Reklama

Każdy dzień zaczynał się podobnie. Przed świtem, kiedy miasto jeszcze spało, rozpoczynałam pracę w kawiarni. Zapach świeżo mielonej kawy wypełniał przestrzeń, a ja czułam się szczęśliwa i spełniona. Moje małżeństwo też kiedyś było pełne harmonii. Byliśmy razem od piętnastu lat, a nasze życie wydawało się stabilne. Jednak z czasem coś zaczęło się zmieniać. Tomek coraz częściej wracał późno z pracy, a nasze rozmowy stały się powierzchowne. Zaczęłam się zastanawiać, czy jeszcze się znamy. Pewnego dnia szukałam ważnych dokumentów. Zaskoczona odkryłam, że mąż sporządził testament, w którym przekazuje cały swój majątek jakiejś obcej kobiecie. Był to moment, w którym moje życie zaczęło wymykać się spod kontroli.

Reklama

Musiałam poznać prawdę

Nie mogłam myśleć o niczym innym. Kiedy mąż wrócił z pracy, w kuchni panowała cisza. Stałam przy blacie, trzymając dokumenty. Wiedziałam, że muszę go zapytać, nawet jeśli obawiałam się odpowiedzi.

O co chodzi z tym testamentem? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.

Na twarzy męża pojawiło się zaskoczenie.

O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi, jakby próbując zrozumieć, o co mi chodzi.

Rzuciłam mu dokumenty na stół z takim impetem, że aż podskoczyły.

– O tym. O zapisie, o którym nigdy mi nie powiedziałeś. I o kobiecie, która ma dostać wszystkie pieniądze, jeśli umrzesz.

Jego reakcja była dla mnie szokiem. Nagle się spiął, a jego oczy uciekły w bok, jakby szukał odpowiedzi w ścianie za mną. Milczał przez chwilę, po czym w końcu wykrztusił:

– To stara sprawa. Nie ma o czym rozmawiać.

Jego nerwowe ruchy i unikanie kontaktu wzrokowego tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że coś ukrywał. Wiedziałam, że nie mogę tak tego zostawić.

Rozpoczęłam własne śledztwo

Nie mogłam przestać myśleć testamencie i tajemniczej kobiecie. Jeśli Tomek nie zamierzał mi powiedzieć prawdy, musiałam dowiedzieć się sama, co się za tym kryje. Przeglądałam jego rzeczy, szukałam wskazówek, ale natrafiałam na same ślepe uliczki. Postanowiłam poprosić o pomoc Karola, mojego przyjaciela z czasów studiów, który był prawnikiem. Wiedziałam, że mogę mu zaufać i że zrobi wszystko, by pomóc mi rozwikłać tę zagadkę. Spotkaliśmy się w jego biurze, a ja opowiedziałam mu wszystko od początku.

– Sprawdziłem, ta kobieta istnieje, ale... to wszystko jest takie dziwne – powiedział Karol, przeglądając dokumenty. – Nigdy nie miała wspólnych kredytów z mężem, nie wygląda na jego krewną.

– Więc kim jest? Kochanką? – rzuciłam, choć nie chciałam tego nawet dopuszczać do myśli.

Karol zamyślił się na chwilę.

– Może. Ale dlaczego miałby zabezpieczać ją finansowo na wypadek swojej śmierci?

To pytanie nie dawało mi spokoju. Wiedziałam, że muszę poznać prawdę, bez względu na wszystko.

Poczułam dziwne napięcie

Nie miałam innego wyjścia, jak osobiście skonfrontować się z kobietą, która figurowała w testamencie męża. Dowiedziałam się, gdzie mieszka i postanowiłam ją odwiedzić. Prowadziła małą firmę doradczą w innym mieście, co ułatwiło mi wymyślenie wiarygodnego powodu naszej rozmowy. Gdy stanęłam przed jej biurem, poczułam dziwne napięcie. Serce biło mi mocno, gdy wchodziłam do środka. Kobieta była zaskoczona moją wizytą, ale przyjęła mnie uprzejmie.

– Czy zna pani Tomka? – zapytałam wprost, próbując opanować drżenie w głosie.

Dorota spojrzała na mnie z nieukrywanym zdziwieniem.

– Tak... ale nie rozumiem, dlaczego pani pyta.

Zebrałam się na odwagę i powiedziałam:

– Ponieważ od lat odkłada dla pani pieniądze. I jest pani wskazana jako główna spadkobierczyni.

Jej twarz zbladła. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała uciec. Milczała, ale po chwili odpowiedziała niepewnym głosem:

– Znam Tomka z dawnych lat. Ale to nie jest coś, o czym powinnam z panią rozmawiać.

Czułam, że ukrywa coś istotnego, ale nie chciała mi tego wyjawić. Wiedziałam, że jestem coraz bliżej odkrycia prawdy, choć jednocześnie bałam się, co jeszcze mogę odkryć.

Wiedziałam, że to koniec

Po powrocie do domu czułam się rozbita. Nie wiedziałam, co robić dalej, ale wiedziałam, że muszę zmusić Tomka do szczerości. Gdy tego wieczoru przyszedł z pracy, postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę na wyjaśnienia.

– Musisz mi wszystko wyjaśnić, bo nie rozumiem, co się dzieje. Spotkałam się z tą kobietą, ale nie chciała mi nic powiedzieć – zaczęłam, a on spojrzał na mnie z mieszaniną strachu i zdziwienia.

Wziął głęboki oddech, jakby przygotowując się na coś bolesnego.

– Dorota to moja dawna miłość. Byliśmy razem, zanim cię poznałem. Ale to nie wszystko...

Słuchałam, jak jego słowa rozbrzmiewały w mojej głowie, a rzeczywistość zaczęła się wokół mnie walić.

Mamy syna – dodał, a ja poczułam, jak ziemia osuwa się spod moich stóp.

Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Przez tyle lat ukrywał przede mną tak ważną część swojego życia. Jego głos drżał, gdy tłumaczył:

– Przez całe małżeństwo bałem się, że to zniszczy naszą rodzinę. Odkładałem pieniądze na jego przyszłość, ale nie mogłem ci o tym powiedzieć.

– Masz dziecko?! I nigdy mi nie powiedziałeś? – wykrztusiłam z niedowierzaniem.

– Bałem się. Nie chciałem cię stracić – próbował się bronić, ale to już nie miało znaczenia.

Dla mnie to był moment, w którym zrozumiałam, że nasze życie, jakie znałam, skończyło się.

Byłam okłamywana

Czułam się, jakbym patrzyła na swoje życie z zewnątrz, a ktoś inny podejmował za mnie decyzje. Z każdą minutą stawało się dla mnie jasne, że nie mogę tak dalej żyć. Przez piętnaście lat byłam oszukiwana, a nasze małżeństwo opierało się na nieprawdzie.

– To nie chodzi o to, że masz dziecko. Chodzi o to, że całe nasze życie było kłamstwem – powiedziałam, próbując opanować drżenie głosu.

Tomek usiadł ciężko na krześle, jakby nagle stracił wszystkie siły.

– Nie było! Kocham cię! Zawsze cię kochałem – jego słowa były pełne desperacji.

Nie kocha się kogoś, ukrywając przed nim prawdę przez 15 lat – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, a w powietrzu wisiała nieprzyjemna cisza. Wiedziałam, że to koniec. Nie mogłam być z kimś, kto tak długo prowadził podwójne życie. Bez względu na to, jakie były jego intencje, zaufanie między nami zostało zniszczone. Podjęłam decyzję o odejściu. Nie było łatwo, ale wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Musiałam zacząć wszystko od nowa, mimo że nie wiedziałam jeszcze, jak to zrobić. Tomek próbował mnie zatrzymać, przekonać, że możemy to naprawić, ale wiedziałam, że nasze małżeństwo przestało istnieć.

Tęskniłam za tym, co było

Wyprowadziłam się z domu, zabierając ze sobą tylko kilka niezbędnych rzeczy. Przez pierwsze dni czułam się zagubiona, jakbym dryfowała bez celu. Wciąż myślałam o mężu, o naszym życiu, które teraz wydawało się tak odległe. Czułam smutek, ale też złość. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego przez tyle lat nie potrafił być ze mną szczery. Jednak z czasem zaczęłam odbudowywać swoje życie. Kawiarnia stała się moją przystanią, miejscem, gdzie mogłam zapomnieć o problemach. Wsparcie przyjaciół i bliskich pomogło mi zrozumieć, że życie toczy się dalej, nawet jeśli nie jest takie, jak sobie wyobrażaliśmy.

Wciąż zdarzały się dni, kiedy tęskniłam za tym, co było. Ale zrozumiałam, że to, co naprawdę się liczy, to prawda i zaufanie. Bez nich każda relacja jest jak domek z kart, gotowy runąć przy najmniejszym powiewie wiatru. Pewnego dnia, podczas zamykania kawiarni, zdałam sobie sprawę, że jestem silniejsza, niż myślałam. Choć nasze małżeństwo zakończyło się rozwodem, czułam, że byłam gotowa na to, co miało nadejść. Przede mną była trudna droga. I choć przyszłość była niepewna, wiedziałam, że jestem na właściwej drodze.

Reklama

Ksymena, 48 lat

Reklama
Reklama
Reklama