Reklama

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam chwilę dla siebie. Może wtedy, gdy urodziłam pierwsze dziecko i leżałam w szpitalu? Tak, to chyba był ostatni moment, gdy Robert nie miał innego wyboru, jak samemu coś ogarnąć. Od tamtej pory życie wyglądało tak samo – ja sprzątam, gotuję, piorę, a on... No cóż. Leży na kanapie i „odpoczywa po pracy”.

Reklama

Gdyby chociaż faktycznie harował jak wół. Ale nie, on przecież pracował „umysłowo”. Twierdził, że jak wraca do domu, to jego mózg jest wyrżnięty jak zużyta ścierka i potrzebuje resetu. Reset oznaczał godzinne scrollowanie telefonu, drzemki i oglądanie meczu. A ja? Ja po pracy miałam drugi etat. W domu. Nie zliczę, ile razy próbowałam to zmienić. Rozmowy, prośby, groźby. Nawet kilka małych awantur. I co? I nic. Nadal byłam jedyną osobą, która wiedziała, jak działa odkurzacz i gdzie trzymamy środki czystości.

Ale jeśli coś przez te lata małżeństwa z Robertem zrozumiałam, to to, że on nie zmieni się pod wpływem rozmów. On potrzebował... bodźca. I wiedziałam, co podziała na niego jak płachta na byka. Jego matka. Teresa, kobieta-instytucja. Surowa, wymagająca, rządząca się w każdej sytuacji. Robert, choć dorosły facet, wciąż trząsł się przed jej surowym spojrzeniem. A ja postanowiłam to wykorzystać.

Czas na plan B – powiedziałam do siebie, uśmiechając się pod nosem.

Uknułam intrygę

Nie mogłam od razu zadzwonić do teściowej. Gdybym zrobiła to bez przygotowania, Robert od razu by się domyślił, że coś kombinuję. Musiałam podejść do sprawy sprytnie. Najpierw, wieczorem, gdy jak zwykle leżał na kanapie z telefonem, zaczęłam głośno wzdychać.

– Nic, nic – mruknęłam, kiedy uniósł głowę. – Po prostu nie wiem, jak sobie poradzę z tym wszystkim. Praca, dom, dzieci, obowiązki… Nie mam na nic czasu.

Robert, jak można było się spodziewać, przewrócił tylko oczami i wrócił do telefonu. A ja w ten sposób zrobiłam sobie grunt pod dalsze działania. Następnego dnia zadzwoniłam do teściowej.

– Mamo, ja już nie wyrabiam… – zaczęłam ze łzami w głosie. – Mogłabyś mi trochę pomóc? Robert tyle pracuje, a ja… po prostu nie daję rady.

Wiedziałam, że to wystarczy, by ją przekonać. Teściowa od razu się ożywiła.

– No wreszcie się odezwałaś, dziecko! – powiedziała z triumfem. – Zawsze mówiłam, że młodzi powinni liczyć na starszych. Oczywiście, że ci pomogę. Przyjadę jeszcze dzisiaj i zostanę na kilka dni.

To był dopiero początek

Nie spodziewałam się, że zareaguje tak szybko. Ledwie się obejrzałam, a już dzwonek do drzwi oznajmił jej przyjazd. Teresa weszła jak burza, a zaraz potem zaczęła bacznie lustrować mieszkanie.

Co za bałagan! – oznajmiła. – To nie może tak wyglądać. Trzeba tu porządnie posprzątać.

Robert wszedł do domu akurat w momencie, gdy jego matka ustawiała na blacie w kuchni płyn do mycia podłóg i gumowe rękawice. Spojrzał na nią z przerażeniem.

– Mamo, co ty robisz? – zapytał ostrożnie.

Pomagam twojej biednej żonie – odparła surowo. – A ty? Siedzisz tu sobie i nic nie robisz.

Robert nie wiedział, co powiedzieć. Nie odrywałam się od krojenia marchewki, ale kątem oka widziałam, jak przełyka ślinę.

– Ale ja dopiero co wróciłem… – zaczął.

– Nie marudź! Wstawaj, do roboty! – Teresa wskazała ręką na mop. – Jak byłam w twoim wieku, to już miałam na głowie cały dom i dwójkę dzieci.

Z trudem powstrzymałam uśmiech. Wiedziałam, że to dopiero początek.

Mąż wyglądał jak zbity pies

Kolejnego dnia Robert próbował ignorować sytuację. Wrócił z pracy, przywitał się i zjadł obiad, jak gdyby nigdy nic. Po krótkiej wymianie zdań z matką zasiadł do swojego rytualnego odpoczynku na kanapie. Przeliczył się jednak, bo teściowa wcale nie zamierzała mu tego ułatwiać.

– Odpoczynek? – zapytała lodowatym tonem, kiedy tylko zobaczyła go z pilotem w ręku. – A co, zrobiłeś już wszystko, co trzeba?

– Mamo, pół dnia byłem w pracy – odparł ostrożnie, jakby czuł, że wchodzi na pole minowe.

– No i? – Teresa uniosła brew. – Myślisz, że twoja żona nie była? Myślisz, że wszystko robi się samo?

Robert westchnął ciężko i podniósł się, ale to był dopiero początek jego męczarni. Matka nie dawała mu chwili wytchnienia. Najpierw kazała mu umyć okna, potem zabrała się za lodówkę, której stan – jak stwierdziła – wołał o pomstę do nieba. Nie minęły dwie godziny, a mój mąż wyglądał jak zbity pies.

Nigdy w życiu nie zrobił tak wiele we własnym domu. To musiała być dla niego prawdziwa życiowa rewolucja.

Robert był na skraju

Wieczorem, gdy teściowa poszła do łazienki, Robert usiadł obok mnie na kanapie i rzucił mi spojrzenie pełne oskarżenia.

– To jakiś koszmar… – wyszeptał. – Musiałaś ją tu sprowadzać?

Wzruszyłam ramionami, przybierając najbardziej niewinną minę, na jaką było mnie stać.

– Było mi ciężko i potrzebowałam pomocy – odpowiedziałam słodkim tonem. – Chciałeś, żebym się zaharowała?

– To nie jest pomoc, tylko roboty przymusowe! – syknął i przeczesał palcami włosy.

Nie skomentowałam. Wiedziałam, że muszę jeszcze chwilę wytrzymać, aż bańka jego wygody całkowicie pęknie. Następnego dnia teściowa postanowiła zrobić generalne porządki w piwnicy, a Robert, oczywiście, został oddelegowany do wynoszenia starych rzeczy.

– Przecież to nie moja wina, że tu taki bajzel! – próbował się bronić.

– Nie twoja? A kto miał to zrobić, krasnoludki? – odparła teściowa. – Mężczyzna w domu nie jest od siedzenia na kanapie i robienia bałaganu.

Robert patrzył na nią z otwartymi ustami. Wiedziałam, że jest już na skraju.

Wszystko zgodnie z planem

Trzeci dzień rządów teściowej zaczął się od porannego rozkazu. Ledwo Robert wstał i usiadł do śniadania, jego matka podała mu ścierkę i butelkę z płynem do czyszczenia fug.

– No, synku, do roboty. Łazienka wygląda okropnie. Kiedy ostatnio ją porządnie szorowałeś?

Zatkało go. Spojrzał na mnie z niemym błaganiem o ratunek, ale ja tylko piłam kawę, udając, że nic nie widzę.

– Mamo, ale ja muszę się napić kawy – spróbował.

– To się napijesz po wszystkim – ucięła Teresa. – W moich czasach mężczyzna nie marudził, tylko robił, co trzeba.

Robert przewrócił oczami, ale podniósł się i pomaszerował do łazienki, mamrocząc pod nosem coś, czego wolałam nie dosłyszeć. Po godzinie przyszedł do mnie do kuchni. Był wyczerpany, z twarzą czerwoną od wysiłku.

– Błagam, niech ona wróci do siebie… – wysapał, opierając się o lodówkę.

– Nie mogę jej tak po prostu wyrzucić – odparłam, udając zatroskaną. – Wiesz, że chce mi pomóc.

– To ja zrobię wszystko, co trzeba! – niemal wykrzyknął. – Będę sprzątał, gotował, cokolwiek! Tylko niech ona przestanie mną rządzić!

To było to, na co czekałam. Westchnęłam teatralnie, jakbym musiała się nad tym dłużej zastanowić.

– No dobrze… Może spróbuję z nią porozmawiać. Ale pamiętaj, że będziesz musiał mi pomagać.

– Będę, obiecuję!

Miałam go.

Chyba się udało

Nie mogłam od razu oznajmić teściowej, że Robert jej „już nie potrzebuje”. Byłoby to zbyt podejrzane. Musiałam to rozegrać delikatnie, jakby to wszystko było naturalnym biegiem wydarzeń.

Wieczorem, kiedy Robert po raz kolejny pucował kuchenkę, a jego matka stała nad nim z założonymi rękami, uznałam, że to najlepszy moment.

– Mamo – zaczęłam powoli – chyba ci się udało. Dzięki tobie Robert zrozumiał, że powinien bardziej pomagać.

Teściowa spojrzała na mnie z zadowoleniem, a potem na syna, który właśnie polerował piekarnik.

– No nareszcie! – oświadczyła dumnie. – Mówiłam, że wystarczy go trochę zdyscyplinować. Teraz już sobie poradzicie.

Robert spojrzał na mnie z nadzieją, a ja tylko skinęłam głową. Teściowa, przekonana o swoim sukcesie wychowawczym, spakowała walizkę i następnego dnia rano odjechała. Robert, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, osunął się na kanapę i westchnął z ulgą.

– Nigdy więcej… – mruknął.

– Coś mówiłeś? – spojrzałam na niego znad filiżanki herbaty.

– Nic, nic… – szybko się podniósł. – Chyba miałem coś posprzątać, prawda?

Obserwowałam go uważnie. Początkowo faktycznie się starał. Odkurzał, gotował, nawet sam z siebie wynosił śmieci. Przez chwilę czułam triumf – oto udało mi się w końcu sprawić, że nasz domowy układ stał się sprawiedliwszy.

Ale czy na pewno?

To była chwilowa zmiana

Minęły dwa tygodnie, odkąd teściowa wyjechała. Robert wciąż pomagał, ale coś się zmieniało. Na początku był nadgorliwy – odkurzał nawet wtedy, gdy nie było to konieczne, a naczynia mył od razu po posiłku, jakby bał się, że teściowa może wrócić i przyłapać go na lenistwie. Ale z czasem jego zapał osłabł.

Najpierw przestał myć podłogę „bo przecież ostatnio to robił”. Potem zapomniał wynieść śmieci. A w kolejnym tygodniu nagle „miał bardzo dużo pracy” i „nie wyrabiał się z obowiązkami”.

Któregoś wieczoru, gdy zastałam go na kanapie z telefonem w ręku i talerzem po kolacji na stoliku, wzięłam głęboki oddech.

– Robert, umówiliśmy się.

Spojrzał na mnie z nieudawaną niewinnością.

– Przecież pomagam! Dzisiaj rozwiesiłem pranie.

– A wczoraj?

– No… wczoraj miałem ciężki dzień.

– A przedwczoraj?

Nie odpowiedział. Wzruszył ramionami i znowu spojrzał w ekran.

Czy naprawdę wygrałam? Może i zmusiłam go do chwilowej zmiany, ale to nie była prawdziwa przemiana. Po prostu się wystraszył. A teraz, gdy matka już nie stała mu nad głową, wszystko wracało do normy.

Siedziałam w ciszy, wpatrując się w jego zrelaksowaną sylwetkę. W końcu uśmiechnęłam się pod nosem.

– Może czas na wizytę mamy? – rzuciłam niby od niechcenia.

Robert zesztywniał.

– Żartujesz, prawda?

Nie odpowiedziałam, tylko podniosłam się i zaczęłam zbierać talerze ze stolika. Może nie udało mi się go zmienić na stałe. Może nadal będę musiała nim lekko manipulować. Ale jedno było pewne – teraz miałam w rękach potężną broń.

I zamierzałam jej używać.

Reklama

Milena, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama