„Mój kumpel w oryginalny sposób oświadczył się swojej ukochanej. Wyjątkowe zaręczyny okazały się totalną klapą”
„Długo myślał, jak zaaranżować oświadczyny. Jego zdaniem musiało to być coś wystrzałowego. Miało być tak pięknie – ślub, wspólna przyszłość... A tu nic z tego, bo zaręczyny zamiast idealne, okazały się fatalne”.
- Waldemar, lat 28
Razem z moją dziewczyną, Agą, niecierpliwie czekaliśmy na naszych przyjaciół w holu kina.
– No, przyjdą w końcu, czy nie przyjdą? – denerwowała się. – Już się zaczęły reklamy, za chwilę rozpocznie się film. Nie lubię wchodzić spóźniona, często na samym początku są pokazane najważniejsze rzeczy i potem gubię wątek!
– Nie mam pojęcia, co się mogło stać! – wybrałem po raz kolejny numer do Marka, ale odezwała się tylko poczta głosowa.
– Słuchaj, zostawimy im bilety w kasie i wyślemy SMS-a, gdzie je dostaną, a sami wchodzimy do środka – zadecydowałem w końcu. – Mam nadzieję, że nie stało się im nic poważnego.
Tak zrobiliśmy, jednak film nie sprawił nam spodziewanej przyjemności. Niby była to komedia i cała sala ryczała ze śmiechu, ale my z Agą siedzieliśmy zamyśleni. Martwiliśmy się o Marka i Kaśkę…
Przez miesiąc się głowił
Po filmie wyszliśmy do holu i Aga pierwsza zobaczyła Marka. Siedział w niewielkim, kinowym barku i pił kawę. Ale… zalatywało od niego zgoła innym napojem, bardziej wyskokowym.
– Stary… Chyba nie przyjechałeś tutaj swoim autem? – zaniepokoiłem się.
– Nie, wziąłem taksówkę – odparł, spoglądając na nas wzrokiem ciężko doświadczonego człowieka.
– Co się stało? I gdzie jest Kaśka? – nie ustawałem w pytaniach, zdenerwowany stanem przyjaciela.
– Kaśki nie ma. I nie będzie – odparł na to lakonicznie.
– Jak to? – wykrzyknęła Aga.
– A tak to! Zerwała ze mną… – wyrzucił z siebie Marek i było widać, że za chwilę kompletnie się rozklei.
Wstrząśnięty gapiłem się na niego przez moment. Przecież poprosił Kaśkę o rękę zaledwie dwa tygodnie temu! Chodzili ze sobą przez trzy lata i w końcu Marek stwierdził, że pora na założenie rodziny. Przez miesiąc się głowił, jak zaaranżować oświadczyny. Jego zdaniem musiało to być coś wystrzałowego, bo Kasia na to zasługiwała.
– Chciałbym, aby zapamiętała sobie ten dzień do końca życia! – twierdził.
Miał kilka pomysłów, ale żaden nie wydawał mu się dość dobry. W końcu wpadł na superoryginalny plan. Zadzwonił do jednego z teatrów, czy dałoby się wpleść jego oświadczyny w jakieś przedstawienie. I ku swojej radości usłyszał, że jak najbardziej. Z reżyserem przedstawienia uzgodnił szczegóły. Spektakl – recital piosenek w wykonaniu czterech aktorów – został nieco zmieniony pod koniec pierwszej części. Jeden z wykonawców dostał tekst, który miał wpleść w fabułę i zabawnym kuplecikiem zapytać Kasię, czy wyjdzie za Marka. Oczywiście, oboje mieli miejsca w pierwszym rzędzie.
Pomysł wydał mi się fantastyczny!
– Sam bym w życiu na to nie wpadł! – stwierdziłem, z zazdrością dodając, że kiedy będę organizował swoje oświadczyny, na pewno poproszę Marka o pomoc.
– Stary, jak poszło? – emocjonowałem się na drugi dzień po przedstawieniu.
– Świetnie! Kasia myślała, że to część przedstawienia i tylko przypadkowo wymieniono nasze imiona. A wtedy skierowano na nas reflektory i wyciągnąłem z kieszeni pierścionek. Mówię ci, ona zaniemówiła! – emocjonował się Marek.
– Ale przyjęła oświadczyny?
– No jasne! Cała sala ją dopingowała!
No i właśnie o tę „całą salę” wszystko się teraz rozbiło.
– Kaśka powiedziała mi, że musi mieć więcej czasu do namysłu, bo nie jest pewna, czy jest gotowa na małżeństwo – opowiadał nam Marek, gdy już zabraliśmy go z kina do nas do domu. – A gdy spytałem ją, dlaczego w takim razie przyjęła pierścionek, spojrzała na mnie jak na wariata.
– A co miałam zrobić? – rzekła. – Wszyscy krzyczeli, że mam powiedzieć „tak”, poza tym gapili się na mnie. Miałam odmówić, tłumacząc się publicznie, dlaczego nie jestem jeszcze gotowa?
– Presja otoczenia – westchnąłem, patrząc na Agę.
Milczała zamyślona. A kiedy Marek zasnął znękany na kanapie, powiedziała.
– Wiesz, ja się wcale nie dziwię dziewczynie. Takie publiczne oświadczyny musiały być ciężkie do przejścia…
– To kiedy ja będę cię prosił o rękę, mam to zrobić dyskretniej? – zapytałem.
– Dokładnie – uśmiechnęła się zalotnie. – A będziesz?
– Kto wie… – odpowiedziałem jej uśmiechem, wdzięczny za tę wskazówkę.