„Mój brat ukradł mi kobietę i wije z nią gniazdko. Miała spędzić ze mną jesień życia, a potraktowała mnie jak śmiecia”
„Wszystko się rozpadło jak domek z kart. Niby zaczęliśmy się kłócić o pierdoły. A potem nagle koniec. Koniec naszej historii. 2 miesiące później mama zaprosiła mnie na obiad. Nie chciałem iść, ale nalegała. Gdy wszedłem, Paweł siedział już przy stole. A obok niego – Karolina. Trzymali się za ręce”.

- Redakcja
Nigdy nie byłem z tych, co chowają urazę na wieki. Zawsze powtarzałem, że każdy ma prawo popełnić błąd – dopóki nie zetrze mi się sumienie jak papier ścierny o jedną i tę samą ranę. A ta rana? Jest głęboka. I codziennie ktoś ją rozdrapuje swoim zadowolonym uśmieszkiem przy stole. Od pół roku unikam rodzinnych spotkań jak ognia. Nie dlatego, że jestem obrażalski. Nie dlatego, że jestem egoistą. Unikam ich, bo nie potrafię patrzeć na ludzi, którzy mnie zdradzili, a teraz udają, że są po prostu... szczęśliwi. Jakby nic się nie stało.
Paweł – mój starszy brat. Zawsze ten spokojniejszy, rozsądniejszy, bardziej poukładany. Taki, którego mama zawsze stawiała za wzór: „Tomek, ucz się od brata. Paweł to mężczyzna z klasą”. Karolina – moja była dziewczyna. Cztery lata razem. Planowaliśmy wspólne mieszkanie, dzieci, nawet psiaka mieliśmy wybrać z hodowli. Pamiętam, jak mówiła: „Tomek, tylko przy tobie czuję, że mogę być sobą”. No jasne.
Wszystko się rozpadło jak domek z kart. Niby zaczęliśmy się kłócić o pierdoły – nieposprzątane naczynia, brak czasu, jej wieczne „muszę przemyśleć pewne rzeczy”. A potem nagle był koniec. Koniec naszej historii. Dwa miesiące później mama zaprosiła mnie na obiad. Nie chciałem iść, ale nalegała. „Rodzinne spotkanie, nic wielkiego”. Gdy wszedłem, Paweł siedział już przy stole. A obok niego – Karolina. Trzymali się za ręce.
– Co to ma znaczyć? – zapytałem, nie wierząc własnym oczom.
– Tak wyszło – rzucił Paweł, jakby mówił o pogodzie.
„Tak wyszło”. Świetnie. Jakbyśmy mówili o tym, że mleko się rozlało, a nie o tym, że mój własny brat jest teraz z kobietą, którą ja jeszcze pół roku temu całowałem na dobranoc. Wyszedłem. Nic nie zjadłem. Nie odezwałem się więcej. Mama zadzwoniła wieczorem, jakby nic się nie stało. Chciałem ją zapytać wprost, czy naprawdę uważa, że to „przypadek”.
– Mamo, czy ty naprawdę wierzysz, że to przypadek? – zapytałem.
– Synku, nie komplikuj. Miłość to dziwna sprawa. – westchnęła.
Nie komplikuj. A co ja niby robię? Po prostu próbuję zrozumieć, dlaczego nikt nawet nie miał odwagi uprzedzić mnie, co się święci. Dlaczego własna matka milczy? I czemu Paweł, z tym swoim spokojnym tonem, zniszczył wszystko, co jeszcze we mnie zostało.
Byłem kompletnym idiotą
Złapałem go w garażu. Wychodził właśnie do samochodu z kartonem pełnym jakichś dokumentów, ale ledwo mnie zobaczył, od razu spoważniał.
– Musimy pogadać – powiedziałem twardo, zagradzając mu drogę.
– Tomek, nie teraz, mam spotkanie…
– Nie wykręcaj się. Teraz!
Odstawił karton na maskę i spojrzał na mnie tym swoim zmęczonym wzrokiem, jakby to wszystko go już nudziło. Jakbym to ja robił z igły widły.
– Dobra. To mów.
– To była moja dziewczyna. Cztery lata. Pamiętasz?
– Pamiętam. Ale sam mówisz „była”. Przecież się rozstaliście.
– Nie wybrałeś żadnej z miliona kobiet. Wybrałeś właśnie ją. Przypadek? Serio?
Zacisnął usta, nie odpowiadał. To milczenie działało mi na nerwy bardziej niż jakakolwiek wymówka.
– Powiedz mi tylko jedno – ciągnąłem. – Czy coś było już wtedy, gdy my jeszcze byliśmy razem?
– Nie – rzucił szybko, zbyt szybko.
– Wiesz, jak często was przyłapywałem na tych waszych rozmówkach w kuchni, na tych spojrzeniach? Wtedy myślałem, że sobie wkręcam. Teraz widzę, że byłem kompletnym idiotą.
– Tomek, to się po prostu… stało.
– „Stało”? Przespałeś się z moją byłą i nazwałeś to przypadkiem?
Przez moment myślałem, że mnie uderzy. Ale on tylko wziął głęboki wdech i powiedział cicho:
– Nie planowaliśmy tego. Nie chcieliśmy cię zranić.
Roześmiałem się ponuro.
– A jednak ci się udało.
Odwróciłem się i wyszedłem, zanim powiedziałbym coś, czego bym żałował. Ale w środku już wiedziałem, że tu nic się nie „stało”. To było zaplanowane. Tylko ja się nie zorientowałem.
Czułem jak się rozpadam
Spotkaliśmy się w kawiarni. Takiej samej, do jakiej chodziliśmy razem, zanim wszystko się rozpadło. Przyszła spóźniona, jak zawsze, z rozwianymi włosami i tą swoją wymuszoną grzecznością na twarzy.
– Cześć, Tomek – powiedziała cicho, jakby nic się nie stało.
– Od kiedy? – zapytałem od razu. Bez przywitania, bez kurtuazji.
Zamarła z dłonią na filiżance.
– Od kiedy co?
– Od kiedy zaczęliście się spotykać z Pawłem. Miesiąc po tym, jak ze mną zerwałaś?
– To nie tak, Tomek…
– A jak? Przypadkiem się potknęłaś i wpadłaś mu na kolano?
Zacisnęła szczękę, próbując utrzymać spokój.
– To się... po prostu wydarzyło. Byłam zagubiona. Ty też nie byłeś idealny. Wieczne fochy, wieczne pretensje.
– Nie tłumacz tego moimi fochami. To nie ja spałem z czyimś bratem. To ty.
Wstała, jakby miała już dość. Ale zanim odeszła, rzuciła coś, co do dziś dźwięczy mi w głowie:
– Może po prostu nie pasowaliśmy do siebie tak, jak myśleliśmy. Może to z tobą nie dało się żyć, Tomek.
– A z moim bratem się nagle da?
Nie odpowiedziała. Zostawiła pieniądze na stoliku i wyszła. Zostałem sam z pustą filiżanką i sercem, które waliło jak szalone. Czułem, jak wszystko we mnie się rozpada. Moja duma, moje wspomnienia, moja naiwność. A najgorsze było to, że… chyba naprawdę już jej nie znałem.
Nienawidziłem ich i siebie
Nie planowałem tego. Przysięgam. Po prostu przyszedłem po swoje rzeczy do domu, a drzwi były uchylone. Usłyszałem ich głosy z salonu. I wtedy, nie wiem dlaczego, zamiast wejść... stanąłem w progu i słuchałem.
– Myślisz, że kiedyś mu przejdzie? – zapytała Karolina cicho.
– Nie wiem – westchnął Paweł. – Tomek zawsze był zbyt emocjonalny. Zbyt impulsywny.
– Powinniśmy byli zaczekać. Może nie zaczynać wtedy, kiedy... wiesz.
Chwila ciszy. I potem jego głos, cichszy, jakby się bał własnych słów:
– Wiem. Ale było za późno.
Wszedłem bez pukania.
– Za późno? Od kiedy to trwało?
Zamarli. Paweł zrobił krok w moją stronę, ale ja tylko uniosłem dłoń.
– Nie. Nie ruszaj się. Od kiedy?
Karolina spojrzała na mnie z przerażeniem, potem na niego. Milczeli.
– Więc to jednak prawda. Już wtedy… zanim ze mną zerwałaś?
– Tomek… – zaczął Paweł.
– Nie mów nic – warknąłem. – Mieliście wybór. Mogliście mi powiedzieć. Ale woleliście ukrywać, kłamać, uśmiechać się przy stole jak najlepsi aktorzy.
Patrzyli na mnie, jakby dopiero teraz zrozumieli, co zrobili. Ale nie padło żadne „przepraszam”. Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Nienawidziłem ich wtedy oboje. Ale jeszcze bardziej... nienawidziłem siebie, że nie zauważyłem wcześniej.
Poszedłem przed siebie
Wpadłem do mieszkania jak burza. Mama była w kuchni, kroiła jabłka, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Jakby świat się nie walił.
– Wiedziałaś? – zapytałem bez żadnych wstępów.
Zamarła z nożem w ręku. Powoli odłożyła jabłko na deskę.
– Tomek, o co ci chodzi?
– Wiedziałaś o nich? O Karolinie i Pawle? Wiedziałaś wcześniej?
– Nie miałam dowodów – szepnęła po chwili.
– Ale coś czułaś. I nic nie powiedziałaś.
– Myślałam, że może to nic poważnego. Że to minie. Nie chciałam cię ranić…
– A teraz? Teraz nie boli? – krzyknąłem, czując, jak głos mi drży. – Cała rodzina udaje, że wszystko gra, a ja mam siedzieć przy stole i śmiać się do ich obrączek?!
Usiadła przy stole, blada jak kreda.
– Chciałam, tylko żebyś był szczęśliwy.
Roześmiałem się gorzko.
– A teraz jestem rozwalony od środka, dzięki.
Wstałem i podszedłem do drzwi.
– Nie wiem, czy jeszcze tu wrócę.
– Tomek… proszę…
Nie odwróciłem się. Nie mogłem. Bo jeśli bym to zrobił, pękłoby we mnie coś, czego już by się nie posklejało. Wyszedłem i poszedłem przed siebie. Włóczyłem się po mieście bez celu. Było zimno. I pusto. Tak samo jak we mnie.
Nie mnie powinno być wstyd
Spotkaliśmy się na przystani nad jeziorem. Nie wiem, kto wybrał to miejsce – on czy ja. Ale pasowało. Cisza, chłód i odbicia, których nie da się dotknąć. Jak nasze relacje.
– Dzięki, że przyszedłeś – powiedział Paweł, stojąc z rękami w kieszeniach.
– Nie wiem, czy to coś da. Ale muszę wiedzieć – powiedziałem prosto. – Czy kiedykolwiek poczułeś się jak śmieć, robiąc to?
Zawahał się. I w końcu odpowiedział:
– Czułem się winny. Ale też... szczęśliwy.
Zacisnąłem pięści.
– Wiedziałeś, że to mnie zniszczy.
– Wiedziałem. Ale... Karolina nie była jeszcze twoją żoną.
Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
– Serio? To twoje usprawiedliwienie? Że nie miałem obrączki?
– Nie szukałem tego, Tomek. Po prostu się wydarzyło. Widziałem, jak wasz związek się sypie, jak się oddalacie. Nie planowałem tego...
– Ale nie zatrzymałeś się wtedy, kiedy mogłeś – wszedłem mu w słowo. – Bo tak było wygodniej. Bo lubisz brać to, co nie twoje.
Zrobił krok w moją stronę, ale ja się cofnąłem.
– Zabiłeś coś między nami. I nie wiem, czy kiedykolwiek to odzyskam.
Patrzył na mnie długo, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu tylko kiwnął głową. Odwrócił się i odszedł wzdłuż pomostu. Bez słowa. A ja zostałem sam, wpatrując się w wodę. Po raz pierwszy poczułem, że to nie ja powinienem się wstydzić.
Tomek, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zadzwoniłam do radia, by podzielić się historią mojej miłości. Dzięki temu spotkała mnie jeszcze niespodzianka od życia”
- „Gdy odkryłam, że mąż zdradza mnie z moją siostrą, rzuciłam się w ramiona innego. Ta zemsta miała gorzki smak”
- „Mąż utopił 200 tysięcy naszych oszczędności. Boję się, że przez niego nie będziemy mieć za co żyć”