„Mój narzeczony wyszedł po obrączki i słuch po nim zaginął. Myślałam, że stchórzył, ale prawda była o wiele gorsza”
„Pomyślałam, że nie zdążył na pociąg i dotrze kolejnym. Jednak się nie pojawił. Nie było go w następnym, ani w żadnym późniejszym. Jakby się rozpłynął w powietrzu. Zniknął bez śladu jak kropla wody w oceanie. Nikt nie miał pojęcia, co się zdarzyło”.

- Listy do redakcji
Obserwując moją córkę w towarzystwie jej ukochanego, rozmyślałam nad tym, jak cudownie razem wyglądają i jakim szczęściem emanują. Wtuleni w siebie, siedzieli na werandzie, przeglądając coś na smartfonie. Dziś Eryka udała się na finalne dopasowanie sukni ślubnej.
Teraz wszystko wydaje się łatwiejsze niż kiedyś...
Nie zauważyłam nawet, kiedy cofnęłam się myślami o trzy dekady. Ujrzałam siebie taką, jaką byłam wtedy – młodą, przepiękną, pełną entuzjazmu. Wyglądałam zupełnie jak moja córa obecnie. Miałam mniej niż dwadzieścia lat, lecz moja miłość była równie silna, a może jeszcze większa. On miał na imię Eryk i był starszy ode mnie o pięć lat. Przyjechał w odwiedziny do swoich rodziców, którzy byli lekarzami w miejscowej przychodni. Nasze pierwsze spotkanie na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Po prostu na siebie wpadliśmy.
– Oj, bardzo przepraszam – wymamrotałam, czując, jak policzki zaczynają mnie palić, gdy dostrzegłam faceta, w którego przez przypadek walnęłam drzwiami. – Kompletnie pana nie zauważyłam.
– W porządku, takie rzeczy się zdarzają – odparł, uśmiechając się do mnie. – Tam, gdzie u zwykłych ludzi widać twarz, ja mam guziki przy kołnierzyku – dorzucił i posłał mi kolejny szeroki uśmiech.
No cóż, rzeczywiście był ode mnie o głowę wyższy. Uległam jego namowom i zgodziłam się na spacer. Nie tylko na ten jeden, bo Eryk zaczął coraz regularniej pojawiać się u rodziców. Dawniej, kiedy był pochłonięty nauką we Wrocławiu, brakowało mu czasu na częste odwiedziny. Teraz już nie miał kłopotu z jego wygospodarowaniem. Zazwyczaj prosto z dworca kierował swe kroki do mojego miejsca pracy.
Każdy weekend był nasz. Od rana do wieczora w sobotę i niedzielę nie rozstawaliśmy się ani na chwilę. Kiedy Eryk musiał wracać do pracy we Wrocławiu, a ja zostawałam sama na wsi, tęsknota za nim rosła z dnia na dzień. Z utęsknieniem czekałam na kolejny weekend, żeby znów móc go zobaczyć. Czas płynął nieubłaganie, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu. Zmieniały się pory roku, a nasze uczucie dojrzewało i nabierało mocy. Zakochanie przerodziło się w głęboką miłość i niezachwianą pewność, że właśnie odnaleźliśmy swoje miejsce na ziemi, swoje szczęście...
Postanowiliśmy wziąć ślub
Nie zamierzaliśmy dłużej zwlekać. Eryk był o krok od ukończenia studiów, a potem w jego planach była przeprowadzka do mnie, na wieś, gdzie chcieliśmy razem mieszkać. Ruszyliśmy z przygotowaniami. Nie było to tak proste jak w dzisiejszych czasach. O wszystko trzeba było zabiegać i cierpliwie czekać. Ale czy istnieje coś, co mogłoby zrazić parę po uszy zakochaną w sobie? Nie było dla nas rzeczy niemożliwych. Znaczenie miały wyłącznie nasza miłość i nasze szczęście. Które miało trwać wiecznie, naprawdę wiecznie…
Niestety, nie każdemu jest to dane. W dniu, o którym mowa, w pracy dosłownie kręciłam się na krześle z niecierpliwości. Mój ukochany udał się do Wrocławia po symbol naszej miłości – obrączki. Nie posiadałam się z radości na myśl, że lada chwila ujrzę ten dowód łączącego nas uczucia.
Zerkając na zegarek myślałam: „Zaraz powinien się zjawić. Pociąg na pewno już dotarł na miejsce”.
Czas płynął nieubłaganie, jednak Eryka wciąż nie było. Moja znajoma, dostrzegając mój niepokój, w końcu ulitowała się i powiedziała, żebym poszła na peron. Chwyciłam kurtkę i puściłam się pędem w kierunku dworca. Pani w kasie potwierdziła przyjazd i odjazd składu, ale mojego ukochanego nie dostrzegła. Nie miała wątpliwości – z wagonu wysiadła tylko czwórka pasażerów, a Eryka między nimi nie było.
W naszym niewielkim miasteczku, gdzie ludzie doskonale się znają, Eryka nie sposób nie zauważyć. Sądziłam, że po prostu nie zdążył na pociąg i dotrze kolejnym. Jednak nie pojawił się ani następnym, ani jakimkolwiek innym. Jakby rozpłynął się w powietrzu, zniknął bez śladu. Nikt nie miał pojęcia, co mogło się wydarzyć, gdzie teraz przebywa. Byłam totalnie zdruzgotana, nie wiedziałam, co robić...
Pomimo poszukiwań, które ciągnęły się tygodniami, wciąż nie było żadnych konkretnych informacji. Było jasne, że odwiedził jubilera i odebrał obrączki, ale po tym wszelki ślad po nim zaginął.
Eryk zniknął niczym kamfora
Wpadłam w otchłań smutku i beznadziei. Dni mijały mi w moich czterech ścianach, z każdym coraz mniej widziałam sens w dalszym życiu. Bez mojego ukochanego istnienie straciło dla mnie znaczenie. Jednak jakoś funkcjonowałam – niczym robot. Spanie, później praca, znowu spanie i od nowa praca. Obowiązki zawodowe na moment pozwalały zapomnieć o moim dramacie, a kiedy spałam, Eryk przychodził do mnie z pierścionkami zaręczynowymi...
Zanim się obejrzałam, upłynęło dwanaście miesięcy. Któregoś ranka usłyszałam pukanie do drzwi. To była moja mama, która oznajmiła, że ktoś do mnie przyszedł. Byłam zaskoczona, bo od zniknięcia Eryka z nikim się nie widywałam. W pokoju gościnnym czekała na mnie dobrze ubrana pani, mniej więcej po czterdziestce.
– To pani jest „Asieńka”? – upewniła się kobieta.
– Zgadza się – odparłam, a moje zdziwienie rosło z każdą chwilą. – Czym mogę służyć?
Kobieta się roześmiała.
– Właściwie to nic takiego. Chciałam ci tylko coś dać – wygrzebała z torebki eleganckie pudełko. – Uznałam, że to istotne. Dzisiaj wracałam koleją z Wrocławia. Dosiadł się do mnie pewien młodzieniec, atrakcyjny i naprawdę rosły. Wspomniał, że jedzie od złotnika, u którego zamówił obrączki, bo wkrótce stanie na ślubnym kobiercu…
Zaniemówiłam. Eryk? Czy to na pewno mógł być on? Minęło już ponad rok od jego zniknięcia. Zaskoczona wpatrywałam się w rozmówczynię, która niewzruszona moją reakcją mówiła dalej:
– Opowiadał, że czeka na niego narzeczona, do której właśnie zmierza. Sporo mówił o pani. Powtarzał określenie „Moja Asieńka”. Konwersacja układała się nam przyjemnie, ale byłam zmęczona po długiej podróży i w pewnym momencie po prostu usnęłam. Po przebudzeniu zorientowałam się, że pani narzeczonego nie ma już w pociągu. Wówczas dostrzegłam na siedzeniu małe pudełko, które najwyraźniej musiało mu wypaść. Natychmiast przyszło mi do głowy, że powinnam mu je zwrócić – w końcu jak brać ślub bez obrączek? Skoro tak dużo mi o pani opowiadał, bez problemu udało mi się trafić pod ten adres. Oto pudełeczko – wręczyła mi je. – Ja będę już lecieć. Życzę wszystkiego, co najlepsze na nowej drodze życia! – dodała jeszcze, wychodząc.
Skąd one się wzięły?
Stałam jak zaczarowana, trzymając w ręku małe pudełko. Czy to na pewno mógł być Eryk? Przecież przyszedłby, gdyby to był on. Ale jeśli rzeczywiście to jego ta pani widziała w pociągu, oznacza to tylko jedno – on żyje! Na pewno lada moment się tu zjawi, przecież tyle o mnie opowiadał, to dowód, że o mnie pamięta. Po prostu musi przyjść! Nie zrobiłby mi znowu czegoś takiego, nie zniknąłby bez słowa! Jednak i tym razem się nie pojawił.
Złotnik, któremu pokazałam obrączki znalezione przez tę panią, zapewnił, że to jego dzieło, ale twierdził, że sprzedał je rok temu. Pewnemu bardzo wysokiemu młodzieńcowi. Dokładnie to zapamiętał, bo chłopak ciągle powtarzał, że Asieńka będzie wniebowzięta.
Funkcjonariusze policji znów rozmawiali z personelem wrocławskiej stacji kolejowej, ale nikt nie przypominał sobie, żeby zauważył osobę pasującą do wizerunku Eryka. Nikt z nich go nie zapamiętał. Jedynie wiekowy mężczyzna handlujący obwarzankami wspomniał, że coś mu się kojarzy, ale to było już sporo czasu temu, poprzedniej zimy, na pewno nie w ostatnim czasie. W tamtym okresie jakiś rosły, atrakcyjny chłopak nabył od niego dwie sztuki tego pieczywa.
– To dla mnie i mojej Asi – oznajmił z uśmiechem na twarzy.
Jego radosna mina i duma, z jaką prezentował obrączki, utkwiły sprzedawcy w pamięci. Coś tu nie grało... Gdy historia ujrzała światło dzienne za sprawą miejscowych dziennikarzy, odezwało się parę osób. Skontaktowały się z policjantami, twierdząc, iż również podróżowały w przedziale z młodzieńcem, który z zapałem rozprawiał o swej wybrance Asi, pokazując wszystkim obrączki ślubne.
Sytuacja powtarzała się niczym w zapętlonym filmie – zasypiali ze zmęczenia, a po przebudzeniu nie było ani śladu po wysokim facecie. Równie bezskutecznie szukali szykownej pani, która dostarczyła mi obrączki i jako ostatnia miała kontakt z Erykiem. Wszystko wróciło do punktu wyjścia sprzed roku. W mojej duszy nadzieja przeplatała się z poczuciem beznadziei. Znów czułam się kompletnie zagubiona. Eryk przepadł. Po raz kolejny.
Ktoś potwierdził jego obecność, ktoś zdołał z nim porozmawiać, ale w mojej rzeczywistości wciąż był nieobecny. Pozostały mi jedynie obrączki. Dręczyło mnie to, a nikt nie potrafił przynieść mi ukojenia. Powróciłam do utartego rytmu: najpierw sen, później praca, i tak w kółko. Teraz jednak Eryk przestał nawiedzać moje sny, przez co nie mogłam w nich odnaleźć choćby odrobiny pocieszenia.
Nadeszły nieprzespane noce
Długie, ponure chwile spędzone na lekturze. Zaczytywałam się w powieściach, dzięki którym mogłam przenieść się do innej rzeczywistości, gdzie ból był mniej dotkliwy. Czytałam dosłownie wszystko, aż pewnego razu trafiłam na książkę o „duszach w rozterce”. Według autora, wokół nas krąży mnóstwo dusz, które nie zaznają ukojenia, bo pozostawiły za sobą jakieś niedokończone sprawy. Czyżby to był przypadek Eryka? Uczepiłam się tej myśli, bo lepsze takie wyjaśnienie niż brak jakiegokolwiek. Zaczęłam zgłębiać temat zjawisk nadprzyrodzonych i ludzi, którzy się tym zajmują. Byłam gotowa uwierzyć we wszystko.
Zdecydowałam się odwiedzić niejaką panią Elżbietę. Moja mama twierdziła, że to zapewne ktoś, kto wykorzystuje desperację, by wyciągnąć kasę, ale mnie to nie powstrzymało. Potrzebowałam odpowiedzi i gotowa byłam za nie zapłacić. Obawiałam się, że bez żadnych wyjaśnień w końcu stracę rozum. No i na pewno nie ruszyłabym do przodu. Ponoć ludzie czasem odchodzą, gdy mają do wykonania coś ważnego. Umówiłam się z tą kobietą i zrelacjonowałam jej wszystko, co się wydarzyło. Przysłuchiwała się uważnie, potakując głową, a potem stwierdziła:
– Czasami się tak dzieje, że ktoś nagle umiera, kiedy jest w trakcie robienia jakiejś istotnej rzeczy. Fizycznie już nie żyje, ale jego dusza wciąż chce doprowadzić sprawę do końca. Chyba właśnie to przydarzyło się pani narzeczonemu. Jechał do pani z obrączkami, kiedy nagle dopadła go śmierć i pokrzyżowała te plany. Ale nie powstrzymała go przed dalszym dążeniem do celu. Jego dusza nie zaznała spokoju i dlatego pokazywała się w pociągu. Eryk ciągle na nowo wyruszał w podróż, żeby przekazać pani obrączki. Niestety, za każdym razem trafiał do niewłaściwego, że tak powiem, pośrednika. Dopiero pewna kobieta, chyba jakaś wróżka czy coś w tym stylu, świadoma tego czy nie, odnalazła pudełeczko z pierścionkami i przekazała je pani. Misja zakończona sukcesem. Dlatego właśnie Eryk przestał nachodzić panią w marzeniach sennych.
Z wizyty wyszłam zaskakująco spokojna
Z jednej strony moje przypuszczenia okazały się prawdziwe – Eryka już nie ma wśród żywych i już nigdy nie stanie w progu naszego mieszkania, jednak z drugiej – dowiedziałam się czegoś, o czym wcześniej nie miałam pojęcia. Eryk wcale mnie nie zostawił, a nasz związek, choć krótki, przetrwał wieczność. Nawet gdy odszedł z tego świata, w jego sercu wciąż płonęło uczucie do mnie. To dobrze, że udało mu się zrealizować cel i w końcu zaznał ukojenia. Dzięki temu ja również mogłam wreszcie pozwolić mu odejść i ruszyć do przodu. A przynajmniej taka była jedna z wersji, którą mogłabym przyjąć. Innej nie miałam.
– Mamo! – dźwięk głosu mojej córki wyrwał mnie z zamyślenia. – Podejdź do nas.
Ruszyłam w ich kierunku.
– Spójrz tutaj – pokazała mi ekran swojej komórki. – Wyobraź sobie, że taki będzie nasz tort. Cudowny, co?
– Faktycznie wspaniały – przytaknęłam. – A resztę rzeczy macie już ogarnięte? – chwilę się zastanawiałam, po czym spytałam: – Wzięliście też obrączki?
– No jasne – odpowiedzieli jednocześnie. – Wszystko mamy pod kontrolą. Obrączki daliśmy już świadkowi. Teraz pozostaje odliczać dni do tego wyjątkowego momentu. Oby nic nie pokrzyżowało nam planów.
Nie może. Przeznaczenie nie zrobiłoby nam aż takiego świństwa.
Joanna, 50 lat