Reklama

Codzienność potrafi przytłoczyć człowieka niepostrzeżenie. Wstajesz rano, parzysz kawę, idziesz do pracy, wracasz do pustego mieszkania i czekasz, aż on znów wyjedzie służbowo. Tak wyglądało moje życie od lat. Pracowałam w bibliotece, Jarek był wiecznie w delegacjach. Nauczyłam się nie oczekiwać zbyt wiele. Zamiast czułości dostawałam uprzejmość. Zamiast namiętności ochłapy rutyny. Wmawiałam sobie, że tak wyglądają dojrzałe małżeństwa. Kiedy Jarek wracał, przywoził drobiazgi z podróży, czekoladki, magnesy. A ja wierzyłam, że to wystarczy. Do czasu, aż w skrzynce pocztowej znalazłam list od niego.

Reklama

Mój świat przestał istnieć

Wróciłam do domu później niż zwykle. Praca w bibliotece zazwyczaj nie bywa stresująca, ale tego dnia dzieciaki z pobliskiej podstawówki urządziły sobie w czytelni tor przeszkód. Marzyłam tylko o ciszy i ciepłej herbacie. Kiedy wyciągałam ze skrzynki pocztowej ulotki i rachunki, wpadła mi w ręce biała koperta. Od Jarka. Byłam pewna, że to jakaś kartka z życzeniami, może niespodzianka, chociaż... przecież zawsze wysyłał SMS-y.

Usiadłam przy kuchennym stole i otworzyłam kopertę. Pierwsze zdania czytałam na głos, żeby zrozumieć ich sens. „Haniu, muszę być z tobą szczery. Poznałem kogoś. Zakochałem się. Chcę rozwodu”. Dalej już nie czytałam. Palce zaczęły mi drżeć. Patrzyłam na ten papier, jakby był obcy, jakby nie mógł być prawdziwy. Przecież jeszcze wczoraj rozmawialiśmy przez telefon. Powiedział, że tęskni. Co za kłamca!

– Nie, nie, to jakaś pomyłka – szeptałam do siebie. – To głupi żart.

Sięgnęłam po telefon i wybrałam jego numer. Odpowiedziała mi automatyczna sekretarka. Spróbowałam jeszcze raz. I jeszcze. Nic.

– Kasia, muszę ci coś powiedzieć – wykrztusiłam w słuchawkę, gdy po kilku sygnałach odebrała moja przyjaciółka.

– Co się dzieje, Haniu?

– Jarek… on… wysłał mi list. Że odchodzi. Że ma inną.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Kasia zawsze wiedziała, co powiedzieć. Tym razem nie powiedziała ani słowa. A ja siedziałam z pustym spojrzeniem, gapiąc się w stół. Mój świat właśnie przestał istnieć.

Facet czasem musi się wyszumieć

Teściowa Maria przyjęła mnie z uśmiechem, jak zawsze, z tą swoją ciepłą, naiwną serdecznością. Wciąż nie wiedziała, że jej syn przestał być moim mężem — tylko nikt jeszcze nie pofatygował się, by jej o tym powiedzieć. Usiadłam w jej kuchni, gdzie pachniało świeżym ciastem i niedzielnym obiadem, jakby świat nie miał prawa się walić.

– Haniu, kochanie, zjesz kawałek szarlotki? Jarek dzwonił do mnie wczoraj, mówił, że wraca za tydzień. Już nie mogę się doczekać, aż nas odwiedzi – paplała radośnie.

Nie wytrzymałam. Wyjęłam z torebki zmięty list i położyłam go przed nią. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

– Co to jest? – spytała, choć dobrze widziała.

– To list od Jarka, mamo. Pisze, że poznał inną kobietę i chce rozwodu.

Milczała chwilę, jej palce zacisnęły się na kartce, jakby mogła ją zgnieść razem z całą tą zdradą.

– Haniu… mężczyźni mają swoje potrzeby. Twój Jarek zawsze był kochliwy. Ale przecież to nic nie znaczy. Facet czasem musi się wyszumieć, a ty… no, ty musisz mu wybaczyć.

Zachłysnęłam się powietrzem, nie wierząc w to, co słyszę.

– Mamo, serio? Dziesięć lat czekałam, aż Jarek wróci do mnie naprawdę. A on wziął sobie inną i ty mówisz, że muszę mu wybaczyć?!

– Haniu, nie wszystko jest czarno-białe…

– A może po prostu przestałam być dla niego wystarczająca? – warknęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w ciszy, której nie umiałam już znieść.

Gula stanęła mi w gardle

Wieczorem siedziałam przy komputerze, bezmyślnie przewijając media społecznościowe. Nagle zatrzymałam się. Na zdjęciu, które udostępnił wspólny znajomy, zobaczyłam Jarka. Stał na tle palm, obejmując w pasie uśmiechniętą, szczupłą blondynkę. „Podróże służbowe. Kocham tę robotę” – podpisał pod zdjęciem. Gula stanęła mi w gardle. Ręce mi się trzęsły, ale chwyciłam komórkę i wybrałam Jarka.

– Hania? – odezwał się po trzecim sygnale, zaskoczony. – Nie mogę teraz rozmawiać, jestem zajęty.

– Jasne. Zajęty cudzym życiem? – syknęłam. – Kiedy chciałeś mi to powiedzieć w oczy?

– Hania, proszę... nie teraz.

– A kiedy? Po rozwodzie? Po zdjęciach z nowego wesela?

Rozłączył się. Oparłam się o ścianę, próbując złapać oddech. To była pierwsza konfrontacja i wiedziałam, że nie ostatnia. Ale w tej chwili byłam gotowa roznieść cały jego świat na strzępy.

Brzydziłam się nim

Spotkaliśmy się w naszej ulubionej kawiarni. Ironia losu, bo miejsce, gdzie kiedyś śmialiśmy się do łez, teraz stało się polem rozpaczy. Przyszedł spóźniony, z tym swoim nonszalanckim uśmiechem, jakby nic się nie stało.

– Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w taki sposób – zaczął, siadając naprzeciwko mnie.

– A jaki sposób byłby lepszy? Może pudełko z pierścionkiem dla niej i koperta z pozwem dla mnie?

Spuścił wzrok, bawił się filiżanką.

– Ja… Ja już od dawna czułem, że coś między nami się wypaliło. Próbowałem to zagłuszyć, te ciągłe podróże były dla mnie ucieczką. Ale wtedy poznałem ją i… zrozumiałem siebie.

– A ja? Przez dziesięć lat czekałam, aż zrozumiesz mnie! Nie dawałam ci powodów, żebyś uciekał, ale ty wolałeś uciekać niż ze mną rozmawiać.

– Haniu, nie chciałem cię zranić, naprawdę. Po prostu... z nią jest inaczej. Ona mnie słucha, rozumie...

– A ja byłam czym? Tłem? Tapetą, która już ci się znudziła?

Widziałam, jak jego twarz blednie. Nie miał już wymówek. Po prostu brakowało mu odwagi.

– Nigdy cię nie zdradzałem fizycznie, zanim to się nie stało... emocjonalnie odeszliśmy od siebie już dawno.

– Przestań. Nie jestem tu po twoje nędzne wyjaśnienia. Chciałam ci to powiedzieć prosto w oczy, że... brzydzę się tobą. I żałuję, że pozwoliłam ci tak długo żyć w moim życiu jak w jakimś cholernym hotelu!

Nie odpowiedział. Ale nie musiał nic mówić.

Musiałam odnaleźć siebie

Siedziałyśmy z Kasią w naszej ulubionej kawiarni, gdzie kiedyś rozwiązywałyśmy swoje małe życiowe dramaty. Tym razem dramat był za duży na kawę z mlekiem. Kasia patrzyła na mnie z troską, jakby każde jej słowo miało posklejać moje życie na nowo.

– Hania, kochana, on nie był ciebie wart. Wiem, że teraz tego nie widzisz, ale za rok... za rok będziesz się śmiała, że płakałaś przez tego pajaca.

– Nie mów tak – przerwałam jej zmęczonym głosem. – Ja nie chcę się z niego śmiać. Ja chcę zrozumieć, kiedy przestałam być dla niego kimś ważnym.

– Wiesz, że on podobno powiedział rodzicom, że nie mógł już dłużej udawać? Że z nią jest... inaczej. Że ja zawsze byłam taka zamknięta. Jakby życie mnie ominęło. I że w tym ugrzązł, nie miał powietrza...

Kasia zamilkła, a ja patrzyłam przez okno, jakby odpowiedź miała tamtędy przejść na pasach. Telefon zawibrował na stoliku. SMS od Jarka: „Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz. Że będziesz jeszcze szczęśliwa. Przepraszam”.

Zanim doczytałam do końca, nacisnęłam „usuń”. Nie chciałam tej jego całej głupiej perspektywy i litości.

– Kasia, muszę stąd wyjechać. Nie mogę już patrzeć na te miejsca, na tych ludzi, którzy patrzą na mnie tak, jakby wiedzieli, że zostałam z niczym.

– Hanna, nie musisz nigdzie uciekać.

– Nie uciekam, Kasia. Jadę poszukać siebie. Bo chyba gdzieś po drodze zgubiłam wszystko.

Spojrzała na mnie smutno, ale zrozumiała. Czasem najwięcej daje człowiekowi milczenie.

Wiedziałam już czego nie chcę

Stałam na peronie z walizką, która była lżejsza niż kiedykolwiek. Może dlatego, że tym razem nie ciągnęłam za sobą niczyich oczekiwań, ani marzeń, które nie były moje. Patrzyłam na rozkład jazdy i nawet nie wiedziałam, dokąd pojadę. Nieważne było miejsce. Ważne, że wreszcie ruszę z miejsca. W kieszeni kurtki miałam bilet. Jednokierunkowy. Nie planowałam powrotu.

Przez głowę przelatywały mi obrazy z ostatnich lat: kolacje z Jarkiem, gdzie rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o nas; noce, gdy kładł się obok mnie i milczenie było głośniejsze niż jakiekolwiek słowa. Pomyślałam o jego liście. Chciałam wtedy krzyczeć, wyć, błagać, ale teraz… teraz nie czułam już nic do tego człowieka. Tylko do siebie miałam żal, że tak długo nie słuchałam siebie.

Gdy wjechał pociąg, poczułam nagłą ulgę. Nie dlatego, że uciekałam. Dlatego, że pierwszy raz od lat robiłam coś tylko dla siebie. Nie wiedziałam, co mnie czeka za dwie stacje, pięć stacji, za miesiąc. I może właśnie to było najpiękniejsze. Usiadłam przy oknie i patrzyłam, jak peron znika. Nikt mnie nie odprowadzał. Nikt nie czekał po drugiej stronie. Po raz pierwszy to było tylko moje życie. Nie wiedziałam jeszcze, kim będę. Ale wiedziałam, kim nie chcę już być nigdy więcej.

Hanna, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama