Reklama

Od zawsze czułem, że żyję cudzym życiem. Ojciec mówił, że wychował mnie na lidera, ale w praktyce byłem tylko jego przedłużeniem. Wszystko, co mam, zawdzięczam jego firmie. Tylko żonę poślubiłem wbrew niemu. Lena była inna niż kobiety, które akceptował ojciec. Silna, niezależna i... niewygodna. A jednak to przy niej czułem się sobą. Problem w tym, że „sobą” byłem tylko wtedy, gdy ojciec nie patrzył. A patrzył zawsze. I właśnie wtedy, gdy sądziłem, że nic mnie już nie zaskoczy, postawił warunek, który rozdarł mnie na pół.

Reklama

Serce mi waliło

Ojciec zadzwonił krótko po osiemnastej. Nie prosił, nie sugerował – po prostu kazał przyjść. Wiedziałem, że to nie będzie zwykła rozmowa. Gdy wszedłem do jego gabinetu, uniósł głowę znad dokumentów i wskazał fotel naprzeciwko siebie.

– Usiądź – powiedział beznamiętnie.

Wykonałem polecenie.

– Mam dla ciebie propozycję. Przepiszę na ciebie firmę. Wszystko – udziały, nieruchomości, konta. Warunek jest jeden – musisz rozwieść się z Leną.

Spojrzałem na niego, jakby mówił w obcym języku.

– Słucham?

– Wiesz dobrze, że ona cię ogranicza. To nie jest kobieta na twoim poziomie. Przez nią nie widzisz jasno. A ja nie zamierzam oddać tego, co budowałem przez 40 lat, w niepewne ręce. Albo ona, albo firma.

– Nie możesz mnie szantażować własnym życiem – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

– To nie szantaż. To oferta – odparł chłodno. – Masz czas do końca tygodnia.

Wstałem bez słowa i wyszedłem. Serce mi waliło. W głowie kłębiły się myśli. Przez chwilę... przez krótką, obrzydliwą chwilę, naprawdę się zastanowiłem. Co by było, gdybym zostawił ją?

Nie mogłem już kłamać

Przez trzy dni chodziłem jak cień. W pracy udawałem skupionego, ale każde słowo, które do mnie trafiało, odbijało się jak od ściany. Unikałem Leny. Wracałem późno, mówiłem mało. A ona patrzyła – spokojnie, ale z jakimś narastającym lękiem. Wiedziała. Czuła. Lena zawsze wszystko czuła, zanim zdążyłem to nazwać. Czwartego dnia wieczorem nie wytrzymała.

– Co się dzieje? – zapytała bez wstępu. – Ostatnio nie jesteś sobą.

Nie mogłem już kłamać.

Ojciec chce, żebym się z tobą rozwiódł. W zamian odda mi firmę.

Przez chwilę nic nie powiedziała. Po prostu siedziała.

– Rozumiem. – Jej głos był zadziwiająco spokojny. – A ty?

– Ja...

Ty się zastanawiasz – dokończyła za mnie. – Czy pieniądze są więcej warte niż ja?

Zamknąłem oczy.

– Nie, tylko... To jest wszystko, co znałem. Całe moje życie.

– Może czas zbudować własne życie, nie ojca.

Patrzyłem, jak sięga po płaszcz i klucze.

– Gdzie idziesz?

– Nie wiem. Muszę się przewietrzyć. Muszę... nie wiem, pomyśleć za ciebie, skoro ty nie potrafisz.

Zatrzasnęły się drzwi. Zostałem sam. Z myślą, która bolała bardziej niż wszystko inne: że naprawdę się zawahałem.

Nie stanąłem po jej stronie

Nie mogłem spać. Krążyłem po mieszkaniu jak lunatyk, przewracając w głowie rozmowę z Leną. Zaczęło do mnie docierać, co naprawdę zrobiłem. A raczej – czego nie zrobiłem. Nie stanąłem po jej stronie. Nie broniłem nas. Tylko milczałem. Jak zawsze. Nazajutrz zadzwoniłem do siostry.

– Spotkajmy się. Muszę z tobą pogadać.

Nie pytała o szczegóły. Zawsze była bardziej lojalna wobec ojca niż wobec mnie, ale teraz wydawała się dziwnie... dostępna. Umówiliśmy się w kawiarni przy jej biurze. Przyszła punktualnie.

Wiem, co ci zaproponował – powiedziała bez cienia zaskoczenia. – Wiesz dlaczego?

Pokręciłem głową.

– Bo już zdecydował, że to ty masz być jego następcą. Od dawna. Nie może znieść, że się wyłamałeś. Że pokochałeś kogoś, kto nie pasuje do jego planu.

– Czyli to wszystko to...

– Próba kontroli. Jak zawsze. Tata nie wierzy w emocje. On wierzy w hierarchię i posłuszeństwo. A ty – od zawsze byłeś jego projektantem. Perfekcyjnie wychowanym do przejęcia steru. Ale wiesz co? Gdybyś się rozwiódł, on i tak by ci nie dał wszystkiego. Znalazłby nowy warunek.

Później spotkałem się z Adamem.

Jeśli wybierzesz firmę, stracisz nie tylko Lenę. Stracisz siebie – powiedział. – A wtedy nawet to biuro z wieżowca będzie dla ciebie celą.

Miał rację. Tylko czemu dopiero teraz zacząłem to rozumieć?

Podjąłem decyzję

Stałem przed drzwiami mieszkania i miałem wrażenie, że nogi mam z waty. Nie miałem prezentu, kwiatów ani żadnej wzniosłej przemowy. Miałem tylko decyzję. Prawdziwą. Po raz pierwszy w życiu swoją własną. Zadzwoniłem. Drzwi otworzyła po dłuższej chwili. Była bez makijażu, w dużym swetrze, włosy związane niedbale gumką. I wyglądała... piękniej niż kiedykolwiek.

– Przyszedłem, bo wybrałem – powiedziałem cicho. – Jeśli mam wszystko stracić, wolę stracić firmę niż ciebie.

Nie odpowiedziała od razu. Tylko patrzyła. Nie była wzruszona. Nie płakała. Była... spokojna. Jakby wiedziała, że tak właśnie się stanie.

– Nie chcę być powodem – powiedziała w końcu. – Chcę być twoim wyborem.

– Jesteś – odpowiedziałem bez wahania.

Wpuściła mnie do środka. Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Przez długą chwilę milczeliśmy. Zegar tykał, herbata parowała, a ja czułem, że może po raz pierwszy nic nie trzeba już mówić.

Nie wiem, czy ci wybaczę – odezwała się po chwili. – Wiem, że chciałabym jeszcze raz spróbować.

Nie pytała o szczegóły. Nie chciała wiedzieć, co planuję. Po prostu była. A ja poczułem coś, czego nie znałem od dzieciństwa – spokój. Wiedziałem, co muszę zrobić. I z kim chcę to przeżyć.

Musiałem to powiedzieć

Ojciec siedział za swoim biurkiem jak generał, który od dekad nie przegrał żadnej bitwy. Nawet nie uniósł wzroku, gdy wszedłem. Po prostu podpisał coś szybko na kartce, odstawił pióro i cicho powiedział:

Masz odpowiedź?

– Mam.

Teraz spojrzał. Uważnie. Jakby próbował wyczytać decyzję z mojej twarzy, zanim ją wypowiem.

– Nie wezmę tego – powiedziałem. – Firmy, pieniędzy, tytułu. Nie pod takim warunkiem.

Włodek oparł się w fotelu. Skrzyżował ramiona.

Myślałem, że jesteś mądrzejszy.

– A ja myślałem, że umiesz kochać.

Milczał. W jego oczach coś się zmieniło. Może to był cień złości. Może rozczarowanie. Albo... przez sekundę – cień szacunku?

– W takim razie nie mam ci już nic więcej do powiedzenia – odparł chłodno.

Wstałem. Odwróciłem się, ale zanim wyszedłem, zatrzymałem się w progu.

– Szkoda, że nie jesteś w stanie kochać nikogo, kto nie gra według twoich reguł.

Zamknąłem drzwi i zszedłem na dół. Nie miałem już firmy ani miliona na koncie. Czułem się lżejszy. Silniejszy. Jakby ktoś w końcu otworzył klatkę, w której spędziłem trzydzieści lat.

Byłem szczęśliwy

Zaczęliśmy wszystko od zera. Bez koneksji, bez zaplecza, bez ojcowskiego parasola. Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu w starej kamienicy, gdzie rury stukały nocą, a kaloryfery trzeba było odpowietrzać co tydzień. Co rano budziłem się obok Leny. I to wystarczało. Znalazłem pracę w niewielkiej firmie doradczej. Bez tytułu, bez gabinetu z widokiem, ale z ludźmi, którzy rozmawiali normalnie, nie władczo. Pierwszy raz ktoś zapytał mnie: „Co ty o tym sądzisz?”, a nie: „Co twój ojciec by zrobił?”

Siostra przejęła firmę. Szybko przeszła pełną transformację – z idealnej córki w idealną następczynię. Ojciec był zadowolony. Nie odezwał się do mnie ani razu od tamtej rozmowy. Nie czekałem. Nie miałem mu już nic do powiedzenia. Czasem, wieczorami, łapałem się na myśli, że mogłem mieć to wszystko. Samochód, rezydencję, władzę. I wtedy Lena wsuwała się pod mój koc z kubkiem herbaty i mówiła:

Wiesz, że jestem dumna?

A ja odpowiadałem:

– A ja wiem, że pierwszy raz naprawdę żyję.

Nie żałowałem. Czułem stratę, oczywiście. Była jak rana po operacji – nieunikniona, konieczna. Zdrowa. Nie dostałem dziedzictwa ojca. Nie zapisał mi w testamencie ani grosza. I dobrze. Bo zamiast jego spuścizny, po raz pierwszy dostałem coś więcej. Siebie. I kogoś, kto chciał mnie takim, jakim jestem. Bez warunków.

Wojtek, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama