Reklama

Działka to moje hobby

– Mamuś, jesteś naprawdę super – powiedziała z pełnym przekonaniem moja dorastająca córcia. – Nasz świat byłby zdecydowanie lepszy, gdyby kobiety umiały walczyć o swoje. Nie poddawaj się!

Reklama

Skomentowała w ten sposób pewną sytuację, która niedawno miała miejsce na mojej działce. Muszę przyznać, że na punkcje działki mam fioła. Mogę spędzać tam każdą wolną chwilę. Zaczynam wczesną wiosną: sadzę, kopię, uprawiam, zbieram, potem robię przetwory. I tak aż do przymrozków. Uwielbiałam prace w ogrodzie już w dzieciństwie. Z pewnością mam to po ojcu, który wszystkiego mnie nauczył.

Moje ukochane miejsce znajduje się jakieś dwadzieścia kilometrów za miastem. Ogromny trawnik, który trzeba co chwilę kosić. Grządki pełne warzyw, do których uprawy nie używam w ogóle nawozów sztucznych. Do tego rabaty kwiatowe, które zawsze planuję tak, aby coś kwitło przez cały sezon. Mam też kilka drzewek owocowych, wśród których nie mogło zabraknąć śliw. Co ważne, mam takie, o których wiele osób dawno już zapomniało: prawdziwe węgierki, które rodzą pełne smaku i aromatu owoce.

Drzewka nie są duże, ale rodzą naprawdę mnóstwo owoców. Traktuje je jak prawdziwych przyjaciół. Pewnie dlatego, że sadził je jeszcze mój tata. Kwitną jeszcze przed jabłoniami, sprawiają, że ogród od razu staje się jasny. Owoce też są szybciej, ale tych pierwszych lepiej nie zrywać. Nie bez powodu mówi się, że pierwsze śliwki uwielbiają robaczki.

Byłam naprawdę wściekła

Jestem mamą dorastającej córki. Mam też partnera, z którym żyję od paru lat. Mąż odszedł ode mnie krótko po ślubie. Zostawił mnie z malutką córką i po prostu zniknął. Odezwał się, dopiero kiedy Basia zaczynała szkołę średnią. Chciał nawet do nas wrócić i zacząć wszystko od początku, ale od razu powiedziałam mu, że nie ma u mnie czego szukać. Powiedziałam, że jedyne, co może zrobić to wreszcie zacząć płacić na utrzymanie swojej córki.

Grzegorz – mój partner – jest naprawdę w porządku, chociaż przez długi czas brakowało mi w naszej relacji emocjonalnych uniesień. Ale naprawdę nie mam na co narzekać. Zresztą to i tak lepsze niż samotność na całe życie. Różni nas podejście do niektórych kwestii. Weźmy chociażby moją działkę – Grzegorza ona kompletnie nie interesuje. Nie lubi grzebać w ziemi, cały czas marudzi na owady. Dorosły facet, a czasem zachowuje się jak dziecko. Ale trzeba przyznać jedno: jest naprawdę przystojny. Trochę przypomina George'a Clooneya. Ma oczy koloru miodu i śliczny uśmiech. Naprawdę podoba się kobietom i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Potrafi rozmawiać z kobietami, umie prawić komplementy. Wkurza mnie to, odkąd jesteśmy razem.

W lecie na mojej działce na ogół nie brakuje ludzi. Najczęściej moi przyjaciele zapraszają swoich znajomych bądź rodzinę i po czasie grono stałych bywalców się powiększa. Nieraz do mojej córki przyjeżdżają znajomi i wtedy bywa naprawdę tłoczno i głośno, ale atmosfera jest super. Tylko raz wyprosiłam kogoś z mojej działki i naprawdę tego nie żałuję. Nawet dzisiaj, kiedy o tym myślę, z jednej strony ogarnia mnie wściekłość, z drugiej chce mi się śmiać.

Skupiłam się na grządce z kwiatami, bo była naprawdę mocno zarośnięta. W najgorszym stanie była nasturcja, którą zagłuszył perz i dziki szczaw. Byłam nieumalowana, na sobie miałam luźne spodnie dresowe i starą koszulkę. Nie spodziewałam się nikogo tak rano – było przecież dopiero po 8. Moja kuzynka najwyraźniej doszła do wniosku, że nie będzie marnować takiego pięknego dnia i postanowiła odwiedzić mnie z samego rana. Niestety, przyszła ze swoją koleżanką, co od razu mnie wkurzyło.

Rozum mu odjęło

Zobaczyłam smukłą, szczupłą, niezwykle atrakcyjną kobietę o blond włosach, która wyglądała niczym Marylin Monroe. Miała na sobie białą plisowaną sukienkę z odkrytymi plecami. Miałam wrażenie, że czeka tylko na podmuch wiatru, aby móc pochwalić się opaloną skórą na nogach. Chichotała, kokieteryjnie mrugała rzęsami – niczym słynna aktorka. Poczułam się przy niej jak Kopciuszek.

Grzegorz błyskawicznie popędził do altany po krzesła. Z zapałem rozstawił je, dbając o naszych gości. Wyjątkowo mocno skupił się na koleżance mojej kuzynki. Co chwilę poprawiał parasol, podsuwał poduszki, przynosił drinki, pytał, czy nie jest jej za ciepło. Ciągle wokół niej skakał. A ja? Miałam na sobie stary dres, byłam brudna, do tego bez makijażu. Wyglądałam naprawdę okropnie. I tak też się czułam. A on skakał dookoła niej, kompletnie nie zastanawiając się nad tym, jak ja się czuję.

Grzegorz, moja kuzynka i jej blond koleżanka siedzieli sobie w cieniu, gawędząc, opowiadając sobie dowcipy i sącząc drinki. Z doklejonym uśmiechem na twarzy i nieco na siłę zdecydowałam się do nich na chwilę dosiąść. Ktoś w końcu musiał pełnić rolę gospodarza tego miejsca.

Koło południa wzięłam się za obiad. Zaplanowałam młode ziemniaczki z koperkiem, zsiadłe mleko, zieloną sałatkę, mięsko z grilla, a na deser ciasto z jabłkami i aromatyczną herbatę. Nie każdemu moje menu przypadło do gustu. Koleżanka mojej kuzynki zażyczyła sobie owoce. Od razu powiedziałam, że na jabłka, śliwki, gruszki czy morele jest zdecydowanie za wcześnie. Pozbierałam naczynia i poszłam pozmywać. Delikatnie odsunęłam jednak firankę tak, abym mogła widzieć, co tam się wyprawia.

Nagle zobaczyłam, że blondynka wstaje z krzesła, po czym idzie w stronę mojej ukochanej śliwy, ciągnąć za sobą Grzegorza. Najwyraźniej miała ochotę na wiszące na drzewie owoce. Były naprawdę duże, ale dopiero zaczynały dojrzewać. Te najpiękniejsze wisiały na samej górze. Aby po nie sięgnąć, trzeba było wejść po drabinie. Nagle zaczęła coś mamrotać pod nosem i podskakiwać, starając się robić to z jak największą gracją. Usłyszałam, jak woła:

– Podnieś mnie, bo nie sięgnę! Tam są najładniejsze!

Grzegorz z zapałem objął ją w pasie i uniósł tak wysoko, że zdołała dosięgnąć największej gałęzi mojego ukochanego drzewka. Po chwili zaczęła mocno przyginać ją do ziemi.

Wszyscy byli mocno zaskoczeni

Błyskawicznie rzuciłam ścierkę i natychmiast wybiegłam z kuchni. Niestety, było już za późno. Ta pseudo celebrytka zdążyła złamać gałąź i spróbować owoców. Oczywiście wyrzucała każdą śliwkę po kolei, rzucając tylko kąśliwe uwagi:

– Okropność, wszystkie są robaczywe. Tego nie się jeść! Co to w ogóle za śliwki?!

Prawdziwy gniew czułam w swoim życiu trzy razy, ale takiej furii, jak w tym momencie, nie poczułam jeszcze nigdy. To, co się stało, kompletnie wytrąciło mnie z równowagi. Ocknęłam się, kiedy w ręce trzymałam doczepiane włosy tej kobiety. Wtedy wydało się, że jej elegancka fryzura to tak naprawdę oszustwo. Jej cała super uroda zniknęła w mgnieniu oka. Wszystko spłynęło, kiedy wylałam na nią zawartość konewki. Woda, która była w środku, śmierdziała zgniłymi jajkami. Szykowałam ją do podlewania grządek, podobno działa cuda. Niestety, na blond piękność nie zadziałała upiększająco.

Gdy ta pseudo gwiazda biegiem opuszczała moją działkę, poprosiłam kuzynkę, aby spakowała jej rzeczy. Nie chciałam, żeby pokazywała się u mnie kolejny raz. Była naprawdę wściekła, ale już następnego dnia przyznała mi rację.

– Słusznie postąpiłaś – stwierdziła. – Bez żadnego skrępowania podrywała Grzesia. Co za bezczelność!

– Naprawdę tak myślisz? – zażartowałam. – Przecież to ty sprowadziłaś tę flądrę. Teraz udajesz, że trzymasz moją stronę?

Najbardziej zaskoczył mnie Grzesiek. Kiedy zaczęłam wylewać swoją złość, on kompletnie nic nie zrobił. Jakby wrósł w ziemię i zapomniał języka w buzi.

– Droga wolna, możesz lecieć za tą wywłoką – wrzasnęłam w jego stronę. – Nie będę za tobą płakać.

Patrzył na mnie tak, jakby dopiero co mnie poznał.

– Wiem, że masz naprawdę porywczy charakter i lepiej nie wyprowadzać cię z równowagi, ale dzisiaj to przeszłaś samą siebie – powiedział – Tylko o co tak naprawdę ci chodzi? O to nieszczęsne drzewko czy może o mnie?

– Zgadnij – burknęłam zirytowana.

– Obawiam się, że ty tak naprawdę sama nie wiesz.

– Może masz rację. Ale jedno wiem na pewno: pozbędę się każdego intruza. I to nie tylko z ogródka, ale też z domu!

Nie ze mną takie numery

Na szczęście, tradycyjnie pogodziliśmy się już następnego ranka. Grzegorz przyznał, że schlebiało mu zainteresowanie tej blond sztuczności. Do tego zarzucił mi zazdrość.

– Wiem, że się wygłupiłem. Nie pomyślałem, że mogę sprawić ci przykrość. Dopiero jak zaczęła ciągnąć tę gałąź, dotarło do mnie, jak jest beznadziejna. Ale wtedy było już za późno.

Naszą śliwkę udało się opatrzeć. Na szczęście blizna się zagoiła i drzewko ma się dobrze. Ja z kolei nawet podczas pielenia staram się wyglądać dobrze. Dbam o siebie – nie chcę więcej czuć się jak Kopciuszek. Grzegorz stał się milszy, poświęca mi więcej uwagi. Mówi do mnie kicia.

– Jesteś miłą, czułą kotką, która rzuca się z pazurami na każdego, kto jej zagraża – mówi czasem, żartując.

Zgadza się. I dla swojego dobra nigdy nie powinien o tym zapomnieć.

Reklama

Beata, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama