Reklama

Od zawsze wiedziałam, że mój mąż nie lubi wydawać pieniędzy. Na początku traktowałam to jako zaletę – rozsądne gospodarowanie budżetem to przecież ważna cecha. Nie przypuszczałam jednak, że skąpstwo Tomka stanie się centralnym punktem naszego małżeństwa. Każda złotówka oglądana była dwa razy, zanim mogłam ją wydać. Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi. A jednak. Gdy przyszła nasza dziesiąta rocznica ślubu, byłam przekonana, że tym razem się postara. Że mnie zaskoczy. Cóż… zaskoczył. Ale w sposób, którego nie zapomnę do końca życia.

Reklama

Nie szastał pieniędzmi

Kiedy wychodziłam za Tomka, wiedziałam, że jest oszczędny. Sama nigdy nie byłam rozrzutna, więc nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie. Wręcz przeciwnie – czułam się bezpiecznie, wiedząc, że mąż nie przepuści naszej pensji na głupoty. Problem w tym, że z czasem oszczędność zaczęła zamieniać się w skąpstwo. Tomek miał swoje zasady. Nie wyrzucał jedzenia, nawet jeśli było nieco przeterminowane. Nigdy nie kupował markowych ubrań – twierdził, że płaci się tylko za logo, a tanie rzeczy z bazaru są równie dobre. Nie pozwalał mi kupować nowych kosmetyków, dopóki nie zużyłam starych do końca, co oznaczało używanie zaschniętego tuszu do rzęs albo rozcieńczania szamponu wodą.

Na początku śmiałam się z jego dziwactw. Gdy zapraszał znajomych na grilla i wyliczał kiełbaski tak, żeby każdy dostał tylko jedną, tłumacząc, że „przecież to tylko przekąska”, wszyscy uważali go za oryginała. Gorzej było, gdy zaczął oszczędzać na mnie. Na urodziny dostawałam kupony rabatowe do supermarketu, a na święta skarpetki z taniego dyskontu. Kiedy kupił mi pierścionek zaręczynowy na wagę w lombardzie, jakoś to przełknęłam. Wtedy jeszcze wierzyłam, że po prostu nie lubi marnować pieniędzy.

Ale to, co wydarzyło się na naszej rocznicy ślubu, sprawiło, że zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Było to tak absurdalne, że do dziś nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Nasza dziesiąta rocznica ślubu zbliżała się wielkimi krokami. Choć nie liczyłam na romantyczny wypad na Malediwy, to jednak miałam nadzieję, że Tomek się postara. W końcu rocznica to wyjątkowy dzień.

Dla mnie to duża okazja

Na dwa tygodnie przed tym dniem zaczęłam delikatnie podsuwać mu pomysły. Może kolacja w restauracji? Nawet nie w tej drogiej, moglibyśmy pójść do zwykłej pizzerii. Może jakiś drobny upominek? Nawet nie musiałby być kosztowny – bukiet kwiatów, czekoladki, cokolwiek. Tomek kiwał głową i zapewniał, że coś wymyśli. Dzień rocznicy wypadł w sobotę. Po cichu liczyłam, że mąż zabierze mnie gdzieś, choćby na spacer. Rano wstał, podał mi kawę i… nic. Żadnych życzeń, żadnej niespodzianki. Pomyślałam, że może planuje coś na wieczór.

– Kochanie, masz się dzisiaj jakoś specjalnie ubrać? – zapytałam niby żartem.

– A po co? – zdziwił się.

Serce mi zamarło.

No wiesz… nasza rocznica

Spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz w życiu o tym słyszał.

– Aaa, no tak. Mam coś dla ciebie – oznajmił dumnie i sięgnął do kieszeni.

Wyciągnął z niej… złożony na cztery wydrukowany kupon na darmową kawę z aplikacji lojalnościowej.

– Możemy iść do tej kawiarni, co lubisz. Ale tylko ty dostaniesz kawę za darmo, ja zapłacę za swoją – dodał poważnym tonem.

Stałam w osłupieniu. Czy to się naprawdę działo?!

Myślałam, że humor mu się wyostrzył

Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy rzucić w niego tym nieszczęsnym kuponem. Przez chwilę stałam w osłupieniu, a on patrzył na mnie z zadowoloną miną, jakby właśnie podarował mi diamentowy naszyjnik.

– Naprawdę myślisz, że darmowa kawa to odpowiedni prezent na rocznicę? – spytałam, starając się brzmieć spokojnie.

Mój mąż wzruszył ramionami.

– No przecież lubisz tę kawiarnię, a skoro mogę ci sprawić przyjemność i nic nie płacić, to czemu nie?

– A ty? – uniosłam brwi. – Co ty dostaniesz w ramach rocznicy?

– Satysfakcję, że nie przepuściliśmy kasy na głupoty – odpowiedział dumnie.

Miałam ochotę wybuchnąć. Przypomniały mi się wszystkie momenty, gdy liczył każdą złotówkę, gdy kłóciliśmy się o rachunki, gdy przyniósł mi perfumy z promocji „kup dwa, trzeci gratis” i kazał cieszyć się, że nie zapłacił za nie pełnej ceny.

– Wiesz co? Nie mam ochoty na żadną kawę. Idź sam – rzuciłam i wyszłam z mieszkania.

Nie miałam planu, po prostu musiałam się przewietrzyć. Poszłam do parku, usiadłam na ławce i myślałam. O tym, że jestem mężatką od dziesięciu lat. O tym, że przez ten czas coraz częściej czułam się bardziej jak współlokatorka niż żona. I w końcu – o tym, że jeśli Tomek nie zmieni swojego podejścia, to nie wiem, czy wytrzymam w tym związku kolejne pięć lat.

Nie widział żadnego problemu

Siedziałam na ławce i próbowałam się uspokoić, ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej narastała we mnie złość. Może przesadzałam? Może nie powinnam się tak oburzać na tę nieszczęsną kawę? Przecież wiedziałam, jaki Tomek jest, prawda? Ale czy to znaczy, że powinnam się na to godzić? Po godzinie wróciłam do domu. Siedział na kanapie, oglądając film na laptopie – oczywiście na darmowej platformie streamingowej. Spojrzał na mnie i westchnął.

– No i co się tak obrażasz? Naprawdę nie rozumiem, o co ta cała afera – powiedział, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.

– Serio? – skrzyżowałam ręce na piersi. – Myślisz, że problemem jest ta kawa?

– No a nie jest? – podrapał się po głowie. – Przecież chciałem dobrze.

Usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy.

– Problem jest w tym, że traktujesz mnie jak koszt do minimalizacji. Jak zbędny wydatek, który można ograniczyć. Nie chodzi o pieniądze, tylko o to, że nie czuję się dla ciebie ważna.

Widziałam, że wreszcie coś do niego dotarło. Skrzywił się, jakby analizował moje słowa.

– To nie tak… Ja po prostu myślałem, że dla ciebie nie liczy się to, ile coś kosztuje, tylko gest.

– Tylko że gest też trzeba mieć – odpowiedziałam cicho.

Zapadła niezręczna cisza. Po raz pierwszy widziałam na jego twarzy cień wątpliwości. Czy miałam nadzieję, że to coś zmieni? Jeszcze nie wiedziałam.

Niewiele rozumiał

Tomek milczał przez dłuższą chwilę, jakby pierwszy raz w życiu naprawdę zastanawiał się nad moimi słowami. W końcu westchnął i wstał z kanapy.

– Dobra, to co według ciebie powinienem zrobić? – zapytał, patrząc na mnie z lekką irytacją, ale i… niepewnością.

– Nie chodzi o to, żebym ci mówiła, co masz robić – odpowiedziałam zmęczonym głosem. – Chciałabym, żebyś sam na to wpadł.

– No ale przecież… – zaczął, ale ugryzł się w język.

Wiedziałam, że dla niego to absurdalne. On działał logicznie: nie marnować, nie przepłacać, zawsze szukać oszczędności. W jego świecie romantyczne gesty były zbędnym luksusem. Tylko że ja nie chciałam luksusu – chciałam czuć się dla niego ważna.

W końcu wzruszył ramionami.

– No dobra… to może chcesz gdzieś wyjść? – zapytał z wyraźnym wysiłkiem. – Tylko może nie do restauracji, ale na spacer?

Patrzyłam na niego i czułam narastającą frustrację. Nie chciałam jałmużny w postaci półśrodków.

– Odpuść – powiedziałam. – Jeśli nie czujesz potrzeby, żeby coś dla mnie zrobić, to nie rób.

To go zaskoczyło. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu się zamknął. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach coś na kształt strachu. Czyżby zaczęło do niego docierać, że sprawy mogą się naprawdę skomplikować? Czy jednak było już za późno?

Pora, żeby zmądrzał

Tomek nie próbował już dyskutować. Patrzył na mnie w milczeniu, jakby ważył w głowie słowa, których nigdy wcześniej nie musiał wypowiadać. W końcu wzruszył ramionami.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedział cicho.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Nie chodziło o to, że nie kupił mi prezentu czy nie zabrał mnie do restauracji. Chodziło o to, że w ogóle nie próbował mnie zrozumieć.

– Czy ty mnie w ogóle kochasz? – zapytałam wprost.

Widziałam, jak się spiął. To nie było pytanie, którego się spodziewał.

– Oczywiście, że tak – rzucił szybko. – Przecież jesteśmy razem. Gdybym cię nie kochał, to bym z tobą nie był, prawda?

– Miłość to nie tylko „bycie razem” – powiedziałam, czując, jak głos zaczyna mi się łamać. – To także staranie się o drugą osobę. Pokazywanie, że jest ważna. Ty… ty nawet nie widzisz problemu.

W jego oczach pojawił się cień niepokoju.

Przecież ja zawsze dbam o nas… o nasze finanse, o to, żebyśmy mieli oszczędności na przyszłość.

– Ale ja żyję teraz. A nie w tej przyszłości, którą cały czas sobie odkładasz.

Znów zapadła cisza. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie – zdezorientowanego, przypartego do muru. Wtedy zrozumiałam, że jeśli on się nie zmieni, to ja sama będę musiała podjąć decyzję. Ale czy byłam na to gotowa?

Reklama

Agata, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama