„Znalazłam ojca na portalu randkowym. Zawsze był babiarzem, ale tym razem srogo przesadził. Jedna kochanka to za mało?”
„Nakryłam go. Rozejrzałam się po pokojach, zajrzałam do kuchni i łazienki. Tak zmieszanego ojca dawno nie widziałam. Zaczerwienił się niczym uczniak przyłapany na kradzieży jabłek w sadzie proboszcza, a do tego spuścił wzrok”.
- Zofia, 45 lat
Prosto z pracy pojechałam do taty. Od kilku lat, to jest od śmierci mamy, raz w tygodniu pomagałam mu dbać o mieszkanie. Tym razem obiecałam, że umyję okna. Dotarłam na miejsce przed siedemnastą. Chciałam jak najszybciej zrobić swoje i wrócić do domu, gdzie czekali mąż i dzieci. Niecierpliwie naciskałam dzwonek domofonu, ale nikt nie odpowiadał. Zaniepokoiłam się. Może coś się stało? A jeśli ojciec sam próbował umyć te przeklęte okna i, nie daj Boże, spadł z drabiny?! Zadzwoniłam do pani Basi, jego sąsiadki. Ona zawsze była dobrze poinformowana.
– Pan Janek? No wyszedł... Jakieś pół godziny temu. Elegancki taki, wystrojony, jakby na ślub się wybierał – w głosie sąsiadki usłyszałam ciekawość.
Pewnie chętnie by się dowiedziała, gdzie mój ojciec poszedł tak odświętnie ubrany. Ba! Sama chciałam to wiedzieć. Przecież umówiliśmy się, że wpadnę po pracy i pomogę w porządkach!
Wystukałam numer jego komórki. Nie odbierał. No pięknie! Czekałam ponad kwadrans pod domem, jednak ojciec się nie zjawił, więc wróciłam do domu.
Odezwał się dopiero wieczorem.
– Zosiu, zupełnie zapomniałem, że miałaś dzisiaj przyjechać – tłumaczył się.
– Ale... już w sumie nie musisz...
– Jak nie muszę, tato? – zdziwiłam się. – Przecież okna trzeba umyć.
– Nie, nie trzeba. Muszę kończyć.
I rozłączył się.
Nic nie rozumiałam. Najpierw prosi o pomoc, potem nagle z niej rezygnuje. Może postanowił coś sobie udowodnić i porwać się na samodzielne mycie okien? A przecież miał kłopoty ze zdrowiem!
Cóż, zawsze lubił flirtować, nawet kiedy mama żyła
Gdy następnego dnia pojechałam do ojca, zdążyłam złapać go w drzwiach.
– O, Zosieńka! – wcale nie wyglądało na to, że ucieszył się na mój widok.
Zmieszany, chował coś za plecami.
– Co tam, tato, chowasz? – spytałam.
– A, to... Nic, Zosieńko – odsunął się, uparcie trzymając ręce za plecami. Zachowywał się dziwnie. – A ty do domu się nie spieszysz? Marek czeka, dzieciaki...
Próbował odwrócić moją uwagę.
– Spieszę się, ale nie aż tak. A ty co?
– A... nic takiego. Do sklepu idę.
– W garniturze do sklepu?
Ojciec zmieszał się.
– Co mnie tak wypytujesz? – naskoczył na mnie. – Nie muszę ci się tłumaczyć jak dziecko. Dorosły jestem, i to już od dawna. Śledzić mnie zamierzasz, kontrolować? Do domu lepiej wracaj. Rodziną się zajmij! – był wyraźnie rozzłoszczony.
Tak przypominał w tym mojego syna, a swojego wnuka, że mało nie parsknęłam śmiechem. Powstrzymałam się jednak, bo jeszcze na dokładkę by się obraził. W porządku, nie będę się narzucać. Niech ojciec ma swoją tajemnicę. Wcześniej czy później i tak się dowiem, o co chodzi.
– Już dobrze, dobrze, nie denerwuj się, jadę do domu – odparłam prędko.
