy ją serdecznie przyjąć! Dzwonię zaraz do Marka, bo chyba wypada, żeby wyjechał na lotnisko po swoją matkę chrzestną. Po tym, co dla niego zrobiła, chyba znajdzie czas.

Wieczorem, ku mojemu zaskoczeniu, Marek stanął w drzwiach naszego mieszkania. Był wyraźnie zdenerwowany i oświadczył, że musi ze mną natychmiast porozmawiać w cztery oczy. Mojego męża akurat nie było, więc poprosiłam Marka, żeby usiadł, i zrobiłam herbatę. Musiałam jeszcze tylko położyć spać Zosię.

– No, słucham. Wyglądasz, jakbyś uciekał przed policją. Jeżeli kogoś zamordowałeś, nie licz na to, że cię ukryję…

– Aśka, daj spokój. Nie mam nastroju do żartów – Marek spojrzał na mnie ponuro jak nigdy. – Przejdę od razu do rzeczy. Czy możesz mi pożyczyć Zosię? Na kilka godzin. W poniedziałek…

Przecież nie pożyczę mu dziecka!

Pomyślałam, że mój brat zwariował.

– Chyba żartujesz. Mam ci pożyczyć dziecko?! Półroczne? Po co? O ile wiem zresztą, w poniedziałek przylatuje ciocia Renata i ty masz być na lotnisku… Urwałam. Nie, to niemożliwe…

– Marek, ty chcesz zabrać Zosię na lotnisko?! Co ty zrobiłeś?!

Marek westchnął i wbił wzrok w stół.

– No, zgadłaś, siostra. Potrzebuję dziecka, żeby z nim pojechać po ciocię. Powiem, że to moja córka, przecież się nie zorientuje. Nie miała dzieci, nie zna się. Zosia wygląda na zdrową, więc ciocia się ucieszy, że lek zadziałał… No, wiem. Przegiąłem. Ale jeśli nie chcesz rodzinnego skandalu stulecia, ratuj mnie…

Kiedy sugerowałam bratu kontakt z ciocią Renatą, nie mogłam tego przewidzieć. Zdesperowany Marek bał się, że jego mieszkaniowy dramat nie wzruszy dostatecznie cioci, i postanowił ją okłamać. Powiedział, że właśnie urodziło mu się dziecko, że jest szczęśliwy i chce się tym pochwalić. Dodał tylko, że dziecko choruje na rzadką chorobę i pilnie potrzeba ogromnej kwoty na leczenie…

Sprytnie wykorzystał fakt, że tuż po urodzeniu Zosi przesłałam mu kilka zdjęć mojej maleńkiej córeczki. Wiedział, że nie mam żadnego kontaktu z ciocią z Kanady, a nasi rodzice też od lat ograniczają się jedynie do wysyłania życzeń na imieniny. Fortel okazał się superskuteczny i być może gdyby nie nagła śmierć Ivana, nigdy nie wyszedłby na jaw. Jednak teraz Marek siedział przede mną i błagał o wypożyczenie niemowlęcia

Byłam na niego wściekła. Nie miał prawa wciągać mojej córki w swoje brudne kombinacje! Prawie nie spałam tej nocy, jednak nad ranem lojalność wobec brata zwyciężyła. Zgodziłam się – pod warunkiem że na lotnisko pojedziemy oboje. Chciałam być tuż obok, kiedy Marek będzie trzymał na rękach moje dziecko…

Trzy dni później staliśmy oboje z Zosią przed wyjściem dla pasażerów. On trzymał Zosię, a ja kartkę „Renata Richards”. Ciocia Renata, mimo żałoby, wyszła sprężystym krokiem. Od razu nas zobaczyła i serdecznie uściskała – zanim jeszcze zdążyłam powiedzieć, kim jestem. Mój brat zaczął mówić coś o córce, lekach, powrocie do zdrowia, kiedy ciocia wyjęła Markowi Zosię z rąk i podała ją mnie.

– Zosi będzie dużo lepiej u mamy niż u wujka Marka, prawda, Joasiu? Nie mam dzieci, ale to wiem…

Marek zrobił się purpurowy aż po czubki uszu, a potem kredowo blady. Tymczasem Renata popatrzyła na niego spokojnie i uśmiechnęła się bez złości.

– Nie sądzisz, że kłamstwa są dość męczące? Mogłeś powiedzieć mi prawdę. I tak ją już znałam…

Wyjaśnienie było bardzo proste. Nasza mama, w lęku o syna, pierwsza zadzwoniła do siostry z błaganiem o pomoc. Renata zgodziła się od razu, ale kilka godzin później zadzwonił Marek. Ciocia była na tyle zażenowana jego kłamstwami, że nie tylko nie zdradziła, że zna prawdę, ale też nie powiedziała niczego naszej mamie.

Reklama

Mama nie wie tego do dziś, a Renata po trzech tygodniach wróciła za ocean. Ale cudowne urodzinowe prezenty z Kanady znowu przychodzą pocztą. Zgadnijcie dla kogo…

Reklama
Reklama
Reklama