Reklama

Nie wiem, kiedy dokładnie to się zaczęło. Może wtedy, gdy przestaliśmy sobie mówić „dobranoc”, a może wcześniej, gdy Tomek po raz pierwszy wrócił późno z pracy i nawet nie pocałował mnie na powitanie. Na początku nie robiłam z tego dramatu. Dzieci dorastały, mieliśmy swoje problemy, obowiązki. Wydawało mi się normalne, że nie zawsze mamy siłę się sobą cieszyć.

Reklama

Byłam żoną, matką, kobietą po czterdziestce, która przez lata starała się być filarem tej rodziny. Dbałam o wszystko. Żeby Zosia miała zawsze uprasowaną bluzeczkę na apel, żeby Kuba nie zapomniał o stroju na „wuef”, żeby Tomek miał w szafce świeżą bieliznę. Robiłam to z miłości, choć czasem ze zmęczeniem. W głowie miałam te wszystkie checklisty i listy zakupów, a jego obecność… cóż, przestałam jej wymagać. Przestałam oczekiwać, że siądzie ze mną wieczorem na kanapie i zapyta, jak mi minął dzień. Zamiast tego słyszałam:

– Jestem padnięty, kochanie. Pogadamy jutro, dobrze?

Tylko że jutro nigdy nie nadchodziło. I chociaż w oczach znajomych uchodziliśmy za przykładne małżeństwo – „O, Magda i Tomek, oni to mają życie poukładane!” – ja coraz częściej czułam się, jakbym mieszkała z kimś obcym. Jakbyśmy byli współlokatorami, nie partnerami.

Z czasem zaczęłam dopowiadać sobie różne rzeczy. Że pewnie jest zmęczony, że w pracy go cisną, że może kryzys wieku średniego. Przekonywałam siebie, że tak już musi być. Że w każdym małżeństwie przychodzi ten etap wyciszenia. Ale przecież nie wycisza się aż tak... Prawda?

Czułam się zupełnie samotna

Siedziałam przy stole z kubkiem po herbacie, którą zdążyłam już wypić pół godziny temu. Czekałam, aż Tomek wróci. Zegar wskazywał 22:17, kiedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. Weszło zimno razem z nim i coś jeszcze, coś niewidzialnego, co ciążyło między nami od miesięcy.

– Hej – rzucił bez emocji, zdejmując kurtkę.

– Hej. Możesz usiąść na chwilę?

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Westchnął.

– Magda… Jestem wykończony.

– To tylko chwila. Chciałam… pogadać. – Wskazałam mu krzesło naprzeciwko.

Usiadł. Oparł łokcie o stół. Przez kilka sekund milczeliśmy.

– Co się z nami dzieje? – spytałam w końcu. – Czuję się, jakbym była sama w tym małżeństwie.

Przeniósł wzrok na dłonie.

– Przesadzasz. Jestem po prostu zmęczony. Praca, dom… Ty też przecież masz swoje.

– Ale my nie rozmawiamy już o niczym ważnym. Omijamy siebie jak meble w salonie. Pamiętasz, kiedy ostatni raz się śmialiśmy? Tak po prostu?

Wzruszył ramionami. Unikał mojego spojrzenia.

– Magda, nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma. Ja… nie mam teraz siły na takie rozmowy.

– To kiedy będziesz miał?

Nie odpowiedział. Wstał i skierował się w stronę sypialni.

– Tomek! – zawołałam. – Ja cię naprawdę potrzebuję

Zatrzymał się w progu.

– Daj mi spokój, proszę.

Zamknął za sobą drzwi. Zostałam przy tym pustym stole. Z zimnym kubkiem i gorącym żalem w środku.

Miałam swoje podejrzenia

Pewnego wieczoru, tuż po tym jak Zosia wróciła z treningu, a Kuba zaszył się w swoim pokoju z laptopem, usłyszałam dźwięk śmiechu zza drzwi łazienki. Kobiecy głos. Niewyraźny, cichy, ale ewidentnie kobiecy. Serce mi przyspieszyło. Zamrugałam. „Pewnie coś ogląda na telefonie,” pomyślałam, ale gdy wyszedł, z kieszeni bluzy wystawał mu ledwo widoczny kabel od słuchawek, jakby je w pośpiechu schował.

– Ktoś dzwonił? – zapytałam mimochodem.

– Hmm? Nie. A, może… telefon coś sam odtwarzał – odpowiedział, nie patrząc na mnie.

Wtedy coś we mnie pękło. Następnego dnia, gdy przyszedł później niż zwykle, nie wytrzymałam.

– Tomek… Czy ty masz kogoś?

Zamrugał z zaskoczenia, a potem spojrzał na mnie z pogardą i niedowierzaniem.

– Serio? O to ci chodziło? – prychnął. – Naprawdę myślisz, że cię zdradzam?

– Nie wiem, co mam myśleć. Nie rozmawiasz ze mną, unikasz mnie, telefon masz przy sobie nawet w łazience. Znikasz wieczorami. Zachowujesz się, jakbyś chciał, żebym się domyśliła.

Tomek zbliżył się do mnie, oczy rozbłysły mu gniewem.

– Taki masz do mnie brak zaufania? Po tylu latach?! – krzyknął. – Może to ty masz coś na sumieniu, skoro tak łatwo ci oskarżać?

– Ja? – roześmiałam się gorzko. – Ja codziennie robię dla nas wszystko. A ty? Nie wiem, czy jeszcze jesteś częścią tej naszej rodziny.

Zacisnął szczęki i sięgnął po kurtkę.

– Nie zamierzam tego słuchać. Muszę się przejść.

Zostawił mnie w kuchni jak zwykle. Z uczuciem, że znów zostaję sama, choć wciąż jestem czyjąś żoną.

Zrobiło mi się niedobrze

To był zwykły czwartek. Zosia została dłużej na korepetycjach, Kuba siedział przy komputerze, a Tomek… Tomek miał „pilne spotkanie w firmie”. Wracając z zakupów, zahaczyłam o sypialnię. Jego marynarka leżała rzucona niedbale na łóżku. A z kieszeni wystawał telefon. Nie był zablokowany. Nie chciałam. Przysięgam, że nie chciałam. Ale moje palce zadziałały szybciej niż rozum. A tam powiadomienie: „Aneta: Tęsknię za Tobą. Wczoraj było cudownie”. Zamarłam. Dosłownie. Serce waliło mi tak, że byłam pewna, że Kuba usłyszy.

Aneta. Z pracy. Ta, z którą kiedyś razem robili prezentację, co później przez dwa tygodnie analizował każdy pracownik. Ta, która zawsze była uśmiechnięta, z paznokciami w idealnym kolorze nude, przynosiła ciasta na zebrania. Aneta. Gdy wrócił wieczorem, rzuciłam telefon na stół. Ekran wciąż świecił tą głupią wiadomością.

– Co to jest? – zapytałam cicho. Głos mi drżał, ale ton był ostry jak brzytwa.

Spojrzał i zbladł w sekundę.

– Magda… To nie tak.

– Nie tak?! – krzyknęłam. – Tęsknię za Tobą? Wczoraj było cudownie?! Ile to trwa, Tomek?!

Milczał. Patrzył na podłogę.

– Ile?! – wrzasnęłam.

Po chwili ledwie słyszalnie wyszeptał:

– Zbyt długo, żeby to odkręcić.

Zrobiło mi się niedobrze. Musiałam się złapać blatu, żeby nie upaść.

– Czyli całe nasze życie to był teatr? Udawałeś?

Nie odpowiedział. Tylko stał tam. Bezczelnie cicho. A ja wiedziałam, że wszystko, w co wierzyłam, właśnie się rozsypało.

Pogrzebał mnie za życia

Usiedliśmy. Nie wiem, czemu. Może dlatego, że nie miałam siły ustać. On z lewej strony stołu, ja z prawej. Jak przy jakiejś chorej grze w szachy, gdzie każdy ruch to ból.

– Chcę wiedzieć wszystko – powiedziałam zimno. – Ile to trwa? Od kiedy mnie okłamujesz?

Tomek spuścił głowę.

Ponad trzy lata.

Zachłysnęłam się powietrzem. Trzy lata. Nasze wakacje, urodziny dzieci, święta… wszystko w tym czasie było już skażone kłamstwem.

– Trzy lata… – Powtórzyłam jak echo. – Dlaczego? Dlaczego ona?

Zerknął na mnie. Oczy miał czerwone, ale mnie to nie ruszało.

– Nie planowałem tego. Po prostu… przy niej poczułem się znowu ważny. Jakbym znowu był kimś.

– A ja? – przerwałam mu. – Przez dwadzieścia lat byłam nikim?

– Nie o to chodzi…

– To o co chodzi, Tomek? Bo chyba nie o miłość. Gdybyś mnie kochał, nie zrobiłbyś tego.

Westchnął ciężko.

– Chciałem ci powiedzieć wcześniej. Naprawdę. Ale się bałem.

Zaśmiałam się. Pustym śmiechem kobiety, która właśnie została pogrzebana za życia.

– Nie bałeś się mnie zranić. Bałeś się zostać sam. To jest ta różnica.

Nie zaprzeczył. Siedzieliśmy tak jeszcze długo, w ciszy. On pewnie liczył, że go zrozumiem. Ja liczyłam sekundy do momentu, w którym wreszcie wstanę i odejdę. Ale jeszcze wtedy nie byłam gotowa. Jeszcze wtedy nie.

Chciałam tylko wyjść z tej farsy

W piątek spakowałam torbę. Bez słów. W sypialni było cicho, tylko z szafy zsunął się wieszak z jego koszulą. Nie podniosłam.

– Magda, porozmawiajmy jeszcze raz – powiedział, gdy zobaczył mnie przy drzwiach z torbą w ręku.

– Nie – odpowiedziałam spokojnie. – Nie będę już z tobą rozmawiać. Już wszystko powiedziałeś. Przez trzy lata, milcząc.

– Nie rób tego dzieciom – próbował jeszcze. – One nie muszą na tym cierpieć.

Zatrzymałam się.

– To ty im to zrobiłeś, Tomek. Ja tylko wychodzę z tej farsy.

Zosia zeszła po schodach. W rękach trzymała książkę, ale zaraz ją upuściła.

– Mamo? – spytała niepewnie.

Uklękłam przy niej. Kuba już stał za nami, cichy jak zawsze, ale z oczami wielkimi jak spodki.

– Kochani… Muszę się na jakiś czas wyprowadzić. Ale wszystko wam wytłumaczy tata. To ważne. Będę z wami cały czas w kontakcie. Dobrze?

Nie płakali. Jeszcze nie. Ale wiedziałam, że płacz przyjdzie później. W nocy, w ciszy, gdy ich tata znów wróci za późno. Wynajęłam pokój. Niewielki, z kanapą i skandynawskim stolikiem. Patrzyłam przez okno na nieznane mi osiedle i nie wiedziałam, co będzie dalej. Ale po raz pierwszy od bardzo dawna czułam… ciszę. Bez wrzasku emocji. Bez udawania. Czułam swój oddech.

Dziś już nie udaję niczego

Czasem jeszcze budzę się w środku nocy z uczuciem, że ktoś mnie woła. Wtedy odruchowo sięgam dłonią na drugą stronę łóżka, ale nikogo tam nie ma. I dobrze. Już nie ma potrzeby, by ktoś był. Przynajmniej nie ktoś, kto mnie okłamuje. Minęły trzy miesiące. Zosia rzadko odpisuje od razu, Kuba częściej. Wiem, że są między młotem a kowadłem, że nie chcą wybierać stron. I nie każę im. Mówię tylko, że ich kocham. Codziennie. Nie wróciłam do tamtego domu. Już nie umiałabym tam oddychać. Nie potrafiłabym siedzieć przy stole, przy którym przez trzy lata patrzył mi w oczy i planował weekendy z kimś innym.

Zastanawiam się czasem, jak długo mnie nie kochał? Może jeszcze mnie kochał, gdy robiliśmy remont łazienki. A może już wtedy był gdzieś indziej. Ale przestałam się tym truć. Przeszłość już mnie nie obchodzi. Ona mnie zdradziła. Teraz myślę o tym, co przede mną. I choć jest to przerażające, to też… wyzwalające. Nie wiem, co mnie czeka. Ale wiem jedno, że pierwszy raz od lat to ja decyduję. Wyszłam z piekła, w którym długo udawałam, że pachnie różami. Dziś już nie udaję niczego. I choć jestem sama, to z każdym dniem uczę się, że samotność nie musi być pusta. Może być prawdziwa. Czasem boli. Ale jest moja. I tego mi już nikt nie odbierze.

Magda, 45 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama