Reklama

Kiedyś byliśmy jak dwie połówki jabłka. Mogłam zamknąć oczy i przewidzieć, co mąż powie, jak się zaśmieje. Wydawało mi się, że znam Piotra na wylot, a jednak po narodzinach Stasia zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. Znajomi mówili, że dziecko przewraca życie do góry nogami. Byłam na to gotowa. Ale nikt nie ostrzegł mnie, że zmieni się też człowiek, którego kocham.

Reklama

– Nie pozwalaj mu na to! – Piotrek patrzył na mnie z wyrzutem.

Staś siedział na dywanie z czekoladowym batonikiem w dłoni, radośnie oblizując palce.

– Ale o co ci chodzi? – westchnęłam. – Jest głodny, nie chciał zjeść zupy, to dostał coś innego.

Mąż aż się zapowietrzył.

– Ty chyba żartujesz?! Pozwalasz mu jeść słodycze przed obiadem?

W pierwszej chwili myślałam, że to żart. Ale jego twarz była napięta, gniewna. Zrobił krok do przodu, chwycił batonik z rączki Stasia i rzucił go do kosza. Synek rozpłakał się natychmiast, a ja poczułam, jak we mnie też rośnie fala wściekłości.

– Co ty wyprawiasz?!

Uczę naszego syna dyscypliny – warknął.

Patrzyłam na niego osłupiała. Gdzie podział się ten czuły, wyluzowany chłopak, który kiedyś zasypiał obok mnie z książką na piersi? Kiedy zmienił się w faceta, który krzyczy na własne dziecko za kawałek czekolady? Nie poznawałam go. Nie poznawałam nas.

Wiedziałam, czego potrzebuje mój syn

Staś dalej płakał, a ja byłam wściekła. Nie dlatego, że Piotrek wyrzucił batonik. Nie dlatego, że Staś płakał. Tylko dlatego, że Piotrek nagle zaczął rządzić. Jakby to tylko on wiedział, co jest dla naszego dziecka dobre. Wzięłam Stasia na ręce i przycisnęłam go do siebie. Pachniał mlekiem i czekoladą.

Nie wolno krzyczeć na mamę – powiedziałam cicho, patrząc mężowi prosto w oczy.

– A mamie wolno karmić Stasia czekoladą przed obiadem – warknął.

Odwrócił się na pięcie i poszedł do kuchni. Słyszałam, jak z hukiem wyciąga talerz i łyżkę. Po chwili wrócił, niosąc miskę z zupą.

– Masz – postawił ją na stole. – Niech zje normalny obiad.

On nie chce zupy – powiedziałam spokojnie, choć w środku miałam ochotę nim potrząsnąć.

– Bo wie, że dostanie coś lepszego. Nauczysz go, że można wymuszać, płakać i robić, co się chce. I zobaczysz, kim będzie za kilka lat.

Przewróciłam oczami.

– Jest dzieckiem. Nie musimy go tresować.

– Nie, ale możemy go nauczyć, że życie to nie przedszkole, gdzie wszystko dostaje się na tacy! – W jego głosie była prawdziwa furia.

Odsunęłam się, obejmując mocniej Stasia. Miałam ochotę powiedzieć mu wszystko, co kłębiło mi się w głowie. Że jego „dyscyplina” to tylko sposób na wyładowanie frustracji. Że Staś to nie mały żołnierzyk, którego można ustawić do pionu komendami. Ale nie powiedziałam nic. Bo chyba bałam się odpowiedzi. Staś przestał płakać i położył głowę na moim ramieniu.

– Wiesz co? – zaczęłam cicho. – To nie jest tylko kłótnia o batonik.

– A o czym niby?

– O tym, że jesteś dla niego zbyt surowy.

Piotr zmrużył oczy.

– Bo nie chcę, żeby wyrósł na mięczaka? Bo chcę, żeby się zdrowo odżywiał i był silny?

Bo nie jesteś już sobą – odpowiedziałam.

Nie odezwał się. Zabrałam Stasia do sypialni. Gdy wróciłam, Piotr siedział przy stole i patrzył na zimną zupę. Przez moment wydawało mi się, że zobaczyłam na jego twarzy coś, czego nie widziałam od dawna. Żal.

Nie poznawałam własnego męża

Przez kolejne dni mąż milczał. Niby był, ale jakby go nie było. Odpowiadał półsłówkami, unikał mojego wzroku. Gdy wracał z pracy, zajmował się czymś w garażu albo siedział zapatrzony w telefon, jakbyśmy ze Stasiem nie istnieli. Widziałam, że coś w nim pękło. Może to, co powiedziałam, może coś innego. Ale nie miałam już siły pytać.

– Tata poczyta mi bajkę? – zapytał Staś któregoś wieczoru.

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.

Tata jest zmęczony, kochanie.

Zawahał się, a potem dodał cicho:

– Już mnie nie lubi?

Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle.

– Oczywiście, że cię lubi – pocałowałam go w czoło. – Po prostu… dorośli czasem mają gorsze dni.

Ale nie umiałam już sama w to uwierzyć. Wieczorem usłyszałam szuranie w kuchni. Wyszłam z sypialni i zobaczyłam Piotra. Stał przy blacie, krojąc chleb, ale ręce mu drżały. Odłożył nóż, zacisnął palce na blacie.

Nie wiem, co się z nami dzieje – powiedział cicho.

– Ja też nie – przyznałam.

Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie pierwszy raz od kilku dni.

– Może za bardzo się staram.

Nie wiedziałam, czy chodziło mu o ojcostwo, czy o udowadnianie mi, że ma rację. Stałam w kuchni, patrząc na mężczyznę, którego kiedyś znałam na wylot. Teraz miałam wrażenie, że dzieli nas przepaść.

Starałam się zachować spokój

Wydawało mi się, że coś się między nami zmieniło. Ale to była tylko cisza przed burzą. Staś złapał przeziębienie. Nic poważnego – katar, lekki kaszel, trochę marudzenia. Siedzieliśmy razem na kanapie, oglądając bajkę, gdy Piotrek wrócił z pracy. Już od progu wyglądał na spiętego.

– Co się stało? – zapytałam, ale tylko machnął ręką.

Stał w drzwiach salonu, patrząc na Stasia.

– I co? Znów się obijacie? – rzucił.

– Jest chory – odpowiedziałam spokojnie.

– Chory? Ma katar. To nie choroba. Kiedy ja byłem dzieckiem, nikt mnie nie traktował jak jajko.

Westchnęłam, ale nic nie powiedziałam. Staś zwinął się obok mnie w kłębek, jakby wyczuwał napięcie w powietrzu. Mąż spojrzał na mnie surowo.

– A ty co? Nic nie robiłaś przez cały dzień, tylko siedziałaś z nim przed telewizorem?

– Serio? – parsknęłam. – Mam się tłumaczyć z tego, że zajmuję się naszym chorym dzieckiem?

– Nie, ale może przy okazji mogłabyś go nauczyć, że życie to nie leżenie na kanapie.

– Masz na myśli życie, w którym nikt nie okazuje czułości i nie pozwala na chwile słabości?

Zamrugał. Przez chwilę wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz.

To nie jest słabość – warknął. – To lenistwo.

Coś we mnie pękło.

– On ma 5 lat! Nie musisz robić z niego twardziela!

– Bo ty chcesz zrobić z niego mięczaka!

– Nie! – krzyknęłam. – Chcę, żeby czuł się kochany, a nie oceniany na każdym kroku!

Piotrek zacisnął pięści, ale nic nie powiedział. Staś patrzył na nas wielkimi oczami, oddychając szybko. Zrozumiałam, że właśnie daliśmy mu lekcję. Ale zupełnie nie taką, jaką powinniśmy. Patrzyłam na męża. Znałam ten wyraz twarzy. To był moment, w którym powinien się cofnąć, wziąć oddech, przełknąć dumę.

– Wiesz co? – wysyczał. – Jeśli chcesz go tak wychować, to rób to sama.

Odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami. A ja zostałam w salonie z naszym synem, który pierwszy raz w życiu naprawdę się bał.

Parsknęłam gorzko

Męża jeszcze nie było, kiedy kładłam Stasia spać. Leżałam obok syna, głaszcząc go po plecach, kiedy usłyszałam przekręcany w zamku klucz. Nie chciałam wstawać. Nie chciałam patrzeć na niego, słuchać kolejnych oskarżeń. Ale zanim zdążyłam podjąć decyzję, drzwi do sypialni uchyliły się i zobaczyłam jego sylwetkę w świetle korytarza.

– Śpi? – zapytał cicho.

A co cię to obchodzi? – syknęłam, ostrożnie wysuwając się z łóżka.

Wyszłam do salonu, nie oglądając się za siebie. Piotrek poszedł za mną.

– Nie krzycz – powiedział. – Nie chcę, żeby Staś się obudził.

Parsknęłam gorzko.

Teraz nagle się przejmujesz? Bo jeszcze kilka godzin temu miałeś go gdzieś.

Zacisnął usta, spojrzał w bok.

– Wyszedłem, żeby ochłonąć.

– Jasne – prychnęłam. – I co, przemyślałeś coś?

Oparł się o ścianę, włożył ręce do kieszeni.

– Może… nie miałem racji.

Zamarłam.

– Może?

Spojrzał na mnie z cieniem wyrzutów sumienia.

– Nie wiem. Po prostu… Czasem mam wrażenie, że nie ogarniam tego wszystkiego. Że nie wiem, jak być ojcem.

Zmęczenie w jego głosie sprawiło, że przez sekundę zrobiło mi się go żal. Ale tylko przez sekundę.

– Więc czemu wyżywasz się na nas?

Opuścił wzrok. Stałam tam, w półmroku salonu, patrząc na mężczyznę, którego kiedyś kochałam, i nie byłam pewna, czy wciąż jeszcze jesteśmy rodziną.

Coś we mnie pękło

Nie spałam całą noc. Słyszałam, jak Piotrek krząta się po kuchni, jak w końcu zamyka się w pokoju i zapada cisza. Chciałam wierzyć, że to, co powiedział, było jakimś przełomem. Ale znałam go. Wiedziałam, że jutro wszystko wróci do normy. I miałam rację. Rano zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.

– Co chcesz na śniadanie? – zapytał, jakby był przykładnym ojcem i mężem.

– Naprawdę myślisz, że możemy tak po prostu wrócić do normalności? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

Staś siedział przy stole, kręcąc łyżką w miseczce z płatkami. Piotrek westchnął.

– Nie zaczynaj.

Nie zaczynaj?! – Powtórzyłam, czując, jak zbiera mi się na płacz.

Staś podniósł na mnie oczy, wystraszony.

– Nie będę z tobą walczyć przy nim – syknęłam.

Piotrek milczał. Wtedy coś we mnie pękło.

– Wiesz co? Może faktycznie powinnam wychowywać Stasia sama.

Odwróciłam się i wyszłam z kuchni, a syn pobiegł za mną, łapiąc mnie za rękę.

– Wszystko dobrze?

Spojrzałam na niego i zrozumiałam, że nie mogę już dłużej udawać, że to jest normalne. Już nie byliśmy pełną rodziną.

Reklama

Marta, 40 lat

Reklama
Reklama
Reklama