„Mój mąż zniszczył całą magię świąt. Wszystko przez to, co przypadkiem odkryłam na jego koncie”
„Zamiast cieszyć się choinką, zapachem pierniczków i dźwiękami kolęd, miałam w głowie tylko rozpacz. Niechcący odkryłam wszystkie zadłużenia mojego męża, a myśl o spłacaniu tych chwilówek sprawiała, że miałam dreszcze na całym ciele. Musiałam w końcu podjąć trudną decyzję, zanim poszłam razem z nim na samo dno.”

- Redakcja
Pracuję w biurze obsługi klienta, mam dwójkę dzieci – Tosię i Kubę – i jeszcze do niedawna... męża, Marka. Choć właściwie już od jakiegoś czasu bardziej czułam się jak samotna matka niż żona. Marek był obecny tylko fizycznie bo w myślach coraz bardziej odpływał. Odpływał w swoje niezrealizowane ambicje, dziwne pomysły, a potem... w długi. Zawsze to ja byłam tą odpowiedzialną. Tą, która pamiętała o zebraniach w szkole, terminach szczepień i opłatach. Tą, która odkładała każdą złotówkę, żeby wystarczyło do pierwszego. A on? Żył jakby obok. Miał „projekty”, „pomysły na biznes” i zrywy pracy, które kończyły się po kilku miesiącach, jakby sam nie wiedział, czego chce. Ja natomiast dźwigałam wszystko – pracę, dzieci, rachunki i jeszcze jego marzenia.
Święta... zawsze były dla mnie ważne, ale z roku na rok stawały się tylko źródłem stresu. Zawsze było to samo: brak pieniędzy, Marek mówiący, że „jakoś to będzie” i ja, próbująca z niczego wyczarować magię. W tym roku było jednak jeszcze gorzej, bo doszło do tego coś, co przelało czarę goryczy.
Miałam już serdecznie dość
– Anka, nie przesadzaj. Przecież to tylko mały kredyt – powiedział Marek, rozkładając ręce, jakby próbował mnie uspokoić.
Stałam przy choince, jeszcze nieprzystrojonej. Bombki leżały w kartonie, a Tosia z Kubą czekali z boku z pudełkami, gotowi do zabawy. Ale zabawy nie było.
– Mały kredyt?! I to jeszcze za moimi plecami... – wybuchłam. – Mówiłam ci wyraźnie, że nie chcę żadnych pożyczek i że damy sobie radę skromniej!
– No ale dzieci... – zaczął, zerkając na Kubę. – Chciałem, żeby miały fajne święta...
– One nie potrzebują prezentów z ratami na kolejny rok! One potrzebują stabilności i ojca, który podejmuje decyzje z głową!
Nastała cisza, a Tosia wtuliła się w Kubę. Biedne dzieciaki patrzyły na nas, jak na film, którego nigdy nie chciały oglądać. Wtedy zrozumiałam, że to już nie chodzi o pieniądze. Chodziło o to, że Marek zrobił to za moimi plecami. Znów. Jakby moje zdanie nic nie znaczyło. Jakbyśmy nie byli już partnerami.
– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Czuję się, jakbym mieszkała z trzecim dzieckiem, a nie z mężem.
Marek spochmurniał. Nie odpowiedział. Poszedł do drugiego pokoju. Zostawił mnie samą z bombkami, choinką, dziećmi i tym ciężarem w sercu. A ja, po raz pierwszy tak wyraźnie, pomyślałam, że może byłoby mi łatwiej samej.
Nie wiedziałam, co robić
– I co, jak wam minęły święta? – zapytała Dorota, gdy tylko usiadłam na kanapie w jej mieszkaniu.
Wzruszyłam ramionami i napiłam się herbaty.
– Anka? – Dorota spojrzała na mnie uważnie. – Mów mi, co się dzieje. Powiedz to na głos.
Nie chciałam mówić. Naprawdę, ale nagle poczułam, jak we mnie coś pęka. Wszystko. Oparłam się plecami o oparcie i zaczęłam płakać. Bez słów, bez ostrzeżenia. Jakby ktoś odkręcił kran.
– Wziął kredyt – wyszeptałam. – Mówiłam, że nie chcę. A on... zrobił to za moimi plecami. Przez internet. Na święta.
Dorota zamilkła na chwilę: – I to cię tak rozwaliło?
– Nie, nie tylko to. Ja już nie mam siły. Wszystko ciągnę sama. Praca, dzieci, dom, rachunki. A on żyje, jakby był gościem w hotelu. No i jeszcze ten kredyt...
– Może czas przestać go usprawiedliwiać – powiedziała cicho Dorota. – Może czas pomyśleć o sobie. A nie o nim.
Popatrzyłam na nią: – Myślisz, że powinnam się rozstać?
– Myślę, że powinnaś zapytać siebie, czy jeszcze go kochasz. Tak naprawdę.
Zamilkłam na chwilę i właśnie wtedy... uświadomiłam sobie, że chyba już dawno nie.
To był tylko początek
Szukając paragonu w torebce Marka, natrafiłam na coś grubszego. Koperta. Otworzyłam ją bezmyślnie. A potem... zamarłam. Wyciąg z konta, a na nim trzy różne przelewy do firm pożyczkowych. Nie jeden kredyt, tylko trzy chwilówki. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Paliło mnie w środku. Ręce mi się trzęsły. Wpadłam do salonu jak burza. Marek siedział z telefonem. Rzuciłam mu papiery na kolana.
– Co to ma być?
Spojrzał i zbladł: – Anka, to... nie tak, jak myślisz...
– Naprawdę?! A jak?! Tłumacz mi teraz, po kolei!
Wstał i nerwowo zaczął chodzić po pokoju: – Miałem długi... Zanim wziąłem ten kredyt na święta... próbowałem spłacić inne. Musiałem wziąć więcej.
Wtedy zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wzięłam pierwszy kubek z parapetu i cisnęłam w ścianę.
– Wiesz co? – wysyczałam. – Ty już nie jesteś moim mężem. Ty jesteś obcym człowiekiem.
Trzasnęły drzwi i wyszedł, a ja osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. Nie nad nim, tylko nad sobą i nad tym, że przez tyle lat żyłam w iluzji. Że wierzyłam, że dam radę to wszystko posklejać.
Ale nie da się naprawić czegoś, co od lat było tylko fasadą. Teraz poczułam, że to już definitywny koniec. Tylko co dalej?
Od razu pojechałam do mojej mamy
Siedziałam przy jej kuchennym stole jak dziecko. Poszarzała ściana, zapach mięty i koperku, widok znajomy od zawsze. Tylko ja – byłam już zupełnie inna.
– Wiedziałam, że tak się to skończy – powiedziała mama, nalewając mi rosołu. – Ale nie chciałaś mnie słuchać.
– Mamo, nie przyszłam po "a nie mówiłam". Nie mam siły udawać, że wszystko jest w porządku. Marek brał kredyty. Okłamywał mnie. A ja… nie wiem, co mam zrobić.
Mama przysiadła naprzeciwko: – Ja też kiedyś nie wiedziałam. Twojego ojca nie zostawiłam przez honor. Chciałam cię wychować w "pełnej rodzinie". A potem patrzyłam, jak płaczesz w pokoju, bo znowu krzyczał. Czasem lepiej odejść niż trwać w złudzeniu.
– Ale my mamy dzieci... – zaczęłam.
– I co im dajesz, trwając z kimś, kto cię niszczy? Dajesz im przykład miłości czy rezygnacji? Wiesz – ciągnęła mama – miłość to nie tylko uczucia. To też decyzje. Ty już nie kochasz Marka. Ty się boisz, co będzie bez niego.
Spojrzałam na nią: – A co, jeśli nie dam rady?
– Dasz. Bo już od dawna dźwigasz wszystko sama. Tylko jeszcze sobie tego nie powiedziałaś na głos.
– I co teraz mam zrobić? – zapytałam cicho.
Mama wzięła mnie za rękę: – Zrób to, co powinnaś była zrobić, gdy pierwszy raz cię zawiódł.
Przełknęłam ślinę: – Nie wiem, czy jestem gotowa.
– Nikt nigdy nie jest. Ale lepiej iść w stronę prawdy niż tkwić w kłamstwie.
Marek wrócił późnym wieczorem
– Anka, porozmawiajmy – zaczął, ale ja tylko skinęłam głową, żeby usiadł – Przepraszam. Wiem, że wszystko zepsułem. Ale... mogę to naprawić. Chcę to naprawić. Dla ciebie. Dla dzieci.
Odłożyłam kubek. Spojrzałam mu w oczy. I powiedziałam cicho: – Już nie musisz.
– Co?
– Już nie chcę, żebyś to naprawiał. Nie chcę, żeby moje dzieci patrzyły na miłość, która boli. Chcę, żeby wiedziały, że można żyć inaczej. Że można się szanować. I ufać sobie. My już nie jesteśmy partnerami, Marek. Jesteśmy wspomnieniem.
Zaniemówił. Próbował coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle: – Anka, błagam...
– Nie rób scen. Dzieci śpią. Twoje rzeczy są w przedpokoju. Pojedziesz do matki.
Podniósł się, jakby nie wierzył w to, co się właśnie dzieje: – Tak po prostu?
– Nie. To nie jest „tak po prostu”. To jest po latach samotności z kimś, kto miał być moim mężem.
Zabrał kurtkę i szybko spakował torbę. Nie spojrzał już za siebie. A ja, kiedy drzwi się zamknęły, pierwszy raz od dawna poczułam... ulgę. Nie spokój. Nie radość. Ale początek czegoś nowego.
I choć się bałam, wiedziałam jedno. Będę lepiej żyła sama, niż w małżeństwie, w którym codziennie powoli przygasałam. Było mi tylko smutno, że przez to wszystko choinka, kolędy i świąteczne ozdoby już nie wzbudzały we mnie radości, tylko przypominały to, o czym chciałabym zapomnieć.
Anna, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy mąż mnie zdradził, teściowa podała mi pomocną dłoń. Wtedy powiedziała mi coś, co zapamiętam do końca życia”
- „Straciłem pracę i nie miałem za co kupić prezentów na Wigilię. Gdyby nie żona, zniszczyłbym dzieciom święta”
- „Podzieliłam się z teściową świątecznymi obowiązkami. Nie sądziłam, że wystawi mnie do wiatru na dzień przed Wigilią”