Reklama

Jestem mamą siedmiomiesięcznego Jasia. Nie mam żadnej przyjaciółki, która naprawdę by to rozumiała. A może... nie miałam. Bo teraz zaczęłam rozmawiać z Magdą – sąsiadką z klatki obok. Te rozmowy, choć krótkie, były jak woda dla spragnionego. Mój mąż? On raczej nie zadaje zbędnych pytań. On raczej mówi. Zazwyczaj tak:

Reklama

– Co tak płaczesz? Przecież dziecko jest najedzone. Może mu zęby idą.

Albo:

– Weź go uspokój, bo mam ważnego calla, nie mogę tak pracować.

Dzień wygląda mniej więcej ta: ja – w piżamie do południa, bo nie było kiedy się przebrać. Ja – z dzieckiem przy piersi, choć miałam już dawno przejść na butelkę. Ja – zmywająca resztki śniadania o 16. Kamil pracuje. A po pracy... też jest zajęty. Na konsoli. Z kolegami. Kiedyś byliśmy jednym zespołem. Robiliśmy razem pizzę z gotowego ciasta i mieliśmy z tego ubaw. Jechaliśmy na Mazury z materacem na dachu auta. A teraz... mijamy się. I nawet nie wiemy, co u siebie słychać. Pamiętam, jak mi obiecywał:

– Będę pomagał, jak będzie trzeba. Wiesz, że jestem zawsze z tobą.

A teraz?

Kiedy opowiedziałam Magdzie, że Kamil ani razu nie zmienił Jasiowi pieluchy, spojrzała na mnie, jakbym mówiła o czymś nie z tej ziemi.

– Żartujesz, prawda? – zapytała.

Pokręciłam głową.

– Nigdy? Ani razu? – dopytała.

– Ani jednego razu – wyszeptałam. – On mówi, że...

I wtedy przypomniałam sobie tamto jedno, bolesne zdanie, które wypowiedział z takim przekonaniem, jakby był ekspertem od ojcostwa:

– Prawdziwy facet nie zmienia pieluch. To twoja rola.

Wtedy jeszcze to zignorowałam. Uśmiechnęłam się krzywo i przeszłam nad tym do porządku dziennego. Ale dziś, kiedy płakałam w łazience z Jasiem na rękach, miałam wrażenie, że wszystko we mnie pękło.

Chciałam, żeby był ojcem

– Znowu płacze? – Kamil zrzucił buty w przedpokoju i spojrzał na mnie z irytacją, jakby Jaś był jakimś irytującym budzikiem, a nie jego własnym dzieckiem. – Zajmij się nim, proszę, jestem padnięty.

Odwróciłam głowę. Ja też byłam padnięta. Od siedmiu miesięcy bez przerwy. Ale on tego nie widział. Albo nie chciał widzieć.

– A ja co, spałam dziś do południa? – zapytałam, z trudem powstrzymując łzy. – Przewinęłam go już cztery razy, karmiłam trzy, dwa razy miał kolki. Ale jasne. Ty jesteś zmęczony.

Kamil zdjął marynarkę i rzucił ją na oparcie krzesła.

– No bo jestem. Nie udawaj, że nie widzisz, ile pracy mam teraz. Spotkania, targety, klientka z Niemiec…

– A ja? – przerwałam mu. – Ty nawet nie wiesz, ile razy dzisiaj Jaś zrobił kupę.

Spojrzał na mnie i westchnął.

– Natalia, ale o co ci chodzi? Chcesz, żebym zmieniał pieluchy? Serio?

– Tak. Chcę. Chcę, żebyś był ojcem, a nie gościem od wypłaty!

– Prawdziwy facet nie zmienia pieluch, rozumiesz? To twoja rola. – powiedział to tak spokojnie, tak zimno, jakby mówił o jakiejś oczywistości.

Zaniemówiłam. Przez chwilę stałam bez ruchu, słuchając, jak Jaś kwili w drugim pokoju. I wtedy coś się we mnie przełamało. Poczułam coś gorszego niż złość. Pogardę.

– To po co ci było to dziecko, Kamil? Żeby wrzucać fotki z wózkiem na profil?

Nie odpowiedział. Odwrócił się i wszedł do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Jak zwykle. Zostałam sama. Z dzieckiem. Z pieluchą. I z pytaniem, które nie dawało mi spokoju. Czy on w ogóle chciał być ojcem?

Nie dorósł do ojcostwa

– Mamo, on uważa, że zmiana pieluch to upokorzenie. Powiedział mi to prosto w oczy. – Zaparzyłam herbatę i usiadłam przy kuchennym stole.

Jaś spał w gondoli na korytarzu, zawinięty w koc z misiem. Byłam u mamy może dwadzieścia minut, a już czułam, jakby ktoś na chwilę wziął mój ciężar. Mama zdjęła okulary i popatrzyła na mnie uważnie.

Mężczyźni czasem są uparci. Ale nie każdy facet wie, jak się zachować. Może trzeba mu to powiedzieć wprost?

Prychnęłam. Zaśmiałam się, ale bez cienia radości.

– Ja mówię. Od miesięcy. I nic. Prosiłam. Tłumaczyłam. Błagałam, kiedy miałam gorączkę i drżałam z osłabienia, a Jaś miał kolkę. I co? „Zadzwoń po twoją matkę”. Pamiętasz?

Mama westchnęła. Poprawiła kubek, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. Czasem mam wrażenie, że broni Kamila, bo boi się, że zostanę sama. Albo, bo wie, co to znaczy być samotną z dzieckiem, choć się ma męża.

– Nie chcę się wtrącać… Ale może on nie dorósł do ojcostwa?

– A ja musiałam dorosnąć do bycia matką w godzinę. Bo jak wróciliśmy ze szpitala, to on od razu powiedział, że „musi coś skończyć do pracy”. A ja miałam szwy, hormony i dziecko, które nie chciało spać. Nie miałam nawet czasu, żeby się poryczeć.

Mama milczała przez chwilę. W końcu powiedziała cicho:

– Nie chcesz wrócić na trochę do mnie?

Spojrzałam na nią z wdzięcznością. Ale też z wątpliwością. Bo czy to nie byłaby porażka?

– Jeszcze nie. Ale dziękuję, mamo.

Na korytarzu Jaś zakwilił. Poszłam go przytulić. A w głowie miałam tylko jedno, czy naprawdę będę musiała wychować go sama, mając męża, który mieszka ze mną pod jednym dachem?

Nie chciał jechać do lekarza

Wieczorem Jaś dostał gorączki. Był marudny, cały czerwony, wiercił się i płakał tak, że nie dało się go uspokoić. Termometr pokazał 38,9. Od razu wiedziałam, że to coś więcej niż tylko ząbkowanie.

– Kamil, musimy jechać do lekarza. Teraz. – weszłam do salonu, trzymając Jasia w ramionach. On leżał na kanapie z padem w dłoni. Zsunął słuchawki z jednego ucha.

– Co? Teraz? Przecież to pewnie tylko zęby. Daj mu syrop, po co panikujesz?

– Bo ja to czuję. To nie są zęby. On jest cały rozpalony, nie je, nie śpi, nie poznaje mnie. Nie żartuję. Kamil, proszę cię!

Wzruszył ramionami i spojrzał na ekran.

– Natalia, nie mogę teraz. Mam zaraz spotkanie. Nie mogę tego przerwać. Mówiłem ci, że to ważne. Poza tym jutro mam spotkanie z klientem, muszę się wyspać.

Zaniemówiłam. Przez sekundę naprawdę myślałam, że żartuje. Że zaraz wstanie, ubierze się i pojedziemy razem. Ale on nie drgnął. Nawet nie spojrzał na Jasia.

– Ty... – wyszeptałam. – Ty właśnie wybierasz grę zamiast swojego dziecka?

Natalia, nie dramatyzuj. Weź sobie taksę, jak się boisz sama jechać.

Nie odpowiedziałam. Poszłam do łazienki, usiadłam na zimnych kafelkach, tuląc zapłakanego Jasia. I wtedy popłakałam się razem z nim. W całym mieszkaniu panowała cisza, tylko zza drzwi dobiegały odgłosy strzelanek i okrzyków kolegów Kamila. W myślach powtarzałam jedno zdanie, że jestem samotna we własnym domu. I nie wiem już, kim jest ten człowiek w pokoju obok.

Byłam zupełnie pusta

Następnego dnia Kamil wstał jak gdyby nigdy nic. Przeciągnął się, ziewnął, zerkając na mnie spod oka, jakby sprawdzał, czy jeszcze się gniewam. Ale ja już się nie gniewałam. Ja byłam pusta. Jaś spał w końcu spokojnie – po trzech godzinach w nocnej przychodni i dwóch z czekaniem. Okazało się, że to infekcja wirusowa. Nic poważnego, ale wystarczyło, żebym się bała o jego życie, sama, o trzeciej nad ranem, z gorączkującym niemowlakiem w dusznej poczekalni. Kiedy zjadł śniadanie, a jaś zasnął po syropie, poprosiłam Kamila, żeby usiadł przy stole. Bez emocji, bez wrzasków. Chciałam tylko spokojnie powiedzieć, co we mnie pękło.

– Musimy pogadać – powiedziałam. – Albo coś się zmieni, albo ja zniknę.

Kamil uśmiechnął się kpiąco.

– Znowu zaczynasz dramatyzować?

– Nie. Już nie dramatyzuję. Po prostu mówię, jak jest. Wczoraj wybrałeś grę. Przedwczoraj – wygodę. Od miesięcy wybierasz wszystko, tylko nie nas. Ty jesteś dodatkiem do mieszkania. Dekorem. Ojcem z podpisu na akcie urodzenia. W końcu coś w nim drgnęło. Uśmiech zniknął. Popatrzył na mnie uważnie.

– Naprawdę chcesz odejść?

– Ja nie wiem, czego chcę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ale wiem, czego już nie zniosę. Bycia samotną, kiedy jesteś obok. Jeśli coś się nie zmieni, to nie mam tu czego szukać.

Milczał. Ja też. Po chwili tylko zapytał cicho:

– Co mam zrobić?

Nie wiem, czy to wystarczy

Dwa dni później Kamil pierwszy raz przewinął Jasia. Sam. Bez komentarza. Bez mojego proszenia. Po prostu wziął pieluchy, chusteczki i po cichu poszedł do pokoju. Nie zawołał mnie. Nawet nie zapytał, czy dobrze to robi. A ja – stałam w kuchni, słuchając szelestu folii i odgłosu odkręcanego kremu. I pierwszy raz od miesięcy... nie robiłam nic. Po chwili wrócił, trochę niezdarnie trzymając dziecko w objęciach.

– Trochę się ubrudził. – Uśmiechnął się nerwowo. – Ale... chyba dałem radę.

Nie odpowiedziałam. Tylko kiwnęłam głową. Bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Za dużo we mnie narosło. Za dużo łez, za dużo pustki, za dużo wieczorów w łazience z płaczącym dzieckiem. Wieczorem poszłam do Magdy.

– Zrobił to – powiedziałam, siadając na jej kanapie. – Przewinął go. Sam z siebie.

– I co? – zapytała.

Zamieszałam łyżeczką w herbacie, patrząc, jak listki unoszą się i opadają.

– Nie wiem, czy to wystarczy. Ale przynajmniej wie, że nie będę czekać w nieskończoność.

Magda położyła mi dłoń na ramieniu.

– A ty? Chcesz, żeby się udało?

– Ja chcę być szczęśliwa. Z nim albo bez niego. Ale nie chcę być tłem do jego życia. Chcę być kimś.

Natalia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama