Reklama

Od momentu, gdy Marcin stracił żonę, zagląda do nas w każdą sobotę. Przy ostatniej wizycie przyniósł mi nawet bukiecik. To sympatyczny gest, lecz powoli mam dosyć.

Reklama

Gdy pewnego wieczoru mój mąż poprosił, abym upiekła ciasto, bo w weekend wpadnie do nas Marcin, poczułam, że opadają mi ręce. Naprawdę? Przecież dopiero co, raptem 2 tygodnie temu, był u nas z wizytą! Nie mam nic przeciwko kumplowi Ziutka, to naprawdę fajny facet. Chodzi o to, że on zupełnie nie wie, kiedy powiedzieć "dość". Kiedy tylko się rozsiądzie, to żadna siła go nie ruszy.

Mam, co robić

Przez całe pięć dni od bladego świtu pędzę do mojej córki, żeby opiekować się wnuczką aż do wieczora. Jedyne, o czym marzę w sobotę i niedzielę, to solidnie odespać i poleniuchować z dobrą lekturą albo przed telewizorem. Ale jak przyjeżdża Marcin, to nici z planów na dwa dni – najpierw gadka do późna w noc, a potem spanie, które nijak ma się do regeneracji po pracowitym tygodniu… I tak to się za mną wlecze przez kolejne dni, te zaległości w odpoczynku.

– Chyba upiekę drożdżowca – rzuciłam do męża. – Ale ty dopilnuj, żeby gość poszedł sobie przed dwudziestą drugą.

– No co ty, nie będę go przecież wyrzucał za drzwi – Ziutek się nadąsał. – Wykaż trochę empatii, kochanie… Odkąd mu żona umarła, facet nie ma z kim pogadać.

Zobacz także

– To niech się gdzieś zapisze, do jakiegoś klubu dla seniorów albo znajdzie jakieś hobby i chodzi na spotkania jakichś filumenistów czy innych kolekcjonerów monet – nie miałam zamiaru odpuścić. – Kim ja niby jestem? Jakąś organizacją dobroczynną? Pocieszycielką zrozpaczonych? Łatwo ci gadać, Ziutuś, siedzisz w chałupie i wiedziesz szczęśliwe życie emeryta!

Ziutek w końcu zrozumiał, że jego gość musi się ogarnąć i wrócić do domu o normalnej godzinie, żebym była wypoczęta do opiekowania się wnuczką. Trajkotałam jak katarynka, aż załapał, o co chodzi. Dobra, stwierdził, postara się pogadać z Marcinem, żeby tyle nie siedział.

Naszykowałam wszystko jak zawsze

Upiekłam drożdżowca, a nawet zrobiłam sałatkę, bo mnie w końcu ruszyło sumienie. Facet od kiedy stracił żonę pewnie żywi się zupkami w proszku albo innym chłamem. Myślałam sobie, że jak mu dam coś porządnego do jedzenia, to może poczuje, że pora spać i sam na to wpadnie, żeby się zbierać do domu. Nagle okazało się, że przyjdzie więcej kolegów Ziutka na męskie spotkanie.

Początek spotkania był całkiem miły, Marcin wręczył mi nawet kwiaty. Mówił, że od kiedy Zosia odeszła, wszystkie rośliny na parapetach usychają. Stwierdził, że kwiaty potrzebują kobiecej ręki. Trochę dziwne mi się to wydało, no bo jak można nie mieć czasu na podlewanie kwiatów, skoro i tak nie ma się nic ciekawszego do roboty? Pogadaliśmy ze sobą, ale o czym tu gadać, jak w życiu niewiele się dzieje? Ponarzekaliśmy sobie na kolejki do lekarza, jak zdzierają w aptekach, na wścibskich sąsiadów i trochę też na polityków...

Kiedy zabrakło wątków do rozmów, ogarnęło mnie zmęczenie, więc spojrzałam wymownie na swojego małżonka. Mój ślubny wystraszył się, przeprosił nas i poszedł do toalety.

Mąż mnie zdenerwował

Po powrocie był rześki jak ptaszek o poranku i zaczął opowiadać o dawnych czasach. Gdybym tylko mogła, to bym mu tę siwą głowę ukręciła! Przecież jak zaczną gadać o wspomnieniach z przeszłości, to nie mam co liczyć na sen! Znają się przecież od czasów studenckich!

– W życiu nie zapomnę naszych wakacji w Międzybrodziu w siedemdziesiątym trzecim roku, Józiu – Marcin poczuł przypływ nostalgii. – Jeszcze nigdy tyle ryb nie udało mi się nałapać, co wtedy. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem brzanę, i to na własnej wędce! Ależ była ogromna – szeroko rozpostarł ramiona.

– Trochę podkoloryzowałeś tę historię – Józek delikatnie go upomniał. – Pamiętasz tego karpia, którego ja złowiłem? Początkowo myślałem, że zahaczył mi się jakiś konar, gdy go wyławiałem. A pamiętasz jeszcze waszego psiaka, jak mu tam było… Bari, tak? Wytarzał się w jakimś ścierwie, Zośka go wyperfumowała i nie dało się wytrzymać na polu namiotowym. Ha ha ha!

Zbliżała się północ. Powieki same mi opadały, a głowa kiwała się na boki... Przyszło mi do głowy, żeby przygotować sobie jakiś napój, ale przecież to tylko zachęci ich do dalszego gadania! "Ojej, ja tego nie wytrzymam!" – przemknęło mi przez myśl kiedy zaczęli dyskutować o sprawach kraju. No bo to się może ciągnąć w nieskończoność!

Pożegnałam się

– Wybaczcie, drodzy panowie – wstałam od stołu. – Muszę już iść. I tak niewiele z mojej obecności, bo głowa mnie zaczęła boleć, więc dobranoc.

– Śpij dobrze, Krystynko – podniósł się gwałtownie Marcin. – Ten deser był wyborny, umiesz ugościć tak, że człowiek czuje się dopieszczony.

Pocałował mnie w dłoń i z powrotem opadł na sofę. Ziutek obdarzył mnie karcącym spojrzeniem, ale nie odezwał się ani słowem. Byłam tak padnięta, że zostawiłam naczynia do rana, ściągnęłam ciuchy i runęłam na wyrko jak ścięte drzewo. Gdy otwarłam oczy, już się rozwidniło. Strasznie chciałam jeszcze poleżeć, ale pęcherz nie dał się przekonać i w końcu musiałam zwlec się z łóżka. W toalecie paliło się światło. Rany, Ziutek.

No już, wychodzisz? Bo nie wytrzymam – zastukałam niecierpliwie do łazienki. – Prasówkę dokończysz później, królewiczu.

Za drzwiami dało się słyszeć jakieś krzątanie, aż wreszcie zobaczyłam zaspane oblicze… Marcina! Wepchnęłam gościa z powrotem do środka i pognałam do pokoju. Cholera jasna – stałam przed nim w samej krótkiej koszuli nocnej!

Byłam wściekła

Leżałam na łóżku, gotując się ze złości, a mój pęcherz prawie eksplodowała. Wtem do pokoju wparował Ziutek i z miną niewiniątka spytał, czy mam ochotę na herbatę.

– Ani kropli nie wypiję, póki ten twój kumpel nie wyniesie się z domu – oświadczyłam stanowczo. – Daję ci pięć minut, a jak nie, to zrobię taki rwetes, że cała kamienica się zbiegnie. Już ja ci pokażę!

– No ale Krysiu, szykuję nam śniadanko.

– Pięć minut, ani sekundy dłużej – chwyciłam budzik. – Czas start!

Wytrzeszczył oczy niczym cielę na malowane wrota.

Za moment zacznę krzyczeć – uprzedziłam go.

– No coś ty, tak się nie godzi...

– Zaraz ci zademonstruję, co wolno we własnych czterech kątach. Aaaa! – zawyłam.

Wyparował w try miga, a po krótkiej chwili dotarł do mnie odgłos zatrzaskiwanych drzwi frontowych.

Wciągnęłam na siebie podomkę i popędziłam do toalety. Nareszcie!

No i wtedy posprzeczałam się z Ziutkiem, bo on twierdził, że totalnie nie miałam wyczucia. Najpierw zostawiłam go samego z gośćmi, a z samego rana zrobiłam awanturę i wystraszyłam Marcina, zanim zdążył zjeść śniadanie. Ziutek próbował mi wmawiać, że mogłam sprawić, że on stracił ostatniego kumpla, jakiego miał na tym ziemskim padole, ale ze mną takie sztuczki nie przejdą! Jasne, jakby nasz dom był jakimś hotelem. Może jeszcze powinnam serwować ręczniki i zanosić kawę gościom do łóżka?

Reklama

Krystyna, 65 lat

Reklama
Reklama
Reklama