Reklama

Przez kilka tygodni nie widziałem się z Bogdanem. Twierdził, że był bardzo zajęty. Wymienialiśmy jedynie krótkie telefony i SMS-y. Muszę przyznać, chociaż pewnie śmiesznie to zabrzmi, że trochę się za nim stęskniłem. Na szczęście, któregoś pięknego dnia usłyszałem w słuchawce:

Reklama

– No, to może byśmy się spotkali…

O ustalonej godzinie zjawiłem w naszym ulubionym pubie. Widok Bogdana nieco mnie zaniepokoił. Wyglądał nietęgo i robił wrażenie bardzo zestresowanego.

– Co się z tobą dziej, chłopie?! Coś niewyraźnie wyglądasz? – zatroskałem się.

– Dajże spokój! Aż nie chce mi się gadać! Co ja ostatnio przeżywam! Wpakowałem się w prawdziwe tarapaty. I pomyśleć, że to wszystko przez nią…

Zobacz także

– Jakąś kobietkę? – zdumiałem się, bo mój przyjaciel nie należał do facetów szukających pozamałżeńskich wrażeń.

– Tak. I to, wyobraź sobie, przez sąsiadkę.

– Sąsiadkę?! Jaką sąsiadkę – zdumiałem się jeszcze bardziej.

– Nową… Och, to dłuższa historia, może najpierw coś zamówimy?

Sąsiedzka pomoc

Przecież od tego trzeba było zacząć. Żeby rozmowa bardziej się kleiła, najlepiej było ją poprzedzić jednym albo i dwoma piwami. W końcu Bogdan westchnął i zaczął opowiadać.

– Wszystko zaczęło się, gdy na moje piętro wprowadziła się nowa lokatorka.

– Jakaś atrakcyjna babka? – nie powstrzymałem się od zadania tego pytania.

– Ech… – Bogdan skrzywił się boleśnie. – Może i atrakcyjna. Taka „trzydziestka” z dobrym hakiem. Owszem, sympatyczna, ale okazało się, że także samotna i potrzebująca.

– Potrzebująca czego? – spojrzałem na niego podejrzliwie, bo zabrzmiało to zdecydowanie dwuznacznie.

– No, właściwie… – zawahał się przez chwilę – wszystkiego. Zaczęło się od tego, że któregoś dnia przyszła do nas z prośbą o drobną pomoc w ustawieniu lodówki. Akurat byłem sam, więc czemu nie? Jak wszedłem do jej mieszkania, to wszystko stało zasadniczo na swoim miejscu, i podobno tylko lodówka wymagała drobnego przesunięcia. Jakaś ekipa pomogła jej w przeprowadzce, ale szybko się zmyła, a teraz należało wszystko uporządkować.

– Wszystko? Miała być tylko lodówka?

– No, właśnie. Też tak myślałem na początku, a tu oprócz lodówki trzeba było przesunąć stół, kanapę i pralkę… Zajęło mi to sporo czasu. Oczywiście, zaproponowała mi kawkę czy herbatkę, ale grzecznie podziękowałem, bo zrobiło się późno. Ledwo zdążyłem wrócić do domu przed Gochą. Ale to dopiero początek. Kilka dni później znowu przyszła. Tym razem miała problem ze… spłuczką. Gocha spojrzała na mnie zdumiona, bo nic jej nie mówiłem o tej wcześniejszej „sąsiedzkiej pomocy”.

– Aj, to błąd – wtrąciłem.

– No, tak… W każdym razie jakoś wszystko się wyjaśniło, poszedłem do sąsiadki i naprawiłem jej tę spłuczkę. Była zachwycona. Ale to jeszcze nie wszystko. Któregoś dnia wracam do domu, żoneczka mnie wita i od razu odgania od łazienki. Pytam dlaczego, a ona: „bo sąsiadka właśnie bierze kąpiel”! Bo u niej znowu coś nawaliło. Z jednej strony trochę się ucieszyłem, że trafiła nie na mnie, tylko na Gochę. Wyobrażasz sobie, co to by było, gdyby przy mnie wskoczyła do wanny? To dopiero byłaby draka! Oczywiście, zostałem poproszony o „konsultację” dotyczącą tego zepsutego prysznica i naprawiłem go…

– No, chłopie, to ty teraz wyspecjalizujesz się w domowych naprawach, jak nikt.

– Ale wcale mi się to nie uśmiecha. Teraz, jak wracam do domu, to już jestem zestresowany i się modlę, żeby tylko znowu coś u sąsiadki nie nawaliło!

– A twoja żona co na to wszystko?

– To jest najlepsze: słuchaj, one się zaprzyjaźniły! Wpadają do siebie na kawkę i pogaduszki.

W tym momencie naszą rozmowę przerwała komórka Bogdana. Odebrał.

– Co?! Korki jej wysiadły? Przecież nie jestem elektrykiem. Dobra, zaraz będę...

– Nie mów, że znowu coś się dzieje! – spojrzałem na niego z przestrachem.

– Szkoda gadać! – westchnął ciężko.

– Muszę wracać do domu. Jest sprawa do załatwienia, tym razem elektryka…

– Rzeczywiście masz przechlapane! – popatrzyłem na niego ze współczuciem.

Zapytał, czy mogę mu pomóc

Przez ponad tydzień się nie kontaktowaliśmy. Aż któregoś dnia odebrałem od Bogdana entuzjastyczny telefon.

– Jestem wolny! – krzyczał.

– To wspaniale, ale co się stało? – nie mogłem zgadnąć, o co chodzi.

– Moja sąsiadka ma jakiegoś faceta!

– No, to chyba wreszcie będziesz miał spokój. Teraz to on się nią zajmie, co?

– Ja myślę! Słuchaj, musimy jakoś to uczcić. Proponuję małe piwko w pubie.

Umówiliśmy się za trzy dni, bo nie mogliśmy uzgodnić wcześniejszego terminu. Niestety, mina Bogdana wskazywała na jakieś kolejne problemy.

– Czemu jesteś taki skwaszony? Co, sąsiadka rozstała się z tym facetem?

– Nie, ale to jakaś niemota. Zadzwonił do mnie z pytaniem, czy nie pomógłbym mu skręcić jakichś nowych półek… Normalnie opadły mi ręce. No i co ty na to?

Reklama

Co mogłem powiedzieć? Rzeczywiście, teraz faceci są do niczego. Na nikim nie można polegać…

Reklama
Reklama
Reklama