Reklama

Stała na końcu korytarza, który prowadził od windy do mieszkań. Nigdy nie lubiłam tego miejsca, wydawało mi się niebezpieczne. Ciągnąca się w nieskończoność droga, robiła klaustrofobiczne wrażenie. Idąc tamtędy, nie mogłam opędzić się od myśli, że gdyby ktoś chciał na mnie napaść, byłoby to idealne miejsce.

Reklama

Ludzka postać, którą znienacka dostrzegłam, wydawała się potwierdzać moje obawy. Ktoś tam stał. Zatrzymałam się, rozważając odwrót, ale gdy lepiej się przyjrzałam, dostrzegłam, że to nieszkodliwa starsza pani. Niewysoka, szczupła i chyba bardzo wiekowa.

Dość żwawo ruszyła w moją stronę, jakby na mnie czekała. Nie wypadało udawać, że jej nie widzę. Nie miałam ochoty na rozmowę z nudzącą się, samotną kobietą, ale co było robić.

– Dobry wieczór – powiedziałam uprzejmie, wyjmując jednocześnie klucze, żeby zasygnalizować, że nie mogę jej poświęcić wiele czasu.

– Mieszkasz tu? Nie widziałam cię przedtem – staruszka nie bawiła się w uprzejmości, a może z racji podeszłego wieku uważała, że może każdemu mówić na „ty”.

– Już prawie pół roku, przeprowadziłam się wiosną – wyjaśniłam.

– Wszystko wokół się zmienia, trudno nadążyć – powiedziała staruszka w zamyśleniu. Mówiła do siebie, nie widziałam potrzeby tego komentować. Bo czyż nie miała racji? Miała tyle lat, że musiała być świadkiem wymiany pokoleń.

– Późno wracam do domu, nie zdążyłam poznać sąsiadów – dodałam.

Nie wiem, co mnie napadło, żeby przedłużać rozmowę.

– To źle, moje dziecko – ożywiła się staruszka. – Kto ci pomoże w razie czego?

– To znaczy? – spytałam ostrożnie.

– Różnie bywa – powiedziała wymijająco sąsiadka. – Sama mieszkasz?

To już było wścibstwo. Postanowiłam ją odprawić.

– Z narzeczonym – odparłam sucho i otworzyłam drzwi do mieszkania.

Nie było nikogo takiego, ale ta naprawdę nie miałabym nic przeciwko temu, żeby Mateusz trochę konkretniej pomyślał o naszej znajomości.

– Aha – odparła domyślnie staruszka.

Czułam się, jakby przyłapała mnie na kłamstwie. I tak było, ale co ją obchodziło moje prywatne życie? Weszłam do mieszkania i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Wyjrzałam przez wizjer. Ciągle tam stała, patrzyła prosto na mnie. Upiorna kobieta. W pewnym momencie zniknęła z pola widzenia tak nagle, jakby się zdematerializowała. Odliczyłam do dziesięciu i otworzyłam cicho drzwi. Ha! Bingo! Staruszka wchodziła do jednego z mieszkań. Przynajmniej wiedziałam, skąd wzięła się na korytarzu. Przygnała ją nuda. Miałam nadzieję, że nie będzie w przyszłości na mnie polowała, żeby sobie pogadać.

Wszędzie było jej pełno

Niestety, starsza pani uparła się spotykać mnie najczęściej, jak się da. Miała zwyczaj nagłego pojawiania się w najmniej sprzyjających chwilach. Kiedy wracałam tak zmęczona, że marzyłam wyłącznie o herbacie i ciepłym łóżku. Kiedy zbierałam zakupy, które wypadły z pękniętej torby. Kiedy przemoczona do suchej nitki szukałam zgrabiałymi palcami kluczy. Właściwie żadna chwila nie była dobra na pogawędkę ze starszą panią.

Nie miałam na to ochoty i już. Niestety, nie pozostawiono mi wyboru. Sąsiadka musiała opanować sztukę bezszelestnego skradania się, bo pojawiała się tak nagle, że nie miałam możliwości ucieczki. Zastanawiałam się, jak ona to robi. Zajrzałam nawet do osłoniętej wnęki, sprawdzając, czy można tam się schować, ale miejsca było tam tyle, co na szczotkę. Staruszka nie zmieściłaby się tam nawet gdyby jeszcze bardziej schudła.

Wracając do domu, zastanawiałam się, czy zastanę ją na korytarzu. Czasem tak było, innym razem korytarz świecił pustkami, a ona i tak pojawiała się za moimi plecami. Na ogół wtedy, gdy szukałam w torebce kluczy.

– Po co nosić taką wielką torbę? Za moich czasów kobiety nie obciążały ramienia takim workiem – podskoczyłam przestraszona.
Stała za mną, a jakże.

Skąd się pani wzięła? – spytałam od serca.

Wzruszyła ramionami, nie zamierzając zaspokoić mojej ciekawości. Zauważyłam jednak uchylone drzwi jej mieszkania. No tak, wszystko jasne. Moja nieuwaga plus miękkie kapcie sąsiadki – i oto mamy niespodziewane pojawienie.

– Tak sobie myślę, moje dziecko, że powinnaś poznać sąsiadów. Nie możesz się izolować. Mieszkasz sama, to dość niebezpieczne.

Znowu mnie straszyła. Chciała zasiać niepokój, żebym chętniej z nią rozmawiała. Było mi jej trochę żal, tak usilnie zabiegała o uwagę, a ja ją wciąż odrzucałam.

– Rodzina panią odwiedza? Dzieci? Wnuki? – spytałam, chcąc wybadać, czy to nie jej jest potrzebna pomoc, o której ciągle mówiła.

– Mnie nic nie trzeba – machnęła ręką. Wydało się, że mówi szczerze. – O ciebie się martwię, dziecko. Pamiętaj, jakby co, biegnij do trzecich drzwi na lewo. To moje mieszkanie, zawsze cię wpuszczę. Przeczekasz najgorsze.

Teraz zyskałam pewność. Staruszka była odrobinę szalona. Zabijała nudę, oglądając w kółko telewizję i fikcja pomieszała jej się z rzeczywistością.

– Oczywiście, zapamiętam – podziękowałam, żeby jej nie drażnić.

Czy ta kobieta nie śpi?

Nie chciałam już o niej myśleć, a mimo to nie mogłam przestać. Starsza pani korzystała z każdej okazji, żeby wyjść do ludzi, ale nikt się nią nie interesował. Kim ona jest? Czy ktoś do niej czasem zagląda? Obiecałam sobie, że przy najbliższej okazji wypytam o nią gospodarza domu. O ile go spotkam.

Dobre chęci minęły pewnej nocy, kiedy sąsiadka wspięła się na szczyty wścibstwa. Od razu wywęszyła wizytę Mateusza.

– Czy ta kobieta nigdy nie śpi? – irytowałam się.

Stała na korytarzu i świdrowała chłopaka złym spojrzeniem.

– Dobranoc – powiedziałam do niej stanowczo.

– Jak to? Nie zaprosisz mnie na herbatę? – zdziwił się Mateusz.

Nie zamierzałam go odprawiać, musiał coś źle zrozumieć. Otworzyłam zapraszająco drzwi. Po tej niezapomnianej nocy Mateusz wpadał coraz częściej, aż w końcu wprowadził się do mnie. Starsza pani musiała się obrazić, bo zaprzestała patrolowania korytarza. Nawet mi jej brakowało, przyzwyczaiłam się do niej.

Był inny, niż myślałam

Mateusz miał trudny charakter, byle drobiazg potrafił wyprowadzić go z równowagi. Nauczyłam się trzymać buzię na kłódkę, chociaż zwykle nikomu nie pozwalam dmuchać sobie w kaszę. Nie lubię się kłócić, a w Mateuszu było tyle pasji, że czasem się go bałam. Ale tylko chwilami, bo potem wszystko wracało do normy. Mateusz potrafił pięknie przepraszać, to musiałam mu przyznać.

Pewnego wieczoru sprawy wymknęły się spod kontroli. Mateusz wrócił do domu wściekły, spytałam, co mu jest, i się zaczęło. Pięść chłopaka wystrzeliła w moją stronę. Uchyliłam się odruchowo i usłyszałam w głowie starczy głos: „Uciekaj!”. Przesłanie było tak silne, że nie mogłam go zignorować. Wybiegłam z mieszkania. Zawahałam się, co robić, wtedy drzwi mieszkania staruszki uchyliły się, wścibskie oko błysnęło w szparze, pomarszczona ręka wbiła się w moje ramię jak krogulcze szpony, wciągając do środka.

Znalazłam się we wnętrzu z czasów wczesnego Gierka. Sąsiadka zaryglowała drzwi i dla pewności założyła łańcuch.

– Możesz tu zostać, jak długo zechcesz – wskazała mi wersalkę.

Jakiś czas siedziałyśmy w milczeniu. Zastanawiałam się, co robić.

– Wyrzuć go i nie wierz w ani jedno słowo – staruszka chyba usłyszała moje myśli. – On się nie zmieni, uwierz mi.

Znowu zaległo milczenie.

– Zostań do rana, tak będzie bezpieczniej. Potem sama zdecydujesz. Na twoim miejscu zmieniłabym zamki.

Staruszka wyszła z pokoju. Długo walczyłam z sennością, aż w końcu zmęczenie wzięło górę. Zasnęłam.

Obudziłam się w pustym mieszkaniu. Zdziwiłam się, że sąsiadka zostawiła mnie samą, ale pomyślałam, że pewnie wyszła na chwilę po pieczywo do śniadania. Staruszka była tak ekscentryczna, że wszystko było możliwe.

Ona wciąż tam jest

Wróciłam do mieszkania i zerwałam z Mateuszem. Wystawiłam jego rzeczy za drzwi i wezwałam ślusarza, tak jak poradziła starsza pani. Wieczorem zapukałam do niej, żeby podziękować za ratunek, ale drzwi pozostały zamknięte. Tak się dobijałam, że zwróciłam uwagę sąsiada.

– Co to za hałasy? – postawny mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego.

– Boję się, że pani, która tu mieszka, zasłabła. Zawsze wyglądała przez drzwi, a dziś nie otwiera – wyjaśniłam.

Sąsiad obejrzał się i krzyknął:

– Hanka!

Na progu pojawiła się jego żona.

Znowu – wyjaśnił lakonicznie i wycofał się do mieszkania.

Zaczęłam wyjaśniać powody, dla których dobijam się do drzwi staruszki.

– Proszę pani, tu od lat nikt nie mieszka – pani Hania przerwała mi podekscytowana. – Jej córka zostawiła wszystko, jak było i rzadko tu zagląda. To dość dziwne, nie uważa pani?

– Ależ ja ją znam! Wiele razy z nią rozmawiałam, a wczoraj u niej byłam – wybuchłam.

– U córki? – zdziwiła się pani Hania.

– U staruszki, która tu mieszka!

– Ludzie gadają, że widują panią Lenę, ale w to nie wierzyłam – wzdrygnęła się sąsiadka. – Ona od lat nie żyje.

Reklama

Trudno było mi to przyjąć do wiadomości. Spojrzałam w głąb słabo oświetlonego korytarza. Był pusty, ani śladu staruszki. A jednak miałam wrażenie, że ona wciąż tam jest.

Reklama
Reklama
Reklama