„Mój mąż zdradzał mnie z sąsiadką, ale nie miał odwagi mi tego wyznać. Zrobiła to kobieta, która mi go ukradła”
„Nie chciałam, żeby Piotr się domyślił, że już wiem o wszystkim, dopóki nie podejmę decyzji, co z tym fantem zrobić. Byłam zraniona i rozgniewana, sama nie wiedziałam, czego chcę: rozstania, przeprosin i obietnicy, że nigdy więcej mnie nie zdradzi, a może… zemsty?”.

- Marlena, 29 lat
To była duża tragedia
W kamienicy, w której mieszkaliśmy, wybuchł pożar. Paliło się u sąsiadki piętro wyżej. Niestety, Helena nie wydostała się z płonącego mieszkania. Zginęła. „Zaczadziła się dymem czy spaliła żywcem?” – zastanawiałam się z trwogą pomieszaną ze współczuciem. Do nieszczęścia doszło w nocy, pewnie spała i nie zbudziła się na czas. Miałam tylko nadzieję, że nie cierpiała, że odeszła szybko, bez bólu.
W całej kamienicy śmierdziało spalenizną, po budynku kręcili się policjanci, mieszkańcy rozmawiali tylko o pożarze.
– Podobno była pijana i zasnęła z papierosem w łóżku!
– Nieprawda! Zostawiła na noc komórkę podłączoną do ładowarki, kable się przepaliły, zajęły się od nich papiery leżące na biurku, a potem łóżko…
– Słyszałam, jak krzyczała. Mogę przysiąc! Zeznałam to na policji.
W końcu ludzie przestali gadać, bo każdy, nawet najbardziej podniecający temat kiedyś się znudzi. Przestałam widywać na klatce schodowej policjantów i strażaków, przestałam słyszeć z ust sąsiadów kolejne teorie, jak doszło do pożaru. Czemu więc nie mogłam zapomnieć o Helenie? Może przez to, że wciąż czułam ten zapach? Smród spalenizny, przypalonego mięsa. Zapytałam męża, czy też go czuje.
– Nie, nic takiego. Za bardzo to przeżywasz, kochanie. Daj już sobie spokój. Niepotrzebnie się zadręczasz.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić
Zaczęłam mieć koszmary związane z ogniem. Paliłam się w nich żywcem, daremnie wzywając pomocy. Mówiłam sobie, że to tylko przesadna reakcja mojej psychiki na tragedię, która wydarzyła się bardzo blisko, komuś, kogo znałam, i że to w końcu minie. Ale nie mijało…
Któregoś wieczoru, gdy brałam kąpiel, zrobiłam się senna. Bezwiednie przymknęłam oczy. Nie mogę zasnąć w wannie, to niebezpieczne, pomyślałam i z trudem uniosłam ciężkie powieki… I wtedy zobaczyłam w tafli wody potwora. Był łysy, pomarszczony. Jego rysy rozpływały się, jakby pokrywała je warstwa topiącego się wosku. To nie potwór, to straszliwie poparzony człowiek! – zrozumiałam. To Helena! Popatrzyła mi prosto w oczy. W jej spojrzeniu wyczytałam niemą prośbę. Zaczęła powoli wyciągać rękę…
Krzyknęłam i obudziłam się, kaszląc. Osunęłam się i zachłysnęłam wodą z płynem do kąpieli. Kaszlałam i plułam, besztając się w myślach za głupotę. Utopić się we własnej wannie, co za durna śmierć! Byłam przestraszona, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się coś podobnego. Ale ostatnio w ogóle nie byłam sobą: często czułam się zmęczona, wyczerpana, senna, zarazem przygnębiona i jakaś przytępiona. Jakby coś zatruwało mnie od środka. Jakby wisiało nade mną nieszczęście, któremu nie mogę w żaden sposób zapobiec, które po prostu musi się zdarzyć. Jestem taka od śmierci Heleny, zorientowałam się. To przez koszmary o niej, to one tak na mnie działają!
Chciała mi to wyznać
Tej nocy także mi się przyśniła. Znów byłam w wannie i zobaczyłam ją pod powierzchnią wody. Krzyknęłam, ale tym razem to mnie nie obudziło. Chciałam uciekać, ale nie mogłam się ruszyć. Helena wynurzyła się i złapała mnie za rękę. Jej dłoń parzyła mi skórę.
– Ja płonę! Pomóż mi! – poprosiła chrapliwie.
Zbudziłam się z dudniącym sercem, mokra od potu. Miałam wrażenie, że moja ręka wciąż jest gorąca od dotknięcia zjawy, ale tłumaczyłam sobie, że to na pewno tylko złudzenie wywołane strachem. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Dlaczego aż tak bardzo obeszła mnie śmierć sąsiadki? Nie przyjaźniłyśmy się, nie byłyśmy blisko, wymieniałyśmy zdawkowe uprzejmości. To wszystko. Nie miałam z nią z nic wspólnego! Więc dlaczego…?
Kłamstwo. Jedno wielkie zaprzeczenie. Miałyśmy coś wspólnego, a raczej kogoś. Miesiąc przed śmiercią Heleny doszły do mnie plotki, że ona i mój mąż mieli romans. Nie chciałam w to wierzyć, ale… czy naprawdę nie wierzyłam? Przecież jeszcze zanim usłyszałam od życzliwej sąsiadki, że widziała ich razem na mieście, sama zauważyłam, że Piotr się zmienił. Oddalił się ode mnie, stał się milczący, obcy. A potem nagle mu się odmieniło: był dla mnie miły i czuły, aż do przesady. Może chciał uśpić moją czujność?
Nie zdążyłam tego przemyśleć, bo Helena zginęła w pożarze i uznałam, że o zmarłych tylko dobrze: myśleć i mówić. Ale nie potrafiłam odpuścić. Nie umiałam żyć w niepewności, musiałam zyskać potwierdzenie albo zaprzeczenie moich podejrzeń. Dlatego któregoś dnia, gdy Piotr uprzedził, że zostanie w pracy do wieczora, postanowiłam przeszukać jego pokój.
Ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania, bo cały czas się bałam, że wróci znienacka i mnie przyłapie. Albo że coś odłożę nie na swoje miejsce i tak się wyda, co robiłam. Już prawie miałam odpuścić, kiedy coś znalazłam! Leżało w szufladzie jego biurka, niedbale przykryte jakąś umową z banku, jakby nawet nie starał się ukryć dowodu zdrady. No tak, przecież mieliśmy umowę, że sam sprząta swój pokój, ja tutaj nie zaglądam. Ufał mi. Ale ja jemu już nie, myślałam z goryczą.
Znalazłam paczkę po papierosach, chociaż żadne z nas nigdy nie paliło. Za to papierosy tej właśnie marki paliła Helena – zapamiętałam, bo kilka razy widziałam, jak kupowała je w naszym osiedlowym sklepie. To nie mógł być przypadek. Przykryłam kartonik papierami i zamknęłam szufladę. Nie chciałam, żeby Piotr się domyślił, że już wiem o wszystkim, dopóki nie podejmę decyzji, co z tym fantem zrobić. Byłam zraniona i rozgniewana, sama nie wiedziałam, czego chcę: rozstania, przeprosin i obietnicy, że nigdy więcej mnie nie zdradzi, a może… zemsty?
Przynajmniej wiem, że ten romans na pewno jest już skończony. Już nigdy nie weźmie jej w ramiona, bo jego kochanka gnije w ziemi, pomyślałam z mściwą satysfakcją i natychmiast zawstydziłam się tej myśli.
Nie wiedziałam, co o tym sądzić
Tego wieczoru, o ironio, Piotr wrócił z pracy w wyjątkowo dobrym nastroju. Pocałował mnie w usta na powitanie, co już dawno mu się nie zdarzało. Po kolacji rozpalił w kominku i otworzył wino. Gdy opróżniliśmy połowę butelki, zaczął się do mnie tulić. W pierwszej chwili chciałam go odtrącić, ale był taki czuły i namiętny, że uległam. Kochaliśmy się na dywaniku przed kominkiem. Patrzyłam mu w oczy i dostrzegłam odbijające się w nich płomienie.
A potem zobaczyłam w nich… Helenę! Paliła się. Krzyknęłam. Piotr pomyślał pewnie, że z rozkoszy, ale ja byłam śmiertelnie przerażona. Nie mogłam zasnąć, dręczona potwornymi pytaniami. Czy to mój mąż zrobił jej krzywdę? Czy chciał zakończyć romans, a Helena groziła, że o wszystkim mi opowie? A może była w ciąży i nie chciała jej usunąć Boże drogi… Gubiłam się w strasznych myślach i podejrzeniach. Ale jeszcze gorsze było pytanie: co dalej? Skoro już wiem, nie mogę tego tak zostawić.
Potwornie zmęczona zasnęłam nad ranem. We śnie znów przyszła do mnie Helena. Jej spalona skóra odpadała płatami. Nie miała oczu, w ich miejscu ziały czernią dziury pustych oczodołów. Wyrzęziła:
– Ty będziesz następna…
Obudziłam się. Obok mnie, pochrapując, spał Piotr. Mój mąż. Tamta mnie ostrzegała. Zaczęłam wrzeszczeć i rzucać się w łóżku. Przeraziłam tym męża, a potem w mojej głowie zapadła ciemność. Otworzyłam oczy, rozejrzałam po małej, białej, szpitalnej sali. Uff… A więc ktoś się zjawił i mnie uratował. Nie wierzyłam we własne szczęście. I słusznie. Wylądowałam w szpitalu.
Mój mąż nie miał nic wspólnego ze śmiercią Heleny. Niemniej ich romans i późniejszy pożar doprowadziły mnie do załamania psychicznego i urojeń. Po prostu mi odbiło z tej traumy, szoku czy cholera wie czego. Teraz powoli wracam do zdrowia, ale moje małżeństwo to już przeszłość. Tak będzie lepiej dla nas obojga.