Reklama

Marek zawsze był trochę inny. Cichy, zamyślony, jakby stale gdzieś był myślami poza domem. Kiedyś mnie to intrygowało, wydawało się romantyczne – mężczyzna z tajemnicą, z trudną przeszłością, której nie chciał wywlekać na światło dzienne. Im więcej lat upływało, tym bardziej zaczynało mnie to uwierać. Byliśmy małżeństwem już od siedmiu lat, a ja nadal miałam wrażenie, jakbym znała tylko wycinek jego historii. Kiedy pytałam o dzieciństwo, zawsze mnie zbywał krótkim: „Nie ma o czym mówić”. O ojcu – milczał zupełnie. O matce mówił niewiele.

Reklama

Tylko że mieszka niedaleko, ale widują się rzadko. I najważniejsze: zawsze powtarzał, że jest jedynakiem. Tyle razy mówił to z taką pewnością, że przestałam w ogóle to kwestionować. Zresztą... co by to zmieniło? Do niedawna żyłam w przekonaniu, że po prostu miał ciężkie dzieciństwo i nie chce do niego wracać. Zaczęłam się niepokoić, kiedy zorientowałam się, że w jego telefonie nigdy nie ma rozmów z rodziną. Żadnych. Ani życzeń urodzinowych, ani świątecznych telefonów, żadnego „dzwonię do mamy”. Coraz częściej łapałam się na tym, że zaczynam podejrzewać, że Marek nie tyle nie ma rodziny… ile ją po prostu przede mną ukrywa.

Odwróciłam się i odeszłam bez słowa

Weszłam na oddział szpitalny z zamiarem odwiedzenia cioci po operacji kolana. Nie spodziewałam się wtedy niczego szczególnego. Gdy mijałam salę przy końcu korytarza, usłyszałam swoje imię.

– Ania?

Odwróciłam się zaskoczona. W drzwiach stała kobieta, mniej więcej w moim wieku, z ciemnymi włosami spiętymi w supeł. Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć, skąd mogę ją znać.

Przepraszam… my się znamy?

Uśmiechnęła się lekko, rozbawiona moim zakłopotaniem.

A więc to ty jesteś żoną mojego brata.

Zamarłam.

– Słucham?

Marek jest moim bratem. A ja mam na imię Klaudia.

W głowie zabrzmiało mi jak echo. Klaudia. Siostra Marka. To nie mogło być prawdą. Przecież Marek zawsze mówił, że nie ma rodzeństwa. Że jest sam jak palec. Ta kobieta musiała się pomylić. Albo to jakiś chory żart.

– To… chyba pomyłka – wykrztusiłam. – Marek nie ma siostry.

– Tak ci powiedział? – Uniosła brwi. – Cóż… to wiele wyjaśnia.

Odwróciłam się i odeszłam bez słowa, serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. W domu rzuciłam torebkę na podłogę i pobiegłam prosto do Marka, który właśnie zmywał naczynia.

Kim jest Klaudia?! – wybuchłam.

Znieruchomiał. Nie musiał nic mówić – jego twarz wszystko zdradziła.

Dlaczego kłamałeś?! Powiedziałeś, że nie masz rodzeństwa!

– To nie twoja sprawa – odpowiedział cicho.

– Nie moja sprawa?! Jestem twoją żoną!

– To… skomplikowane.

Marek zamilkł, a ja stałam na środku kuchni, z poczuciem, że właśnie runęło coś, w co wierzyłam od lat.

Nie zamierzałam odpuszczać

Po tamtej kłótni Marek przez dwa dni chodził jak cień. Unikał mnie, milczał, wychodził wcześniej do pracy, wracał późno. Nie odzywał się, jakby czekał, aż wszystko samo się rozejdzie. Nie zamierzałam odpuszczać. Nie po tym, co usłyszałam. W końcu, kiedy wrócił z pracy, podstawiłam mu herbatę i powiedziałam chłodno:

Jutro idę do twojej matki. Sama. Skoro ty nie chcesz rozmawiać.

Spojrzał na mnie z niepokojem, ale nie zaprotestował. To już było coś. Teściowa otworzyła drzwi bez słowa. Wpuściła mnie do środka, jakby się mnie spodziewała. Usiadłyśmy przy stole. Mama Marka nalała sobie herbaty, mnie nawet nie zapytała. Patrzyła na mnie spod zmarszczonych brwi, jakby z góry wiedziała, po co przyszłam.

– Chcę tylko zrozumieć – zaczęłam spokojnie. – Dlaczego Marek ukrywa, że ma siostrę?

Do pewnych spraw lepiej wracać – odpowiedziała, nie patrząc mi w oczy.

– Jestem jego żoną. Mam prawo wiedzieć.

To nie jest historia dla ciebie.

– A może właśnie dla mnie? Może to pomoże zrozumieć, dlaczego on… – zawahałam się – jest taki, jaki jest.

Wtedy Maria spojrzała mi prosto w oczy. Jej wzrok był twardy jak stal.

Gdybyś wiedziała, co on zrobił, nie pytałabyś.

Zamarłam.

– Co... zrobił?

Teściowa już nie odpowiedziała. Wstała i zaczęła zbierać filiżanki, jakby spotkanie dobiegło końca.

Krew odpłynęła mi z twarzy

Nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, a słowa teściowej dźwięczały mi w uszach: „Gdybyś wiedziała, co on zrobił…”. O drugiej w nocy usłyszałam ciche kroki. Marek zszedł na dół i zamknął się w garażu. Podkradłam się pod drzwi. Chciałam zapytać, co ukrywa. Wtedy usłyszałam, jak mówi do telefonu.

Nie chcę, żeby wiedziała… – jego głos był cichy, zduszony. – To nie twoja decyzja.

Cisza.

– Nie, nie rozumiesz. Ona nie wie, kim byłem. Jak się dowie, wszystko się posypie…

Krew odpłynęła mi z twarzy. Drzwi nie były domknięte. Wcisnęłam je lekko.

– Nie mogę jej tego powiedzieć. Nie po tym, co zrobiłem – dodał i wtedy już nie wytrzymałam.

– Co takiego zrobiłeś?! – weszłam do środka, a on aż podskoczył.

Osoba po drugiej stronie najwyraźniej coś powiedziała, ale Marek bez słowa się rozłączył.

– Podsłuchiwałaś mnie?

Przestań odwracać kota ogonem. Kim ty jesteś?! I co ukrywasz przede mną?! – trzęsłam się.

Stał jak sparaliżowany.

To nie twoja sprawa – wykrztusił po chwili.

– Nie rób z siebie ofiary. Chcę znać prawdę. Zasługuję na nią. Przysięgałeś, że nie będzie tajemnic.

Zamilkł. A potem usiadł na podłodze jak mały chłopiec. Zakrył twarz dłońmi.

Zawiodłem ją. Zawiodłem wszystkich… – powiedział cicho.

Serce waliło mi jak młotem. Co on ukrywał tak bardzo, że wolałby stracić wszystko, niż to powiedzieć?

Nie mogłam złapać tchu

Marek pojawił się w kuchni dopiero rano. Siedziałam przy stole z kubkiem zimnej już herbaty. Spojrzał na mnie zrezygnowanym wzrokiem.

– Chcesz wiedzieć wszystko? – spytał cicho.

Skinęłam głową.

– Klaudia... Rodzice ją adoptowali, gdy miała trzy lata... – zawahał się. – Miała być dla mnie siostrą, ale nigdy nią nie była. Nigdy tego nie chciała. Od początku traktowała mnie jak rywala. Jak intruza.

Słuchałam go w milczeniu, a jego głos był coraz bardziej gorzki.

– Kiedy miałem siedemnaście lat, rodzice się rozwiedli. Ojciec odszedł. Matka rozpadła się emocjonalnie. Zostaliśmy sami – ja, ona i rozpadający się dom. Wtedy Klaudia zaczęła robić ze mną coś, czego do dziś nie potrafię ubrać w słowa.

Podniósł na mnie wzrok. Widziałam, że się boi.

Ona mnie szantażowała. Prowokowała. Mówiła, że powie matce, że ją biję. Że jestem zagrożeniem. Byłem przerażony. Nikomu nie powiedziałem. A kiedy powiedziała matce, że się jej boję, że nie może ze mną mieszkać, wyrzuciła mnie z domu.

Zamilkł. Nie mogłam złapać tchu.

To nie ja zrobiłem coś złego Klaudii. To ona… odebrała mi wszystko.

– Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałeś?

Bo nikt mi wtedy nie uwierzył. Nawet matka. A ty… ty byłaś pierwszą osobą, która patrzyła na mnie bez podejrzeń. Nie chciałem tego zepsuć.

Spojrzałam na niego, a potem na swoje dłonie. Czy naprawdę znałam mężczyznę, za którego wyszłam?

Byłam rozbita

Nazajutrz zadzwoniłam do Klaudii. Spotkałyśmy się na ławce pod starą kamienicą, gdzie podobno kiedyś mieszkali. Przyszła z tym samym chłodnym uśmiechem, który pamiętałam z pierwszego spotkania.

– Więc opowiedział ci swój dramat? – zapytała. – Marek zawsze był świetnym aktorem.

– Powiedział, że cię przyjęli do rodziny. Że to ty go wypchnęłaś. Że matka uwierzyła w twoje słowa.

Klaudia się zaśmiała.

– Oczywiście, że uwierzyła. Bo ja mówiłam prawdę. On był… dziwny. Ciągle patrzył. Nie rozmawiał. W nocy wstawał, kręcił się po domu. Mówił, że śni mu się ojciec, który wszystko niszczy. Że wszystko trzeba spalić i zacząć od nowa.

Zadrżałam.

– Twierdzisz, że był niebezpieczny?

– Twierdzę? Uciekałam z domu w piżamie, bo bałam się zasnąć z nim pod jednym dachem. I wtedy matka musiała wybrać. Wybrała mnie. A on to pamięta. I woli wymyślić historię o czarnej owcy, niż przyznać się do tego, kim naprawdę był.

Patrzyłam na nią, niepewna, komu wierzyć.

– Dlaczego wróciłaś teraz?

– Bo mama jest chora. Nie powiedział ci? – Uśmiechnęła się z przekąsem. – Nie dziwię się. Nie odwiedził jej od lat.

– Po co mi to mówisz?

– Bo może czas, żebyś się zastanowiła, kogo naprawdę kochasz.

Wróciłam do mieszkania rozbita. Marek siedział na kanapie, patrzył w jeden punkt.

– Byłaś u niej?

– Tak.

– I?

– I nie wiem, kto mówi prawdę.

Nie odpowiedział. Tylko pokiwał głową, jakby dokładnie tego się spodziewał.

Czułam, że to mnie przerasta

Minęły trzy dni. Nie rozmawialiśmy. Marek zamknął się w sobie, ja też przestałam zadawać pytania. W powietrzu wisiało coś ciężkiego, coś, czego nie dało się już rozplątać słowami. W niedzielę wieczorem wróciłam z krótkiego spaceru. Deszcz siąpił, ulice były puste. Wchodząc do mieszkania, usłyszałam, jak gra jego ulubiona płyta jazzowa – pierwszy raz od miesięcy. Marek siedział w salonie. Na kolanach trzymał starą ramkę z naszą fotografią. Podniósł wzrok.

– Chciałbym ci wszystko opowiedzieć jeszcze raz. Tym razem tak, jak było naprawdę. Bez wersji dla ciebie. Bez wybielania siebie.

– Tylko… nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać – powiedziałam.

– Wiem. Ale może... chociaż wysłuchasz?

Usiadłam naprzeciwko. Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, czy słuchać kolejnej wersji tej samej historii.

Anna, 37 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama