„Mój mąż umierając obiecał, że zawsze będzie się o mnie troszczył. Wzięłam to za bełkot. Niesłusznie”
„Nagle zostałam sama. Płakałam przez wiele dni. Zamknęłam się w mieszkaniu, nie wychodziłam na zewnątrz, nie robiłam zakupów, nie otwierałam drzwi przyjaciółkom. To wszystko z tęsknoty za moim mężem”.
- Halina, 54 lata
Miłość? Nie miałam chłopaka na dłużej niż tydzień. Zostawała mi nauka. Ale im więcej kułam – tym bardziej wzrok się pogarszał. Kiedy lekarze rozłożyli bezradnie ręce ostatecznie, zaczęłam uczyć się alfabetu Braille’a. Chciałam przyzwyczajać się do sytuacji, kiedy przestanę widzieć… Za to dzięki swojej chorobie poznałam cudownego człowieka. I to jedyny plus mojego losu.
Któregoś dnia wyszłam do sklepu po codzienne zakupy. Brałam już wtedy ze sobą białą laskę, żeby nie narażać się na głupie uwagi, gdy kogoś potrącę. Robię tak, od czasu, gdy wpadłam na jakiegoś człowieka i wytrąciłam mu z ręki torbę z zakupami.
Przy następnej ulicy mam Biedronkę, tam najłatwiej: wiem już, gdzie co leży, i personel mnie zna. Zawsze pomogą przy zakupach. Biorę koszyk – zakupy mam zawsze nieduże, robię je częściej, żeby nie dźwigać. Moje jednoosobowe gospodarstwo nie potrzebuje wiele. Tym bardziej że nie bardzo mam co wydawać. Renta i jakieś drobne prace otrzymywane do wykonania z Polskiego Związku Niewidomych nie zapewniają kokosów.
Ukradłam mu koszyk z zakupami
Tamtego dnia miałam trochę kasy za dodatkowe zlecenie i postanowiłam zaszaleć. Kupić coś słodkiego i trochę zapasów na następny tydzień. Sięgnęłam więc po koszyk na kółkach z wyciąganą rączką i pociągnęłam go za sobą. Nakupowałam wszystkiego, co było mi potrzebne i zaczęłam iść w kierunku kas. Nagle wózek szarpnął i gwałtownie się zatrzymałam. Pociągnęłam mocniej i poczułam, że ciężar wózka jest znacznie większy.
Szarpnęłam jeszcze raz.
Zobacz także
– Czemu pani zabiera moje zakupy? Będzie pani ciężko ciągnąć obydwa wózki do kasy – usłyszałam miły męski głos.
Odwróciłam się odruchowo i z kieszeni wypadła mi złożona we czworo biała laska. Miły głos podniósł laskę, podał mi do ręki, z której wyjął rączkę wózka, i powiedział:
– O, tak jest znacznie lepiej. To mężczyzna powinien ciągnąć dwa wózki… No, mamy wolną kasę – stwierdził, po czym ruszył przodem, ciągnąc nasze wózki.
Po drodze wziął mnie pod rękę i tak doszliśmy do kasy. Potem pomógł mi załadować zakupy do siatki. Podziękowałam mu i nie mogłam się nie uśmiechnąć.
– Powinna pani uśmiechać się cały czas. Od razu robi się wokół jaśniej i weselej. Do zobaczenia przy następnych zakupach!
Znowu na niego wpadłam
Albo był jakimś jasnowidzem, albo tak się złożyło, a może los chciał mi dać trochę szczęścia – w każdym razie ten następny raz wypadł już za kilka dni. Robiłam zakupy, a tu nagle ktoś wziął mnie pod rękę:
– Dzień dobry! Czy mogę pani zaproponować wyjątkowy serek na przecenie?
Poznałam ten głos. Uśmiechnęłam się i zapytałam:
– Czy pan tu reklamuje towary?
– Ależ skąd. Podpowiadam tylko zagubionym, co jest dobre, bo sam to wypróbowałem. Do tego sera polecam wyborne włoskie wino, tylko za 15 złotych. Pyszne! – odpowiedział ze śmiechem.
Nie wiem skąd wzięła się we mnie taka bezczelna odwaga, może myślałam, że to tak nierealne, że na pewno się nie sprawdzi, lecz ten człowiek miał głos tak bardzo wzbudzający zaufanie, że powiedziałam:
– Jeśli pan napije się ze mną…
– Z ogromną przyjemnością, jeśli pani uzna mnie za godne siebie towarzystwo.
Parsknęłam śmiechem, nie wiem od jak dawna po raz pierwszy. Mówił trochę przesadnie elegancko, trochę staroświecko, a ja nie miałam do kogo gęby otworzyć.
Nowy znajomy umieścił mnie i moje zakupy w swoim samochodzie, po czym kazał podać adres i odwiózł mnie do domu. Weszliśmy do budynku, przywołałam windę, otworzyłam drzwi mieszkania. On ani razu nie próbował mi pomóc, wyręczyć mnie. Niósł jedynie zakupy. To mi się podobało. Uznawał mnie za pełnosprawną, nie litował się nad moim losem. W mieszkaniu kazałam mu usiąść przy stole, ja zaś zabrałam się za parzenie kawy.
– Czy pozwoli pani, że otworzę wino? – zapytał.
– Oczywiście. Proszę – uśmiechnęłam się wypowiadając te słowa.
Połączyły nas wspólne problemy
Ludwik był znacznie starszy ode mnie. Wiedział jednak, co to znaczy nie widzieć, dlatego nigdy nie odwrócił wzroku od człowieka z białą laską.
– Kiedy nie widziałem, szukałem jakiejś innej drogi, żeby poznać to wszystko, co mnie otaczało. Nauczyłem się wchodzić jakby w trans, w myślach potrafiłem przenosić się w różne miejsca i podczas tych podróży widziałem. Naprawdę, to niesamowite, ale widziałem. – mówił z dużym przejęciem.
Opowiadał o swoich odczuciach i perypetiach, ja zrewanżowałam się swoją historią. Było tak, jakbym go znała wieki, przy Ludwiku czułam przyjemne ciepło i stan bezpieczeństwa, opieki.
Spotykaliśmy się coraz częściej. Zakupy robiliśmy już zawsze razem. Odwiedzał mnie, ja przychodziłam do niego.
Miał niezwykłe ręce. Kiedy mnie dotykał, robiło się w tych miejscach ciepło, i wcale nie chodzi o seks. Gdy któregoś dnia rozbolała mnie głowa, chwilę potrzymał na niej ręce i od razu mi przeszło.
– Masz dar uzdrawiania? – zapytałam.
Roześmiał się.
– Gdybym miał taki dar, to już dawno byś widziała, Halinko. To tylko takie małe możliwości. Podręczna apteczka – roześmiał się, ale potrafił wiele.
W jednej chwili mój świat runął
Po roku znajomości oświadczył mi się. Weszłam we wspaniały okres mojego życia, który trwał, niestety, tylko sześć lat. Ludwik odszedł nagle, ledwie zdążyłam wezwać pogotowie.
– Nie bój się, skarbie – szepnął nim przyjechało. – Będę się tobą nadal opiekował.
Płakałam przez wiele dni. Zamknęłam się w mieszkaniu, nie wychodziłam na zewnątrz, nie robiłam zakupów, nie otwierałam drzwi przyjaciółkom. Wreszcie w lodówce nie zostało nic… Nie poszłam jednak do Biedronki, tylko dużo dalej, do osiedlowego samu.
Wieczorami siadywałam w swoim fotelu, naprzeciwko ściany, pod którą zawsze stał fotel Ludwika. Teraz poprosiłam sąsiada, aby wyniósł go do piwnicy. Nie chciałam, żeby stał pusty. Siadałam naprzeciw i wpatrywałam się w ścianę naprzeciw mnie.
Byłam przekonana, że coś niedobrego dzieje się z moim mózgiem. Poszłam zrobić badania, byłam u psychiatry i neurologa. Na tydzień wyjechałam, żeby nie patrzeć na tę fatamorganę. Odetchnęłam z ulgą. Czułam się świetnie. Byłam przekonana, że to tęsknota za moim wspaniałym mężem spowodowała wizje. Nie siadałam już naprzeciw ściany. Odwracałam od niej wzrok. Ale któregoś wieczoru nie wytrzymałam. Spojrzałam: na fotelu siedział Ludwik. Widziałam go, niemal namacalnie. Podbiegłam do ściany i… Zderzyłam się z nią.
– Wróć na miejsce i nie podchodź – usłyszałam spokojny, łagodny głos męża.
Cała rozdygotana spełniłam polecenie.
– Nie możesz mnie dotknąć, ale ja mogę ciebie. Podejdź jeszcze raz, postaw stopę przed fotelem i odwróć się do mnie plecami. – powiedział do mnie.
Znowu zrobiłam, jak kazał. Poczułam oplatające mnie z tyłu jego ramiona i pocałunek wyciśnięty na mojej szyi. Potem jego dłonie na swoich oczach. Zakrywał je jak w zabawie: „Kto to?”. Czułam ich ciepło i mrówki rozchodzące się po całej twarzy. Próbowałam się odwrócić.
– Nie – przytrzymał mnie mocno w ramionach. – Tylko tak mogłaś mnie zobaczyć. I więcej już mnie nie ujrzysz. Ale będę na ciebie czekał. I wciąż się tobą opiekował.
Z rana poszłam na jego grób. Był strasznie zaniedbany. Nigdy go nie widziałam i nie miałam siły tam dotrzeć. Ułożyłam na oczyszczonym już grobie jego ulubione kwiaty – różnokolorowe tulipany. Od tamtej pory na ścianie nic już się więcej nie pojawiło.