Reklama

Tak strasznie mi żal przyjaciółki. Nie dość, że pochowała męża i nie ma żadnej bliskiej rodziny, to jeszcze w domu trzyma pasożyta. Córkę.

Reklama

Ponieważ właśnie wzięła następny szybki kredyt, przyszła do mnie po pożyczkę. Tłumaczy, że musi spłacić ratę poprzedniego zadłużenia. Nie przewidziała, że w tym miesiącu mniej zarobi na swoich tłumaczeniach, ale jak na złość się pochorowała i nie mogła pracować tak jak zwykle.

– To znaczy dniami i nocami? – pytam. – Ty w ogóle śpisz albo jakoś odpoczywasz? Wyglądasz fatalnie!

– Odpoczywam i śpię, oczywiście – zarzeka się, ale ja wiem, że kłamie. – To ta choroba tak mnie ścięła z nóg. Jeszcze nie doszłam do siebie, to dlatego…

– Więc czemu nie leżysz w łóżku? Pogoda jest okropna, przewieje cię i wtedy się rozłożysz na amen. Po co wstałaś?

– Musiałam. Wiesz jak jest, banki są bezlitosne. Czasami uda się coś wynegocjować, ale to trzeba osobiście. Kogo to obchodzi, że dłużnik ma katar?

– I załatwiłaś coś?

– Właśnie nie bardzo. Dlatego musisz mi pożyczyć parę groszy. Oddam, przysięgam. Szykuje mi się większa robota, nawet nieźle płatna, to dam radę wszystko pokryć.

– A jak się nie uda?

Milknie. Siedzi przy stole podobna do zmokniętego wróbla, szara, w brązowym berecie, zaniedbana i ubrana byle jak. Ma zaledwie pięćdziesiątkę, a wygląda dużo starzej. W dodatku straszy ukruszonym zębem – górną dwójką. Stara się to ukryć, ale jej nie pozwalam.

– Czego nie idziesz do dentysty? – pytam. – Zwariowałaś? Zaraz ci polecą następne. Chcesz być szczerbata?

– Nie chcę, ale nie mam kasy, a na fundusz mogą mi wprawdzie wyrwać, ale wprawić już nie, chyba że całą szczękę. To poczekam.

– Chyba coś ściemniasz – mówię. – Ty w ogóle byłaś w przychodni?

– Nie byłam, bo nie mam kiedy tam iść i czekać w kolejce. Sama wiesz, jak jestem ciągle zajęta.

– No wiem – wściekam się i nawet podnoszę głos. – W domu płaczą ci małe dzieci, trzeba je nakarmić, ubrać i czymś zająć, żeby się nie nudziły. Mam rację?

Nisko schyla głowę i bardzo niewyraźnie szepcze:

– Przestań. Nie dobijaj mnie. Mam dosyć i bez tego.

Robi mi się jej żal, jak zwykle

Pewnie, że przestanę. Pewnie, że jej pożyczę tę kasę, choć wiem, że będzie oddawała długo i w niewielkich ratach. Powinnam odmówić, bo to byłoby dla jej dobra, ale jest taka biedna, nieszczęśliwa, zmęczona, samotna, że nie mam sumienia. Więc daję jej pieniądze, a potem całe popołudnie chodzę z kąta w kąt, żałując, że to zrobiłam.

Gdy mój mąż wraca z pracy, od razu się domyśla, czemu mam taką skwaszoną minę.

– Zdaje się była Ola? – pyta. – Tak?

– Tak.

– Niech zgadnę… znowu po pieniądze?

– Tak.

– A ty uległaś, jak zwykle?

– Tak.

Mąż odsuwa talerz z drugim daniem i macha ręką.

– Jesteś niereformowalna. Czy ty masz świadomość, że wcale jej nie pomagasz, tylko wpychasz ją do jakiejś czarnej dziury, z której za chwilę się już nie wydostanie? Tyle razy o tym rozmawialiśmy, a ty swoje! Na co tym razem wzięła? Na poprzedni dług?

– Oczywiście.

– Żeby wziąć następny?

– Jakbyś przy tym był.

– Gdybym był, to bym ją pogonił. Wybacz, kochanie, ja rozumiem, że to twoja serdeczna przyjaciółka, ale traktujesz ją gorzej niż najgorszego wroga i dobijasz własną ręką. Nie mogę ci przytakiwać i bujać, że dobrze robisz, bo tak nie uważam.

– Nie uważasz, że przyjacielowi trzeba pomóc? Jest sama, wdowa, bez bliskiej rodziny. Przecież…

– Odwracasz kota ogonem. Ty nie pomagasz, tylko szkodzisz. Ola ma dorosłą, niepracującą, bardzo roszczeniową i jeszcze bardziej leniwą córkę, którą utrzymuje od wielu lat, niczego od niej nie wymagając.

– Ta córka nie ma siły wstać z łóżka i się nie nadaje do pracy.

– To niech przejdzie na rentę. Niech się leczy. Ona ma doła do dwudziestej wieczorem, a potem idzie balangować i po chorobie nie ma śladu. Ile razy to widziałaś na własne oczy? Poza tym jest dla matki chamska, okrutna, napastliwa i manipulująca. Sama mówiłaś, że nie wytrzymałabyś z nią pod jednym dachem dwóch dni.

– I potwierdzam, ja bym nie wytrzymała! Silna, młoda baba, a tylko leży na kanapie i ogląda telewizję albo wgapia się w laptopa. Paluchem w domu nie ruszy. Biedna Olka żyje z takim kleszczem na karku i nic nie może zrobić.

– Nic?! Może wszystko. Tylko nie chce, a dlaczego nie chce, to już jest sprawa dla psychologa lub wręcz psychiatry. Ja się nie podejmuję postawienia diagnozy. Wiem jedno, dopóki będziesz pomagała w tej patologii, dopóty ona będzie trwała, a ty będziesz jej współwinna. Od dzisiaj się nie wtrącam. Róbcie sobie, co chcecie!

Dobrze komuś radzić, gorzej samemu to zrobić

Wiem, że mój mąż ma rację. Wiem, że powinnam Oli naprawdę pomóc, ale nie wiem, w jaki sposób. Jeśli nawet ja nie pożyczę jej następnych pieniędzy, znajdzie jakieś nowe źródło, więc nie tędy droga. Do psychologa jej nie umówię, bo nie pójdzie. Tamtego lenia z domu nie wyrzucę, bo nie mam takiego prawa ani możliwości. Do siebie nie wezmę, bo w końcu z jakiej racji?

Reklama

Dobrze komuś radzić: odetnij się, nie twój problem. Tonącego uratować może ktoś, kto sam umie pływać albo ma koło ratunkowe; ja niestety tylko stoję i patrzę. Co robić? Może ktoś ma jakiś pomysł?

Reklama
Reklama
Reklama