Reklama

Mój tata zmarł, kiedy miałam zaledwie siedemnaście lat. By wypełnić jakoś lukę w sercu, instynktownie lgnęłam do silnych, opiekuńczych mężczyzn. Nie interesowali mnie rówieśnicy ani zabawa w zakochanie – ja pragnęłam przede wszystkim stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Dlatego umawiałam się tylko ze starszymi mężczyznami. Parę razy fatalnie się nacięłam, gdy trafiłam na facetów, którym wcale nie zależało na budowaniu związku, tylko na seksie z młodą dziewczyną. Gdy już straciłam zaufanie do płci przeciwnej, w moim życiu pojawił się Michał: mój rycerz i wybawca.

Reklama

Był w moim typie

W dniu, w którym się poznaliśmy, padał deszcz. Biegłam z parasolem, bo spieszyłam się na rozmowę o pracę. Pośliznęłam się na mokrym chodniku i upadłam – tak pechowo, że złamałam sobie obcas i podarłam rajstopy. Parasol odfrunął, deszcz moczył moją fryzurę i sukienkę. Przepadło! – pomyślałam z rozpaczą. Nie stawię się przecież w międzynarodowej firmie, wyglądając jak zmokła kura.

– Nic się pani nie stało? – usłyszałam nagle.

Otarłam łzy, uniosłam głowę i zagapiłam się na nieznajomego z otwartymi ustami. Był wysoki i dobrze zbudowany, a siwizna na skroniach i spora przewaga wieku dodawały mu uroku, na który byłam tak czuła. Facet z klasą. Mój typ.

– W porządku?

– Tak, dziękuję. Przeżyję – powiedziałam.

– Podwieźć gdzieś panią?

– Nie trzeba. Proszę sobie nie robić kłopotu.

– Żaden kłopot. Mam samochód dwa kroki stąd. Odwiozę panią do domu, żeby mogła się pani przebrać.

– Naprawdę, nie trzeba…

– Proszę tylko podać swój adres – przerwał mi.

Nie brał mojej odmowy pod uwagę, a ja nie potrafiłam się oprzeć tej seksownej stanowczości w jego głosie. Odwiózł mnie pod dom, ja w ramach podziękowania zaprosiłam go na kawę. Tak dobrze nam się rozmawiało, że po kawie otworzyłam wino. Po drugim kieliszku Michał mnie pocałował. Miesiąc później wprowadziłam się do niego. Pół roku później po raz pierwszy uderzył mnie w twarz.

Miał pretensje

To była sobota, wróciłam ze spotkania z koleżankami radosna i wstawiona.

– Wiesz, która jest godzina? – zapytał surowo.

– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Która?

– Już po północy.

– Ale ten czas zleciał! – roześmiałam się.

– Wyszłaś o szóstej. Niepokoiłem się, dzwoniłem do ciebie – powiedział Michał.

– Naprawdę? – wyciągnęłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: siedem nieodebranych połączeń, wszystkie od niego. – Ojej, przepraszam, nie słyszałam dzwonka.

– Nie słyszałaś? – mówił cicho, lecz wyczułam, że jest zły.

– Byłyśmy w pubie, grała muzyka, gadałyśmy…

– W pubie? A mówiłaś, że będziecie u Ewy w domu.

– No bo najpierw siedziałyśmy u Ewki, ale potem postanowiłyśmy wpaść do pubu.

– To ciekawe… – wycedził.

Usłyszałam w jego głosie chłód i wrogość. Wcześniej nie zwracał się do mnie takim tonem.

– Przepraszam, nie pomyślałam, że możesz się martwić.

– Pewnie… Po co miałabyś o mnie myśleć, prawda?

Zirytowały mnie jego pretensje. Ile można przepraszać?

– Tak rzadko gdzieś wychodzę, cały czas siedzimy tylko w domu. A jak już raz gdzieś wyszłam, to robisz aferę. Nie zachowuj się jak palant!

Uderzył mnie

I wtedy mnie spoliczkował. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobił. Byłam w takim szoku, że tylko stałam bez ruchu, w milczeniu. On też zastygł, jakby zmienił się w kamień. Popatrzyliśmy sobie w oczy. Myślę, że tamta chwila napięcia i niepewności, kiedy żadne z nas nie wiedziało, jak zachowa się to drugie, była decydująca. W jednej sekundzie w jakiś sposób przypieczętowałam swój dalszy los. Mogłam oddać Michałowi, mogłam na niego nawrzeszczeć, mogłam go zostawić, ale nie zrobiłam nic. Rozpłakałam się.

I co gorsza, dałam mu się przytulić, pocałować i przeprosić. Jego czuły uścisk przyniósł mi ukojenie. Głaskał delikatnie mój zaczerwieniony policzek tą samą dłonią, którą uderzył. Nie chciałam o tym pamiętać i dałam mu się zanieść na rękach do sypialni. Było namiętnie i cudownie. Potem on zasnął, a ja leżałam, patrząc w sufit i zastanawiając się nad przyszłością naszego związku oraz nad tym, jakim człowiekiem jest Michał.

Czy to prawda, że mężczyzna, który raz uderzył, prędzej czy później zrobi to ponownie? Ale przecież on nie jest nerwowy, nigdy nie był agresywny! Co prawda lubił o wszystkim decydować i być w naszym związku szefem, ale nie miałam nic przeciwko temu – był ode mnie starszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony. Odpowiadał mi jego silny charakter, pewna nadopiekuńczość. Akceptowałam go jako przewodnika i życiowego nauczyciela. Ufałam mu jak nikomu. Więc… dlaczego mnie uderzył? Jak mógł zawieść to zaufanie? Był zazdrosny? Tak, na pewno. Był zazdrosny i bał się o mnie. To chyba mogłam mu wybaczyć. Drugi raz mnie tak nie potraktuje. Sam też się przestraszył. Uspokojona tym wywodem, zasnęłam.

Zaczął być agresywny

Przez kilka kolejnych dni Michał był dla mnie bardzo miły. Uwierzyłam, że żałuje i już nigdy mnie nie skrzywdzi. Poczułam się znowu całkowicie bezpieczna… I wtedy uderzył mnie po raz drugi. Poszliśmy na kolację z jego znajomymi. Po powrocie z restauracji Michał był jakiś spięty, rozdrażniony.

– Źle się czujesz, kochanie? – zapytałam.

– Nie udawaj idiotki! – warknął.

– Co się stało? – spytałam.

– Przez cały wieczór mizdrzyłaś się do Grześka.

Zatkało mnie. Grzegorz, jego kolega, miał ponad pięćdziesiąt lat, łysinę i piwny brzuszek. W życiu nie zainteresowałby mnie jako mężczyzna. Lubiłam starszych, ale już bez przesady. Oskarżenie Michała było tak absurdalne, że nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.

– Nie śmiej się ze mnie. Nie waż się ze mnie śmiać. Nigdy!

Uderzył mnie. Przez moment nie mogłam złapać oddechu. Do oczu napłynęły mi łzy – bólu, strachu i upokorzenia. Tym razem mnie nie przeprosił, nie przytulił, tylko wyszedł z domu. W jednej chwili zrozumiałam, że skoro uderzył drugi raz, uderzy i trzeci, i czwarty. Będzie mnie bił, bo to taki typ faceta. Jeżeli nie spakuję się i nie ucieknę, będzie tylko gorzej i gorzej. Jednak nie uciekłam. Wypiłam trzy kieliszki wódki, wzięłam gorącą kąpiel i położyłam się spać.

Każdy powód był dobry

Od tamtej pory obrywałam od Michała regularnie. Preteksty znajdywał różne: zbyt wyzywająco się ubrałam, nie zrobiłam obiadu, odpyskowałam. A tak naprawdę bił mnie z jednego powodu: miał w sobie gniew, który domagał się rozładowania. Musiał mi przyłożyć, żeby sobie ulżyć i nie wybuchnąć. Byłam jego buforem, inaczej mógłby zaatakować kogoś w pracy albo na ulicy. I wtedy musiałby ponieść konsekwencje. Kiedyś po seksie powiedziałam Michałowi, że jest najlepszym kochankiem, jakiego dotąd miałam. W odpowiedzi nazwał mnie ladacznicą.

– Chwalisz się, ilu cię zaliczyło? Jesteś z tego dumna, tak?

Błagałam, żeby przestał, ale to go tylko bardziej nakręcało. Dlaczego znosiłam jego brutalność? Bo mnie utrzymywał, płacił za mnie, zabierał mnie na zagraniczne wycieczki i kupował mi drogie prezenty? Bo wszystkie koleżanki mi go zazdrościły? Bo moja mama go uwielbiała i nazywała zięciem? Nie. Niestety nie. Prawda jest bardziej żałosna: znosiłam to, bo go kochałam. Był moim katem, ale wierzyłam mu, gdy mówił, że jestem dla niego całym światem. Lał mnie, ale też przenosił na rękach przez kałuże, żebym nie zamoczyła butów, i budził mnie co rano najsłodszym pod słońcem pocałunkiem. Niszczył mnie, lecz także uskrzydlał. Byłam przy nim jak na haju.

Reklama

Zostawiłam go dopiero wtedy, gdy odkryłam, że mnie zdradza. Wybaczałam siniaki, stłuczone żebra, nawet złamany nos i wybity ząb, ale nie byłam w stanie zaakceptować zdrady. Czyli jednak kłamał, gdy mówił, że jestem dla niego cały światem…

Reklama
Reklama
Reklama