„Mąż zasiał nasionko w moim ogródku, ale ja i tak chciałam odejść. Nasze małżeństwo było tylko pustą skorupą”
„– Od miesięcy 0 rozmów, a teraz kolacja jak z filmu. Co się stało? Marek wzruszył ramionami. – Może nic. Może po prostu zatęskniłem. – Chyba ci się nudziło. Albo masz jakiś problem i będziesz grał przykładnego męża. Spojrzał na mnie z jakimś takim smutkiem. Nie odpowiedział. Zrobiło mi się głupio”.

- Redakcja
Ostatnie miesiące przypominały jeden długi dzień, w którym wszystko toczyło się dokładnie tak samo. Praca w skupie owoców od rana do zmierzchu, potem szybkie zakupy, dom, dzieci, kolacja i milczenie. Z Markiem rozmawialiśmy już tylko o rachunkach i dzieciach. Nasze małżeństwo było jak pusta skorupa – trwało, ale nie żyło. Myśl o rozwodzie wisiała między nami jak nienazwana prawda. Tego wieczoru wróciłam zmęczona, brudna, z rękami pachnącymi zgniłymi jabłkami. Weszłam do kuchni i zamarłam. Marek siedział przy stole. A na nim – kolacja. Dla dwojga. Czekał na mnie.
– Siadaj, jeszcze ciepłe – powiedział, nie patrząc mi w oczy.
Pachniało pieczonym kurczakiem. Mój brzuch zareagował od razu, ale głowa nie nadążała. Ostatni raz Marek ugotował coś, gdy byliśmy narzeczeństwem. Przez chwilę stałam bez ruchu, z siatką w ręce.
– Co to za okazja? – zapytałam, opierając się o oparcie krzesła. – Teściowa nie mogła przyjechać i trzeba było samemu ogarnąć obiad?
– Nie. Po prostu… dawno nie gadaliśmy.
– A o czym mamy gadać? – usiadłam, ale nadal byłam czujna. – O ratach? O tym, że Pawełek miał dzisiaj katar?
– Nie. Tak po prostu. O nas.
Zaniemówiłam. Wbiłam widelec w ziemniaka, żeby zająć ręce. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Słychać było tylko zegar w salonie i odgłosy konsumpcji mięsa.
– Dziwne to – mruknęłam w końcu. – Od miesięcy zero rozmów, a teraz kolacja jak z filmu. Co się stało?
Marek wzruszył ramionami.
– Może nic. Może po prostu zatęskniłem.
– Zatęskniłeś? – parsknęłam. – Chyba ci się nudziło. Albo masz jakiś problem, to teraz będziesz grał przykładnego męża.
Spojrzał na mnie z jakimś takim smutkiem. Nie odpowiedział. Zrobiło mi się głupio, ale za długo byłam na wszystko zła, żeby teraz nagle być miła. Jedliśmy w ciszy. Ale pod koniec... coś się zmieniło. On się uśmiechnął. A ja pierwszy raz od dawna nie chciałam od razu uciec od stołu.
Nic już nie będzie takie samo
Wszystko zaczęło się kilka tygodni później. Zaczęłam się budzić w nocy z dziwnym uczuciem. Zawroty głowy, mdłości o poranku, niesmak w ustach. Najpierw myślałam, że to przez stres albo zmęczenie, ale kiedy raz prawie zemdlałam w pracy, wiedziałam, że muszę zrobić test. Patrzyłam na dwie kreski z niedowierzaniem. Trzecie dziecko? W tym momencie życia? W tej relacji? Po południu, kiedy dzieci poszły do sąsiadki na bajki, usiedliśmy w kuchni. Ręce mi się trzęsły.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, unikając jego wzroku.
– Mów.
– Jestem w ciąży.
Zamilkł. Spojrzał na mnie, ale nic nie mówił. Minęła minuta, może dwie. Cisza stawała się cięższa niż słowa.
– To wszystko zmienia – powiedział w końcu.
– Co zmienia? – podniosłam głos. – Myślałam, że się rozwodzimy. Mamy ledwo kontakt, Marek. Nie planowaliśmy tego.
– Wiem – powiedział cicho. – Ale skoro tak się stało… to może trzeba spróbować jeszcze raz.
– Spróbować? Bo jesteś szczęśliwy, czy bo wypada? Bo dziecko?
Złapał się za głowę i przesunął krzesło.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale nie mogę cię teraz zostawić.
– Czyli zostajesz z obowiązku?
– Nie mów tak. To nie tak...
Ale przecież tak właśnie było. Siedziałam z dłońmi na brzuchu i czułam, że nic już nie będzie takie samo. Ani nasze małżeństwo. Ani ja.
To była tylko gra pozorów
To był zwyczajny wieczór. Dzieci bawiły się w pokoju, a ja szorowałam łazienkę. Chciałam tylko wyrzucić śmieci, ale kiedy wychodziłam na korytarz, usłyszałam cichy głos Marka. Zatrzymałam się. Rozmawiał z matką. Przez uchylone drzwi słyszałam każde słowo.
– Miałem odejść, naprawdę. Już nawet szukałem mieszkania... Ale teraz wszystko się pokomplikowało.
Zastygłam. Poczułam, jak serce mi bije w gardle.
– No, dziecko... Nie planowaliśmy. Ona chyba też nie chciała. Ale wiesz, mama... nie mogę teraz odejść. Nie w takim momencie.
Przycisnęłam dłonie do ust.
– Powiedziała, że to z obowiązku – kontynuował. – I może ma rację. Ale co mam zrobić? Zostawić ją z trójką dzieci? Jak by to wyglądało?
Cisza. A potem znów jego głos.
– Wiem, że mówiłaś, że mam się opamiętać. Może masz rację. Po prostu muszę się ogarnąć i jakoś to przetrwać. Nie chodzi o miłość. Tylko o odpowiedzialność.
Wtedy zrozumiałam. Nic się nie zmieniło. Kolacja, rozmowy, jego obecność – wszystko to było grą pozorów. Nie wrócił do mnie. Po prostu nie odszedł. Zamknęłam się w łazience, jakbym tam mogła schować się przed prawdą. Spojrzałam w lustro. Moja twarz była blada, oczy zaszklone. Wyszłam, kiedy już zasnął. Przeszłam obok niego bez słowa. A w głowie dudniła mi jedna myśl: „Nie chcę być tą, przy której się zostaje z litości”.
Nie chciałam litości
Następnego dnia nie odezwałam się do niego ani słowem. Unikałam wzroku, odpowiadałam półsłówkami. W środku aż we mnie kipiało. Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę. Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam naprzeciw niego przy stole. Patrzył w telefon, jakby mnie nie zauważał.
– Wiem, że miałeś odejść – powiedziałam nagle.
Zamarł. Podniósł wzrok i zamarł.
– Podsłuchałaś mnie? – zapytał cicho.
– Nie. Usłyszałam przez przypadek. Ale nawet nie próbuj się tłumaczyć. Wszystko było jasne. „To nie z miłości, to z obowiązku” – zacytowałam.
Odsunął krzesło, jakby chciał uciec, ale nie ruszył się z miejsca.
– Basia, to nie jest takie proste...
– Nie? Bo dla mnie jest. Zostałeś, bo zaszłam w ciążę. Nie dlatego, że mnie kochasz. Nie dlatego, że zatęskniłeś. Tylko dlatego, że nie chciałeś wyglądać jak drań. Gratuluję sumienia.
– To nie tak...
– To dokładnie tak! – krzyknęłam. – Nie chcę takiego życia. Nie chcę być twoją karą albo obowiązkiem. Albo twoim krzyżem. Chcesz się poświęcać, idź do kościoła.
Zamilkł. Po chwili wstał i podszedł do drzwi.
– Nie chciałem cię ranić.
– Ale ci się udało – szepnęłam.
Zostawił mnie przy stole. Długo siedziałam w ciszy, patrząc w ścianę. Potem włożyłam buty i wyszłam. Szłam bez celu. Zimny wiatr szarpał mi kurtkę, ale czułam, jakbym wreszcie mogła oddychać.
Chciałam czuć się potrzebna
Zadzwoniłam do Ewy – starszej sąsiadki z parteru. Znałyśmy się od lat. Często podsyłała nam jabłka z działki albo zostawała z dziećmi, gdy miałam dyżur. Gdy otworzyła drzwi i zobaczyła moją minę, od razu zaprosiła do środka.
– Co się stało? – zapytała łagodnie, podając mi herbatę.
– Marek... To wszystko nie ma sensu – zaczęłam, dławiąc się emocjami. – On nie chce ze mną być. Zostaje, bo boi się wyglądać jak drań.
Ewa milczała. Tylko skinęła głową, jakby wszystko rozumiała.
– Czuję się, jakbym była zamknięta... jakby między nami były drzwi, do których nie mam klucza – powiedziałam, patrząc na swoją dłoń zaciśniętą na kubku.
– I co chcesz teraz zrobić? – zapytała spokojnie.
– Nie wiem. Dla dzieci... powinnam próbować. Ale dla siebie... już nie mam siły. Codziennie rano budzę się z ciężarem w klatce piersiowej. To nie jest życie. To jest... wegetacja.
– A czego ty chcesz, Basiu? Nie jako matka. Nie jako żona. Ty – jako kobieta.
Zamilkłam. Pierwszy raz od dawna ktoś zadał mi to pytanie. Tak zwyczajnie.
– Chcę... czuć się potrzebna. Chcę, żeby ktoś na mnie patrzył i widział kobietę, nie tylko matkę dzieci. Chcę być kochana, Ewa. A nie znoszona.
Ewa ścisnęła moją rękę.
– W takim razie zastanów się dobrze. Bo życie w złym miejscu potrafi zniszczyć więcej niż samotność.
Tej nocy nie wróciłam do domu. Spałam na kanapie u Ewy. I pierwszy raz od dawna przespałam całą noc bez pobudek.
Musimy przestać udawać
Wróciłam rano. W kuchni pachniało kawą. Marek siedział przy stole, ubrany jakby nigdzie się nie ruszał. Na jego twarzy nie było ani złości, ani ulgi. Po prostu patrzył.
– Nie spałaś w domu – powiedział.
– Nie – odpowiedziałam cicho.
Długo milczeliśmy. Słychać było tylko tykanie zegara.
– Chciałem zadzwonić, ale… nie wiedziałem, czy mam prawo – odezwał się w końcu.
– A masz?
Wzruszył ramionami. I wtedy usiadłam naprzeciwko niego. Bez planu, bez gotowych słów.
– Marek... nie wiem, czy potrafię tak żyć. W tej ciszy, w tym udawaniu. Nie wiem, czy potrafię być z kimś, kto nie patrzy na mnie jak dawniej.
Spuścił wzrok. Jego palce nerwowo bębniły o blat.
– Próbuję. Serio. Ale nie potrafię ci nic obiecać. Nie wiem, co z nami będzie.
Pokiwałam głową. Nie było w tym złości. Raczej smutek i… dziwna ulga.
– Może nie musisz obiecywać. Może po prostu musimy przestać udawać.
Tej nocy nie spaliśmy razem. On został na kanapie. Ja – w naszej sypialni, pierwszy raz od miesięcy sama. W brzuchu cicho pulsowało mi nowe życie. A w głowie miałam tylko jedną myśl: „Nie wiem, czy za rok będziemy razem. Może się rozejdziemy. Może zostaniemy z przyzwyczajenia. Ale wiem jedno, że te drzwi, które między nami się zamknęły… nie otworzą się same”.
Basia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W rzeczach matki znalazłam stare listy miłosne. Nie spodziewałam się, że na starość poznam jej wstrząsającą historię”
- „Synowa myśli, że jest lepszą panią domu ode mnie. Wystarczyło 1 słowo, by sprowadzić tę purchawkę na ziemię”
- „Miesiącami okłamywałem rodziców, że dostałem się na studia. Syn bez dyplomu to dla nich jak grzybowa bez borowików”