„Mój facet był leniwy i potrzebował mnie tylko do jednego. Ciekawe, kto teraz będzie po nim zmywał brudne gary”
„Nie chodziło o ten jeden talerz. Chodziło o każdy dzień, kiedy ignorował moje zmęczenie i zostawiał mnie z tym, jakby nic się nie stało. Czasem myślałam: "Czy to normalne?" Ale potem on obejmował mnie w nocy i łudziłam się, że tak właśnie wygląda miłość. Nigdy nie sądziłam, że odejdę. A już na pewno nie po jednej, niby zwykłej kłótni”.

- Redakcja
Zanim wszystko się rozsypało, nasze życie wyglądało zupełnie zwyczajnie. Pracowałam zdalnie jako graficzka, a Kuba był programistą. Mieszkaliśmy razem od ponad trzech lat – codzienność upływała między śniadaniami, wspólnym oglądaniem filmów i cichymi dniami, kiedy nawet nie zamienialiśmy ze sobą słowa. Było w tym wszystkim dużo namiętności, ale i niepokojącej obojętności.
Czasem myślałam: "Czy to normalne?" Ale potem on obejmował mnie w nocy i łudziłam się, że tak właśnie wygląda miłość. Nigdy nie sądziłam, że odejdę. A już na pewno nie po jednej, niby zwykłej kłótni.
Miałam tego dość
– Ty serio nie widzisz, że znowu nie włączyłeś zmywarki? – zapytałam, trzymając w dłoni brudny talerz.
– Bo myślałem, że ty ją wstawiłaś – odparł Kuba, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.
– Aha, czyli to moja praca, tak? Sprzątać po tobie?
– Julka, błagam cię, nie zaczynaj znowu. To tylko zmywarka.
Właśnie. "To tylko zmywarka". Ale w mojej głowie już się kotłowało. Nie chodziło o ten jeden talerz. Chodziło o każdy dzień, kiedy ignorował moje zmęczenie, każdą sytuację, kiedy robił coś „przez przypadek” i zostawiał mnie z tym, jakby nic się nie stało.
– Może powinnam po prostu odpocząć, wyjechać – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam pomyśleć.
– To może w końcu to zrób – odpowiedział, z chłodem, który uderzył mnie bardziej niż jego słowa.
Zamilkłam. Stałam jeszcze chwilę z tym nieszczęsnym talerzem w dłoni, po czym odłożyłam go na blat. Kuba wrócił do komputera, jakby nic się nie wydarzyło. Jakbym ja – z całym swoim gniewem i bólem – przestała być ważna.
Weszłam do sypialni, zatrzasnęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Gardło miałam ściśnięte, a oczy piekły mnie od powstrzymywanych łez. Nie przeprosił. Nie zapukał. Nie zapytał, czy wszystko w porządku. Po prostu... zostawił mnie samą.
„Czemu nie zatrzymał mnie nawet wzrokiem?” – powtarzałam w myślach. I właśnie wtedy coś we mnie pękło. Nie nagle. Delikatnie, jak cienka nić, która nie wytrzymała napięcia.
Spontaniczna decyzja
Obudziłam się wcześnie, choć nie spałam prawie wcale. Kuba jeszcze chrapał, odwrócony do ściany. Przez chwilę tylko leżałam i patrzyłam w sufit. Moje oczy były opuchnięte, głowa pulsowała, a w środku czułam dziwną pustkę. Nie wiedziałam, co zrobić z tym dniem, więc zaczęłam go od czegoś absurdalnego – wyjęłam walizkę spod łóżka.
Nie miałam planu. Wrzucałam do środka ubrania na oślep: sweter, dżinsy, ładowarka, notes, kosmetyczka. Czułam się, jakbym grała w jakimś dziwnym przedstawieniu i nikt nie powiedział mi, jaka jest moja rola.
Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki, Magdy. Mieszkała na stałe w Trójmieście, ale często wyjeżdżała w delegacje. Miałam nadzieję, że akurat jest na miejscu.
– Hej… jesteś może w Gdańsku? – zapytałam cicho.
– Julka? Wszystko okej?
– Mogę się u ciebie zatrzymać? Tylko na kilka dni. Muszę się gdzieś zaszyć.
– Oczywiście. Co się stało? A Kuba? Przyjedzie z tobą?
– On... nic nie wie – powiedziałam tylko. I zamilkłyśmy.
Zamówiłam bilet na popołudnie. Pociąg do Gdańska. W jedną stronę.
Napisałam krótką notatkę i położyłam ją na stole:
„Nie mam siły już udawać, że wszystko gra. Muszę odpocząć. Nie dzwoń”.
Stałam chwilę w korytarzu z walizką w dłoni. Słyszałam dźwięki gry komputerowej z salonu. Kuba siedział na kanapie z padem w ręku. Nie odwrócił się. Nie zapytał, gdzie idę. Nie spojrzał.
Otworzyłam drzwi i wyszłam.
Może to była ucieczka
Wysiadłam z pociągu z walizką w jednej ręce i telefonem w drugiej. Gdańsk przywitał mnie chłodnym powietrzem i szarym niebem. Magda czekała na mnie przy wejściu do dworca, z tym samym troskliwym spojrzeniem, które znałam od lat.
– Wyglądasz, jak po kataklizmie – powiedziała, zanim mnie przytuliła.
– Może trochę tak się czuję – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się bez przekonania.
Mieszkanie Magdy było przytulne i pełne światła. Miała mały pokój gościnny, który na ten moment stał się moją przystanią. Przez pierwsze godziny nie mówiłam zbyt wiele. Zasnęłam po prostu na jej kanapie, ubrana, z niedopitym kubkiem herbaty w dłoni.
Następnego dnia poszłam nad morze. Stałam na brzegu, patrzyłam na fale i myślałam: Co ja właściwie zrobiłam?. Próbowałam sobie przypomnieć, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Ale odpowiedzi nie przychodziły. Miałam pustkę w głowie.
Wieczorem siedziałyśmy z Magdą przy lampce wina. Ona próbowała rozluźnić atmosferę, a ja w końcu wyrzuciłam z siebie to, co we mnie buzowało.
– Czuję, jakbym straciła grunt pod nogami – powiedziałam w końcu.
– Ale zrobiłaś coś dla siebie – odpowiedziała. – Nie mogłaś tam zostać, skoro czułaś się niewidzialna.
Pokiwałam głową. Może to naprawdę była ucieczka. Ale po raz pierwszy od miesięcy miałam wrażenie, że mogę oddychać pełną piersią. Tylko nie byłam pewna, czy to jest zupełnie nowy początek, czy tylko przerwa od tego wszystkiego.
Bolała mnie jego obojętność
Minęły cztery dni. Cisza. Żadnego telefonu, żadnej wiadomości. Sprawdzałam telefon zdecydowanie zbyt często, choć zarzekałam się, że tego nie zrobię. Wmawiałam sobie, że nie czekam. Że nie obchodzi mnie, czy się odezwie. Ale kłamałam. Sama przed sobą.
W końcu późnym wieczorem, gdy siedziałyśmy z Magdą na podłodze w salonie i układałyśmy puzzle jak nastolatki, ekran rozbłysnął.
– Patrz, Kuba – powiedziałam cicho, podnosząc telefon.
Wiadomość: „Nie wiem, co powiedzieć. Wszystko okej?”
Serce nie zabiło mi szybciej. Przeciwnie – poczułam chłód i ogromny ciężar na klatce piersiowej. Przeczytałam wiadomość kilka razy. I nic. Żadnych przeprosin. Żadnego „tęsknię” albo „wróć”. Tylko ten jego wyświechtany tekst: „Nie wiem, co powiedzieć”. Nigdy nie wiedział.
– To wszystko? – zapytała Magda.
– Chyba tak. Czemu nie napisał wcześniej? Czemu teraz?
– Bo może mu nie zależy – odpowiedziała, ściskając moją dłoń. – Może myśli, że i tak w końcu wrócisz.
Napisałam mu wiadomość. Długą. Zbyt długą. O tym, jak bardzo bolała mnie jego obojętność. Jak samotnie czułam się przez ostatnie miesiące. Jak głupio było wierzyć, że coś się zmieni. Ale nie wysłałam jej.
Zostawiłam ją w notatkach. Może dla siebie, może dla kogoś, kim byłam w tamtym momencie. Telefon odłożyłam ekranem do dołu. Spojrzałam na Magdę. Uśmiechnęła się delikatnie.
– Jeszcze nie podjęłaś decyzji, prawda?
– Nie. Ale chyba już wiem, czego nie chcę.
Nie dało się tego naprawić
Telefon zadzwonił późnym wieczorem. Na wyświetlaczu: Kuba. Przez chwilę myślałam, że nie odbiorę. Ale coś we mnie kazało mi to zrobić. Może ciekawość. Może nadzieja, choć nie chciałam się do niej przyznać.
– Cześć – powiedział cicho.
– Cześć.
Zapanowała cisza. Ta sama, która przez ostatnie miesiące siedziała z nami przy stole, spała w naszym łóżku i wypełniała przestrzeń między zdaniami.
– Nie myślałem, że naprawdę odejdziesz – odezwał się w końcu.
– Bo nigdy nie słuchałeś, co mówię.
Nie krzyczałam. Mówiłam spokojnie, aż zbyt spokojnie. Jakby te słowa przeleżały we mnie tyle czasu, że straciły ostrość, ale wciąż bolały.
– Nie wiedziałem, że jest aż tak źle – powiedział.
– Bo nie chciałeś wiedzieć. Bo było ci wygodnie tak, jak było.
– To nieprawda… Julia, ja cię kocham.
Zamilkłam. Te słowa w tym momencie nie znaczyły już tyle, co kiedyś. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo już nie czułam tego samego.
– Wiesz, że pierwszy raz od dawna nie boję się być sama?
Oddychał ciężko. Jakby chciał coś powiedzieć, ale wiedział, że każde słowo może tylko pogorszyć sprawę.
– Co mam zrobić, żebyś wróciła?
– Nie wiem, co mógłbyś zrobić. Czasu już nie cofniesz.
I wtedy zrozumieliśmy oboje. To była rozmowa, która miała wszystko naprawić. Ale nie mogła.
Idę przed siebie
Minęły trzy tygodnie. Wynajęłam mały pokój w Oliwie, z widokiem na dachy kamienic i stare drzewa. Nie był idealny, ale był mój. Znalazłam tymczasową pracę w lokalnej agencji reklamowej – nic wielkiego, ale pozwalało mi to wypracować nowy rytm dnia. Zaczęłam wstawać wcześniej, robić sobie kawę i spacerować po parku, zanim usiadłam do komputera. Tylko wieczorami przychodziła ta ciężka cisza.
Myślałam o Kubie. Codziennie. Nie dlatego, że chciałam wracać. Ale dlatego, że zostawiłam za sobą cztery lata życia. Cztery lata śmiechu, milczenia, wspólnych świąt i zwykłej, wspólnej codzienności. To nie znika tylko dlatego, że się spakowałam.
Czasem zastanawiałam się, czy spojrzał za mną tamtego dnia, gdy wychodziłam z domu. Czy usłyszał trzask zamykających się drzwi. Czy przeczytał liścik i choć przez chwilę poczuł, że mnie stracił. Ale nie miałam już siły tego sprawdzać.
Zabrałam ze sobą tylko walizkę. Resztę zostawiłam w jego salonie, gdzie grał w tę swoją grę. Zastanawiam się, czy w ogóle się odwrócił, gdy zamknęły się za mną drzwi.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie mam planu na przyszłość. Ale jedno wiem na pewno – ta ucieczka była konieczna. Uciekłam od miejsca, w którym zapomniałam, że też jestem ważna.
Wciąż próbuję odnaleźć siebie. Czasem się potykam, ale idę dalej. Bez dramatycznych deklaracji, bez zamykania rozdziałów na siłę. Po prostu idę. Dla siebie.
Julia, 34 lata