Reklama

Ludzie mają różne relacje z pasierbami, ja swojego się bałam. Od pierwszego spotkania czułam w jego obecności dziwny niepokój, musiało jednak minąć trochę czasu, zanim byłam gotowa przyznać się przed samą sobą, że ja, trzydziestoletnia kobieta lękam się jedenastolatka.

Reklama

W Damianie nie podobało mi się wszystko

Przeszywające, pozbawione emocji spojrzenie, cyniczny uśmieszek czający się w kącikach ust, nawet zadarty, pewny siebie nos sprawiał wrażenie wyniosłego. Chłopiec potrafił mówić przykre rzeczy tylko po to, żeby z chłodnym zaciekawieniem przyglądać się reakcji swojego rozmówcy, a ofiary wybierał bardzo starannie.

Nigdy nie ośmieliłby się zranić swojego ojca ani matki, do dziadków odnosił się z czułością, za to mnie traktował równie podle, jak swoje młodsze rodzeństwo.

Damian to diabeł wcielony – żaliłam się przyjaciółce, psycholożce.

– Przesadzasz, po prostu nie lubi cię, bo zabrałaś mu ukochanego tatusia – tłumaczyła. – Wiem, że jego rodzice rozwiedli się, zanim poznałaś Adama, ale z punktu widzenia dziecka prawda jest inna, musisz więc przekonać go do siebie. Pamiętaj, że Adam, chociaż rozwiódł się z żoną, to bardzo kocha swoje dzieci. Opowiadasz o Damianie jakby był wcielonym złem, a to przecież tylko dziecko…

Zobacz także

„Czyżby?” – pomyślałam, lecz skarcona przez przyjaciółkę przestałam się jej zwierzać ze swoich problemów z pasierbem.

Nie mówiłam jej o naszych powitaniach, kiedy uśmiechnięty wtulał się we mnie jedynie po to, żeby wyszeptać mi do ucha, jak bardzo mnie nienawidzi. Udawałam, że go nie słyszę, ale kiedy pewnego dnia zapytał, czy się go boję, odskoczyłam jak oparzona.

Już miałam powiedzieć, co o nim myślę, kiedy jego ojciec wybuchł śmiechem

– Musisz zobaczyć swoją minę, kochanie, przecież Damian nie gryzie – chichotał, więc i ja odruchowo się uśmiechnęłam.
A temu smarkaczowi nawet nie mrugnęła powieka. Stojąc tyłem do ojca, przyglądał mi się tak, jakbym była zdychającym, rozdeptanym robakiem.

Nie powinnam była wtedy kłamać, tak samo jak nie powinnam była milczeć, widząc, że Damian zamiast bawić się z rodzeństwem, przegląda moją bieliznę, szpera w moich albumach ze zdjęciami, wycinając mnie z większości zdjęć, podkrada moją biżuterię albo kosmetyki. „Może przyjaciółka ma rację? Może powinnam więcej pracować nad naszą relacją?” – zastanawiałam się, czując, że jestem coraz bardziej osamotniona w swoich sądach.

– Damian jest wspaniałym chłopcem – rozpływał się Adam zachwycony swoim pierworodnym synem. – Z pewnością zostanie kimś, nie to, co jego młodszy brat, wrażliwiec, artystyczna dusza – prychał z pogardą. – Damian ma wszystkie cechy przywódcy, jest błyskotliwy, wygadany, przedsiębiorczy, świetnie się uczy, dobrze gra w piłkę, potrafi pracować w zespole i zrobi wszystko, żeby osiągnąć wyznaczony cel. Przyznam, że czasem zazdroszczę mu charyzmy… – puchł z dumy.

Na moje nieśmiałe uwagi, że może jego syn wcale nie jest taki, reagował złością

Mogłam wtedy zapomnieć o spokojnym wieczorze czy romantycznym weekendzie, bo obrażony zmieniał plany, twierdząc, że jest bardzo zapracowany. Wiedziałam, że dzieci to jego czuły punkt. Każdy, kto ośmielił się je skrytykować, choćby nawet nielubianego najmłodszego syna, znikał z listy znajomych Adama. Pod tym względem mój narzeczony był nieprzejednany, a ja kochałam go do szaleństwa.

Nigdy przedtem nie spotykałam się z mężczyzną sukcesu, który z powodzeniem łączył prowadzenie świetnie prosperującego biznesu z podróżniczą pasją. Pokazał mi świat, o jakim nawet nie marzyłam, otworzył na seks i wspierał na każdym kroku. Nie przeszkadzała mi w nim nawet myśliwska pasja i pokaźna kolekcja broni trzymana w sejfie. Zależało mi na Adamie, więc choć najchętniej wysłałabym jego syna w kosmos, zagryzałam zęby, starając się zbliżyć do bachora z piekła rodem.

Jedynymi moimi sojusznikami w tej nierównej walce byli niewiele młodsza od Damiana Julia i Antoni. Tyle że nikt nie wierzył opowieściom rodzeństwa o bracie.

Matka, przybita rozwodem, ceniła samodzielność starszego syna, bo najbardziej potrzebowała teraz świętego spokoju. Zresztą ją, podobnie jak resztę rodziny, drażniła nadwrażliwość i delikatność Antka, zaś Julia irytowała matkę już samym faktem, że była dziewczynką podobną do niej, więc z góry życiowo przegraną.

Nagrodą za moje milczenie było szczęście u boku Adama

Po krótkim narzeczeństwie zostałam jego drugą żoną, panią rozległej posiadłości, z własnym kontem i samochodem. Marzyłam o dziecku, ale Adam wolał podróżować, niż płodzić kolejnego dziedzica. I choć przed ślubem często snuliśmy plany na temat powiększenia rodziny, to po ceremonii mąż nabrał w tej sprawie wody w usta, odkładając nasze plany na bliżej nieokreśloną przyszłość.

Widząc, jak zachowuje się Damian, nie naciskałam, czasem jednak wspominałam nieśmiało mężowi, że mój zegar biologiczny tyka, ale puszczał tę uwagę mimo uszu. Tym bardziej zdziwiłam się, kiedy któregoś dnia jego syn, wykorzystawszy, że zostaliśmy sami stwierdził:

– Lepiej, żebyś nie miała dzieci. Mówię to z troski o ciebie.

– Co masz na myśli?! – zdenerwowałam się, bo nie spodobał mi się ton jego głosu.

– Nic, zupełnie nic, to taka dobra synowska rada… – wycedził przez zęby.

Zadrżałam wystraszona, że grozi mi piętnastoletni gnojek, którego nikt nie potrafi utemperować. „Pewnie boi się, że straci majątek na rzecz kolejnego dziecka. A może nie jest wcale taki pewny swego miejsca w sercu ojca?” – zastanawiałam się.

Mąż, widząc, że coś mnie gryzie, postanowił poprawić mi humor i kupił mi ślicznego pieska. Miniaturkę. Moja Lubeńka, podobnie jak ja, nienawidziła Damiana i tak samo jak ja zręcznie ukrywała swoje uczucia przed panem.

Warczała na mojego pasierba, tylko kiedy zostawaliśmy sami, stając między nami i trzymając Damiana na dystans. W głębi duszy cieszyła mnie jej bohaterska postawa, nie wiedziałam jednak, że przyjdzie jej za to zapłacić najwyższą cenę. Zaczęło się od kopniaka. Któregoś razu Damianowi puściły nerwy i kopnął stającego w mojej obronie psiaka.

Luba odbiła się od lodówki i wylądowała na podłodze z połamanymi żebrami

Wzburzona natychmiast zadzwoniłam do męża. Ten w pierwszej chwili przejął się i obiecał porozmawiać z synem, ale po powrocie do domu stwierdził, że Luba sama jest sobie winna.

– Musisz nad nią panować, to właściciel ponosi odpowiedzialność za swojego pupila – powiedział i nawet nie pogłaskał biedulki.

Rozżalona postanowiłam sama wymierzyć sprawiedliwość. Pojechałam do domu matki Damiana, i nie zważając na jej obecność, wykrzyczałam chłopakowi w twarz, że jest pozbawionym uczuć bydlakiem.

Może na tym by się skończyło, gdyby Damian nie roześmiał się swoim zwyczajem. Wyprowadzona z równowagi z całej siły uderzyłam go w twarz. Zamilkł zdziwiony, że ktoś śmie podnieść na niego rękę, a ja nie czekając na ripostę, wróciłam do siebie, gdzie trafiłam na wściekłego Adama. Zabolała mnie jego oziębłość. Czy miłość do syna aż tak go zaślepiła, że nie widział, jakim potworem staje się ten chłopak?

Uprzedzałam cię, jaki jest Adam – powiedziała mi później jedna z jego byłych partnerek biznesowych.

Paulina przez chwilę miała szansę zostać drugą żoną Adama, dlatego nie brałam na poważnie jej wcześniejszych ostrzeżeń. Uważałam, że po prostu nie znosi mnie, swojej następczyni, ale po śmierci Luby przypomniałam sobie jej słowa i zadzwoniłam, prosząc o rozmowę.

– Ostrzegałam cię, że ten chłopak usunie każdego, kto spróbuje stanąć między nim a zapatrzoną w niego rodziną. Tak zrobił ze mną, z i tak postąpi z tobą, jeśli wejdziesz mu w drogę. Jeśli chcesz być z Adamem, musisz dalej grać w tę grę, ale na twoim miejscu wycofałabym się z tej relacji. – westchnęła.

Damian zniechęcił ją do Adam

Zbladła, uciekła wzrokiem przed moim spojrzeniem i to wystarczyło mi za odpowiedź.

– Ale dlaczego wszyscy traktują tego gnojka, jakby był jakimś bóstwem? Przecież to nienormalne! – zmieniłam temat.

Paulina uśmiechnęła się smutno. Znała Adama znacznie dłużej niż ja, jeszcze z czasów, gdy był nieszczęśliwym mężem niemogącym doczekać się potomka.

– Podobno z żoną długo i żarliwie się modlili o ten cud… – stwierdziła.

– Ale pozostałe dzieci nie są tak rozwydrzone jak Damian – zauważyłam.

– Pozostałe dzieci nie są ich. Dobrali je sobie, jak się dobiera psiaki, do towarzystwa dla Damiana, żeby nie wyrósł na egoistę – zaśmiała się smutno. – Jak widzisz, nie udało się… Mogę zapalić? Nie wiem, jak naprawdę było z tym cudem, ale jestem przekonana, że oboje z żoną zaprzedaliby duszę diabłu, żeby tylko mieć syna.

Nie ochłonęłam jeszcze po wiadomości, że Julka i Antek są adoptowani, więc nie do końca zrozumiałam sens ostatniego zdania. Musiałam wyglądać na zaskoczoną, bo Paulina zaczęła mnie pocieszać.

– Nie przejmuj się moimi bezpodstawnymi domysłami, po prostu źle go wychowali.

Łatwo jej było mówić. To nie ona żyła z Adamem i nie ona widywała jego syna kilka razy w tygodniu.

– Pokazałaś, że masz charakter, może się od ciebie odczepi – rzuciła na koniec.

Damian nie zapomniał, że poniżyłam go przy bliskich

Co prawda jego siostra pogratulowała mi odwagi, ale nikt poza mną i Antkiem nie podzielał jej zdania. Miałam przeciwko sobie całą rodzinę Adama. Teściowie z nieskrywaną satysfakcją zaczęli kopać pode mną dołki. Wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia, ilekroć zaśmiałam się głośniej lub wypowiedziałam coś bardziej stanowczym tonem, albo gdy nie zrozumiałam pytania.

Dawali mi do zrozumienia, że jestem niestabilna emocjonalnie. Gorliwie wtórowała im w tym była żona Adama, którą musiałam podejmować od czasu do czasu na niedzielnych, rodzinnych obiadach.

– Powinnaś wyjechać i odpocząć, Małgosiu – zasugerowała kiedyś. – Mam dobrego psychiatrę, bardzo mi pomógł po…

Podziękowałam za troskę, to jednak nie zmieniło nastawienia rodziny Adama do mnie. Najgorszy był Damian. Coraz częściej zaglądał do naszego domu pod nieobecność męża, i ignorując mnie, przechadzał się po pokojach pewnym krokiem.

– Spadaj, jestem u siebie – powtarzał, kiedy próbowałam go wyprosić.

Starałam się więc go ignorować, ale nie wytrzymałam, gdy podczas jednej z niezapowiedzianych wizyt wyjął z barku wino i nalał nam je do kieliszków.

– Zawsze mi się podobałaś – stwierdził.

– Wynoś się – wrzasnęłam, czując, że puszczają we mnie wszelkie hamulce, ale on swoim zwyczajem tylko się roześmiał.

Próbował mnie złapać i przyciągnąć do siebie, lecz go odepchnęłam. Zatoczył się na stolik, przewracając kieliszki, ale nie przestawał się uśmiechać. Wściekła pobiegłam do sypialni po telefon komórkowy, jednak Damian był szybszy. Nim zdążyłam wybrać numer męża, gnojek stał już w drzwiach pokoju.

– A teraz uciekaj, moja zwierzyno! No już! Biegnij! – ryknął i wystrzelił w sufit.

Przerażona rzuciłam się na niego, ale tym razem to on okazał się silniejszy. Jednym ruchem ręki zepchnął mnie ze schodów, prosto do pokoju gościnnego. Nie wiem, jak udało mi się wstać.

Wzywałam pomocy, ale nikt mnie nie słyszał

Damian mógłby mnie zamordować w naszej położonej na uboczu posiadłości i nikt nawet by się nie dowiedział, że nie żyję. Powietrze przeszywał tylko mój krzyk i huk kolejnych wystrzałów. Śrut zranił mnie w nogę. Mimo bólu biegłam dalej, mając nadzieję, że dotrę do samochodu i ucieknę od tego szaleńca.

Nie wiem, czy udałoby mi się zrealizować ten plan, gdyby nie Antek. Mój najmłodszy pasierb postanowił zajrzeć do nas po szkole. W przeciwieństwie do starszego brata od eleganckich limuzyn z szoferem wolał autobusy czy rower, którym przyjechał tego dnia. Chciał się pochwalić przed ojcem szóstką z fizyki i pełnym entuzjazmu wpisem do dzienniczka wymagającego nauczyciela. Trafił na jatkę urządzoną przez brata.

Tego dnia przydały mu się wszystkie rady ojca

Wyczekał moment, gdy jego zadowolony z siebie brat dopadł mnie przy samochodzie, celując we mnie – i uderzył go z całej siły leżącym nieopodal drągiem. Nigdy nie przypuszczałabym, że drobny trzynastolatek może być tak silny, a jednak jeden celny cios wystarczył, żeby Damian stracił przytomność. Rozpłakałam się, widząc go leżącego bezwładnie, ale zarazem poczułam ulgę. Finalnie nic groźnego się nie stało, Damian nie miał poważnych obrażeń (a to dziwne), ale lekarze postanowili zatrzymać go na obserwacji jeszcze kilka dni.

A Adam... kiedy do niego zadzwoniłam, od razu wezwał policję i doniósł na Antka. Co za potwór!

Moje zeznania sprawiły, że sąd potraktował Antka bardzo łagodnie - umorzył postępowanie, uznając, że działał w obronie koniecznej. Oczywiście rodzina Adama uznała, że to ja jestem wszystkiemu winna i swoim nieobliczalnym zachowaniem doprowadziłam ich dziedzica do wybuchu furii, a biednego Antka do próby zamachu na jego życie.

Nie miałam siły ani ochoty tłumaczyć się przed nimi

Odeszłam od Adama i choć nie było mi łatwo, nauczyłam się żyć na nowo. Dzisiaj jestem szczęśliwa u boku zwyczajnego, ale dobrego mężczyzny, i z radością oczekuję jego, mam nadzieję, zwyczajnego dziecka.

A Adam? Coż... docenił swojego młodszego syna. Tyle że zamiast otworzyć przed nim swoje serce, zachwycił się jego czynem. Zaimponowała mu zimna krew Antka i zdecydowanie, z jakim wymierzył cios. Jakby zamach na brata uzmysłowił ojcu, że jego najmłodsze dziecko także może stać się potworem i być godnym następcą pierworodnego.

Reklama

Nie wiem, co u nich. Wyprowadziłam się jeszcze zanim Damian wyszedł ze szpitala i mam szczerą nadzieję, że więcej go nie spotkam. Najpierw wynajęłam mieszkanie na drugim końcu miasta, a potem wprowadziłam się do Marcina, który mieszkał ni to we wsi, ni to jeszcze w mieście, w przestronnym domu po rodzicach. Teraz żyję w spokoju i pełna miłości.

Reklama
Reklama
Reklama