„Mój flirt z kolegą z biura zaczął się jak w tanim romansie. Cena tych kilku nędznych chwil namiętności mnie poraziła”
„Delegacja służbowa do Krakowa była jak oddech. Chwila dla siebie. Perspektywa spania samej w hotelowym łóżku wydała mi się luksusem. Nikt mnie nie będzie budził, nie będzie czegoś chciał. A potem pojawił się on – Łukasz. Kolega z pracy, z którym do tej pory wymieniłam może trzy słowa przy kawie”.

- Redakcja
Nigdy nie zapomnę poranka, kiedy Maciek, mój mąż, zapytał, czy spakowałam już walizkę. Stał w drzwiach kuchni, z kubkiem kawy w dłoni, a ja smażyłam jajka dla dzieci. Zwykły dzień, zwykłe śniadanie, ale gdzieś głęboko na dnie coś się we mnie rwało. Coś czekało, żeby się wydostać.
– Tak, wszystko gotowe – odpowiedziałam, nie odwracając się. Nie miałam ochoty patrzeć mu w oczy.
Byliśmy razem od piętnastu lat. Maciek, ja, nasze dzieci: Matylda i Filip. Dla znajomych byliśmy wzorową rodziną – zgrani, uporządkowani, stabilni. Tylko że nikt nie widział pustki, która od lat rosła między nami. Maćka coraz bardziej pochłaniała praca, a ja... ja znikałam w cieniu codziennych obowiązków. Pranie, zakupy, zupa, rachunki, zebrania w szkole. Wszystko na mojej głowie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spojrzał na mnie tak, jak patrzy się na kobietę, a nie na matkę dzieci czy zarządcę domowego chaosu.
Delegacja służbowa do Krakowa była jak oddech. Chwila dla siebie. Perspektywa spania samej w hotelowym łóżku wydała mi się luksusem. Nikt mnie nie będzie budził, nie będzie czegoś chciał. A potem pojawił się on – Łukasz. Kolega z pracy, z którym do tej pory wymieniłam może trzy słowa przy automacie do kawy. W barze hotelowym wyglądał inaczej – rozluźniony, uśmiechnięty. Zagadnął mnie jakby od niechcenia. Nie miałam wtedy pojęcia, że ta rozmowa będzie początkiem końca mojego świata.
Poczułam, jak serce mi przyspiesza
– Basia? – usłyszałam za plecami znajomy głos, kiedy kelner stawiał przede mną kieliszek wina.
Odwróciłam się powoli. Łukasz. W pracy zawsze wyglądał, jakby spał w garniturze – schludny, ale sztywny. Teraz, w rozpiętej koszuli i bez krawata, był… inny. Normalny. Mniej biurowy, bardziej ludzki.
– Też nie możesz zasnąć? – uśmiechnął się lekko, wskazując na pusty stołek obok.
– Coś w tym stylu. Za dużo myśli w głowie.
– A myślałem, że to tylko ja nie umiem zostawić pracy za drzwiami – zażartował.
Pokręciłam głową z uśmiechem. Wiedziałam, że nie o pracę chodzi. Ani jemu, ani mnie.
– Lubisz czerwone? – zapytał, kiwając brodą w stronę mojego kieliszka.
– Wino? Tak. Często piję je... sama – odpowiedziałam zbyt szczerze, niż zamierzałam.
Przez chwilę patrzył mi w oczy tak uważnie, że aż mnie zatkało. I wtedy powiedział coś, co przebiło wszystkie moje zabezpieczenia:
– To dziwne. Taka kobieta jak ty powinna mieć kogoś, kto nie pozwoli jej pić samotnie.
Wzięłam łyk. Za duży. Poczułam, jak serce przyspiesza. Rozmawialiśmy ponad godzinę. O wszystkim. O dzieciach, o psie, o tym, jak chrzanią kawę w biurowym ekspresie. Śmiałam się. Naprawdę się śmiałam. Po raz pierwszy od miesięcy. A potem poszłam do windy. Sama. Ale zanim drzwi się zamknęły, spojrzałam na niego. Stał dalej przy barze. I wtedy… zrobiłam coś, czego nigdy wcześniej bym nie zrobiła. Wysiadłam na jego piętrze.
Czułam zapach Łukasza na ciele
– I co teraz? – zapytała Monika, gdy tylko zamknęła za mną drzwi swojego mieszkania.
Jej spojrzenie było czujne, jakby już znała odpowiedź, ale chciała, żebym sama ją wypowiedziała.
– Nic – odparłam cicho. – Po prostu się stało.
Zdjęła czajnik z płyty, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Basia, jesteś żoną. Masz dzieci. Naprawdę zdradziłaś Maćka?
Nie odpowiedziałam od razu. Dźwięk gotującej się wody był jedynym, co wypełniało ciszę.
– Przespałam się z nim. Nie wiem, jak do tego doszło – powiedziałam w końcu.
– Wiesz doskonale – przerwała mi. – Potrzebowałaś, żeby ktoś cię zobaczył. Tak naprawdę. Żeby ktoś chciał cię dotknąć, zapytać, co lubisz, z czym nie dajesz sobie rady.
Zaparzyła dwie herbaty i podała mi jedną. Moje dłonie drżały.
– A teraz wróciłaś do domu i masz wrażenie, że cały świat wie, co zrobiłaś?
Kiwnęłam głową. Było mi niedobrze z nerwów. Maciek siedział przy komputerze, gdy wróciłam z delegacji. Nawet nie podniósł wzroku.
– Było dobrze? – zapytał tylko. – Delegacja.
– Normalnie – skłamałam. Filip rzucił się na mnie, Matylda pokazała nowy rysunek. Ale ja byłam nieobecna. Cała.
Teraz, siedząc u Moniki, czułam, że pękam. Chciałam zapomnieć, ale wciąż czułam zapach Łukasza na swoim ciele.
– I co teraz? – powtórzyła Monika.
– Nie wiem – szepnęłam.
Ale dobrze wiedziałam, że to się nie skończyło. I że nigdy już nie będę tą samą osobą.
W nocy nie spałam
– Coś się z tobą dzieje – powiedział Maciek, odkładając widelec na talerz. – Od powrotu z tej delegacji jesteś... inna.
Podniosłam głowę znad zupy. Filip bawił się telefonem, Matylda bawiła się grzankami. Ich obecność mnie nie ratowała. Nie teraz.
– Zmęczona jestem, tyle. Kraków był intensywny – rzuciłam, udając znudzenie.
– Intensywny – powtórzył cicho, mrużąc oczy. – Dziwne, że jakoś nikt inny nie narzekał.
Zamilkł. Patrzył na mnie uważnie. Po kolacji zamknęłam się w łazience i niemal rzuciłam się do prania koszuli, którą miałam tamtej nocy. Potrzebowałam ją schować, sprać, zniszczyć dowody. Gdy wyciągałam ją z torby, z kieszeni wypadł paragon. Bar hotelowy, dwa wina, whisky, 23:46. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Słyszałam kroki Maćka za drzwiami.
– Basia? Wszystko okej?
– Tak! – odkrzyknęłam zbyt szybko.
W nocy nie spałam. Maciek przewracał się z boku na bok. Ja też. Oddychał ciężko, jakby próbował coś z siebie wydusić, ale nie miał siły.
– Jak ten Łukasz z pracy? – zapytał nagle.
– Co?
– No, chyba go znasz. Był też na delegacji, nie?
– No był, i co z tego?
– Nic. Po prostu pytam.
Zamilkł. A ja zrozumiałam, że on już czuje. Może jeszcze nie wie, ale... podświadomie coś mu nie daje spokoju.
Myślałam, że umrę
Znalazł wiadomość. Nie wiem jak, nie wiem kiedy. Ale pewnego wieczoru wszedł do kuchni, cisnął telefon na stół i powiedział cicho:
– Chcesz mi coś powiedzieć?
Zamarłam. Ekran wciąż świecił: „Dzięki za tamtą noc. Nie potrafię przestać o tobie myśleć. – Ł.”
Serce podeszło mi do gardła. Patrzyłam na ten tekst, jakbym widziała go pierwszy raz. Nie próbowałam się tłumaczyć. Byłam jak sparaliżowana.
– Kto to jest? – zapytał. – To Łukasz? Ten z delegacji?
Wstałam. Chciałam coś powiedzieć, ale gardło miałam suche jak papier. Przełknęłam ślinę.
– Maciek...
– Nie mów mojego imienia. Po prostu odpowiedz.
– Tak – wydukałam. – To był... jeden raz.
– Jeden raz?! – krzyknął. Uderzył pięścią w blat, aż dzieci w pokoju obok ucichły.
– To nic nie znaczyło – wyszeptałam, choć sama w to nie wierzyłam.
Spojrzał na mnie z takim bólem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam na jego twarzy.
– A ja myślałem, że jesteś moją rodziną. Że choćby nie wiadomo co – jesteśmy drużyną. Że możemy się kłócić, oddalać, wkurzać, ale się nie zdradzamy, Basia. Nigdy.
Zaczął chodzić po kuchni. Ręce mu się trzęsły. Ja płakałam. Cicho, jakby to mogło coś zmazać.
– Nie wiem, czy chcę z tobą być – powiedział w końcu. – Nie wiem, czy umiem na ciebie patrzeć, nie widząc tego...
Nie dokończył. Po prostu wyszedł. A ja zostałam przy stole z telefonem i pustką, która nigdy wcześniej nie była tak wyraźna.
Nie mogłam oddychać
– Mamo, dlaczego tata śpi w salonie? – Matylda zapytała mnie szeptem, jakby bała się, że to coś nielegalnego. Miała na sobie piżamę w pieski, a włosy w nieładzie – jak każdego ranka. Tylko oczy miała dziś zbyt poważne.
– Bo... tak wygodniej, kochanie – odpowiedziałam. Głos mi zadrżał.
Filip nie powiedział nic. Przyszedł po śniadanie, jak zawsze w milczeniu. Ale gdy chciałam go przytulić, cofnął się. Nie odtrącił mnie brutalnie. Po prostu... nie chciał. I to bolało bardziej niż wszystko. Maciek od kilku dni nie mówił do mnie nic ponad to, co konieczne. „Mleko się kończy”. „Filip ma jutro sprawdzian”. „Zabrałem jego bluzę z prania”. Spaliśmy osobno. Unikaliśmy spojrzeń. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi język, serce i kręgosłup. A potem, bez zapowiedzi, spakował walizkę.
– Dokąd jedziesz? – zapytałam cicho, stojąc w progu sypialni.
– Do Wojtka. Na razie.
– A dzieci?
– Poradzimy sobie. Na zmianę. Jakoś.
– Maciek, proszę...
Odwrócił się. I spojrzał na mnie z czymś, co kiedyś było miłością, a teraz było pustką.
– Nie zdradziłaś mnie tylko z nim. Zdradziłaś nas. Wszystko, co budowaliśmy.
Zamknęły się za nim drzwi. Zostałam sama. Sama w salonie, który jeszcze wczoraj był nasz. Sama w łóżku, które pachniało jego szamponem. Sama w domu, który rozpadł się, choć ściany stały.
Wszystko się zmieniło
Minęło osiem miesięcy. Dzieci przyzwyczaiły się do nowego trybu – tydzień u mnie, tydzień u Maćka. Nie pytają już, czy do siebie wrócimy. Matylda tylko czasem pisze „kocham” na karteczkach i zostawia mi na poduszce. Filip... Filip patrzy na mnie inaczej. Jakby mniej mi ufał. Maćka widuję przy przekazaniu dzieci. Jest uprzejmy, rzeczowy. Nigdy złośliwy. Nigdy ciepły. Jak księgowy rozliczający wspólny budżet emocjonalny.
Nie widziałam Łukasza. Podobno odszedł z pracy. Przez chwilę miałam nadzieję, że się odezwie. Nie odezwał się. Myślałam, że straciłam wszystko. Ale któregoś dnia, stojąc sama na przystanku, z kubkiem zimnej kawy i rozwianym włosem, uświadomiłam sobie coś dziwnego. Nie zbuduję już tego, co było. Ale może jeszcze kiedyś zbuduję coś innego. Innego niż kłamstwo. Innego niż rutyna. Prawdziwego. Tylko już nie za wszelką cenę.
Basia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zamarłam, kiedy mąż po 15 latach oznajmił mi, że się zakochał i odchodzi. A potem odtańczyłam dziki taniec radości”
- „Po śmierci męża moje serce zapłonęło do teścia. Czułam się jak śmieć, ale nie mogłam przestać o nim śnić”
- „Przystojny sprzedawca kusił mnie soczystymi brzoskwiniami. To grzech przejść obojętnie obok takiego zakazanego owocu”