– A może gdzieś cię podrzucić?
– Nie trzeba – burknął.
Wieczorem opowiedziałam mężowi o dziwacznym zachowaniu taty.
– Uczesany, pachnący, wystrojony w garnitur, jakby się na randkę wybierał – relacjonowałam z uśmiechem.
– Może faktycznie poznał jakąś kobitkę w swoim wieku, a chował przed tobą kwiatki, co? – zasugerował Marek.
Hmm, całkiem możliwe! Ojciec zawsze był typem flirciarza. Lubił kobiety. Nieraz się o to z mamą kłócili. O ile wiem, nigdy jej nie zdradził, ale nie umiał się powstrzymać od platonicznych romansików.
Ojciec nie odzywał się przez kilka dni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wcześniej potrafił dzwonić po kilka razy dziennie z różnymi błahostkami. W końcu, zaniepokojona, zadzwoniłam do niego sama. Wieczorem, aby mieć pewność, że będzie w domu.
– Co słychać, tato? – spytałam.
– Wszystko dobrze. Nie mogę teraz rozmawiać, zadzwonię później.
I rozłączył się.
Nie może rozmawiać? O dwudziestej? A co straszy pan może robić o tej porze?!
Niestety kolejne dni nie przyniosły rozwiązania zagadki. Z tego, co udało mi się dowiedzieć od pani Basi, ojciec wychodził rano, wracał w południe, potem znowu wychodził i wracał dopiero wieczorem.
– A wczoraj była u niego jakaś pani – powiedziała sąsiadka. – Starsza osoba, na pewno starsza ode mnie, a włożyła spódnicę przed kolano. Niczym jakaś młódka! – prychnęła, wyraźnie oburzona niestosownym strojem nieznajomej.
Czyżby mój siedemdziesięcioletni ojciec znalazł sobie towarzyszkę?
Mąż na tę nowinę wzruszył ramionami i stwierdził, że niech się staruszek cieszy życiem, póki może. Pewnie, niech się cieszy, tylko czemu robi z tego taki sekret?
Martwiłam się. Chciałam wiedzieć, że wszystko u niego w porządku. Marek uspokajał, że jak romans tacie spowszednieje, to przestanie się z nim kryć. Oby.
Kilka dni później Rafał wpadł do domu jak bomba i od progu rzucił:
– Mamo, weź ty pogadaj z dziadkiem, bo wstyd mi robi przed kumplami!
Zamurowało mnie.
– Wstyd? Dziadek? – dziwiłam się.
– Poszliśmy całą paczką na hamburgery. Wiesz, kto był w barze? Dziadek.
– Chyba mu wolno?
– Mamo, ale on tam był z jakimiś trzema starymi babami! – krzyknął poirytowany Rafał. – I wiesz, co zrobił? Podszedł do mnie i zaczął mnie wychwalać. Rozumiesz? Przy kumplach! Gadał, jaki to ze mnie dobry wnuczek, a te baby ćwierkały coś o słodkich chłopcach. Normalnie siara na całego! Myślałem, że się ze wstydu pod ziemię zapadnę.
Omal się nie roześmiałam.
– Rafał, nie stare baby – zwróciłam mu uwagę – tylko starsze panie...
– Mamo, błagam cię! Wiesz, jak kumple się ze mnie śmiali? Mam przerąbane. Będą się nabijać i nazywać mnie słodkim chłopaczkiem co najmniej miesiąc, zanim im się znudzi. Poza tym te... starsze panie były wystrojone jak na jakiś odpust i wymalowane jak pisanki. Żenada.
– Rafał, nie przesadzaj…
– Nie przesadzam. Mamo, błagam cię, pogadaj z dziadkiem. Niech się prowadza, z kim chce, byle z dala ode mnie. Bo następnym razem udam, że go nie znam! – zwołał i zwiał do swojego pokoju.
Po części bawiła mnie ta sytuacja, ale... czułam, że pora porozmawiać z ojcem.
Ale znowu nie odbierał telefonu. Kiedy przez kilka następnych dni nie dawał znaku życia, zdenerwowałam się na serio. Tym bardziej że Marek też widział go na mieście w towarzystwie trzech kobiet.
– Czy on harem na starość zakłada? No, no… Już nie mogę doczekać się takiej starości… – zachichotał Marek. I dostał w łeb poduszką.
– Ja ci dam harem!
Musiałam w końcu się dowiedzieć, o co tutaj chodzi
Tym razem nie odpuściłam i prosto z pracy pojechałam do mieszkania taty.
– Pan Janek pewnie dopiero wieczorem wróci – poinformowała mnie sąsiadka.
Postanowiłam zaczekać.
Pojawił się dopiero o 19.00. Towarzyszyła mu jakaś pani. Gdy weszli do bloku, wysiadłam z auta i ruszyłam za nimi.
Odczekałam chwilę, żeby dotarli do mieszkania i nacisnęłam domofon. Nikt nie podnosił słuchawki. Zadzwoniłam na komórkę ojca. Nie odbierał. A to łobuz...
Nie rezygnowałam. Tak długo dzwoniłam, aż w końcu odebrał komórkę.
– Coś się stało, Zosieńko?
– Tato, możesz otworzyć drzwi?
– Ale nie ma mnie w domu – skłamał.
– Jak to cię nie ma, skoro widziałam, jak wchodzisz do bloku. Czekam na dole.
Nie miał wyjścia. Nakryłam go. No i wreszcie rozległ się brzęczyk domofonu. Zadyszana dotarłam do mieszkania. Rozejrzałam się po pokojach, zajrzałam do kuchni i łazienki. Mieszkanie było puste. Zdziwiłam się. W szafie ją zamknął? – No dobrze tato, a teraz powiedz, gdzie ta pani, która tu z tobą wchodziła – postanowiłam nie owijać w bawełnę.
Tak zmieszanego ojca dawno nie widziałam. Zaczerwienił się niczym uczniak przyłapany na kradzieży jabłek w sadzie proboszcza, a do tego spuścił wzrok.
– Poszła już – bąknął.
– Tato, czy możesz mi wyjaśnić, o co tu chodzi? – usiadłam przy stole. – Unikasz kontaktu ze mną, jakbyś się czegoś wstydził, a Rafała przedstawiasz w barze jakimś obcym kobietom. Co jest grane?
Mój ojciec zaczerwienił się jeszcze bardziej. Postanowiłam trochę mu pomóc.
– Cieszę się, że kogoś poznałeś, naprawdę nie mam nic przeciwko...
– To nie tak – przerwał mi.
– A jak? – dopytywałam.
– To znaczy poznałem – przyznał w końcu. – Przez portal randkowy. Ale nie jedną, tylko... aż trzy. Nie umiałem się zdecydować, no to wszędzie chodziliśmy razem. I one... No wiesz, posprzątały mi, ugotowały, uprasowały, pranie zrobiły.
Szczęka mi opadła. Czyżby mój ojciec naprawdę założył harem?!
– A dzisiaj kazały mi wybierać. Ale nie umiałem, więc obraziły się i zostawiły mnie w kawiarni. Zamierzałem wrócić do domu, ale po drodze spotkałem Ilonkę. To moja bardzo dawna znajoma, jeszcze z czasów, zanim poznałem twoją mamę. I nie uwierzysz, co za przypadek, w moim bloku mieszka od niedawna jej kuzynka, a ona właśnie szła ją odwiedzić.
– To ją widziałam? – upewniłam się.
Skinął głową.
– A co z tamtymi trzema? – nie umiałam powstrzymać uśmiechu.
Ojciec wzruszył ramionami.
– Chyba już mi nie będą pomagać. – westchnął – Ale Ilonka obiecała upiec mi sernik – ożywił się.
– Na jedną się zdecyduj – poradziłam. – Łatwiej będzie.
Uśmiechnął się łobuzersko.
– Ale zanim się zdecyduję, muszę się rozejrzeć, nie?