„Mój mąż zarządzał domowym budżetem i liczył każdy wydany grosz. Gdy zaczął mi wydzielać podpaski, coś we mnie pękło”
„I pierwszy raz od dawna nie uciekłam z pokoju. Stałam tam, oddychając ciężko, z twarzą mokrą od łez. Tym razem nie schowałam się w łazience. Tym razem to on spuścił wzrok pierwszy”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie to się zaczęło. Może wtedy, gdy po raz pierwszy Marek powiedział:
– Nie musisz pracować. Zajmij się domem. Tak będzie lepiej.
Wtedy brzmiało to, jak troska. Jak obietnica bezpieczeństwa. Uwierzyłam mu. A teraz? Teraz muszę się tłumaczyć z każdego paragonu. Wiem, jak to brzmi. Głupio. Ale to jest moje życie. Każdy mój dzień wygląda podobnie – śniadanie, sprzątanie, zakupy, obiad, wieczorem Marek wraca z pracy i przegląda paragon jak księgowy w urzędzie skarbowym. A ja stoję przed nim, jak uczennica, która właśnie dostała jedynkę i nie wie, co powiedzieć.
Jeszcze parę lat temu byłam kimś. Miałam pracę w agencji reklamowej, własne pieniądze, konto, kartę, marzenia o podróżach. Teraz nie miałam nawet własnego konta. Wszystko jest na Marka. Nawet za podpaski płacę jego kartą, a on później analizuje każdą linię na paragonie. Nie mogę kupić czegoś, co nie jest na liście. A jak kupię? To muszę się tłumaczy. I tylko czasem, jak uda mi się wymknąć do siostry, mogę być przez chwilę sobą.
Spojrzał na mnie z pogardą
– Co to ma być?! – głos Marka niósł się z kuchni jak huk wystrzału. – Pięćdziesiąt sześć złotych w drogerii? Co ty tam kupowałaś, złoto?
Zamarłam w przedpokoju. Wiedziałam, że powinnam od razu wejść i się tłumaczyć, ale miałam ochotę po prostu wyjść. Uciec. Tylko dokąd?
– Kupiłam... podpaski – powiedziałam cicho, wchodząc do kuchni. – I żel do higieny intymnej. Były promocje.
– Promocje?! – zakpił. – Ty jesteś promocją dla koncernów kosmetycznych. Żel do higieny intymnej? A co, woda z kranu nie wystarcza?
– Proszę cię... To są rzeczy, które każda kobieta potrzebuje. Nie kupuję kosmetyków za setki złotych, tylko podstawowe...
– Podstawowe?! – przerwał mi. – Dla mnie podstawowe to chleb i mleko. A nie jakieś „żele” i „superabsorpcyjne skrzydełka”.
– To moje ciało, moje potrzeby. Nie będę ci się tłumaczyć z podpasek! – w końcu nie wytrzymałam.
Zrobiło mi się gorąco, ręce zaczęły mi się trząść. Marek spojrzał na mnie z pogardą, jakby rozmawiał z dzieckiem.
– Przynoszę pieniądze do domu, więc nie szastaj nimi – powiedział powoli, z naciskiem. – I masz się mnie słuchać. Jasne?
Nie odpowiedziałam. Przełknęłam ślinę i skinęłam głową. W duchu jednak wrzeszczałam. Poszłam do łazienki i zamknęłam się na klucz. I dopiero wtedy popłakałam się naprawdę.
Nie wiedziałam o tym
– Wzięłam dwie herbaty, ale jeśli chcesz kawę, to zamienię – Justyna podsunęła mi kubek i spojrzała uważnie. – Wyglądasz, jakbyś nie spała całą noc.
– Nie spałam – przyznałam i wtuliłam dłonie w ciepły kubek. – Pokłóciłam się z Markiem o... o podpaski.
Justyna uniosła brwi. Przez chwilę milczała, jakby nie wiedziała, czy dobrze usłyszała.
– Przepraszam, ale... serio?
– Serio – odparłam. – Mam się tłumaczyć z każdego grosza. Bo to jego pieniądze. Bo on zarabia. Bo mnie przecież utrzymuje, więc nie mogę sobie pozwolić na... luksus w postaci podpasek.
– To nie jest normalne – powiedziała spokojnie, ale jej oczy błyszczały złością.
– Nie... On po prostu tak został wychowany. Tylko chce mieć kontrolę...
– Kontrolę? – Justyna przerwała mi ostro. – Nie masz własnego konta. Pieniędzy. Nawet nie możesz kupić sobie podpasek bez awantury. To nie jest normalne.
Zamilkłam.
– Przesadzasz – wyszeptałam. – Przecież mnie nie bije.
– Nie musi. On cię łamie po kawałku. Codziennie. I ty to sobie tłumaczysz, że może ma rację, że tak trzeba. A ja ci mówię: nie trzeba!
Spojrzałam na siostrę. Zawsze była silna, walczyła o swoje.
– Może to ze mną coś jest nie tak? – zapytałam cicho. – Może ja... nie potrafię żyć normalnie?
Justyna sięgnęła przez stół i złapała mnie za rękę.
– Potrafisz. Tylko musisz sobie na to pozwolić.
Coś we mnie pękło
Wróciłam wcześniej z zakupów, bo zapomniałam portfela. Wpadłam do mieszkania jak burza, trzaskając drzwiami. Na korytarzu panowała cisza, ale z kuchni dobiegało znajome „pik-pik”. Dźwięk mojej komórki. Zerknęłam w stronę drzwi – były uchylone. Weszłam cicho. Marek siedział przy stole, pochylony nad moim telefonem. Przesuwał coś palcem, skupiony jak chirurg przy operacji.
– Co ty robisz?! – krzyknęłam.
Podskoczył. Telefon upadł na blat. Spojrzał na mnie z kamienną twarzą.
– Czytasz moje wiadomości?! – głos mi drżał, ręce też.
– A masz coś do ukrycia? – zapytał zimno. – Chciałem tylko zobaczyć, na co ostatnio się umawiałaś. Na jakieś „plotki z Justyną” czy może znowu coś za moje pieniądze planujesz?
– Twoje pieniądze? – powtórzyłam jak echo. – To teraz mam się tłumaczyć, z kim piszę? Z kim się spotykam?
– Chyba mam prawo wiedzieć, skoro wszystko opłacam, prawda?
Zamilkłam. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, gęstej jak smoła. I wtedy coś we mnie pękło.
– Nie kochasz mnie – powiedziałam cicho. – Ty mnie kontrolujesz. Sprawdzasz, przeszukujesz, liczysz. To nie jest troska. To jest więzienie.
Marek się zaśmiał.
– Przestań dramatyzować. Po prostu się o ciebie martwię.
– Nie prawda! – wrzasnęłam. – Martwisz się tylko o to, żebyś miał nad wszystkim władzę!
I pierwszy raz od dawna nie uciekłam z pokoju. Stałam tam, oddychając ciężko, z twarzą mokrą od łez. Tym razem nie schowałam się w łazience. Tym razem to on spuścił wzrok pierwszy.
Spojrzałam na nią zaskoczona
Wyszłam z mieszkania, jak stałam – w dresie, bez makijażu, z oczami czerwonymi od płaczu. Potrzebowałam powietrza. Usiadłam na zimnych schodach klatki schodowej. Oparłam się plecami o ścianę i tylko gapiłam się w kafelki. Po chwili usłyszałam znajomy stukot obcasów.
– Wszystko w porządku? – sąsiadka z piętra wyżej, patrzyła na mnie z troską.
W rękach niosła siatkę z zakupami, ale od razu postawiła ją obok i usiadła obok mnie.
– Co się stało?
Pokręciłam głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Przez chwilę milczałyśmy. W końcu wyszeptałam:
– On mnie sprawdza. Telefon, paragon, wszystko. Nie mogę kupić nawet podpasek bez awantury. Dziś przeszukiwał mi telefon.
Westchnęła cicho.
– Też tak miałam. Myślałam, że się o nie troszczy. A potem się okazało, że dusił mnie powoli, codziennie. Jakby mnie ściskał niewidzialnymi rękami.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Zawsze wydawała się silna, pewna siebie. Elegancka.
– Ale ty... odeszłaś, prawda?
– Tak. Dopiero jak odeszłam, zrozumiałam, że to nie jest miłość, tylko potrzeba kontroli.
– Ale ja nie mam dokąd pójść... – wyszeptałam.
Basia ujęła moją dłoń.
– Masz mnie. I masz Justynę. Nie jesteś sama.
I wtedy po raz pierwszy od miesięcy poczułam... ulgę. Że może naprawdę nie muszę w tym tkwić. Że gdzieś tam, poza tym mieszkaniem, jest życie, w którym nikt nie każe mi się tłumaczyć z podpasek.
Miałam plan ucieczki
Mąż siedział w fotelu z gazetą. Jak gdyby nigdy nic. Jakby wczorajszej kłótni nie było. Jakby nie złamał we mnie czegoś ważnego. Czegoś, co już się nie sklei. Wzięłam głęboki oddech. Nerwowo ściskałam kartkę – listę ofert pracy, którą wydrukowałam. Miałam plan. Po raz pierwszy od dawna miałam plan.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam.
– Teraz? Serio? – nie oderwał wzroku od gazety.
– Tak. Teraz. – Stanęłam naprzeciwko niego. – Szukam pracy. I chcę mieć własne pieniądze. Własne konto. Własną wolność.
Popatrzył na mnie, jakbym właśnie zapowiedziała, że chcę zostać astronautką.
– Przestaniesz być kobietą, jeśli będziesz pracować – rzucił lodowato.
– Przestanę być twoją zabawką – odpowiedziałam spokojnie.
I pierwszy raz nie trzęsłam się ze strachu.
– A niby kto cię zatrudni? Siedzisz w domu od lat. Nic nie potrafisz. Poza robieniem mi obiadów.
– Lepiej robić obiady za własne pieniądze niż udawać.
Przez chwilę milczał. Potem jego twarz się zmieniła – nie wściekłość, nie szok. Strach. Pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach strach.
– Jeśli wyjdziesz z tego domu, nie licz, że cię przyjmę z powrotem – syknął.
– Nie zamierzam wracać.
Wyszłam i pojechałam prosto do siostry.
Ręce mi się trzęsły z emocji
Justyna otworzyła mi bez słowa. Po prostu przytuliła mnie, mocno. Jakby od zawsze czekała, aż w końcu się odważę.
– Masz tu pokój, czystą pościel i święty spokój – powiedziała, kiedy odłożyłam torbę na podłogę.
Nie potrzebowałam więcej. Tego wieczoru nie mogłam zasnąć. Siedziałam w oknie, patrzyłam, jak świat za szybą toczy się dalej – ludzie wracali z pracy, dzieci ciągnęły plecaki, ktoś wyprowadzał psa. I pomyślałam, że ja też mogę być częścią tego świata. Tej zwykłej codzienności, bez kontroli, bez paragonów, bez zgody na poniżenie. Rano zaczęłam pisać CV. Ręce mi się trochę trzęsły, bo nie robiłam tego od lat. Ale pisałam. To było jak oddychanie po raz pierwszy bez ciężaru na klatce piersiowej. Marek dzwonił. Nie odebrałam. Wysłał SMS-a:
„Mam nadzieję, że się opamiętasz”.
Odpisałam:
„Opamiętałam się. Już dawno. Teraz tylko działam”.
Kinga, 42 lata
Czytaj także:
- „To miała być tylko krótka wakacyjna przygoda w Chorwacji. Miesiąc później, zamiast się cieszyć, zaczęłam się bać”
- „Latami próbowałem złowić szacunek teścia. Gdy znowu zabrał mnie na ryby, pękła między nami żyłka i nie wytrzymałem”
- „Nie rozumiałam, dlaczego moje małżeństwo powoli dogorywało. Gdy odkryłam brudny sekret teściowej, prawda wyszła na jaw”