Reklama

Sylwestra zawsze spędzałam w podobny sposób – z przyjaciółmi, muzyką, śmiechem i szampanem. Nie oczekiwałam cudów ani wielkich zmian, raczej rytuału, który kończył stary rok i dawał chwilę złudzenia, że nadchodzący może być lepszy. Tym razem też wszystko miało wyglądać jak zwykle – wynajęty domek, znajome twarze, zimne ognie, liczenie do północy. Miałam na sobie cekinową sukienkę i sztuczny uśmiech. Nikt nie wiedział, że mój sylwester wcale nie kręcił się wokół toastu czy fajerwerków. O północy nie wypatrywałam nowego roku. Czekałam na coś zupełnie innego. I modliłam się, żeby to nie przyszło za późno.

Tak naprawdę czekałam na wiadomość

– Gdzie reszta przekąsek? – zapytała Agata, wchodząc do kuchni.

– Powinny być w lodówce – odpowiedziałam z uśmiechem.

Wszyscy byli już w domku. Piętnaście osób, których znałam lepiej lub gorzej, kręciło się między kuchnią a salonem, rozstawiając jedzenie, testując głośnik, ustawiając selfie sticka na parapecie. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak każda inna impreza. Zapach koreczków, śmiech i gwar rozmów tworzyły atmosferę luzu. Przebrałam się w sukienkę, zrobiłam makijaż, wyprostowałam włosy, nakleiłam rzęsy – wszystko, by wyglądać jak ktoś, kto ma dziś ochotę na zabawę.

– Kaja, co ty taka spokojna? – zapytała Basia, przyglądając mi się uważnie.

– Zmęczona jestem. Ten rok mnie wykończył – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

To była prawda, ale nie cała. Nosiłam w sobie coś, czego nie umiałam nazwać. Rodzaj zawieszenia, oczekiwania. Jakby czas zwolnił, choć zegar na ścianie tykał jak zawsze. Śmiałam się, rozmawiałam, nawet tańczyłam, ale wszystko działo się jakby obok mnie. Mój telefon leżał na komodzie i co kilka minut zerkałam na ekran, udając, że tylko sprawdzam godzinę. Tak naprawdę czekałam na wiadomość. Na jedno zdanie. Może dwa. I choć nie mówiłam tego głośno, cała ta impreza była tylko tłem. A ja siedziałam w środku burzy, której nikt nie widział.

Musiałem cię zobaczyć

Była 21:38, kiedy ekran mojego telefonu rozświetlił się znajomym imieniem. Serce podskoczyło mi do gardła. Wzięłam telefon w rękę, przyciskając go mocno, jakby to mogło pomóc utrzymać emocje w ryzach. Weszłam do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i dopiero wtedy przeczytałam wiadomość.

– „Jestem pod domkiem. Wyjdź na chwilę.”

Nie wiedziałam, jak zareagować. Wzięłam głęboki oddech, przemyłam twarz zimną wodą i wyszłam na zewnątrz. Śnieg skrzypiał pod moimi botkami, a powietrze szczypało w policzki. Stał tam, oparty o swój samochód, z rękami w kieszeniach kurtki.

– Nie byłam pewna, czy napiszesz – powiedziałam cicho, podchodząc bliżej.

Musiałem cię zobaczyć. Nie chciałem kończyć roku w ten sposób – odpowiedział.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Jego obecność mieszała we mnie wszystko: ulgę, niepokój, złość, nadzieję. Jeszcze rano nie wiedziałam, czy w ogóle się odezwie. Ostatni raz widzieliśmy się trzy tygodnie temu. Powiedział, że musi przemyśleć wszystko. I zniknął. Nie pisał, nie dzwonił.

– Nie wiem tylko, czy to jest dobry moment na szczerą rozmowę – powiedziałam w końcu.

– Wiem. Ale chyba już żaden nie będzie dobry – odparł, spuszczając wzrok.

Chciałam coś powiedzieć, ale nagle zza drzwi domku dobiegł czyjś śmiech. Przypomniałam sobie, gdzie jestem i z kim. I że nie powinnam tu stać. A mimo to nie zrobiłam ani kroku w tył.

Co dalej będzie z nami?

– Nie możesz tu stać w samej sukience, zamarzniesz – powiedział, robiąc krok w moją stronę.

– Nic mi nie będzie – odburknęłam, choć głos lekko mi drżał.

W świetle latarni jego twarz wyglądała znajomo, a jednocześnie obco. Jak zdjęcie sprzed lat, które nosi się w portfelu, a potem nagle widzi w rzeczywistości. Zrobiło mi się głupio, bo przez moment naprawdę chciałam się do niego przytulić. Tylko że ta część mnie, która jeszcze pamiętała, jak bolało, trzymała mnie w ryzach.

– Kaja, ja nie przyjechałem po to, żeby robić sceny – zaczął spokojnie. – Chciałem tylko…porozmawiać z tobą w cztery oczy. Powiedzieć coś...

– Coś, czego nie da się napisać? – uniosłam brew.

Wzruszył ramionami, jak zawsze, kiedy się stresował. Przez chwilę widziałam w nim tamtego chłopaka, którego kiedyś znałam na wylot. Potem przypomniałam sobie, jak łatwo potrafił zniknąć, gdy robiło się poważnie. Jego wzrok przygasł.

– Nie wiem, jak zacząć – mruknął.

Bałam się, tego co powie. Wystarczyło jedno słowo za dużo i wiedziałam, że nie będzie odwrotu.

Naszą rozmowę przerwały śmiechy osób, które właśnie wyszły na zewnątrz w oczekiwaniu na północ. On stał przy samochodzie, a ja udawałam, że wszystko jest w porządku. Zaczęło się odliczanie. 10... 9... 8... – Szczęśliwego Nowego Roku! – ktoś wrzasnął mi w ucho. Wszyscy wokół krzyczeli, skakali, trzymali zimne ognie w dłoniach. Ja stałam wpatrzona w niego, jakby nagle zatrzymał się czas. W moim sercu nie było sylwestra. Nie było nowego roku. Było tylko jedno pytanie, które siedziało mi w głowie: „Co dalej będzie z nami?”

Trzeba to samemu naprawić

Po północy impreza ruszyła na dobre. Ludzie składali sobie życzenia, śmiali się, robili zdjęcia. Kiedy na dworze zrobiło się trochę luźniej, podeszłam znów do Adama. Siedział na pniu przy zaspie wpatrzony w niebo. Przysiadłam obok. Przez chwilę milczeliśmy.

To nie tak miało wyglądać – powiedział w końcu.

– Nic już nie wygląda tak, jak miało – odpowiedziałam.

Wziął głęboki wdech.

– Przepraszam. Za tamto zniknięcie. Za to, że wtedy się przestraszyłem. Że teraz wracam bez ostrzeżenia. Ale wiesz... – zawahał się – jak się coś zepsuło, to trzeba to samemu naprawić. Nie przez wiadomość. Tylko twarzą w twarz.

Patrzyłam na niego długo.

– Nie mogę dłużej udawać, że wszystko gra. Musiałem sobie wszystko przemyśleć i teraz wiem, że nie czuję do ciebie tego, co dawniej – powiedział.

Nie odpowiedziałam. Wszystko już zostało powiedziane.

Mimo to idę dalej

Pożegnaliśmy się wzrokiem, bez słów, bez przytulania, bez łez. Wystarczyło spojrzenie. Potem odszedł. A ja zostałam. W środku trwała impreza, jakby nic się nie wydarzyło. Nikt nie zauważył, że mnie nie było. I to też było w porządku. Schowałam telefon do torebki.

– Zatańczysz? – nagle zapytał mój kolega Wojtek, uśmiechając się lekko.

– Z tobą? Zawsze – odpowiedziałam i podałam mu rękę.

Tańczyliśmy przy jakiejś lekko żenującej piosence z lat 2000, ale w tamtym momencie nie miało to żadnego znaczenia. Nie musiałam nic mówić, on też nie pytał. Byłam tu. Teraz. I to było wystarczające. Nie wiem, czy to, co wydarzyło się tego wieczoru, było końcem, czy początkiem. Może trochę jednym i drugim. Ale wiem jedno – to był sylwester, którego nigdy nie zapomnę. Nie przez fajerwerki, nie przez szampana, nie przez zabawę. Tylko przez to, że zamiast odliczać sekundy do północy, liczyłam chwile, w których musiałam być ze sobą szczera. Czasem wszystko, czego naprawdę potrzebujemy, to możliwość spojrzenia w oczy przeszłości i powiedzenia: „Wiem. I mimo to idę dalej”. I tak właśnie zrobiłam.

Kaja, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama