„Mój facet nienawidził zakupów w galerii, a ja go do nich zmuszałam. W końcu nie wytrzymał i dał mi popalić”
„Plan był taki, że jedziemy po żarówki. Nic nie mówił o jakichś innych zakupach, jak latarki czy wycieraczki. On jednak nieźle się rozszalał. Nie wystarczyła sama latarka – jeszcze trzeba było wiertarkę wziąć! I nowe dywaniki do samochodu. I nowy zapach do auta. I jakieś środki do mycia plastików!”.
- Edyta, 31 lat
Zawsze marudził z tego powodu
– Anka, ile można mierzyć ciuchy? Kończysz już? – usłyszałam zmęczony głos męża. – Siedzimy tu już ponad 60 minut. Czy nie masz w sobie odrobiny litości? – zapytał jak rozdrażnione, małe dziecko.
Wysunęłam głowę zza kotary przymierzalni.
– Muszę mieć nową koszulę. W sobotę idziemy do twoich rodziców na imieniny.
– Weź, przestań! Ile czasu można poświęcić na wybór jednej koszuli? Przecież masz pełną szafę koszul! – Wojtek spojrzał na mnie z dezaprobatą.
Pokręciłam głową zniecierpliwiona. Pełna szafa... jasne...
– Te, które mam, nie są odpowiednie – powiedziałam i ponownie schowałam się w kabinie do przymierzania.
Na pewno na przyjęciu urodzinowym spotkam kuzynkę mojego małżonka oraz jego szwagierkę. Będzie tam też babcia, która zawsze jest ubrana z klasą. Zazwyczaj na tego typu imprezy wybierałam sukienkę. Ale tym razem zdecydowałam się na kostium i białą koszulę. Oczywiście musiałam dobrać do tego szalik, buty i torebkę. Szczegóły robią różnicę. A co gdybym zamiast szalika założyła naszyjnik? Jakie dobrać dodatki? Zastanawiałam się...
– Anka, tempo... proszę... – z nieukrywanym irytacją popędzał mnie Wojtek. – Chcieliśmy zajrzeć jeszcze do sklepu z częściami do aut. Wiesz, że muszę kupić żarówki.
Oczywiście, najistotniejsze to te głupie żarówki. Bez zapasu świat nagle runie.
– Te odnieś – zleciłam mężowi, wręczając mu kilka wieszaków z ubraniami. – A te – triumfująco pokazałam mu resztę – bierzemy.
– Aż tyle? Miało być tylko jedno – z goryczą w głosie zauważył mój mężczyzna.
Tym razem to ja poirytowana westchnęłam. Zapytałam, czy rozumie, czym są wyprzedaże? Że kupno jednej rzeczy się nie opłaca? Że za cenę jednego przedmiotu można zdobyć dwa albo trzy i zapłacić za nie tyle, ile za pojedynczy? To byłby grzech, gdybyśmy nie skorzystali z tej okazji!
– Ale te... – Wojtek sceptycznie przyglądał się bluzkom – wydają się identyczne.
– To typowe dla mężczyzn! Nie dostrzegacie istotnych szczegółów! – odrzekłam. – Nie, one nie są takie same. Spójrz. Ta ma guziki z materiału. Druga ma ozdoby na mankietach. I trzecia...
– Dość – Wojtek przerwał mi ostentacyjnie. – Zapłaćmy i wyjdźmy stąd wreszcie.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Och, no właśnie. Przecież powiedziałam mu, że jedziemy tylko po nową koszulę. Na pewno nie ucieszy się, kiedy dowie się, że musimy jeszcze kupić nową marynarkę, buty, a nawet torebkę... Przecież nie mogę wziąć starych, niemodnych rzeczy do tych nowych!
Ewidentnie mu się tam nie podobało
Jak tylko opuściliśmy sklep, Wojtek gwałtownie ruszył w kierunku podziemnego parkingu.
– Kocham cię, ale czy naprawdę chcesz, żebym poszła do twoich rodziców tylko w tej bluzce? – zapytałam z lekkim sarkazmem. – Rozumiem, że wolałbyś, żebym była tylko w niej albo nawet bez niej, ale...
Wojtek zatrzymał się z westchnieniem, a ja od razu to wykorzystałam:
– Jeszcze kilka rzeczy mi potrzeba – powiedziałam z uśmiechem.
Widziałam, że jest już lekko poddenerwowany. Zdawało mi się nawet, że przeklął pod nosem.
– Dobra, jedźmy po to wszystko – powiedział znużonym tonem.
No o to chodziło – właśnie tak powinien się zachować. Przecież też powinien dbać, abym dobrze wyglądała. Wiedziałam, że nie przepada za chodzeniem po sklepach. Codzienne zakupy w markecie były dla niego męką. Ale przecież ktoś musiał zabrać zakupy do samochodu i przynieść je do domu. W końcu mieszkaliśmy razem i razem dbaliśmy o dom, więc wydawało się logiczne, że powinniśmy razem je robić. Żarówki mogły poczekać. Są rzeczy ważne i ważniejsze, jak właśnie moja kreacja na rodzinne przyjęcie.
Na szczęście w pobliżu było kilka centrów handlowych, które mogliśmy odwiedzić. Udało nam się zakupić nowy strój, buty do kompletu i torebkę. Chociaż mówię „nam”, ale tak naprawdę to ja wszystko załatwiłam, bo Wojtek, z miną jakby odbywał okrutną karę za straszne przestępstwo, był niezadowolony.
– Wiesz, że o tej godzinie – stukał w tarczę zegarka – nie zdążę już kupić żarówek?
– Co jest dla ciebie bardziej istotne? Żarówki, czy to, jak będę wyglądać na urodzinach twojej mamy i przed jej gośćmi?
– Za twój wygląd nie dostanę mandatu – mruknął.
– Przecież dzisiaj wszystkie żarówki świecą, prawda? Jeśli chcesz, jutro możemy razem pojechać po nowe – zaproponowałam.
– Zastanawiam się, co zamierzasz robić w sklepie z samochodowymi częściami – powiedział Wojtek z niedowierzaniem, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
– Będę na ciebie czekała, zobaczę, co mają w ofercie. Ty na mnie czekasz, ja też mogę.
– To w sumie niezły pomysł – przyznał.
Byłam trochę zaskoczona, ale pozytywnie. Zazwyczaj on sam kupował części do naszego samochodu, co zwykle trwało pół dnia, bo musiał poszukać tego czy tamtego drobnego elementu. Z moją obecnością na pewno wszystko pójdzie szybciej. Pokażę mu, jak efektywnie robić zakupy. Byłam pełna optymizmu.
Myślałam, że umrę z nudów...
Kiedy następnego dnia powróciłam do domu po pracy, mojego męża jeszcze nie było. Zaparzyłam sobie kawę i włączyłam mój ulubiony serial. Kilka chwil później zadzwonił mój telefon komórkowy. Dzwonił Wojtek.
– Schodź na dół, czekam w samochodzie – rzucił krótko.
– Ale przecież dopiero zaparzyłam sobie kawę... – sprzeciwiłam się.
– Pośpiesz się. Przecież obiecałaś mi coś. Naprawdę muszę kupić te nieszczęsne żarówki.
Z westchnieniem wstałam. Przebrałam się i zeszłam do niego. Pojechaliśmy do sklepu z częściami do samochodów. Wojtek przez długi czas przeglądał różne żarówki, coś tam wybrał, ale to nie były wszystkie potrzebne elementy. Zabrakło nam żarówek do kierunkowskazów. Musieliśmy pojechać do innego sklepu.
– Czy nie można zastąpić jej inną, podobną? – zapytałam ekspedienta. – Może tą? – pokazałam palcem.
– Ta jest przeznaczona do innego typu auta – wyjaśnił mi.
– Ale w czym problem? – zdziwiłam się. – Przecież żarówka to żarówka, czyż nie?
– Niestety nie, najdroższa – odparł mój mąż, zapłacił, zabrał zakupy i wyprowadził mnie ze sklepu.
Zajęliśmy miejsca w samochodzie, a Wojtek zaczął mi wyjaśniać szczegóły dotyczące żarówek. Muszę przyznać, że była to rozmowa nudna jak diabli, z której zresztą niewiele zapamiętałam.
– Poszukamy w innym miejscu.
Wojtek odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę. Okazało się, że ten inny sklep jest w następnym mieście! Na szczęście mieli tam odpowiednie żarówki.
– Chciałbym jeszcze zadać pytanie o wycieraczki.
Zdawało mu się, że może prowadzić luźną rozmowę z kasjerem, zupełnie mnie pomijając. A przecież dawałam mu do zrozumienia, że mam już dosyć tych motoryzacyjnych zakupów! Ale nie, kupił te nieszczęsne wycieraczki, mimo że nasze stare jeszcze dawały radę. Wojtek co prawda mówił, że nie radzą sobie dobrze z wodą, ale przecież jeszcze działały. Po co mu były kolejne?
– Teraz pojedziemy jeszcze do sklepu budowlanego. Przyjaciel powiedział, że mają tam super latarki na baterie. Przydałby mi się taki sprzęt w samochodzie, bo nigdy nie wiesz, co się może zdarzyć – rzekł mój mąż.
– Miało być po żarówki – starałam się zachować spokój. - Nic nie było wspomniane o wycieraczkach, latarkach i innych rzeczach. Dlaczego nagle są takie ważne?
– No ale przecież uwielbiasz chodzić na zakupy, więc czemu by nie? – zauważył Wojtek, niewinnie się uśmiechając, ale był wyraźnie dumny ze swojego pytania.
Następnie nie tylko kupił latarkę, ale też dorzucił wiertarkę. Plus dywaniki do auta. A także nowy zapach do samochodu. I jakieś środki do czyszczenia plastików! Myślałam, że oszaleję! Moja irytacja w końcu przerodziła się w złość, która rosła z każdym momentem. Całe popołudnie straciłam na chodzenie z mężem po sklepach, gdzie nie było nic, co by mnie zainteresowało. Przynajmniej według mojego zdania, bo Wojtek był w siódmym niebie! A ja mogłam w tym czasie spokojnie wypić kawę, odpocząć po dniu pracy, obejrzeć film... Co za strata czasu!
– Dobra, wystarczy – powiedziałam z irytacją, kiedy oznajmił, że jeszcze wybierzemy się po narzędzia. – Już późno, jestem zmęczona, głodna, nie zdążyłam nawet napić się kawy po pracy… Chcę wrócić do domu!
Zrozumiałam jego punkt widzenia
Nie miałam już energii ani chęci na przemierzanie sklepu budowlanego, oglądanie wszystkich tych sprzętów, części zamiennych i innych gadżetów, które nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Nie rozumiałam fascynacji męża mocą wiertarki czy prędkością piły elektrycznej. Czy to naprawdę ma znaczenie, że jedna siekiera jest odrobinę większa od drugiej?
– Tylko jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia, a potem wracamy do domu – zapewnił mnie mój mąż. – Muszę jednak przyznać, że miałaś rację, mówiąc, że razem robienie zakupów to dobry pomysł – dodał z niezwykłym uśmiechem. – Powinniśmy to robić częściej.
„O nie!” – pomyślałam. Nigdy więcej! Nigdy więcej nie pozwolę sobie na takie zakupy...
Późno w nocy, kiedy już zamierzaliśmy się położyć spać, nagle coś przyszło mi do głowy.
– Czy ty również tak się męczysz podczas damskich zakupów, jak ja podczas męskich? – zapytałam i spojrzałam mojemu mężowi głęboko w oczy.
Wojtek z miłością patrzył w moją stronę i nawet się lekko uśmiechnął.
– No coś ty kochanie? Jesteś zmęczona? Ty, która potrafisz biegać po centrum handlowym przez pięć godzin? Jak to możliwe?
– To nie to samo. Uwielbiam szukać butów, ale nie czerpię żadnej radości z kupowania żarówek czy latarek.
– Ja z kolei nie mogę znieść zakupów bluzek i szali – odpowiedział szczerze.
Ciężko westchnęłam. Jeżeli to miała być dla mnie lekcja, to musiałam przyznać mu rację, udało mu się. Teraz staram się nie namawiać męża do wspólnego kupowania ubrań czy chodzenia na wyprzedaże. W takich sytuacjach wolę zabrać ze sobą mamę czy koleżankę. Z kolei on odwdzięcza mi się tym, że nie zabiera mnie na spacery po marketach z materiałami budowlanymi czy sklepach z częściami do samochodów. I obydwojgu nam to bardzo, ale to bardzo pasuje...