Reklama

Moja wnusia urodziła się w Londynie. Na szczęście rodzice mówią do niej po polsku, nie musiałam więc – niczym dziadek ze słynnej reklamy – uczyć się angielskiego, by móc z nią rozmawiać. „A jednak – pomyślałam – warto by było poznać kilka angielskich słówek. Będą jak znalazł, gdy Lenka znów przyjedzie do mnie w odwiedziny”. Na myśleniu się jednak skończyło, bo niby skąd mam wziąć kurs języka obcego w moim małym, sennym miasteczku? A jednak, jak się przekonałam, nie ma rzeczy niemożliwych. Pomogło mi dwóch panów: trzynastoletni Szymek i… Elvis Presley. A było to tak…

Reklama

A Elvis Presley też tam jest?

– Szymuś, ty znowu grasz? Nie szkoda ci czasu? – zapytałam syna sąsiadów, który siedział na schodkach przed domem z nosem w telefonie i coś do siebie cicho mówił. – Za piłką byś pobiegał, ojcu pomógł…

Nie gram, uczę się angielskiego – odpowiedział, podnosząc na mnie swoje wielkie, mądre oczy.

– Jak to się uczysz? Z telefonu? – nie wierzyłam własnym uszom, choć wiedziałam, że Szymek to dobre dziecko i nie okłamuje starszych.

– Z telefonu. A właściwie z internetu – uśmiechnął się szeroko. – Pokażę pani.

Przysiadłam na schodkach koło niego i patrzyłam, jakie cuda można znaleźć w telefonie. Na przykład angielskojęzyczne piosenki z wyświetlającymi się tekstem. Właśnie z nich uczył się Szymek – śpiewał ze swoim ulubionym zespołem i w ten sposób przyswajał sobie nowe słówka.

– A Elvis Presley też tam jest? – zapytałam.

Okazało się, że był. I że choć od dawna nie żyje, jego piosenki także można wyświetlić wraz z tekstem.

– Żeby je znaleźć, musi pani wejść na YouTube’a i wpisać „Elvis Presley” oraz słowo „lyrics” – wyjaśnił Szymek z miną nauczyciela.

– Czekaj, czekaj! Mój telefon też to potrafi? – zapytałam, bo od dawna nie słyszałam piosenek swojego ukochanego wykonawcy. Radio ich jakoś ostatnio nie grało, a mój adapter zepsuł się już jakiś czas temu.

– Jeśli to smartfon i jeśli ma pani połączenie z internetem, to tak.

Okazało się, że nowoczesny telefon, który dostałam od córki, potrafi więcej, niż przypuszczałam. I że owszem: ma połączenie z internetem, choć dotąd nie miałam o tym pojęcia.

Szymek pokazał mi, jak się włącza serwis YouTube i jak na nim znaleźć piosenki gwiazdy mojej młodości. Przy okazji pokazał mi, jak znaleźć potrzebne informacje w internecie. To prostsze, niż myślałam. Zawsze myślałam, że to jakaś czarna magia, a wystarczy wpisać w odpowiednie okienko to, czego się szuka, i już. Kto by pomyślał, że to takie proste! Na wszelki wypadek zrobiłam sobie ściągawkę. Bo wiadomo, jak to jest: niby proste, ale i tak można zapomnieć...

Na początku słuchałam Presleya i patrzyłam na tekst, ale długo nic nie rozumiałam. Dzięki synowi sąsiadów dowiedziałam się, że i na to jest rada: w internecie można znaleźć wszystko, co jest potrzebne do nauki angielskiego. Od słowników po filmiki i aplikacje z lekcjami angielskiego od podstaw. I to zupełnie za darmo!

Kto by pomyślał!

Nie będę kłamać, że nauka idzie mi jak z płatka. Pamięć już nie ta co kiedyś, a i dawno nie musiałam niczego wkuwać. Ale sprawia mi to ogromną przyjemność i cieszy mnie każde nowo poznane angielskie słówko. Najnowsze to „tender”, czyli „czule”. Teraz już rozumiem, o czym śpiewa Elvis Presley w piosence „Love me tender”! Żeby za każdym razem nie pytać Szymka, jak coś włączyć czy wyłączyć, zrobiłam sobie ściągawki: punkt po punkcie zapisałam, co należy zrobić, żeby „wyciągnąć” z telefonu to, co się chce.

Dzięki temu, że w końcu przestałam się bać internetu, mam też bliższy kontakt z rodziną, a swoją wnuczkę mogę oglądać na ekranie telefonu. Rozmawiamy przez Skype’a. Kto by pomyślał, że będę robić takie rzeczy! A najdziwniejsze, że to też nic nie kosztuje.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama