Reklama

Razem z Kamilem, moim partnerem, wynajmowaliśmy mieszkanie w jednym z typowych holenderskich budynków, dzieląc przestrzeń z innymi Polakami, którzy podobnie jak my, poszukiwali lepszego życia. Nasza praca w szklarni nie była skomplikowana, ale wyczerpująca. Może to zmęczenie wpływało na nasze relacje, a może była to jedynie moja nadwrażliwość. Kamil zaczął później wracać z pracy, a jego spojrzenie, choć miłe, nie było już tak czułe, jak kiedyś.

Reklama

Coś we mnie drgnęło

Praca przy sortowaniu pomidorów miała w sobie coś uspokajającego. Regularny rytm moich rąk stawał się niemal automatyczny. Było w tym coś hipnotycznego, choć tego dnia spokój został przerwany przez Martę, moją przyjaciółkę z pracy. Podeszła do mnie z lekko złośliwym uśmiechem.

Twój Kamil to ma powodzenie… Sanne coś za bardzo się do niego klei – rzuciła półżartem, a ja próbowałam zignorować jej komentarz.

Początkowo nie przejęłam się tym zbytnio. Znałam Kamila i wiedziałam, że lubi być w centrum uwagi. Próbowałam skupić się na swojej pracy, ale coś we mnie drgnęło. Postanowiłam zwrócić większą uwagę na jego zachowanie. Nie musiałam długo czekać. Pomiędzy rzędami zielonych krzewów dostrzegłam Kamila, jak śmiał się w towarzystwie Sanne. Byli bliżej siebie niż zwykle, a jego ręka niespodziewanie znalazła się na jej plecach. Oczywiście, to mogły być niewinne gesty, ale w mojej głowie zasiał się już ziarno wątpliwości. Marta znów znalazła się obok mnie.

Wyglądają jak para, prawda? – spytała nieco zbyt dociekliwie.

Udałam obojętność, nie chcąc zdradzić, że jej słowa coś we mnie poruszyły.

Kamil zawsze był towarzyski – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.

Jednak w głębi serca pojawiło się pierwsze ukłucie zazdrości i wątpliwości. Czy to tylko niewinne żarty, czy coś więcej?

Moje serce zamarło

Kilka dni później miałam okazję ponownie obserwować Kamila i Sanne. Tym razem, gdy przechodziłam obok szklarni, zauważyłam, jak mój facet delikatnie gładzi obcą babę po ramieniu, myśląc, że nikt ich nie widzi. Moje serce zamarło na chwilę, ale szybko wróciłam do sortowania. Wciąż miałam nadzieję, że to tylko przypadkowe gesty. Wieczorem, w naszym wynajmowanym mieszkaniu, siedziałam naprzeciw Kamila przy stole.

– Dzisiaj mieliśmy niezłe zamieszanie z dostawą – powiedział Kamil, unikając mojego spojrzenia.

– Tak? W naszej sekcji było spokojnie – odpowiedziałam, próbując wyczuć coś w jego głosie.

Jego zachowanie było dziwne. Unikał kontaktu wzrokowego, a jego głos brzmiał nieco sztywno. Moje wątpliwości się pogłębiały. Czy to naprawdę tylko żarty między nim a Sanne, czy może kryje się za tym coś więcej? Zaczęłam analizować całą sytuację. Czułam się rozdarta. Nie chciałam być zazdrosną dziewczyną, która doszukuje się problemów tam, gdzie ich nie ma. Jednak intuicja mówiła mi coś zupełnie innego. Próbowałam uspokoić swoje emocje, przekonując się, że to tylko chwilowe wahanie. Wieczorem, leżąc w łóżku obok Kamila, myśli nie dawały mi spokoju. Zrozumiałam, że muszę być czujna, ale jeszcze nie byłam gotowa na konfrontację.

Podjęłam decyzję

Dni mijały, a ja stałam się coraz bardziej uważną obserwatorką. Widziałam ich razem jeszcze kilka razy, ale już bez emocji. Zaakceptowałam fakt, że nasz związek się skończył. Marta była moim oparciem w tej trudnej sytuacji. Kiedy spotkałyśmy się w przerwie na kawę, jej słowa, choć życzliwe, były wyraźnie nacechowane troską.

Powinnaś mu zrobić awanturę – radziła, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.

– Nie mam na to siły – odpowiedziałam, czując, że decyzja o milczeniu była już podjęta.

Nie chciałam scen, nie chciałam dramatów. Planowałam powrót do Polski. Zaczęłam odkładać pieniądze, a każdy dzień stawał się dla mnie kolejnym krokiem ku wolności. Doszłam do wniosku, że muszę myśleć o sobie, o swoim szczęściu, o tym, co jest dla mnie najważniejsze. Każde kolejne spotkanie z Kamilem było przypomnieniem, że mój czas w Holandii jest policzony. Przestałam pytać go, gdzie był i co robił. W moich oczach relacja była już skończona, choć jeszcze mu o tym nie powiedziałam.

Przed oczami miałam jeden cel

Nadszedł dzień, w którym zdecydowałam się kupić bilet do Polski. Zrobiłam to w tajemnicy, nie chcąc, by Kamil wiedział o moich planach. To był mój osobisty krok ku wolności, oddech, którego potrzebowałam. Myśl o powrocie zaczęła mnie uspokajać, choć wciąż czułam się jak żeglarz na niespokojnym morzu. Zadzwoniłam do mamy, chcąc podzielić się wiadomością.

– Już niedługo będę w Polsce – powiedziałam z nutą radości w głosie.

– To cudowne! Nie mogę się doczekać – odpowiedziała matka, z zadowoleniem w głosie.

Nie wspomniałam jednak o rzeczywistych powodach mojego powrotu. W szklarni znowu miałam okazję obserwować Kamila i Sanne. Ich śmiech i bliskość były dla mnie już obojętne. Patrzyłam na nich z dystansem, nie czując bólu, który wcześniej mnie dręczył. To było jak wyzbycie się uczuć, które wcześniej mnie prześladowały. Miałam poczucie, że czas, który mi pozostał w Holandii, jest cenny. Jednocześnie przygotowania do powrotu stały się moim priorytetem. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale moja determinacja była silniejsza niż jakiekolwiek wątpliwości.

Nie chciałam dramatów

W dniu wyjazdu moje emocje sięgnęły zenitu. Kiedy Kamil wyszedł do pracy, skorzystałam z okazji, by spakować ostatnie rzeczy. Starałam się być jak najciszej, nie chcąc, by ktokolwiek przedwcześnie odkrył moje plany. Marta była jedyną osobą, której zaufałam na tyle, by podzielić się moimi zamiarami. Przyszła do mnie, gdy już prawie wszystko było gotowe.

Nie powiesz mu? – zapytała z troską w głosie, patrząc na mnie uważnie.

– Po co? – odpowiedziałam, czując, że mój wybór jest właściwy.

Nie chciałam dramatów ani wyjaśnień, które nic by nie zmieniły. Byłam już mentalnie gotowa na nowy rozdział w życiu. Przed wyjściem zostawiłam w szafce Kamila pusty kubek, który kiedyś dostałam od niego jako prezent. Był jedynym „listem pożegnalnym”, który uznałam za wystarczający. Kubek był dla mnie symbolem przeszłości.

W drodze na dworzec autobusowy czułam się jak osoba, która odzyskuje kontrolę nad własnym losem. Nie było w tym bólu ani poczucia porażki, jedynie decyzja, którą podjęłam świadomie. Moje życie w Holandii, choć pełne wyzwań i emocji, było teraz tylko rozdziałem, który zakończyłam z ulgą. Nie czułam się ofiarą, lecz kimś, kto odnalazł siłę, by rozpocząć nowe życie. Wyjeżdżając, byłam gotowa na nowe wyzwania i nowe możliwości, które czekały na mnie w Polsce.

Postawiłam na siebie

Siedząc w autokarze, czułam, jak napięcie opuszcza moje ciało. Za oknem widniały pola i szklarnie, które jeszcze niedawno były częścią mojego codziennego życia. Ich widok przypominał mi o pracy, zmęczeniu i niepewności, które towarzyszyły mi przez ostatnie miesiące. Zamiast łez, odczuwałam ulgę, która stopniowo zastępowała wszelkie negatywne emocje.

Zrozumiałam, że czasem odejście jest jedyną drogą do odzyskania siebie. Było to dla mnie odkrycie, które napełniało mnie spokojem. Wiedziałam, że wracam do miejsca, które zawsze było moim domem, nawet jeśli przez jakiś czas tego nie dostrzegałam. Wyciągnęłam telefon, żeby zadzwonić do mamy i poinformować ją o moim przyjeździe.

Już jestem w drodze – powiedziałam, czując radość na myśl o spotkaniu z rodziną.

Rozmowa była krótka, ale pełna emocji. Mama była zachwycona moim powrotem. Patrząc na mijane krajobrazy, myślałam o Kamilu. Wiedziałam, że on pewnie nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Byłam tylko częścią jego codzienności, która mogła zniknąć bez większego echa. Moje myśli skierowały się ku przyszłości. Nie wiedziałam, co przyniesie, ale byłam gotowa na nowe wyzwania. W końcu odzyskałam kontrolę nad swoim życiem. Wracałam do Polski z przekonaniem, że wszystko jeszcze przede mną.

Edyta, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama