„Mój mąż pachniał jak perfumy dla emerytki. Stanęłam jak wryta, gdy wyszło, skąd ciągnął się ten odór”
„Zaczęłam analizować jego ostatnie wyjazdy, każde spóźnienie, każdą nieodebraną rozmowę. Może to nic, może tylko szukałam problemów. Ale gdy to zaczęło się układać w logiczną całość, nie mogłam przestać myśleć, że Marek coś przede mną ukrywa. Ten zapach perfum wciąż krążył wokół mnie, jak duch przeszłości, którego nie można było zignorować”.

- Redakcja
Od kilku miesięcy zaczęłam dostrzegać subtelne zmiany w zachowaniu Marka. Z pozoru niewinne, ale dla kogoś, kto zna go tak dobrze jak ja, stawały się niepokojące. Marek, mój mąż od prawie dziesięciu lat, zawsze był przewidywalny. A ostatnio... Niby ten sam, a jednak inny. Być może to tylko moja wyobraźnia, ale każdy gest, każde słowo wydawały się jakby zabarwione czymś, co do tej pory było obce w naszej relacji.
Wszystko zaczęło się od momentu, gdy Marek zaczął więcej podróżować. Jego wyjazdy służbowe stały się coraz częstsze i dłuższe. Wiedziałam, że praca to praca, ale coś we mnie zaczęło krzyczeć, że nie wszystko jest takie, jak być powinno. Może to mój niepokój, może intuicja, ale poczucie, że coś się zmienia, nie dawało mi spokoju.
Nasze rozmowy stały się bardziej powierzchowne, jakby Marek chciał coś ukryć. Ja z kolei zaczynałam zastanawiać się, czy nasze małżeństwo jest tak stabilne, jak zawsze wierzyłam. Może to ja sama zaczęłam szukać problemów tam, gdzie ich nie było? Ale to przeczucie... to poczucie, że coś jest nie tak... Było zbyt mocne, by je ignorować.
Czasami, leżąc w nocy obok Marka, myślałam, czy nasz związek rzeczywiście oparty jest na zaufaniu, które dotąd uważałam za pewnik. Czasami miałam ochotę po prostu się go zapytać, co się dzieje, ale bałam się usłyszeć odpowiedź. Czy kiedykolwiek byłam gotowa na to, co mogło się wydarzyć?
Miałam coraz więcej podejrzeń
– Marek, co to za zapach? – zapytałam nieco zaskoczona, kiedy wrócił z ostatniej wycieczki. Jego ubrania pachniały znajomymi perfumami, choć z początku nie mogłam sobie przypomnieć, skąd je znam.
Marek odwrócił się z uśmiechem, ale ten szybko zniknął, gdy usłyszał moje pytanie.
– Co masz na myśli? – zapytał, unikając mojego wzroku.
– Pachniesz... jak... – zaczęłam, próbując przywołać w pamięci ten zapach. Nagle mnie olśniło. – Pachniesz jak twoja matka! – dodałam z niedowierzaniem.
Marek zmarszczył brwi i zmienił ton głosu.
– Nie wiem, o czym mówisz, Sylwia. Pewnie w hotelu używają jakichś dziwnych środków do prania. – Starał się to zbagatelizować, ale jego defensywna postawa mówiła mi coś innego.
W mojej głowie zaczęły się kłębić myśli. Dlaczego reagował tak nerwowo? Co mógłby ukrywać? To, co miało być jedynie przypadkowym spostrzeżeniem, teraz zaczynało nabierać niepokojących kształtów. Czy to możliwe, że Marek...?
Zaczęłam analizować wszystkie jego ostatnie wyjazdy, każde spóźnienie, każdą nieodebraną rozmowę. Może to nic, a może tylko szukałam problemów. Ale teraz, gdy coś zaczęło się układać w logiczną całość, nie mogłam przestać myśleć, że Marek coś przede mną ukrywa. Z jakiegoś powodu ten zapach wciąż krążył wokół mnie, jak duch przeszłości, którego nie można było zignorować.
Zasypiając tej nocy, byłam pełna wątpliwości. Czy to tylko moje urojenia, czy może naprawdę coś jest na rzeczy? Byłam zdeterminowana, żeby dowiedzieć się prawdy, bez względu na konsekwencje.
Chciałam znać prawdę
Zaczęłam śledztwo na własną rękę, szukając jakichkolwiek wskazówek, które mogłyby rozwiać moje wątpliwości. Pewnego dnia, przeglądając zdjęcia z ostatniego wyjazdu Marka, natrafiłam na coś, co dosłownie zmroziło mi krew w żyłach. Było to zdjęcie Marka, siedzącego obok przyjaciółki jego matki – Ewy. Zdjęcie zostało zrobione podczas jednego z jego wyjazdów, choć Marek nigdy nie wspominał, że ona tam była.
– O nie, nie... To nie może być prawda – szeptałam do siebie, wpatrując się w ekran komputera. Dlaczego Marek był tam z nią? Czemu nic mi nie powiedział? Czyżby to było prawdziwe źródło tego tajemniczego zapachu?
Zdesperowana, zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki, Anki. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć w każdej sytuacji. W ciągu kilku minut siedziała już ze mną w kuchni, przynosząc ze sobą butelkę wina i dwie kieliszki.
– Co się dzieje, Sylwia? – zapytała, widząc mój zmartwiony wyraz twarzy.
– Marek... Marek coś ukrywa – zaczęłam, a później powiedziałam jej, co leżało mi na duszy. Opowiedziałam o zapachu, o zdjęciu, o wszystkich moich podejrzeniach.
Anka słuchała w ciszy, a jej twarz przybierała coraz bardziej zmartwiony wyraz.
– Myślisz, że ma romans z tą kobietą? – zapytała ostrożnie.
– Nie wiem, Anka. Ale to wszystko zaczyna wyglądać bardzo źle – odpowiedziałam, zaciskając dłonie na szklance. – Nie wiem, co robić.
Anka wzięła mnie za rękę i spojrzała mi głęboko w oczy.
– Sylwia, musisz się dowiedzieć prawdy, ale przygotuj się na wszystko. Bez względu na to, co odkryjesz, jestem tutaj dla ciebie.
Jej wsparcie było jak promyk nadziei w tym całym chaosie. Wiedziałam, że przede mną długa i trudna droga, ale nie zamierzałam się poddać. Musiałam odkryć prawdę, nawet jeśli miała być bolesna.
To było jak cios w serce
Tego wieczoru, kiedy Marek wyszedł na spotkanie z "przyjaciółmi", postanowiłam podążyć za nim. To była desperacja, która mnie do tego popychała. Zaledwie kilkanaście minut później znalazłam się przed niewielką kawiarnią na obrzeżach miasta. Światło z wnętrza rozlewało się delikatnie na ulicę, a ja starałam się niepostrzeżenie wejść do środka.
Kiedy wreszcie go dostrzegłam, siedział przy stoliku z Ewą. Ich rozmowa była na tyle intensywna, że nie zauważyli mojego wejścia. Usiadłam niedaleko, ukrywając się za gazetą, i skupiłam się na ich dialogu. To, co usłyszałam, wprawiło mnie w osłupienie.
– Marek, naprawdę nie możemy już dłużej tego ukrywać – mówiła Ewa, jej głos drżał lekko.
– Wiem, ale Sylwia... Ona tego nie zrozumie – Marek odpowiedział z wyraźnym napięciem w głosie. – Musimy być ostrożni.
Słysząc jego słowa, coś we mnie pękło. Jak mógł mi to zrobić? Wszystko, co zbudowaliśmy, zdawało się rozpryskiwać na kawałki. Zanim zdążyłam się zastanowić, wstałam i podeszłam do ich stolika.
– Czego nie zrozumiem? – zapytałam, stojąc nad nimi z zaciśniętymi pięściami. Mój głos był zimny i twardy.
Oboje zamarli, widząc mnie tam, niezdolni do wymówienia ani słowa. Ich twarze zdradzały szok i poczucie winy, co tylko potwierdzało moje najgorsze obawy.
– Sylwia, ja... – Marek zaczął, ale nie miał odwagi dokończyć.
– Chcę usłyszeć prawdę. Teraz. – Byłam zdeterminowana i gotowa na wszystko.
– Tak, masz rację. To prawda. Ja... Mamy romans – przyznał, a jego słowa były jak cios w serce.
Zadrżałam, a świat wokół mnie zawirował. Nie wiedziałam, co teraz zrobić, jak się zachować. Wszystkie moje lęki okazały się realne, a życie, które dotąd uważałam za pewne, rozsypywało się w pył.
Czułam się oszukana
Siedziałam naprzeciwko Marka w naszym salonie, który teraz wydawał się obcy i nieprzyjemny. Każdy element wystroju przypominał mi o tym, co mieliśmy, a co teraz było stracone. Marek z trudem przerywał ciszę.
– Po śmierci mamy... wszystko się zmieniło – zaczął cicho, z trudem przełykając słowa. – Była dla mnie nie tylko matką, ale też najlepszą przyjaciółką. Po jej odejściu czułem się zagubiony, jakbym stracił część siebie.
Słuchałam go, starając się zachować zimną krew, choć serce biło mi jak szalone.
– Ewa była dla mnie, kiedy najbardziej tego potrzebowałem – kontynuował. – Była blisko, znała moją matkę, rozumiała mnie. W pewnym momencie po prostu... potrzebowałem tego, co ona mogła mi dać.
– A czego ja nie mogłam? – zapytałam ostro, próbując zrozumieć jego decyzję. – To chore!
– Sylwia, ty zawsze byłaś dla mnie wsparciem, ale to było coś innego. Ewa przypominała mi o matce, o tym, co straciłem. Nasza relacja zaczęła się niewinnie, ale potem... nie mogłem się wycofać.
Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, jak to mogło się wydarzyć. Czy to naprawdę był tylko wynik jego żalu? Czy po prostu znalazł kogoś, kto zapełnił lukę, której ja nie mogłam wypełnić?
W mojej głowie panował chaos. Czułam się zdradzona, oszukana i niepewna, co dalej robić. Nie mogłam mu wybaczyć. Nie wtedy. Nie wiedziałam, czy to kiedykolwiek nastąpi.
Wstałam, nie mogąc znieść tego ciężaru dłużej.
– Wszystko zniszczyłeś. To koniec.
Pozostawiłam go samego w salonie, z jego poczuciem winy i moim gniewem, które wisiały w powietrzu jak niewidzialna zasłona. Moje małżeństwo się skończyło, ale ja musiałam żyć dalej.
Sylwia, 35 lat
Czytaj także:
- „Pocieszałam szwagra pod swoim kocem. Zagalopowałam się i nie wiem, jak teraz spojrzę w oczy własnej siostrze”
- „Synowa chciała zrobić z Komunii wnuczki pokazówkę. Zapomniała, że to spotkanie z Bogiem a nie impreza”
- „Grill z teściową zakończył się z hukiem. Tak jej wygarnęłam, że już więcej mi nie powie, że zabrałam jej syna”