„Mój mąż wyszedł na chwilę z domu i nigdy nie wrócił. Po roku przypadkiem odkryłam, że drań planował to już od dawna”
„Gdy nie odpowiedział do dwudziestej, poczułam niepokój. To do niego niepodobne, Marek był człowiekiem schematów. Zawsze informował, kiedy się spóźniał, nawet jeśli chodziło o piętnaście minut. Potem zaczęłam dzwonić do jego pracy”.

- Redakcja
Gdyby ktoś zapytał mnie wtedy, czy jestem szczęśliwa, odpowiedziałabym: tak, bez cienia wątpliwości. Powiedziałabym, że mam wszystko, czego potrzebuję – Marka u boku, nasze wspólne mieszkanie pachnące świeżo zaparzoną kawą, kredyt hipoteczny, który zaciągaliśmy z nadzieją, a nie lękiem. Wspomnienia z Toskanii – leniwe poranki w ciepłym świetle słońca i wspólne zdjęcia przy winoroślach.
Kochałam go
Sobota była naszym rytuałem – jajka sadzone, awokado, moje stopy pod jego nogami na kanapie.
– Kto jak kto, ale ty to masz szczęście – mówiła Iza, moja siostra. – Marek to złoty facet. Nie każdy po tylu latach tak dba o żonę.
Wierzyłam jej, bo sama też tak myślałam. Marek zawsze pamiętał o moich urodzinach i naszej rocznicy, kupował mi kwiaty bez okazji, potrafił wyłączyć komputer tylko po to, żeby przytulić się i obejrzeć ze mną film, który już raz widzieliśmy.
Ale teraz, z perspektywy czasu, wiem, że to była tylko fasada. Nie umiałam rozpoznawać sygnałów. Gdy przestał zabierać mnie na kawę w niedziele – myślałam, że jest zmęczony. Gdy coraz częściej zamykał się z telefonem w łazience – uznałam, że może ma zły nastrój. Gdy odsuwał się ode mnie w nocy – tłumaczyłam to stresem w pracy. Zawsze miałam dla niego wymówki, zawsze byłam po jego stronie. Nawet wtedy, gdy nie powinnam.
Coś się zmieniło
To był zwykły czwartek. O siódmej wyszłam do pracy, a Marek jeszcze spał. Pocałowałam go w czoło i szepnęłam, że wrócę wcześniej. Miałam w planach ugotować jego ulubioną zupę z batatów. Myślałam, że sprawię mu przyjemność.
Wróciłam po piętnastej. W mieszkaniu panowała cisza. Pomyślałam, że może wyszedł na siłownię albo spotkać się z kolegą. Włączyłam płytę i zaczęłam kroić warzywa. Po godzinie zadzwoniłam. Nie odebrał. Spróbowałam raz jeszcze, później napisałam wiadomość.
Gdy nie odpowiedział do dwudziestej, poczułam niepokój. To do niego niepodobne, Marek był człowiekiem schematów. Zawsze informował, kiedy się spóźniał, nawet jeśli chodziło o piętnaście minut. Potem zaczęłam dzwonić do jego pracy. Nikt nie odebrał. Myślałam, że może jeszcze siedzi przy komputerze. O dwudziestej trzeciej zadzwoniłam do siostry.
– On by tak nie zrobił. Coś mu się stało! – krzyczałam do słuchawki. – Przecież miał wrócić na kolację!
– Może po prostu potrzebuje chwili dla siebie? – Próbowała mnie uspokoić, ale słyszałam, że też nie była pewna.
Martwiłam się
Nie spałam tej nocy. O pierwszej trzydzieści wyszłam na balkon, żeby sprawdzić, czy jego samochód stoi na miejscu. Nie było go. O piątej rano zadzwoniłam do szpitala, potem do drugiego i trzeciego. Opisywałam jego rysy twarzy, ubranie, znaki szczególne. Nikt nie potwierdził przyjęcia mężczyzny o tym wyglądzie.
Zaczęłam chodzić po ścianach. Prawie nie jadłam, tylko piłam kawę i przeglądałam internet w poszukiwaniu informacji o jakimkolwiek wypadku. W sobotę rano pojechałam na komisariat. Policjant wypytywał o szczegóły, zanotował jego dane. Po dwóch dniach od zaginięcia przyjęto oficjalne zgłoszenie. Patrzyłam, jak pani w okienku wbija jego dane do systemu, a serce waliło mi jak młotem.
Minął tydzień. Zaczęłam się łamać. Nie mogłam już chodzić do pracy, nie umiałam spać. Budziłam się co godzinę, bo wydawało mi się, że słyszę klucz w zamku. I wtedy, ósmego dnia, przyszła wiadomość. Krótka i rzeczowa: „Nie szukaj mnie. Nie wrócę”.
Nie mogłam uwierzyć
Przeczytałam i od razu poczułam, jak robi mi się słabo. Usiadłam na podłodze i wpatrywałam się w ekran. Serce mi nie biło, ręce miałam lodowate. Próbowałam zrozumieć, ale nie potrafiłam. Nie zadzwonił, nie spojrzał mi w oczy, po prostu napisał.
Od tamtej pory każdy dźwięk telefonu wywoływał dreszcz. Nie pisał więcej, nie odbierał. Na policji powiedziano mi, że skoro się odezwał i nie ma oznak zagrożenia życia, sprawę uznaje się za zakończoną. Mniej więcej rok później spotkałam na ulicy Tomka, kolegę Marka z pracy. W krótkiej rozmowie dowiedziałam się, co się stało z moim mężem.
– Marek od roku spotykał się z dziewczyną z działu technicznego. Myślałem, że już wiesz…
– Jak mogłeś wiedzieć i mi nie powiedzieć? – zapytałam. – Chodziliśmy razem na kolacje, znałeś mnie.
– Myślałem, że sam ci powie. Nie chciałem mieszać się w wasze sprawy.
Po powrocie do domu usiadłam przy stole i długo patrzyłam w ścianę. Przez rok żył obok mnie, kochał inną, kłamał, udawał. Położyłam się w salonie, z twarzą w poduszce. Z oczu ciekły mi łzy, ale to nie był płacz. To był bezgłos, drżenie całego ciała. Następnego dnia spakowałam resztę jego rzeczy. Patrzyłam na koszulę, którą miał na naszej rocznicy i zastanawiałam się, czy wtedy też myślał o niej. Nie potrafiłam już wierzyć ludziom. Nie potrafiłam wierzyć sobie.
Nic nie wiedziałam
Po kilku miesiącach siedzenia w domu, w końcu zrozumiałam, że muszę coś zmienić. Miałam dość milczenia, dość patrzenia na tę samą tapetę w salonie. Wysłałam kilka CV i po dwóch rozmowach dostałam pracę w firmie konsultingowej. Małe biuro, dziesięć osób, ekspres do kawy. Na początku nie rozmawiałam z nikim więcej, niż musiałam. W pracy byłam poprawna, ale zamknięta. Znikałam na lunch, nie odpowiadałam na żarty. I wtedy któregoś dnia Piotr usiadł obok mnie w kuchni.
– Kawa słaba jak herbata z poniedziałku – mruknął, kręcąc nosem nad kubkiem. – Widziałem, że czytasz Tokarczuk. Lubisz jej styl, czy bardziej tematykę?
Zaskoczył mnie. Mało kto w ogóle zagadywał o książki. Odpowiedziałam krótko. Następnego dnia znów usiadł obok mnie i znowu rozmawialiśmy: o książkach, muzyce, o tym, że ma córkę, która mieszka z byłą żoną. Zrozumiałam, że też swoje przeżył.
Zgodziłam się, kiedy zaproponował wspólne wyjście. Nie użył słowa „randka”. Powiedział:
– Mam dwa bilety na film, podobno bardzo dobry. Może się skusisz?
Kiwnęłam głową i jeszcze tego samego wieczoru zaczęłam przeglądać swoją szafę.
Zaczęłam od nowa
Wybór padł na prostą sukienkę. Poczułam się dziwnie, ale poszłam. Piotr czekał już przed kinem. Miał w dłoni dwa kubki z herbatą.
– Pomyślałem, że coś ciepłego się przyda. Kino może być dobre, ale w listopadzie każdy marznie.
Usiedliśmy obok siebie. Film był spokojny, niełatwy. Opowiadał o miłości, ale nie takiej łatwej, tylko takiej, która boli. Czułam, że moje ciało się spina przy niektórych scenach. Piotr nie mówił nic, nie próbował dotykać, tylko siedział obok, obecny. Po seansie zaproponował, żebyśmy poszli jeszcze na spacer.
– Nie lubię kończyć takich wieczorów pod windą – powiedział z uśmiechem.
Usiedliśmy na ławce w starym parku. Powietrze było zimne, ale nie czułam chłodu.
– Nie musisz mi nic tłumaczyć – powiedział. – Ja też mam swoje rany.
Patrzyłam na niego, długo. Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie wiedziałam co. Wtedy on po prostu zapytał, czy może mnie odprowadzić.
Ułożyłam sobie życie
W nocy leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Po raz pierwszy od dawna nie myślałam o Marku. Zamiast tego zastanawiałam się, czy to możliwe, że ktoś mnie jeszcze zaakceptuje taką, jaką teraz jestem – ostrożną, poranioną, zamkniętą.
Czas nie goi ran sam, ale pozwala oddychać. Już nie budzę się z dusznością w środku nocy, nie sprawdzam telefonu co piętnaście minut, nie analizuję jego wiadomości, nie zaglądam na profile społecznościowe. Przestałam szukać znaków.
Nie wiem, czy z Piotrem będziemy razem. Czasem mam wrażenie, że mnie rozumie lepiej, niż ja siebie. Ale nie pytam go o przyszłość, nie obiecuję mu niczego i nie oczekuję. Spotykamy się, czasem idziemy do kina, czasem po prostu milczymy przy herbacie. Jego obecność jest spokojna, nie potrzebuje słów.
Natalia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wróżka mówi mężowi co ma robić, a ten jej słucha. Gdy kazała mu wziąć rozwód, bez namysłu spakował walizki”
- „Mam 4 siostry i tylko ja nie mam szans na pomoc, żeby kupić chociaż kawalerkę. Żałuję, że nie jestem jedynaczką”
- „Matka modliła się, żeby Bóg zesłał mi uczciwego mężczyznę. Wstydziła się mnie, bo byłam starą panną z 30-tką na karku”