„Mój eks to ojciec roku. Wypędził mnie z dziećmi z domu, a do tego zakręcił kurek z forsą. Zachciało mu się wolności”
„Zostałam opuszczona, wymazana z pamięci i potraktowana bez szacunku. Byłam zdana tylko na własne siły i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Miałam ochotę krzyczeć, przede wszystkim z bezsilnej złości”.

- Listy do redakcji
Opieka nad trójką dzieci, z czego jedno to wciąż bobas, to nie bułka z masłem. Pomimo wielu obowiązków, dokładałam wszelkich starań, aby wygospodarować odrobinę czasu dla siebie i nie paradować non stop w rozciągniętym swetrze i bez makijażu. Wyciskałam siódme poty, żeby przygotowywać pełnowartościowe, apetyczne i zdrowe dania, a do tego usiłowałam nie zasypiać w momencie, gdy tylko moja głowa lądowała na poduszce.
Naprawdę już mnie nie kocha?
Gdy życie codzienne przytłoczyło nas nawałem spraw, to uczucie, które rozpaliło nasze serca na początku związku, jakby gdzieś uleciało. Mimo to ciągle szczerze uważałam, że darzę Mariusza miłością. On z kolei przestał odwzajemniać moje uczucia. Stracił głowę dla innej kobiety i zapragnął zakończyć nasze małżeństwo.
Totalnie mnie zszokowało, gdy nagle stwierdził, że już mnie nie kocha. Henio miał wtedy zaledwie cztery miesiące, a przecież razem podjęliśmy decyzję o kolejnym dziecku. Nie było mowy o żadnym podstępie czy oszustwie z mojej strony. Jak on mógł ot tak, przestać mnie kochać?
I to nie wszystko! Złożył papiery do sądu i kazał mi się jak najszybciej wynosić z dziećmi z jego mieszkania, bo chce tam sprowadzić swoją nową wybrankę serca. Mówił poważnie, a ja byłam zupełnie skołowana…
Fakt, że mnie zostawił, to jedno, ale wywalenie na zbity pysk naszych trojga dzieci to już kompletnie inna bajka. Jasne, mieszkanie odziedziczył po dziadkach jeszcze zanim wzięliśmy ślub, ale mimo wszystko nie mieściło mi się w głowie, że facet i ojciec rodziny bez mrugnięcia okiem potrafi w taki sposób pozbyć się najbliższych i skazać nas na poniewierkę nie wiadomo gdzie.
Dokąd mamy się udać? Do schroniska dla bezdomnych? Miał to totalnie w nosie. Z jakim człowiekiem ja się związałam?!
Dopiero teraz zrozumiałam, że lekceważyłam jego słabości, a w efekcie przyszło mi za to słono zapłacić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że konsekwencje ponosiły również nasze dzieci. A nie, przepraszam – teraz to już tylko moje dzieci. Ich tata bez cienia poczucia winy wykreślił naszą czwórkę ze swojego życia, mając u swego boku nową kobietę.
Zakochany po uszy, nie potrzebował już w tle płaczliwego bobasa, gderliwego brzdąca z przedszkola i zadającej milion pytań na minutę pierwszoklasistki. Ta wymagająca nieustannej atencji trójka stała się dla niego uciążliwym balastem.
Byłam zmuszona wziąć się w garść
W końcu dzieciaki liczyły teraz wyłącznie na mnie. Udało mi się znaleźć mieszkanie w przystępnej cenie, które pomieściło naszą rodzinę. Podczas urlopu macierzyńskiego dostawałam cztery piąte mojego wynagrodzenia. Mariusz oznajmił, że dopóki sąd nie określi wysokości alimentów, on nie ma zamiaru wyskakiwać z forsą.
Skoro z własnej woli postanowił odejść od najbliższych, to stwierdził również, że nie ma wobec mnie i naszych dzieci żadnych zobowiązań finansowych. Nie było mi łatwo wiązać koniec z końcem. Dobrze, że karmiłam jeszcze Henia piersią, więc przynajmniej wydatek na mleko odpadł, ale zaczęłam rozważać powrót do pieluch tetrowych, bo na pampersy powoli zaczynało brakować funduszy.
Kiedy zbliżał się dzień procesu, liczyłam na przyznanie mi środków na pokrycie wydatków związanych z rodziną, co dałoby mi trochę wytchnienia. Niespodziewanie okazało się jednak, że mój wciąż obecny małżonek pozbył się całego majątku. Nieruchomość przepisał siostrze w formie darowizny, podobnie uczynił z autem, które nabył za pieniądze z lokaty założonej jeszcze przed naszym ślubem.
Nagle, jak grom z jasnego nieba, okazało się, że w pracy zmniejszyli mu etat do ćwierci i dostawał jakieś marne ochłapy. A do tego jeszcze zaczął skarżyć się na plecy, chociaż nigdy przedtem nic mu nie dolegało. Niby przez to nie mógł poszukać sobie dodatkowej pracy, żeby dorobić parę groszy.
– Proszę się nie przejmować, to typowe zagrywki osób w trakcie rozwodu. Wyzbywają się dosłownie wszystkiego: kasy, kondycji, pracy, wiedzy, edukacji… no i jaj – rzuciła złośliwie moja prawniczka, celowo podnosząc głos, aby Mariusz, zmierzający do wyjścia z sali, to usłyszał. – Dobrze, że sędzia uwzględnia potencjał zarobkowy, a nie talent do krętactwa.
Wiedziała, co mówi
Sąd przyznał mi wsparcie finansowe na dzieci, które przy całej mojej życiowej zaradności i pomysłowości powinno spokojnie starczyć, żeby moje pociechy były najedzone i miały się w co ubrać. No ale to by wystarczyło, gdyby Mariusz wywiązywał się z tego, co mu nakazano.
Wręczał mi od stu do dwustu złotych na nasze troje dzieci, utrzymując, że to jego maksimum możliwości. Komornik tylko bezradnie rozkładał ręce. W świetle prawa Mariusz jawił się jako człowiek nieposiadający kompletnie niczego, a na jego rachunek bankowy wpływała kwota, której nie mógł tknąć komornik, mimo że podejrzewał, że szef mojego byłego męża daje mu pieniądze pokątnie. Pewnie tak było, ale jak mogłam to wykazać?
Zostałam opuszczona, wymazana z pamięci i potraktowana bez szacunku. Byłam zdana tylko na własne siły i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Miałam ochotę krzyczeć, przede wszystkim z bezsilnej złości. Mój Boże, jak można postąpić tak podle? I to wobec swoich dzieci! Najwyraźniej dla Mariusza najważniejsze były pieniądze, a reszta się nie liczyła. Zero sentymentów.
Nie mogłam nawet popłakać, bo Henio po raz kolejny wymagał przewinięcia, Tomek chciał żeby zbudować z nim wieżę z klocków, a Helenka prosiła o pomoc w lekcjach. Podwinęłam rękawy i wzięłam się do roboty.
Przeprowadziłam się do mniejszego mieszkania, mimo że starsze dzieci musiały dzielić jeden pokój, a ja z małym Heńkiem gnieździliśmy się w drugim. Robiąc zakupy, zaczęłam chodzić do sklepu z listą i skrupulatnie się jej trzymać, wybierając tylko to, co akurat było w okazyjnych cenach.
Ciułałam dosłownie na wszystkim, na czym tylko się dało. I bez przerwy zastanawiałam się co zrobię, gdy skończy mi się urlop macierzyński. Czy będę miała dość pieniędzy, żeby opłacić żłobek? A co, jeśli Henio zacznie chorować? Wtedy będę zmuszona brać L4 i z miejsca wylecę z roboty.
I tak w kółko, ciągle te same zmartwienia…
Rodzice wspomagali mnie trochę finansowo, jednak z tego, co dostawali z ZUS-u, nie byli w stanie dużo odłożyć. Mieszkali również za daleko, aby wesprzeć mnie w bieżącym zajmowaniu się maluchami, co znacznie ułatwiłoby mi funkcjonowanie. Cóż, nie miałam innych opcji, więc krok po kroku pomaleńku odzyskiwałam równowagę i pewność siebie.
Przeprowadziłam otwartą rozmowę z przełożonym, a on okazał się bardzo wyrozumiały. Jeżeli faktycznie nie uda mi się dotrzeć do firmy, ale będę w stanie wykonywać swoje obowiązki zdalnie, to wyraził na to zezwolenie. Na odchodne zaznaczył, żebym w razie potrzeby bez skrępowania zwracała się do niego o wsparcie.
Czułam ogromną wdzięczność. Dostałam od niego więcej empatii, pomocy i zrozumienia niż od biologicznego ojca naszych pociech. To najdobitniej obrazuje, jakiego bezdusznego drania wybrałam sobie na partnera życiowego.
Poczułam lekką ulgę i zaczęłam na nowo organizować swoje życie, bez wsparcia ze strony Mariusza. Pojawiał się u nas zaledwie dwa razy w miesiącu, zabierał dzieciaki na krótki spacer, po czym odwoził je do domu głodne i padnięte ze zmęczenia, a potem przepadał jak kamień w wodę. Prawdziwy ojciec roku, niech go licho!
Aż pewnego dnia przyszedł z bukietem kwiatów. Pamiętał, że uwielbiam delikatne frezje. Od razu zaczęłam coś podejrzewać. Zwłaszcza że było już dosyć późno, a maluchy smacznie spały w swoich łóżeczkach.
– Słuchaj, Halinka… Mam do ciebie prośbę. Czy byłaby szansa, żebym mógł tu dziś zostać na noc?
– Chyba sobie żartujesz! – fuknęłam. – Gdybym nawet się na to zgodziła, to ciekawa jestem, gdzie miałabym cię ulokować? Zostaje ci tylko wanna lub balkon do wyboru. To nie jest żaden hotel. Zresztą przecież posiadasz własne mieszkanie.
Wyszło na jaw, że nic nie posiada
Swój cały dobytek przepisał siostrze, aby nie ponosić żadnej finansowej odpowiedzialności za swoje dzieci. Teraz te dobra wyparowały razem z nią. Sprytna z niej osóbka. Przestronne, 80-metrowe mieszkanie, które latami urządzałam, aby nam się w nim dobrze mieszkało, Basia najzwyczajniej w świecie sprzedała. Bez uprzedzenia i porozumienia z bratem.
Mariusz stracił wszystko. Przepadł też jego samochód i oszczędności z kont. Z dnia na dzień został bezdomny, bez grosza przy duszy, oprócz tego, co miał w portfelu. Nie musiał się już przejmować podziałem dobytku i komornikiem.
Skończyło się kombinowanie i chowanie majątku, bo po prostu faktycznie go nie posiadał. Nie tylko na pokaz dla sądu i na wypadek egzekucji. Teraz nie będzie już kłamał prosto w oczy i śmiał się za naszymi plecami – faktycznie był goły i wcale nie taki wesoły.
Postanowiłam zadzwonić do jego siostry z zastrzeżonego numeru:
– Słuchaj, Baśka, to ja dzwonię, ale numer mam ukryty. Twój brat poprosił mnie o pomoc, bo kompletnie nie ogarnia całej tej sytuacji.
– No co ty gadasz? Dał mi w prezencie mieszkanie, auto i oszczędności. Zwyczajnie dał. Wszystko mam udokumentowane, całość przekazana jako darowizna. A z tym, co należy do mnie, mogę robić, na co tylko mam ochotę. Mogę sobie w końcu pozwolić sobie na odrobinę przyjemności. A Mariusz niech lepiej ruszy tyłek do roboty, zamiast biegać do byłej i się skarżyć, szukając u niej pocieszenia – parsknęła niesympatycznym śmiechem.
– Ewa, ty to jesteś naprawdę tępa. Ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia. Jestem w szoku, że po tym wszystkim wciąż jeszcze wydzwaniasz w imieniu tego drania – dodała moja była szwagierka.
Basia zakończyła rozmowę, nie pozwalając mi już nic powiedzieć. Mariusz od razu zrozumiał, o co chodzi, widząc wyraz mojej twarzy. Opadł na sofę, zakrywając oczy rękami. Był kompletnie zdruzgotany. W jednej chwili bezpowrotnie utracił cały swój dobytek. Wiedziałam dokładnie, co czuje.
Przechodziłam przez to samo
Czułam się trochę dziwnie, bo w sumie Baśka miała sporo racji, zastanawiając się, jak to możliwe, że zrobiłam dla Mariusza nawet taki drobiazg jak dzwonienie do niej. Bo właściwie dlaczego powinno mnie jeszcze obchodzić, co się z nim dzieje? Przecież odciął się ode mnie i naszych dzieci, wywalił nas ze swojego życia na zbity pysk. Wziął rozwód nie tylko ze mną, ale i z własnymi dziećmi, a jakby tego było mało, to jeszcze nie łożył na ich utrzymanie.
Ani trochę nie współczułam facetowi siedzącemu naprzeciwko mnie niemal we łzach. Nie jestem taka dobra. Nie nadstawię karku. I nie zamierzam przebaczać komuś, kto niby żałuje, w co zresztą wątpię. Po prostu wpadł w tarapaty i wypatrywał dawnej Ewuni, która przymykała oko na wszystkie jego przywary.
Litować się nad nim? Przyjąć z powrotem? Nic z tych rzeczy! On w ogóle nie miał dla nas serca. Nieważne, co ze mną, gorzej, że było mu obojętne, jaka przyszłość czeka nasze dzieci – za co kupię im jedzenie i ciuchy, jak połączę zarabianie pieniędzy z wychowywaniem tej gromadki. Ponosi konsekwencje własnych czynów.
– Sądzę, że czas najwyższy się zbierać – szepnęłam ledwo słyszalnie.
– Co takiego? Jak ty w ogóle…?
– W taki sam sposób, jak i ty. Nie jesteśmy już małżeństwem, nie wsparłeś mnie w niczym podczas rozwodu ani później. Okradałeś nasze dzieci od wielu tygodni, a teraz spodziewasz się, że przyjmę cię z szeroko otwartymi ramionami? Prześpij się u swojej lubej.
Ta laska też już dawno się zmyła. Miała tyle oleju w głowie, żeby szybciutko się ewakuować, kiedy tylko skumała, że ten układ do niczego dobrego nie prowadzi. Okazała się cwańsza ode mnie. Ja z kolei dałam się wkręcić w ślub bez żadnego zabezpieczenia swojej przyszłości i przyszłości dzieciaków.
Zamknęłam drzwi kiedy Mariusz wyszedł, a w głowie kłębiły mi się złośliwe myśli. Należało mu się to jak psu buda. Spryciarz przeholował i dostał nauczkę od kogoś jeszcze bardziej obrotnego. Tym kimś okazał się nie kto inny, tylko jego własna siostra…
Najwyraźniej przebiegłość i wyrachowanie to u nich rodzinne. Oby tylko moje dzieci tego po nim nie odziedziczyły. Nie pozostaje mi nic innego, jak żywić nadzieję, że w życiu większe znaczenie od genów ma to, jak się dziecko wychowa.
Ewa, 34 lata