„Mój ojciec zostawił mnie, gdy miałam 10 lat. Chciałam być częścią jego nowej rodziny, ale odtrącił mnie jak śmiecia”
„Rozwód przyszedł nagle. Byłam mała, kiedy spakował walizkę i powiedział, że musi wyjechać na trochę, żeby wszystko poukładać. Mama tłumaczyła, że dorośli czasem tak robią. To jego trochę zamieniło się w całe życie. Na początku jeszcze się starał. Kupował pluszaki. A potem Iwona zaczęła działać”.

- Redakcja
Byłam kiedyś jego księżniczką. Tak do mnie mówił – „moja mała księżniczko”. Miałam wtedy może sześć lat, może siedem. Wydawało mi się, że niebo mogłoby się zawalić, a i tak mój tata wszystko by naprawił. Potrafił wymyślać bajki na poczekaniu, nosił mnie na barana po salonie i pozwalał rozcierać piankę do golenia na jego brodzie. Czasem w nocy siadał przy moim łóżku i grał mi na gitarze. Naprawdę sądziłam, że taki ojciec to dar. A potem… po prostu zniknął.
Rozwód przyszedł nagle. Miałam dziesięć lat, kiedy spakował walizkę i powiedział, że musi wyjechać „na trochę”, żeby wszystko poukładać. „Dorośli tak czasem robią, Sandrusiu”, tłumaczyła mama. Ale to „na trochę” zamieniło się w całe życie. Na początku jeszcze się starał. Dzwonił. Zabierał mnie do kina. Kupował pluszaki. A potem chyba Iwona zaczęła działać. I pojawilo się nowe mieszkanie. I Maks. Potem Lena. A ja? Ja zostałam dodatkiem. Resztką z poprzedniego życia.
– Mam teraz inne życie, Sandra – powiedział kiedyś, kiedy próbowałam się z nim umówić na wspólny spacer. Pamiętam, że zaschło mi w gardle, a oczy paliły od wstydu i upokorzenia. Odsunęłam się wtedy. Ale nie umiałam przestać go kochać. I to bolało najbardziej.
Ostatnio znowu tam byłam. U nich. W jego nowym domu. Siedziałam przy stole, obok dzieci, które nazywał swoimi skarbami, a ja czułam się jak intruz. Jak ktoś, kto wparował bez zaproszenia. Iwona była jak zawsze uprzejma, ale z chłodem pod spodem. A on? Mój tata? Niby się uśmiechał, ale nie patrzył mi w oczy. Po powrocie wpadłam do mamy. Potrzebowałam herbaty. Ciepła. Rozmowy.
– I znowu byłam u taty – westchnęłam, kręcąc łyżeczką w filiżance.
Mama spojrzała na mnie znad kubka.
– Czego się spodziewałaś? Że przytuli cię i powie, że żałuje?
– Nie… Ale może chociaż zapyta, co u mnie…
Zamilkłyśmy. Ona westchnęła, jakby chciała powiedzieć: „a nie mówiłam”. Ja przełknęłam gulę w gardle. Tata ma nowe życie. Ja nie mam ojca.
Byłam jak fałszywa nuta
Weszłam do jego domu o 16:02. Punktualność mam po nim. Iwona otworzyła drzwi z tym samym lekko napiętym uśmiechem, który zawsze wygląda jak wycięty z katalogu reklamowego skandynawskich mebli – ładny, czysty, zupełnie nieprawdziwy.
– Cześć Sandra, rozbieraj się, właśnie kończymy obiad – powiedziała, odsuwając się na bok.
Tata był w kuchni. Miał fartuch z napisem „Król grilla” i od razu poczułam się głupio. Nie pasowałam do tej sceny. On kroił sałatkę, Lena malowała coś kredkami przy stole, Maks grał na tablecie, a Iwona stawiała naczynia jak w zegarku. Zgrana orkiestra. Ja byłam fałszywą nutą.
– Hej, Sandra. Cześć, córciu – rzucił tata, jakbyśmy się widzieli wczoraj. Cmoknął mnie w policzek. Nawet nie przestając kroić ogórków.
Usiedliśmy przy stole. Mówili o szkole, o konkursie plastycznym Leny, o tym, że Maksowi udało się przejść jakiś poziom w grze. Ja wtrąciłam, że ostatnio dostałam zlecenie na okładkę książki. Nikt nie zareagował. Iwona tylko się uśmiechnęła, jakby chciała powiedzieć: „to miłe, ale nieistotne”. W końcu nie wytrzymałam.
– Może byśmy kiedyś poszli na kawę? Tylko we dwoje? – rzuciłam w stronę taty, udając, że to żart.
Zamarł na chwilę. Oderwał wzrok od talerza.
– Nie wiem, Sandra. Mam dużo pracy i… no, wiesz... inne obowiązki.
Uśmiechnęłam się. Głupio. Żeby ukryć, że właśnie pękło mi coś w środku. Po wyjściu nie szłam od razu do tramwaju. Przysiadłam na ławce pod ich blokiem. Patrzyłam w niebo. Szare, nijakie. Jak ten dom. Jak ten obiad. Jak moja rola w ich świecie. Czy jeszcze powinnam próbować? Czy już mogę odpuścić?
Powiedziałam mu, co czuję
Długo się zbierałam, żeby zadzwonić. Wklejałam jego numer w okienko wiadomości i kasowałam. Próbowałam wyobrazić sobie, co mu powiem, jak zacznę, ale za każdym razem czułam tylko to samo: ciężar. W końcu wysłałam SMS: „Tato, możemy się spotkać? Chciałabym pogadać. Sam na sam”. Odpisał dopiero po czterech godzinach: „Jutro? Park przy stawie, 17:00”. Siedział już na ławce, kiedy przyszłam. W ręku trzymał papierowy kubek z kawą. Wyglądał zwyczajnie. Zbyt zwyczajnie.
– Cześć, córeczko – powiedział cicho.
Nie usiadłam od razu. Stałam przed nim chwilę, z rękami w kieszeniach. Serce biło mi tak mocno, że czułam je w gardle.
– Wiesz, po ostatniej wizycie... dużo myślałam – zaczęłam.
Tata pokiwał głową, ale nie powiedział nic. Cisza bolała bardziej niż słowa.
– Ja już nie wiem, kim dla ciebie jestem. Bo nie czuję się jak córka. Bardziej jak... jak wspomnienie.
– Sandra, nie mów tak – westchnął. – Po prostu... nasze życie się zmieniło.
– Nie nasze. Twoje – rzuciłam ostro. – Ty sobie zmieniłeś życie. A ja? Ja mam się w nim już nie mieścić?
Tata spuścił głowę. Jego dłonie zacisnęły się na kubku.
– Ty ciągle wracasz do przeszłości. Do tego, co było. Nie potrafisz zaakceptować rzeczywistości.
– A ty ją zaakceptowałeś aż za dobrze – szepnęłam. – Zostawiłeś mnie, tak po prostu. I niczego nie zauważyłeś.
Zamilkliśmy. Przez chwilę słyszeliśmy tylko wiatr i dzieci krzyczące gdzieś na placu zabaw.
– Ty już nie jesteś moim ojcem. Jesteś tatą Maksa i Leny. Ja jestem tylko cieniem.
Nie odpowiedział. Tylko patrzył w ziemię. I milczał. Odwróciłam się i odeszłam. Po raz pierwszy od lat powiedziałam to, co naprawdę czułam. Byłam roztrzęsiona. Ale też... dziwnie spokojna.
Nie umiał mnie kochać
Matka otworzyła drzwi w fartuchu i z wałkiem do ciasta w ręce.
– Wchodź, właśnie robię drożdżowe. Może to ci poprawi humor – rzuciła, patrząc mi w twarz z tą swoją półironiczną troską.
– Nie wiem, czy coś jeszcze potrafi – mruknęłam, zdejmując kurtkę.
Usiadłyśmy w kuchni. Zapach drożdży i wanilii przypominał mi dzieciństwo. Bezpieczne. Ciepłe. Jeszcze zanim wszystko się rozpadło.
– Rozmawiałam z nim – powiedziałam nagle.
Mama nie musiała pytać, o kim mówię. Usiadła naprzeciwko mnie, wzdychając ciężko.
– I?
– I nic. Mówi, że to ja nie potrafię się pogodzić z rzeczywistością.
Mama prychnęła.
– Klasyk. Jakby sam był wzorem empatii. Jego rzeczywistość to nowa żona, dzieci, grill na tarasie i święty spokój.
Zamilkłyśmy.
– Opowiedz mi... – zaczęłam po chwili. – Jak to naprawdę było z wami? Z rozwodem.
Spojrzała na mnie długo. I chyba pierwszy raz od lat nie zobaczyłam w niej zgorzknienia, tylko... żal.
– On od dawna był gdzieś indziej. Fizycznie był w domu, ale duchem... nie wiem. W pracy, w telefonie, w planach, które nie obejmowały mnie. Aż pewnego dnia poznał Iwonę. I wszystko się wyjaśniło.
Patrzyłam w jej twarz. Zmarszczki przy oczach, cień smutku na ustach. I nagle, jak przez mgłę, usłyszałam jej głos.
– On potem myślał tylko o nowym dziecku, nowej żonie. My byłyśmy tylko... balastem.
Zamrugałam. Zrobiło mi się duszno. Poszłam do łazienki, zamknęłam się i patrzyłam w lustro. Moje odbicie patrzyło na mnie z tym samym bólem, który znałam od lat. Ale teraz był jeszcze bardziej intensywny. Tego samego wieczoru, nie czekając, zadzwoniłam do ojca.
– Spotkajmy się. Potrzebuję odpowiedzi.
Nie pytał, o co chodzi. Wiedział.
Następnego dnia staliśmy znowu twarzą w twarz. Powiedziałam, co słyszałam.
– Czy ty mnie kiedykolwiek kochałeś, tato?
Długa cisza. Potem tylko jedno zdanie:
– Nie wiem, Sandra... Chyba nie umiałem.
Płakałam jak dziecko
To było przypadkowe. Wyszłam tylko po chleb i mleko. W sklepie było duszno, kolejka dłużyła się w nieskończoność. Stałam przy chłodniach, zerkając na telefon, kiedy ich zobaczyłam. Maks i Lena. Stali przy lodach, zerkając na kolorowe opakowania. Iwona obok, jak zwykle elegancka, choć z nieco zmęczonym wyrazem twarzy. Zamarłam. Przez moment miałam ochotę się odwrócić i wyjść, zanim mnie zauważą. Ale nie zdążyłam. Lena spojrzała na mnie. Przez sekundę nasze spojrzenia się spotkały. Jej oczy – podobne do ojca – nie mówiły nic. Kompletnie nic. Jakby patrzyła na obcą kobietę. Po prostu klientkę w sklepie. I wtedy to padło.
– Mamo, czy to jest Sandra?
Zacisnęło mi gardło. Czułam, że zaraz się rozpłaczę, ale z całych sił próbowałam nie zrobić sceny.
– Nie patrz tam, kochanie, nie zawracaj sobie głowy – odpowiedziała Iwona spokojnie, nawet się nie oglądając. – Chodź, wybierz te z maliną, dobrze?
Zamknęłam oczy. Zacisnęłam dłonie na rączce koszyka. Pani przede mną coś mruknęła z irytacją. Odsunęłam się i wyszłam, zostawiając zakupy. Wróciłam do domu jak w transie. Usiadłam na podłodze w przedpokoju, nie ściągając butów. Płakałam. Nie cicho, nie godnie. Płakałam jak dziecko, które właśnie zrozumiało, że nikt już po nie nie wróci. Wieczorem wyjęłam pudełko ze zdjęciami. Ja i tata na plaży. Ja z gitarą na kolanach, próbująca zagrać jak on. Ja w jego kurtce, którą zakładałam, kiedy wracał z delegacji. Wzięłam zapalniczkę. Jedno po drugim – zdjęcia znikały w płomieniu. Bez ceremonii. Bez melodramatu. To nie była zemsta. To było pożegnanie.
Nie było nic do dodania
SMS przyszedł późnym wieczorem. Krótki. „Przepraszam. Chcesz porozmawiać?” Zawahałam się. Może chciałam. Może nie. Ale odpisałam: „Jutro. Kawiarnia przy dworcu. 18:00”. Przyszedł pierwszy. Siedział przy oknie. Popijał herbatę, jakby nic się nie stało. Jakbyśmy byli po prostu ojcem i córką, spotykającymi się raz na jakiś czas.
– Cześć – powiedział, kiedy usiadłam. – Dziękuję, że przyszłaś.
Skinęłam głową. Patrzyłam na niego. Zmęczony, starszy niż go pamiętałam. Albo może po prostu pierwszy raz nie patrzyłam z pozycji dziecka.
– Chciałem przeprosić – zaczął. – Za to wszystko. Za to, że cię zostawiłem. Za to, że nie byłem... nie byłem ojcem, jakim powinienem być.
– Dlaczego? – zapytałam cicho. – Dlaczego mnie zostawiłeś? Tak po prostu?
Westchnął. Oparł łokcie na stole, spojrzał w bok.
– Nie planowałem cię porzucić. Po prostu... wszystko się potoczyło za szybko. Nowa praca. Iwona. Dzieci. Nie ogarniałem.
– Nie porzuca się dziecka przypadkiem – odpowiedziałam. – To jest decyzja.
Zamilkł. Nie miał nic na swoją obronę. I dobrze. Nie potrzebowałam więcej. Żadnych wyjaśnień. Żadnych łez.
– Myślałem, że dasz sobie radę. Z mamą. Że jesteś silna – mruknął.
– Byłam. Ale nie dzięki tobie – powiedziałam spokojnie.
Chwilę później zapadła cisza. Długa. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Wstałam pierwsza.
– Muszę już iść.
Skinął głową.
– Trzymaj się, Sandra.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam.
Sandra, 21 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy mój mąż mnie zostawił, myślałam, że moje życie się skończyło. To uczynny sąsiad ożywił we mnie ukryte pragnienia”
- „Mój mąż był spokojny i cichy, a ja mu ufałam. Dopiero od obcej kobiety dowiedziałam się, z kim żyłam pod jednym dachem”
- „Gdy dostałam mieszkanie w spadku, od razu uciekłam od matki. Ciotka zostawiła mi też koperty z dziwną zawartością”