„Mój dorosły brat traktuje rodziców jak bankomat, a oni się z tego cieszą. A mi to nawet złamanego grosza nie dali”
„Od ośmiu lat nie poprosiłam rodziców o ani złotówkę. Płacę rachunki, naprawiam kran, tankuję i kupuję świąteczne prezenty. I wiecie co? Nikt nie robi z tego powodu szopki. Tymczasem mój brat…”.

- Redakcja
Gdybym miała jednym zdaniem opisać moje życie, powiedziałabym: „radzę sobie”. Mam trzydzieści lat, wynajmuję dwupokojowe mieszkanie na Bemowie, pracuję w agencji PR. Nie mam dzieci, męża też nie, za to mam święty spokój i kredyt w banku. Od ośmiu lat nie poprosiłam rodziców o ani złotówkę. Płacę rachunki, naprawiam kran, tankuję i kupuję świąteczne prezenty. I wiecie co? Nikt nie robi z tego powodu szopki. Tymczasem mój brat… Mateusz co kilka miesięcy potrzebuje „wsparcia”. A to laptop mu padł. A to znów wynajmuje nowe mieszkanie. A to wymarzył sobie kurs programowania. Rodzice mu pomagają. Czasem przeleją mu pieniądze, czasem zapłacą bezpośrednio – tak, żeby nikt się nie dowiedział.
Zawsze się o tym dowiaduję. Z opowieści, przypadkiem, z rozmów, których nie powinno się podsłuchiwać, ale jednak się je słyszy. I za każdym razem coś we mnie pęka. Bo chociaż jestem tą „ogarniętą” córką, czuję się jak ta mniej ważna. Niewidzialna.
– Serio, już sama nie wiem, co mam o tym myśleć – westchnęłam, sącząc wino z papierowego kubka w mieszkaniu mojej przyjaciółki.
– No co, jesteś dorosła, radzisz sobie, po co ci ich kasa? – Natalia uniosła brwi i spojrzała na mnie znad laptopa.
– Wiem. Nie chodzi o kasę. Chodzi o to, że on zawsze jest tym, któremu się pomaga. A ja jestem ta, co sobie poradzi. I nawet nikt nie zapyta, czy czegoś nie potrzebuję. Nigdy.
– Myślisz, że oni go bardziej kochają?
Zamilkłam. Może. Może właśnie o to chodziło.
Musiałam to powiedzieć
– A co tam u ciebie, synku? – zapytała mama, nalewając zupę do talerzy.
Siedzieliśmy wszyscy przy stole – rodzice, Mateusz i ja. Niby rodzinny obiad jak każdy inny, ale czułam napięcie w brzuchu.
– A wiesz, zapisałem się na ten kurs programowania, o którym mówiłem – powiedział Mateusz, jakby to była tylko drobna informacja, mimochodem rzucona. – Rusza za dwa tygodnie. Trochę kosztował, ale może wreszcie się przebranżowię.
Mama spojrzała na niego z dumą, tata skinął głową.
– Rodzice ci zapłacili? – rzuciłam z udawaną obojętnością, grzebiąc łyżką w rosole.
Zapanowała cisza. Mama spuściła wzrok, Mateusz zamilkł. Tata spojrzał na mnie jakby z politowaniem.
– Kasia… – zaczęła mama.
– Nie, naprawdę. Spoko. Tylko chciałam się upewnić, czy nadal go sponsorujecie – podniosłam wzrok. Czułam, jak zaczyna mi się trząść głos. – Bo może ja też powinnam przestać pracować, wrócić do domu i czekać, aż mi ktoś życie sfinansuje?
– Nie przesadzaj – mruknął Mateusz.
– Nie przesadzam. Po prostu... boli mnie to. Może chcę też czasem usłyszeć: „Kasiu, jesteśmy z ciebie dumni”, zamiast wiecznie: „Mateusz, co u ciebie?” – odsunęłam talerz. – Smacznego.
Zapadła cisza. Nawet zegar w kuchni jakby tykał głośniej.
– Nie wiedziałam, że tak się czujesz – powiedziała mama cicho.
– No właśnie. Nie wiedzieliście – wstałam. – Bo nigdy nie pytacie.
Widziałam, że ją to dotknęło
Zamknęłam się w swoim dawnym pokoju. Kilka minut później usłyszałam delikatne pukanie do drzwi.
– Mogę? – to głos mamy, miękki, prawie błagalny.
Nie odpowiedziałam, ale mama i tak weszła.
– Chciałam tylko… – zaczęła, siadając na skraju łóżka. – Chciałam z tobą porozmawiać. Wiesz, jak bardzo cię kochamy, prawda?
– Naprawdę? – spojrzałam na nią z ironią. – Bo jakoś ciężko to zauważyć.
– Ależ… Ty zawsze byłaś taka samodzielna. Taka rozsądna. Zawsze wiedzieliśmy, że sobie poradzisz. A Mateusz… On po prostu…
– On po prostu zawsze czegoś potrzebuje – weszłam jej w słowo. – I wy zawsze jesteście. A ja? Ja nie potrzebuję? Ja nie mam prawa do wsparcia?
Mama zamilkła.
– On jest trochę… zagubiony – wyszeptała. – Ty się zawsze ogarniałaś. Nigdy nie musiałaś prosić.
– Bo wiedziałam, że nie dostanę – odpowiedziałam sucho. – Dlatego nigdy nie prosiłam.
Mama uniosła na mnie wzrok. Widziałam, że ją to dotknęło.
– Może rzeczywiście... przesadziliśmy. Zawsze chciałam, żebyście oboje czuli się kochani. Każdy w swój sposób.
– Tylko że wasz „sposób” wygląda jak faworyzowanie jednego dziecka kosztem drugiego – powiedziałam cicho. – Może czas spojrzeć na mnie nie jak na „tę, co sobie radzi”, tylko jak na córkę, która też czasem potrzebuje być zauważona.
Mama nie odpowiedziała. Wstała powoli i dotknęła mojej ręki.
– Postaram się – powiedziała. – Naprawdę się postaram.
Nie wiedziałam, czy jej wierzyć.
Moje serce biło jak oszalałe
Było już po dwudziestej drugiej, gdy poszłam po wodę. W salonie paliła się tylko lampka. Chciałam po cichu przemknąć do kuchni, ale usłyszałam głosy.
– Nie możemy go tak ciągle wspierać – to mama. Jej głos był zmęczony, pęknięty. – Mateusz ma trzydzieści dwa lata. I nadal nie potrafi stanąć na nogi. To się robi chore.
– A co mam zrobić? – odpowiedział ojciec cicho. – Wyrzucić go? Przestać odbierać telefon, gdy płacze, że nie ma na czynsz?
– A Kasia? Ona nic od nas nie chce. Wszystko sama. I nigdy nie narzeka.
– Bo wie, że sobie poradzi – westchnął ojciec. – On potrzebuje nas bardziej. Ona jest silna.
Zamarłam. Stałam jak wryta przy framudze. Te słowa... Moje serce biło jak oszalałe.
– To dlatego mnie olewacie? – powiedziałam nagle. Weszłam do salonu, twarze rodziców pobladły. – Bo jestem „silna”? Bo nie płaczę?
Mama poderwała się, ojciec odłożył gazetę.
– To nie tak...
– Nie, właśnie tak to brzmi. „On potrzebuje nas bardziej”. Więc co? Mam sobie zawsze radzić sama? – głos mi zadrżał, ale nie przestałam mówić. – Zawsze wiedziałam, że jeśli miałabym się kiedyś potknąć, to nie mogę na was liczyć. Dlatego nigdy nie proszę.
– Córciu... – zaczął ojciec.
– Nie. Przestańcie mówić do mnie „córciu”. Tak się nie mówi do kogoś, kogo traktuje się jak plan B. Właśnie dlatego między nami już nic nie będzie takie jak kiedyś.
Zostawiłam ich w ciszy. I po raz pierwszy nie było mi z tym źle.
Głos mi się załamał
– No i co dalej? – zapytała Natalia, nalewając mi kolejną herbatę.
Siedziałyśmy u niej w mieszkaniu, w dresach, zawinięte w koce.
– Nie wiem – przyznałam, bawiąc się łyżeczką. – Po tym wszystkim nie chcę wracać tam na razie. Udaję, że mam dużo pracy. Mama dzwoni codziennie, ale odbieram co drugi telefon. A Mateusz? Jak zwykle, zero odzewu.
– I chcesz z tym coś zrobić?
Westchnęłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Czuję się... pusta. Wkurzona. I smutna. Wiesz, to nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, że przez całe życie byłam „tą, co się nie skarży”. A teraz mam poczucie, że przez to przegapiłam coś ważnego.
– Jakieś „coś” masz na myśli?
– Bliskość. Uczciwość. To, że mogę powiedzieć „jest mi źle” i nikt mnie nie zignoruje. Zawsze byłam ta ogarnięta, spokojna, bezproblemowa. I przez to chyba jestem... sama – powiedziałam, a głos mi się załamał.
Natalia nie mówiła nic przez chwilę. Wzięła łyk herbaty i spojrzała mi prosto w oczy.
– A gdybyś naprawdę potrzebowała pomocy, to co byś zrobiła?
– Nie wiem – szepnęłam. – Chyba nie poszłabym do nich. Bałabym się, że powiedzą: „Ty sobie radzisz”.
– No właśnie. Ale wiesz, co to znaczy?
Pokręciłam głową.
– Że twoja relacja z rodzicami nigdy nie była dobra. Dawałaś im spokój. A oni go brali. I to im pasowało.
Poczułam coś w gardle. Złość? Żal? Rozpacz?
– Chyba jestem zmęczona tym byciem silną.
– To przestań – odparła cicho. – Choćby na chwilę.
Nie spodziewałam się tego
Długo chodziłam w kółko, zanim nacisnęłam dzwonek do jego drzwi.
– Kasia? – Mateusz wyglądał, jakby zobaczył ducha.
– Musimy pogadać – powiedziałam i weszłam do środka.
Nie czekałam na zaproszenie. Rozejrzałam się – na stole pusty kubek, komputer, sterta notatek z kursu. Wszystko wyglądało jak nie do końca złożony plan na przyszłość. Usiadłam. On też. Cisza.
– Wiesz, dlaczego tu jestem?
– Chyba tak – mruknął. – Domyślam się.
– Przez całe życie dostawałeś wszystko. Może nie wprost, ale... byłeś zawsze tym, którego trzeba ratować. Ja nie. Ja miałam nie przeszkadzać. I nie prosić.
Mateusz skinął głową. Długo milczał, wpatrzony w podłogę.
– Zazdrościłem ci – powiedział cicho.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Czego niby?
– Że potrafisz. Że nie musisz ściemniać, żeby dostać wsparcie. Że nikt cię nie traktuje jak dziecko. Ja... ja się czasem sam przed sobą wstydzę. Że ciągle proszę, że znów zawiodłem. A potem oni znowu pomagają i… czuję się jak frajer.
Nie spodziewałam się tego.
– To dlaczego się nie sprzeciwiłeś?
– Bo tak było łatwiej. Bo myślałem, że to jedyny sposób, żeby byli blisko.
Zrobiło mi się gorąco. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wreszcie odezwałam się cicho:
– A ja całe życie myślałam, że ich po prostu bardziej kochają.
– Może nie bardziej. Może po prostu... inaczej.
Patrzyliśmy na siebie chwilę w ciszy. Nie było wzruszeń. Pierwszy raz od lat naprawdę się usłyszeliśmy.
Przestałam się porównywać
Minęły dwa tygodnie. Nie zadzwoniłam do rodziców. Oni też się nie odezwali. Nie było żadnej wielkiej konfrontacji, żadnego listu z przeprosinami, ani zaproszenia na wspólną kawę. Tylko Mateusz napisał raz:
„Myślę o tej rozmowie. Dziękuję”.
I nic więcej. W sumie – wystarczyło. Zrozumiałam jedno – nie jestem już tą samą córką, która z każdym problemem czekała, aż ktoś ją dostrzeże. I nie chcę nią być. Czasem jeszcze mam odruch, żeby zadzwonić do mamy i zapytać, co u nich. Ale zaraz potem przypominam sobie jej słowa: „Mateusz bardziej nas potrzebuje”. Może to prawda. A może tylko wygodna wymówka. Już nie chcę tego roztrząsać. Nie wiem, co będzie dalej. Nie planuję zrywać kontaktu. Ale nie mam też potrzeby wracać do starego układu. Przestałam się porównywać. Przestałam czekać na ich uznanie.
Katarzyna, 30 lat
Czytaj także:
- „Teściowie zaprosili moje córki na wakacje, a później kazali za to zapłacić. Urlop z wnuczkami wycenili na 1500 zł”
- „Teściowa oświadczyła, że nie da ani grosza na wesele, bo to fanaberia. Padłam, gdy zobaczyłam prezent ślubny od niej”
- „Nie rozumiałam, dlaczego moje małżeństwo powoli dogorywało. Gdy odkryłam brudny sekret teściowej, prawda wyszła na jaw”